Wreszcie wyszli poza obóz. Kiedy usłyszała kotkę, w jej głowie odpalił się alarm. „Lisie Łajno! Zauważyła!” Takie były jej pierwsze myśli. Jednak nie dawała tego po sobie poznać i przybrała smutną minę.
-Oh…- odwróciła się i pochyliła głowę, próbując zmusić się do płaczu na zawołanie. Karaś wyglądała na taką, co z miejsca zapomni o problemie i zacznie ją pocieszać.
- Um… To znaczy… Takie miałam wrażenie po prostu… Przepraszam, um, chyba. Nie rozumiem - wyjąkała kotka mało składny ciąg słów, najwyraźniej nie wiedząc, co ma robić. Czyli wyliczenia, pręgowanej tygrysio się sprawdziły. Udało jej się wymusić kilka łez, po czym z powrotem na nią popatrzyła.
- Czyli możemy być przyjaciółkami?- zapytała chwiejącym się głosem. Jak ona nie chciała tego robić. Ale aktualnie tylko to jej przychodziło do głowy, więc wybrała tę opcję.
- No tak, pewnie – odpowiedziała uczennica Piórolotkowego Trzepotu, wciąż ciut skołowana. - Myślałam, że się za bardzo narzucam, ale jeśli nie to wszystko okay - rozpromieniła się lekko. -Bałam się, że może Różana Łapa nagadała ci coś złego, my… lekko nie przepadamy za sobą.
- Nie, ja ogólnie mało tutaj gadam i innymi…- starała się udawać nieśmiałą bo ta taktyka jak na razie działała.
- Ah, to w porządku w takim razie! - Karasiowa Łapa uśmiechała się, stając pewnie na drugim brzegu, gdzie czekał już Piórolotkowy Trzepot. - Jesteśmy, żyjemy! - zameldowała mu żartobliwym tonem.
– Musisz spróbować się trochę otworzyć na inne koty, mówię Ci, znalazłabyś tyle fajnych przyjaciółek w klanie Nocy – miauknęła z powrotem do kotki entuzjastycznie. – Nawet jeśli ktoś z dala wydaje się marudny, albo trochę dziwny to w środku może się okazać super osobą!
Nie wiedziała, czemu gadała z uczennicą. Miała tu tylko przychodzić się uczyć, a nie nawiązywać relacje. I tak te wszystkie nocniaki nic dla niej nie znaczą.
- Może masz rację…- powiedziała cicho, nadal udając nieśmiałą kotkę.
- Na przykład mój mentor jest totalnie super - ciągnęła niezrażona nocniaczka - I Kazarkowa Łapa i Krabik… A wiesz, jak się ma przyjaciół, to potem w trudnej chwili masz na kogo liczyć i nie czujesz się samotna… I masz z kim chodzić na patrole i dużo lepiej się na nich bawisz, spędzając czas z ważnymi dla ciebie kotami… Wtedy od razu lepiej się rano wstaje! Albo gdy wiesz, że to dzień zgromadzenia i zobaczysz się, ze znajomymi z innych klanów - uśmiechnęła się sama do siebie. Niebieska nie zamierzała gadać z wojownikami. Z innego klanu i w dodatku trochę sztywniejsi niż uczniowie. W sumie to z nikim nie zamierzała gadać.
-Tak…chyba... - powiedziała, brzmiąc, jakby naprawdę to ją obchodziło. Treningi u Mrocznej Wizji robiły swoje. Nagle szylkretowa coś wywęszyła i porozumiała się ze swoim mentorem wzrokiem, po czym znikła. Po chwili dopiero wróciła z nornicą w pysku. Tortie chciała załatwić to jak najszybciej. Wystarczy pozbierać kilka ziół i już wrócą do obozu a bicolorka nie będzie jej już zawracać głowy. Brązowooka wskazała na kępę jeszcze żywego mniszka lekarskiego.
-Chodźmy go zebrać- miauknęła. Córka Krzyczącej Makreli zakopała w odpowiednim miejscu piszczkę, zapewne, żeby wziąć ją gdy będą wracać.
- Pewnie, trzeba ci jakoś pomóc? – spytała z uśmiechem.
- Nie trzeba - powiedziała siostra Wierzby i podeszła do rośliny. Zebrała jakieś resztki żywych roślin w tej kępie i wróciła do kotów.
- Chodźmy dalej - miauknęła.
- Czego jeszcze potrzebujesz? - zagadnęła uczennica Piórolotkowego Trzepotu pogodnie, maszerując niedaleko.
- W sumie to wszystkiego, co znajdziemy- odpowiedziała Cisowa Łapa.
- No dobrze… To może coś o sobie opowiesz? Ja strasznie dużo mówię, wiem o tym… Ale przez to mało o Tobie wiem, jak na to, że jesteśmy… przyjaciółkami - ostatnie słowo kotka wypowiedziała dość niepewnie, lekko kładąc po sobie uszy. „Przyjaciółkami? Dobre” pomyślała sobie uczennica medyczki. Ona nie miała przyjaciół. Przynajmniej już nie miała.
-No…jestem z Klanu Wilka i uczę się na medyka… - powiedziała, obierając taktykę „play along” jednocześnie mówiąc jak najmniej użytecznych informacji.
- No tak, to już wiedziałam - koleżanka zaśmiała się cichutko. – Mam na myśli coś więcej, wiesz, co lubisz robić w wolnym czasie, jakich masz przyjaciół w klanie Wilka, jakie jest twoje ulubione jedzenie czy nawet zioło…
-No… lubię jeść małe ptaki, a moim ulubionym ziołem jest Trybula - odpowiedziała wilczaczka, dalej starając się grać. Czarna wydawała się zadowolona.
- Nie mam pojęcia, jak wygląda Trybula… Opowiesz mi o niej więcej?
- No…wygląda trochę jak paproć… i ma słodki zapach- szylkretka nie wiedziała jak ma to
calico wytłumaczyć, ale pamiętała ile czasu Zaranna Zjawa i Naparstnicowa Kołysanka próbowały ją nauczyć zastosowań tego zioła.
- Brzmi ciekawie - przyznała zielonooka - Chociaż nigdy nie ciągnęło mnie do zostania medyczką, ale o tym chyba wiesz – uśmiechnęła się lekko. - Zdecydowanie najbardziej lubię makrele, ale ptaki też są smaczne. Mogę nam poszukać jakichś na stosie, jak tylko wrócimy- zaproponowała posiłek.
-Tak… jasne - mruknęła pręgowana tygrysio -Berek!- krzyknęła, po czym pobiegła szybko, nadal trzymając się grupy. Wreszcie mogła chwilę odpocząć od tego paplania siostry Skrzelikowej Łapy. I do tego czuła wiatr w futrze. Coś, co tak bardzo kochała. Lekki powiew smagający jej futro. Czuła się wolna. Nie musiała tu być. Mogła pójść, gdzie tylko chciała…
-Oh…- odwróciła się i pochyliła głowę, próbując zmusić się do płaczu na zawołanie. Karaś wyglądała na taką, co z miejsca zapomni o problemie i zacznie ją pocieszać.
- Um… To znaczy… Takie miałam wrażenie po prostu… Przepraszam, um, chyba. Nie rozumiem - wyjąkała kotka mało składny ciąg słów, najwyraźniej nie wiedząc, co ma robić. Czyli wyliczenia, pręgowanej tygrysio się sprawdziły. Udało jej się wymusić kilka łez, po czym z powrotem na nią popatrzyła.
- Czyli możemy być przyjaciółkami?- zapytała chwiejącym się głosem. Jak ona nie chciała tego robić. Ale aktualnie tylko to jej przychodziło do głowy, więc wybrała tę opcję.
- No tak, pewnie – odpowiedziała uczennica Piórolotkowego Trzepotu, wciąż ciut skołowana. - Myślałam, że się za bardzo narzucam, ale jeśli nie to wszystko okay - rozpromieniła się lekko. -Bałam się, że może Różana Łapa nagadała ci coś złego, my… lekko nie przepadamy za sobą.
- Nie, ja ogólnie mało tutaj gadam i innymi…- starała się udawać nieśmiałą bo ta taktyka jak na razie działała.
- Ah, to w porządku w takim razie! - Karasiowa Łapa uśmiechała się, stając pewnie na drugim brzegu, gdzie czekał już Piórolotkowy Trzepot. - Jesteśmy, żyjemy! - zameldowała mu żartobliwym tonem.
– Musisz spróbować się trochę otworzyć na inne koty, mówię Ci, znalazłabyś tyle fajnych przyjaciółek w klanie Nocy – miauknęła z powrotem do kotki entuzjastycznie. – Nawet jeśli ktoś z dala wydaje się marudny, albo trochę dziwny to w środku może się okazać super osobą!
Nie wiedziała, czemu gadała z uczennicą. Miała tu tylko przychodzić się uczyć, a nie nawiązywać relacje. I tak te wszystkie nocniaki nic dla niej nie znaczą.
- Może masz rację…- powiedziała cicho, nadal udając nieśmiałą kotkę.
- Na przykład mój mentor jest totalnie super - ciągnęła niezrażona nocniaczka - I Kazarkowa Łapa i Krabik… A wiesz, jak się ma przyjaciół, to potem w trudnej chwili masz na kogo liczyć i nie czujesz się samotna… I masz z kim chodzić na patrole i dużo lepiej się na nich bawisz, spędzając czas z ważnymi dla ciebie kotami… Wtedy od razu lepiej się rano wstaje! Albo gdy wiesz, że to dzień zgromadzenia i zobaczysz się, ze znajomymi z innych klanów - uśmiechnęła się sama do siebie. Niebieska nie zamierzała gadać z wojownikami. Z innego klanu i w dodatku trochę sztywniejsi niż uczniowie. W sumie to z nikim nie zamierzała gadać.
-Tak…chyba... - powiedziała, brzmiąc, jakby naprawdę to ją obchodziło. Treningi u Mrocznej Wizji robiły swoje. Nagle szylkretowa coś wywęszyła i porozumiała się ze swoim mentorem wzrokiem, po czym znikła. Po chwili dopiero wróciła z nornicą w pysku. Tortie chciała załatwić to jak najszybciej. Wystarczy pozbierać kilka ziół i już wrócą do obozu a bicolorka nie będzie jej już zawracać głowy. Brązowooka wskazała na kępę jeszcze żywego mniszka lekarskiego.
-Chodźmy go zebrać- miauknęła. Córka Krzyczącej Makreli zakopała w odpowiednim miejscu piszczkę, zapewne, żeby wziąć ją gdy będą wracać.
- Pewnie, trzeba ci jakoś pomóc? – spytała z uśmiechem.
- Nie trzeba - powiedziała siostra Wierzby i podeszła do rośliny. Zebrała jakieś resztki żywych roślin w tej kępie i wróciła do kotów.
- Chodźmy dalej - miauknęła.
- Czego jeszcze potrzebujesz? - zagadnęła uczennica Piórolotkowego Trzepotu pogodnie, maszerując niedaleko.
- W sumie to wszystkiego, co znajdziemy- odpowiedziała Cisowa Łapa.
- No dobrze… To może coś o sobie opowiesz? Ja strasznie dużo mówię, wiem o tym… Ale przez to mało o Tobie wiem, jak na to, że jesteśmy… przyjaciółkami - ostatnie słowo kotka wypowiedziała dość niepewnie, lekko kładąc po sobie uszy. „Przyjaciółkami? Dobre” pomyślała sobie uczennica medyczki. Ona nie miała przyjaciół. Przynajmniej już nie miała.
-No…jestem z Klanu Wilka i uczę się na medyka… - powiedziała, obierając taktykę „play along” jednocześnie mówiąc jak najmniej użytecznych informacji.
- No tak, to już wiedziałam - koleżanka zaśmiała się cichutko. – Mam na myśli coś więcej, wiesz, co lubisz robić w wolnym czasie, jakich masz przyjaciół w klanie Wilka, jakie jest twoje ulubione jedzenie czy nawet zioło…
-No… lubię jeść małe ptaki, a moim ulubionym ziołem jest Trybula - odpowiedziała wilczaczka, dalej starając się grać. Czarna wydawała się zadowolona.
- Nie mam pojęcia, jak wygląda Trybula… Opowiesz mi o niej więcej?
- No…wygląda trochę jak paproć… i ma słodki zapach- szylkretka nie wiedziała jak ma to
calico wytłumaczyć, ale pamiętała ile czasu Zaranna Zjawa i Naparstnicowa Kołysanka próbowały ją nauczyć zastosowań tego zioła.
- Brzmi ciekawie - przyznała zielonooka - Chociaż nigdy nie ciągnęło mnie do zostania medyczką, ale o tym chyba wiesz – uśmiechnęła się lekko. - Zdecydowanie najbardziej lubię makrele, ale ptaki też są smaczne. Mogę nam poszukać jakichś na stosie, jak tylko wrócimy- zaproponowała posiłek.
-Tak… jasne - mruknęła pręgowana tygrysio -Berek!- krzyknęła, po czym pobiegła szybko, nadal trzymając się grupy. Wreszcie mogła chwilę odpocząć od tego paplania siostry Skrzelikowej Łapy. I do tego czuła wiatr w futrze. Coś, co tak bardzo kochała. Lekki powiew smagający jej futro. Czuła się wolna. Nie musiała tu być. Mogła pójść, gdzie tylko chciała…
<Karaś? Goń mnie!>
[803 słów do treningu wojownika]
[przyznano 16%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz