Leżał. Nie mógł się ruszyć. Czuł się całkiem pusty. Wszędzie było ciemno. A może jasno? Nie wiedział tego. Nie był w stanie myśleć, nie wiedział co się z nim dzieje.
"Może tak właśnie wygląda śmierć?" - myślał Klamerka.
Dlaczego został sam? Dlaczego nikogo przy nim nie ma? Może gdyby wcześniej... gdyby wcześniej wiedział, co to znaczy być samotnym to... nie, wtedy i tak by się izolował, ale przynajmniej nie tak bardzo... Ale skąd miał wiedzieć? Jedynym kto naprawdę coś dla niego znaczył, był mentor... ale jego już nie ma... No właśnie. Gdzie on jest? Dlaczego go zostawił?
"Może tak właśnie wygląda śmierć?" - myślał Klamerka.
Dlaczego został sam? Dlaczego nikogo przy nim nie ma? Może gdyby wcześniej... gdyby wcześniej wiedział, co to znaczy być samotnym to... nie, wtedy i tak by się izolował, ale przynajmniej nie tak bardzo... Ale skąd miał wiedzieć? Jedynym kto naprawdę coś dla niego znaczył, był mentor... ale jego już nie ma... No właśnie. Gdzie on jest? Dlaczego go zostawił?
***
Wiele księżyców temu...
Klamerka leżał za śmietnikiem, tuż przy drodze grzmotu. Co jakiś czas jeździły po niej potwory dwunożnych, z głośnym warkotem mijając jego kryjówkę.
- Dobrze, więc pora na lekcję numer... - zaczął. - W sumie nie wiem którą, ale pewnie koło setki. Dzisiaj, Spinaczu, nauczysz się przechodzić przez Drogę Grzmotu.
Klamerka zamrugał.
- Po co?
- Żeby... móc dostać się na drugą stronę? - Nikita spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- Co w tym trudnego? - spytał ponownie Klamerka.
- No wiesz... Potwór może cię zmiażdżyć. Wiesz, ile dobrych kotów straciliśmy w taki sposób?
Chociaż skoro nie umiały przejść przez ulicę, to chyba nie były takie dobre... - Nikita spojrzał na Klamerkę. - Dobra, słuchaj mądralo, skoro jesteś taki mądry, to przejdź przez tę drogę. Tylko nie kładź się na samym środku, okej? Ja wiem, że byś to zrobił.
Klamerka zamrugał.
- No co tak stoisz? - spytał Nikita. - Rusz się.
- Myślałem, że mi pokażesz.
Nikita uniósł brew.
- Mówiłeś, że potrafisz.
- Mówiłem, że to proste. Nie, że potrafię - powiedział Klamerka, nie odrywając wzroku od drogi.
Mentor przewrócił oczami.
- No dobra. To patrz i ucz się.
Nikita podpełzł do drogi, rozejrzał się. Poczekał, aż potwór przejedzie, a potem zwinnie i szybko pokonał ulicę. Potem odwrócił się i spojrzał na Klamerkę.
Czekoladowy stał tam, patrzył na niego. Nie mógł się ruszyć. Znowu to się zaczyna... Pole widzenia zaczęło mu się zmniejszać, dookoła zrobiło się ciemno, jakby wszystko przykrył dym. Widział plamki światła, które zaczęły kręcić się w koło...
Klamerka położył się, skulił się na ziemi.
Nikita zmrużył oczy. Po chwili rozejrzał się, i po kilku susach znalazł się po drugiej stronie ulicy. Podszedł do Klamerki, szturchnął go nosem.
- Ej, żyjesz? Agrafko? Dobrze się czujesz?
Klamerka nie odpowiedział. Nikita westchnął.
- No dobrze, koniec na dziś. Chodź, idziemy.
Ale Klamerka się nie poruszył. Mentor nie widział co się z nim dzieje, ale to nie było nic nadzwyczajnego - czekoladowy zawsze tak miał... Nikita po prostu się przyzwyczaił, nigdy w to głębiej nie wnikał, bo... wiedział, że czasem lepiej nie wiedzieć. Zwłaszcza informacji, które mogłyby komuś zaszkodzić.
- Wiesz... Nie było tak znowu najgorzej - stwierdził mentor, stając obok. - Nie wpadłeś pod potwora, ani... nie zginąłeś. Mi oczywiście... pierwszy raz poszedł wyśmienicie i genialnie, pomijając fakt, że po drugiej stronie wpadłem do kałuży, ale to lepiej pominąć. - Nikita uśmiechnął się lekko.
Klamerka drgnął, ale nic nie powiedział.
- Nie przejmuj się. Nie tym razem, nie następnym, ale na pewno za którymś się uda. Wiem, co mówię. Może mnie wtedy przy tobie nie będzie, ale...wiesz... - Nikita zawahał się. - Jak by co, to... wierzę w ciebie, Klamerko.
- Dobrze, więc pora na lekcję numer... - zaczął. - W sumie nie wiem którą, ale pewnie koło setki. Dzisiaj, Spinaczu, nauczysz się przechodzić przez Drogę Grzmotu.
Klamerka zamrugał.
- Po co?
- Żeby... móc dostać się na drugą stronę? - Nikita spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- Co w tym trudnego? - spytał ponownie Klamerka.
- No wiesz... Potwór może cię zmiażdżyć. Wiesz, ile dobrych kotów straciliśmy w taki sposób?
Chociaż skoro nie umiały przejść przez ulicę, to chyba nie były takie dobre... - Nikita spojrzał na Klamerkę. - Dobra, słuchaj mądralo, skoro jesteś taki mądry, to przejdź przez tę drogę. Tylko nie kładź się na samym środku, okej? Ja wiem, że byś to zrobił.
Klamerka zamrugał.
- No co tak stoisz? - spytał Nikita. - Rusz się.
- Myślałem, że mi pokażesz.
Nikita uniósł brew.
- Mówiłeś, że potrafisz.
- Mówiłem, że to proste. Nie, że potrafię - powiedział Klamerka, nie odrywając wzroku od drogi.
Mentor przewrócił oczami.
- No dobra. To patrz i ucz się.
Nikita podpełzł do drogi, rozejrzał się. Poczekał, aż potwór przejedzie, a potem zwinnie i szybko pokonał ulicę. Potem odwrócił się i spojrzał na Klamerkę.
Czekoladowy stał tam, patrzył na niego. Nie mógł się ruszyć. Znowu to się zaczyna... Pole widzenia zaczęło mu się zmniejszać, dookoła zrobiło się ciemno, jakby wszystko przykrył dym. Widział plamki światła, które zaczęły kręcić się w koło...
Klamerka położył się, skulił się na ziemi.
Nikita zmrużył oczy. Po chwili rozejrzał się, i po kilku susach znalazł się po drugiej stronie ulicy. Podszedł do Klamerki, szturchnął go nosem.
- Ej, żyjesz? Agrafko? Dobrze się czujesz?
Klamerka nie odpowiedział. Nikita westchnął.
- No dobrze, koniec na dziś. Chodź, idziemy.
Ale Klamerka się nie poruszył. Mentor nie widział co się z nim dzieje, ale to nie było nic nadzwyczajnego - czekoladowy zawsze tak miał... Nikita po prostu się przyzwyczaił, nigdy w to głębiej nie wnikał, bo... wiedział, że czasem lepiej nie wiedzieć. Zwłaszcza informacji, które mogłyby komuś zaszkodzić.
- Wiesz... Nie było tak znowu najgorzej - stwierdził mentor, stając obok. - Nie wpadłeś pod potwora, ani... nie zginąłeś. Mi oczywiście... pierwszy raz poszedł wyśmienicie i genialnie, pomijając fakt, że po drugiej stronie wpadłem do kałuży, ale to lepiej pominąć. - Nikita uśmiechnął się lekko.
Klamerka drgnął, ale nic nie powiedział.
- Nie przejmuj się. Nie tym razem, nie następnym, ale na pewno za którymś się uda. Wiem, co mówię. Może mnie wtedy przy tobie nie będzie, ale...wiesz... - Nikita zawahał się. - Jak by co, to... wierzę w ciebie, Klamerko.
***
No i go nie ma.
[547 słów]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz