Wyszli ze żłobka. Nie lubiła tego. W bezpiecznej kociarni miała kontakt ze szylkretką i Jaskółką. Nie musiała być świadoma, ile kotów ich otacza. Jak wiele się ich tutaj kłębi. Kolorowe futra i nieznane głosy. Krzyki i szepty. To wszystko przepełniało niewielki łebek. Z opuszczoną głową podążała za kitą kotki. Fakt, że Jaskółki nie było z nimi, dodatkowo ją stresował. Nie rozumiała, dlaczego tamta musiała zostać z tą drugą. Dlaczego musiała się sama wybrać w tą podróż. Czuła jak z każdym krokiem ku nieznanemu łapki odmawiały jej posłuszeństwa. Wszystko w niej mówiło jej, że musi uciekać.
— Jesteśmy na miejscu. — ogłosił jej głos. — Zaczekaj tu chwilkę.
Podniosła delikatnie łebek, by przerażone pomarańczowe ślipia ujrzały wyraz pyska opiekunki. Żeby wiedziała, jak bardzo nie chce. Strasznie i potwornie. Pozostawiona na pastwę tych wszystkich kotów. Wszelakich spojrzeń. Zaciekawionych, pogardliwych, zrzędliwych. Otoczona plotkami, rozmowami, mrożącymi krew w żyłach intrygami. Skazana na społeczeństwo, którego tak potwornie się obawiała.
— Nic ci się nie stanie. Jesteś wśród swoich. — usłyszała i ciepły uśmiech miał ukoić jej nerwy.
Nie pomógł. Zbita w nerwowy kłębek sierści wyczekiwała jej. Każde uderzenie serca zdawało się przedłużać niemiłosiernie. Wlekło się i konało, byle nie upłynąć szybciej. Jej czujne uszy wyłapywały niechciane rozmowy. Łepetynka przetwarzała te niepotrzebne informacje. Nieprzydatne do niczego i jedynie zaśmiecające jej umysł. Tworzące nowe niepokojące myśli. Urwane słowa wyrwane z kontekstu tworzyły coraz dziwniejsze i niepokojące treści. Próbowała skupić się na oddechu, lecz zamiast tego coraz lepiej słyszała głos opiekunki. Mówiła o niej. Skarżyła się. Siewka wiedziała. Dobrze wiedziała, że była dla nich ciężarem. Niechcianym skutkiem ubocznym idealnej Jaskółki. Ciężarem ku łapie.
— ...taki dorodny szpak nie zdarza się często o tej porze...
Szpak. Dziwne emocje sprawiły, że mimowolnie skupiła się na rozmowie nieznanych kotów. Ślepia niepewnie oderwały się od kamiennej posadzki, próbując namierzyć rozmówców.
— No wiem. Jestem dumna. Niektórzy wolą zganić swoje niepowodzenie na tą całą "klątwę"... — zjeżone futro mignęło jej gdzieś pośród pozostałych kotów.
— Klątwę? Pierwsze słyszę.
Lekki śmiech zdawał się odbijać od kamiennych ścian. Siewka zadrżała na samą myśl o tym. "Klątwa". Wzdrygnęła. Nie chciała dopuścić tej myśli do siebie. Opiekunka wciąż jej powtarzała, że jest tu bezpiecznie. Łgała. Zwodziła ją, powtarzając niczym pisklę nie zdające niczego innego, kłamstwa o spokoju tego miejsca. Lecz z każdym wschodem słońca. Z każdym szczytowaniem słońca. Z każdym uderzeniem serca. Siewka coraz bardziej i bardziej przekonywała się jakimi oszczerstwami faszerowała ją opiekunka. Nic nie było prawdziwe. Wszystko okazało się fikcją. A najgorsze jej koszmary. Mary senne, które tak ją zadręczały z każdym zajściem słońca, okazywały się żyć tutaj. Wypełniać to obozowisko. Kryły się w każdym rogu. W kociarni, w starszyźnie. Nigdzie nie było bezpiecznie. Ten klan wypełniały potwory, upiory i zmory. A teraz jeszcze doszła "klątwa".
— Phi... nie zachowuj się, jakbyś dopiero urodził się w klanie. Nie gadaj, że słyszałeś jeszcze słów proroczych mojego dziecka — to sprawiło, że na uderzenie serca wyrwała się z plątaniny myśli.
— No dobra, może coś obiło mi się o uszy. Ale nie wgłębiałem się w szczegóły... — odparł drugi głos zmieszany.
— Nic nowego. — głos zdawał się znudzony, jakby takowe sprawy były tutaj na porządku dziennym. — Że to kara za sam wiesz co...
Rozmowa urwała się w momencie, gdy na zewnątrz wyszła jej opiekunka. Jej szylkretowe futro otoczyło ją, wręcz porywając w głąb kolejnej jaskini. Mrok wypełnił jej ślepia na moment, lecz gdy tylko znajome ciepło zniknęło, ujrzała nieznaną postać.
— Byłaś bardzo dzielna. Chcę, żebyś kogoś poznała.
— Jesteśmy na miejscu. — ogłosił jej głos. — Zaczekaj tu chwilkę.
Podniosła delikatnie łebek, by przerażone pomarańczowe ślipia ujrzały wyraz pyska opiekunki. Żeby wiedziała, jak bardzo nie chce. Strasznie i potwornie. Pozostawiona na pastwę tych wszystkich kotów. Wszelakich spojrzeń. Zaciekawionych, pogardliwych, zrzędliwych. Otoczona plotkami, rozmowami, mrożącymi krew w żyłach intrygami. Skazana na społeczeństwo, którego tak potwornie się obawiała.
— Nic ci się nie stanie. Jesteś wśród swoich. — usłyszała i ciepły uśmiech miał ukoić jej nerwy.
Nie pomógł. Zbita w nerwowy kłębek sierści wyczekiwała jej. Każde uderzenie serca zdawało się przedłużać niemiłosiernie. Wlekło się i konało, byle nie upłynąć szybciej. Jej czujne uszy wyłapywały niechciane rozmowy. Łepetynka przetwarzała te niepotrzebne informacje. Nieprzydatne do niczego i jedynie zaśmiecające jej umysł. Tworzące nowe niepokojące myśli. Urwane słowa wyrwane z kontekstu tworzyły coraz dziwniejsze i niepokojące treści. Próbowała skupić się na oddechu, lecz zamiast tego coraz lepiej słyszała głos opiekunki. Mówiła o niej. Skarżyła się. Siewka wiedziała. Dobrze wiedziała, że była dla nich ciężarem. Niechcianym skutkiem ubocznym idealnej Jaskółki. Ciężarem ku łapie.
— ...taki dorodny szpak nie zdarza się często o tej porze...
Szpak. Dziwne emocje sprawiły, że mimowolnie skupiła się na rozmowie nieznanych kotów. Ślepia niepewnie oderwały się od kamiennej posadzki, próbując namierzyć rozmówców.
— No wiem. Jestem dumna. Niektórzy wolą zganić swoje niepowodzenie na tą całą "klątwę"... — zjeżone futro mignęło jej gdzieś pośród pozostałych kotów.
— Klątwę? Pierwsze słyszę.
Lekki śmiech zdawał się odbijać od kamiennych ścian. Siewka zadrżała na samą myśl o tym. "Klątwa". Wzdrygnęła. Nie chciała dopuścić tej myśli do siebie. Opiekunka wciąż jej powtarzała, że jest tu bezpiecznie. Łgała. Zwodziła ją, powtarzając niczym pisklę nie zdające niczego innego, kłamstwa o spokoju tego miejsca. Lecz z każdym wschodem słońca. Z każdym szczytowaniem słońca. Z każdym uderzeniem serca. Siewka coraz bardziej i bardziej przekonywała się jakimi oszczerstwami faszerowała ją opiekunka. Nic nie było prawdziwe. Wszystko okazało się fikcją. A najgorsze jej koszmary. Mary senne, które tak ją zadręczały z każdym zajściem słońca, okazywały się żyć tutaj. Wypełniać to obozowisko. Kryły się w każdym rogu. W kociarni, w starszyźnie. Nigdzie nie było bezpiecznie. Ten klan wypełniały potwory, upiory i zmory. A teraz jeszcze doszła "klątwa".
— Phi... nie zachowuj się, jakbyś dopiero urodził się w klanie. Nie gadaj, że słyszałeś jeszcze słów proroczych mojego dziecka — to sprawiło, że na uderzenie serca wyrwała się z plątaniny myśli.
— No dobra, może coś obiło mi się o uszy. Ale nie wgłębiałem się w szczegóły... — odparł drugi głos zmieszany.
— Nic nowego. — głos zdawał się znudzony, jakby takowe sprawy były tutaj na porządku dziennym. — Że to kara za sam wiesz co...
Rozmowa urwała się w momencie, gdy na zewnątrz wyszła jej opiekunka. Jej szylkretowe futro otoczyło ją, wręcz porywając w głąb kolejnej jaskini. Mrok wypełnił jej ślepia na moment, lecz gdy tylko znajome ciepło zniknęło, ujrzała nieznaną postać.
— Byłaś bardzo dzielna. Chcę, żebyś kogoś poznała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz