przed śmiercią Podniebnego Lotu
Niebieska kotka ze spuszczoną głową szła przed siebie. Wiatr posyłał na nią wiele kropli deszczu, a więc była cała przemoczona. Woda spływała z jej czoła i powiek, aby chwilę potem skapywać z brody. Futro lepiło się asystentce medyczki do boków, przez co wyglądała na wychudzoną, biedną kotkę zbyt słabą, aby upolować coś dla siebie. W rzeczywistości nie była słaba, jedynie wykończona. Nie musiała jednak polować, robili to za nią wojownicy. Dawali jej jedzenie w zamian za lekarstwa, którymi opatrywała ich rany oraz leczyła choroby, od których nie sposób było się uchronić przy takiej pogodzie. Zatrzymała się i westchnęła cicho. Deszcz rozmazywał obraz przed nią, jednak była w stanie rozpoznać rozległą polanę i niewielki lasek na jej skraju. Ruszyła z powrotem przed siebie. Z lekkim obrzydzeniem stawiała łapy w plusze, którą tworzył rozpuszczający się śnieg, zmieszany z błotem i wodą. Z każdym krokiem była coraz bliżej miejsca, do którego chciała dojść, jednak jej podróż była wyjątkowo trudna i długa. W końcu zobaczyła przed swoimi łapami parę różowych kwiatków. Z ich łodyg wyrastały ciemnozielone liście pokryte jaśniejszymi plamami. Liściaste Futro szybko rozpoznała miodunkę plamistą i zerwała rośliny. Uniosła je w pysku i ruszyła dalej. Niedługo potem udało jej się także znaleźć miętę polną i olchę czarną, jednak wszystkie te rośliny nie były tak duże i dostojne, jak kotka by chciała. Wiedziała, że zioła muszą mieć spełnione warunki do życia, takie jak odpowiednia ilość światła i wody. A ostatnio dla niektórych roślin tej wody było zbyt wiele. Wszędzie panowała wilgoć, czy to w ziemi, czy w powietrzu. Asystentka medyczki miała szczęście, że rośliny jeszcze nie zgniły, bo wtedy do niczego nie byłyby jej przydatne. Na razie to, co znalazła, musiało jej wystarczyć. Już chciała wracać, kiedy poczuła nagle pieczenie w gardle. No tak, od rana nic nie piła. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś czystej wody zdatnej do wypicia. W oczy jej się rzuciła studnia, której ściany ze starych, obrośniętych mchem desek i cegieł tworzyły zgrabne kółko. Podniosła jakiś patyk, który leżał obok niej i kilka razy uderzyła nim o cienką warstwę lodu, która uniemożliwiała jej dostęp do wody. Kiedy stworzyła przerębel, odłożyła na chwilę zioła i ostrożnie się nachylając, wypiła kilka łyków.
***
Sortowała zioła, których było dosyć mało, kiedy usłyszała kroki w tunelu prowadzącym do legowiska medyków. Po odgłosie słychać było, że kot wchodzi do środka, a nie wychodzi. Czereśniowa Gałązka siedziała na swoim posłaniu i myła ogon, a więc to musiał być ktoś inny. Pewnie jakiś pacjent. Liściaste Futro nie porzucała swojego zajęcia, gdyż wiedziała, że jej była mentorka na pewno sobie poradzi z chorobą kota. Przez to, że siedziała w kącie legowiska i była odwrócona tyłem, nie widziała, co się dzieje, jednak rozpoznała głos Bijącej Północy. Kotki przez chwilę rozmawiały ze sobą. Niebieska starała się nie podsłuchiwać, jednak nie mogła nic poradzić na to, że wszystko słyszała.
– Pozostało mieć nadzieję, że Gwiezdni wciąż o nas pamiętają – miauknęła Czereśniowa Gałązka wyraźnie przygnębiona i zrezygnowana. ,
Listek zatrzęsła się ze złości. Jej ogon uderzył gwałtownie o podłoże legowiska. Nie mogła uwierzyć w to, że jej była mentorka rozsiewa takie plotki po Klanie Klifu. Nie mogła do tego dopuścić. Przecież szylkretka była główną medyczką i miała duży kontakt z Klanem Gwiazdy i pewnie przodkowie ją obserwowali, a to znaczyło, że słyszeli te jej haniebne słowa. Od razu kiedy Bijąca Północ wyszła z legowiska, Liściaste Futro odwróciła się do Czereśniowej Gałązki ze wściekłością w oczach.
– Jak możesz? Przecież wiesz, że oni nas nie opuścili! Są nad nami i patrzą na nas. Pilnują nas. Przez ciebie wszystkie koty z Klanu Klifu mogą stracić nadzieję! – parsknęła rozdrażniona.
– Nie możemy nic poradzić, Listku. Gwiezdni się nas wyparli. Nie ma w co wierzyć. Lepiej stracić nadzieję i zająć się rzeczywistością. – Szylkretka pokręciła ze smutkiem głową.
– Ale to nie jest żadna rzeczywistość! – zawołała niebieska i wyszła z legowiska.
Przebiegła przez cały obóz i wyszła z niego. Zatrzymała się w miejscu, w którym nikt z obozu nie mógł jej usłyszeć i podniosła głowę do nieba. Słońce powoli zachodziło, a więc Klan Gwiazdy z całą pewnością mógł ją usłyszeć. Jeśli tylko chciał…
Kotka wiedziała, że jeśli ich przodkowie naprawdę nie chcieli mieć z nimi nic wspólnego, to była jej wina. Postąpiła niezgodnie ze wszystkimi kodeksami, uciekając z klanu wraz z Nocką, oferując Sroczej Gwieździe zioła, których Klan Klifu potrzebował w zamian za możliwość kontaktu z Księżycowym Blaskiem. Jej obawy przed gniewem Klanu Gwiazdy się ziściły. Chociaż zrobiła wiele złego, jej klan jej potrzebował. Nikt inny oprócz niej nie mógł tego odwrócić. Ona musiała naprawić swoje błędy.
– Gwiezdni, proszę. Wysłuchajcie mnie – szepnęła błagalnym głosem. Zacisnęła oczy. – Byłam głupia, nierozważna. Nie powinnam robić tego wszystkiego, teraz już wiem. Nie pomyślałam wtedy nad tym. Ale poprawię się. Już się poprawiłam. Ciężką pracą zrekompensuję swoje błędy.
Wzięła głęboki wdech i rozmyślała przez chwilę, co powinna jeszcze powiedzieć.
– Proszę was tylko o przebaczenie. Po obozie krążą plotki, że się nas wyparliście. Nie wierzę w to. Czy moglibyście… proszę… dać nam jakiś znak? Że wciąż nas strzeżecie z góry? To… bardzo by nam pomogło.
Otworzyła oczy i utkwiła wzrok w gwieździe, która na razie jako jedyna pojawiła się na niebie. Czy to znaczy, że jeden wojownik Klanu Gwiazdy wysłuchał jej próśb? Może to była Aksamitna Gwiazda albo Niedźwiedzia Siła? Albo jej zmarła siostra, Kwiatuszek? Uśmiechnęła się i pobiegła z powrotem do obozu.
***
Wylizywała futro Podniebnego Lotu i nasmarowywała je różnymi ziołami, które miały na celu ukryć zapach śmierci. Oczy asystentki medyczki były podkrążone z niewyspania, wypełnione żalem. Futro miała brudne, pełne w zarazkach zmarłej kotki. Czereśniowa Gałązka wyszła z legowiska i opowiedziała całemu klanowi o ich śnie. Liściaste Futro starała się nie reagować na to. W końcu ta gwiazdka na niebie musiała coś znaczyć, czyż nie? Szturchnęła pyskiem pysk Podniebnego Lotu.
– Błagam, obudź się – szepnęła.
Nic się nie wydarzyło. Odpowiedziała jej jedynie cisza. Niebieska ułożyła się obok zmarłej, starając się ją ogrzać, zanim ciało stanie się zimne. Polizała ją delikatnie za uchem, wygładzając niesforne kosmyki.
– Może… Może ty dasz nam jakiś znak. Żebyśmy wiedzieli, że nas wspieracie. Proszę – miauknęła drżącym głosem.
Miała nadzieję, że dusza kotki ją słyszy. W końcu umarła przed chwilką. Może jeszcze nie dołączyła do Klanu Gwiazdy, może wysłuchała jej prośby i wkrótce ją spełni. Liściaste Futro pochyliła się i kontynuowała czyszczenie futra kotki, aby podczas pochówku wyglądała jak najschludniej. Czy te ciągłe choroby coś oznaczały? Szary Klif, Paprociowy Zagajnik, Czarny Ogień… Oni wszyscy w przeciągu ostatnich paru księżyców zachorowali. Na szczęście ta trójka wyzdrowiała w przeciwieństwie do Podniebnego Lotu.
Wyleczeni: Czarny Ogień, Paprociowy Zagajnik, Szary Klif
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz