Obiecał Syrence, że będzie pilnować Zmierzch, gdy ich nie będzie. Wiedział, że nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić. Może jeszcze nie umiał walczyć i wcześniej nie mógł pomóc rodzeństwu nawet w kwestii zdobywania pożywienia, ale trochę już urósł, może gdyby się bardzo postarał, mógłby zagrozić jakoś ewentualnemu napastnikowi… Westchnął delikatnie. Wiedział, że miałby marne szanse. Bez przybranego rodzeństwa wraz ze Zmierzch byliby bezradni. Pomijając fakt, że pewnie w ogóle by nie żyli… To dlatego tak strasznie się bał. Kilka razy Syrenka i Ziemniak wychodzili już poza obóz, jednak ich pierwsze treningi trwały dość krótko, no i, byli blisko, na terytoriach Klanu, tak mu powiedział brat. Wtedy też musiał ukrywać strach. Teraz szli dalej… Na jakieś zgromadzenie, gdzie miało być dużo więcej kotów, w tym takie z innych klanów. Tak powiedziała Kotewkowy Powiew, gdy ukrywając panikę, próbował ją podpytać, gdzie starsi się wybierają i czemu już po zachodzie słońca. Klanów miało być pięć. Lub cztery? Nie pamiętał aż tak dokładnie. Czy wszystkie były przyjaźnie nastawione? Czy mogły zrobić Syrence i Ziemniakowi krzywdę? Nie podobało mu się spędzanie zimy w Klanie Nocy. To znaczy, wiedział, że dało im to dużo większe szanse na przetrwanie - rodzeństwo mu o tym mówiło. Zresztą, to wojownicy tego klanu uratowali Ziemniaka, gdy wpadł do rzeki… Nie wiedział, czy sami by sobie poradzili. Prawdopodobnie nie. Naprawdę chciał być już większy i móc samodzielnie bronić rodzeństwa wraz z Ziemniakiem… A nie być zdanym na łaskę Nocniaków, którzy właśnie zabierali z dala od niego dwa z trzech kotów, którym ufał.
Koty, udające się na zgromadzenie opuściły obóz. Przełknął gulę w gardle, rzucił za nimi ostatnie spojrzenie i wrócił głębiej do środka. Czuł na sobie czujne spojrzenie Kotewkowego Powiewu. Pilnowała go, gdy siedział w wejściu. Bała się, że uciekną? Przecież Zmierzch była w środku. Nie zostawiliby jej.
Położył się bliżej siostry niż zwykle. Kotka otworzyła dotąd zmrużone oczy:
– Już wyszli? – spytała cicho.
Mruknął twierdząco.
– Wszystko okay?
– Oczywiście, że tak – miauknął z udawaną pewnością siebie w głosie.
Nie chciał, żeby się zamartwiała również o niego. To on powinien o nią dbać. Nie na odwrót.
– Na zgromadzeniu nie można robić niczego agresywnego – głos jego siostry był teraz trochę cichszy. – Wtedy Klan Gwiazdy kara koty. Nic im nie będzie, możesz się zrelaksować.
Tak, Kotewkowy Powiew o tym też chyba wspominała. Czy można było jej ufać? I temu całemu Klanowi Gwiazdy? Nie wiedział, ale mimo to postarał się odprężyć, zawijając ogon blisko siebie i nakrywając nim nosek.
***
Musiał przysnąć, ponieważ gdy się obudził było już jasno. Słyszał głos Syrenki, gdy otworzył oczy dostrzegł też Zmierzch, która już się o nią ocierała i słuchała o czym starsza opowiada z zapałem. Bulwa też był obok. Wszyscy cali i zdrowi. Odetchnął, jednak w głębi serca czuł złość. Jak mógł przysnąć? Przecież chciał czuwać aż do powrotu rodzeństwa. Co gdyby coś im się jednak stało? Zareagowałby dopiero rano? Mogłoby być już za późno! A skoro wrócili bezpiecznie, dlaczego nie wpadli im o tym powiedzieć? Czułby się spokojniejszy, gdyby ich obudzili wcześniej.
– Bursztynek, chodź też! – Głośne wołanie Syrenki wyrwało go z zamyślenia. – Mamy dla was śniadanko, widzę że już wstałeś.
– Nie chcę – burknął nieprzyjemnie, nie patrząc w stronę rodziny.
– Oczywiście, że chcesz, musisz jeść, żeby szybciej rosnąć.
Nie przyjęła odmowy. Rzucił jej oburzone spojrzenie i niechętnie wstał.
– Jest zły, bo się wczoraj o was martwił – Zmierzch zniżyła głos do cichego, konspiracyjnego mruczenia.
Tym razem to młodszej z sióstr rzucił nieprzyjemne spojrzenie. Mówić o nim takie rzeczy! Niewiarygodne! Zdrajczyni…
– Oczywiście, że nie – oznajmił bezdyskusyjnym tonem i spróbował ryby, przyniesionej ze stosu przez Syrenkę.
Była przepyszna, przecudowna, aż mu się uszy zatrzęsły od tego smaku.
– Okropne – stwierdził głośno i ugryzł ponownie.
Albo mu się wydawało, albo obie kotki zachichotały.
< Jeśli ktoś z rodzinki chce - można odpisać :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz