W milczeniu patrzył, jak były lider powoli odchodzi w stronę starszyzny. Łapa za łapą, jakby każdy krok był dla niego ciężarem. Mimowolnie poczuł dla niego litość, która jednak nie osłabiła urazy, którą do niego żywił.
Nie potrafił mu wybaczyć, nie po tym wszystkim. Nawet jeśli kocur był dla niego jak drugi ojciec, nawet jeśli był wdzięczny za każde słowo, które przed chwilą padło z jego pyska.
Obaj byli więźniami oczekiwań. Iglasta Gwiazda miał być zawsze wzorem. Silnym i nieomylnym przywódcą, mającym na wszystko rozwiązanie. A Wróbel miał być swoim ojcem. Obaj byli jednak tylko kotami. Omylnymi i dalekimi od ideału, którego od nich oczekiwano.
Wróblowa Gwiazda poczuł ukłucie w głębi serca. Starszy miał rację. Niewiele życia mu pozostało. Bury obiecał sobie, że mu wybaczy. Nawet jeśli nie potrafił zrobić tego teraz. Kiedyś. Kiedy rany się zabliźnią, a on będzie pamiętał tylko o wujku Igle, nie Iglastej Gwieździe.
Niech Iglasty Krzew również mu wybaczy.
***
Ledwo poznał kocura, który ze szlochem wpadł do jego legowiska. Wszystkie włosy na jego grzbiecie stanęły dęba. Spróbował uspokoić swojego mentora, ale bez skutku. W końcu rudemu udało się wydukać:
- Iglasty Krzew... n-nie ż-żyje…
Wróblowa Gwiazda zamarł.
Może i właśnie tego wszyscy się spodziewali. Może i był stary. Przygnieciony wiekiem i stratą, ale… Ta wiadomość i tak uderzyła go jak piorun.
- Wujku? - Niebieskie ślepia spojrzały na niego smutno. - Chciałbym, żebyś nauczył mnie walczyć.
- Nie wiem, Wróbelku - odparł liliowy, na co kocurek posmutniał.
- Cóż... no dobrze, wujku - maluch ze spuszczonymi uszkami odwrócił się, kierując w stronę śpiącej matki.
- Wróbelku, zaczekaj - zatrzymał go głos lidera. - Zgoda, tylko zapytamy taty o zgodę, dobrze?
- Spokojnie, Wróblowa Łapo - lider uśmiechnął się, spoglądając na zaskoczonego Wróbelka. - No co, myślałeś, że do końca życia będziesz mieć imię kociaka? - Śmiech Iglastej Gwiazdy wypełnił legowisko. - A teraz broń się! - Bury nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy liliowy przydusił go do ziemi. Wyswobodził się jednak i dzielnie stanął na łapy, starając się przybrać właściwą pozycję. Uśmiechał się.
Żegnaj, wujku Igło.
- Zaprowadzisz mnie do niego? - miauknął łagodnie do roztrzęsionego kocura. Trzeba było zadbać o godny pogrzeb. Obok Miedzianej Iskry. Znów byli razem.
Znów odszedł ktoś, kogo kochał.
<Leszczynku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz