Wskoczył na parapet i wyjrzał przez okno. Widoki tu mieli marne, musiał przyznać, ale nie narzekał. Mógł zacząć życie od nowa i nieco się zabawić, to było w tym momencie najważniejsze. Tylko jak na złość Wyprostowany nie otwierał tych olbrzymich wrót. Przecież nie ucieknie! Już i tak był na wygnaniu, więc gdzie by się podział? Kogo by dręczył jak nie braci, którzy obserwowali uważnie jego poczynania.
Widząc wzrok Heimdalla już nastawiał się na moralną gadkę. Och Loki to twoja wina, patrz gdzie doprowadziło nas twe sianie chaosu, ble, ble, ble. - Loki... Musimy porozmawiać.
Ocho. Zaczyna się. Nawet nie drgnął, dalej obserwując świat za szklaną powierzchnią.
- Loki. Mówię do ciebie! - Głos brata zaczął być natarczywy. Niczym brzęczący komar. Strzepnął tylko uchem. Nie miał zamiaru wdawać się dzisiaj z nim w dyskusję. Stało się. Byli tu razem i nic tego nie zmieni. Żadnego płakania nad swoim losem.
- Zobacz bracie tylko na ta okolicę. Ciekawe czy mają tutaj piękne koteczki... - zmienił temat, co nie spodobało się Heimdalowi. Oczami wyobraźni widział jego skrzywienie.
- Na Odyna, przestań znów o tym...
- Ci! - przerwał mu. - Nie wzywaj imienia ojca naszego nadaremno. Jak to mówi Mimir? - Zwrócił w jego stronę głowę, widząc jak ten zaczyna się irytować. - On wszystko słyszy i ześle na nas karę... buuuu... bójmy się jego potęgi - sparodiował niebieskiego, który ślęczał sam w kącie i wyglądał jak kupka nieszczęścia. Prychnął tylko na to, cienias.
- Nie żartuj tak. Mimir nie jest szalony, wie co mówi. Ty za to nie rozumiesz w jakiej jesteś sytuacji! - prychnął czekoladowy, trzepiąc na boki ogonem.
- Wiem, drogi braciszku. Nastał dzień wolności! I co jak co, ale ja w przeciwieństwie do ciebie, zamierzam się bawić, a nie użalać - miauknął, trącając Heimdala w bark, przechodząc do innej części domu. Musiało istnieć wyjście z tych czterech ścian. Oszaleje jak będzie tutaj zamknięty wraz z tymi świrami.
- Jest tu tak cicho - z kąta odezwał się głos Mimira, który wyglądał jakby ocknął się z letargu. Przesunął wzrok to na Lokiego, to na Heimdala, po czym westchnął.
- Za cicho? Możemy zrobić tu nieco głośniej. Prawda bracie?! - uniósł głos, wbijając wzrok w starszego kocura, który ledwie panował nad swoimi nerwami.
- No dalej! Pokrzycz na mnie! Przecież to moja wina, że trafiłeś tutaj i jesteś skazany na mnie! Dalej! Wykrzycz się! Daj Mimirowi szansę poczucia się jak w domu!
Dalej nie obserwował zachowania brata. Doskonale wiedział, że ten nic takiego nie zrobi, nie przy kochanym, biednym, Mimirze. Aż rzygać mu się chciało. Szybko wskoczył na kolejny parapet i z radością stwierdził, że szklana bariera była uchylona. Starał się przecisnąć przez szparę, ale najwidoczniej miał zbyt twarde kości na taki wyczyn. Od przetrącenia sobie karku wybawił go ich opiekun, który właśnie wrócił do gniazda. Widząc co Loki wyczynia, chwycił go pod pachę, zostawiając na blacie wielką paczkę.
Nie podobało mu się to, że ta istota w ogóle go dotyka. Z jego pyska wyrwał się niezadowolony pomruk, który sprawił, że Wyprostowany go puścił, otwierając mu w wielkich wrotach, małą dziurę. Zainteresowany przeszedł przez nią, wychodząc na ogrodzony teren. Rozejrzał się po okolicy, ale zamiast zająć się zwiedzaniem, on już wyrwał do płotu, skacząc na niego ze zwinnością.
- Loki! Ani się waż! - Usłyszał głos Heimdala, który wyszedł tuż za nim.
- Wybacz, nie interesuję mnie zlot starszych, żegnaj - to powiedziawszy zeskoczył na drugą stronę, ignorując nawoływania czekoladowego.
Co on taki spięty? Normalnie czasami zachowywał się jak ojciec. Myśl o tym draniu, sprawiła tylko, że jego dobry nastrój uleciał. No i jak teraz miał znaleźć sobie rozrywkę, gdy spuszczono z niego cały zapał?
Nie! To był jego plan! Brat na pewno chciał, aby zaraz wrócił! Niedoczekanie jego! Skierował się kawałek dalej i przeskoczył przez kolejny płot, znajdując się na nie swoim terenie. Od razu też dostrzegł kota, który zwrócił na niego spojrzenie.
- Bez obaw. Jestem nowym sąsiadem. Loki, miło mi - zwrócił się do obcego.
<Anubis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz