Dasz radę, dasz radę, dasz radę - myślał, stojąc na krawędzi dachu. Spokojny wiatr przeczesywał mu futro, a słońce próbowało swoimi promieniami przeszkodzić planowi Papieża.
Wziął głęboki wdech, czując coraz szybciej bijące serce. Lekko wysunął pazury z łap, jakby próbował się przytrzymać się dachówek przed niespodziewanym upadkiem.
To, co zamierzał wykonać, miało stanowić drobny krok dla niego samego, ogromny dla kociej społeczności.
Mógł zginąć, mógł coś sobie złamać, ale eksperyment wymagał poświęceń, wymagał zapłaty i wykorzystania kilku rzeczy w związku z otoczeniem czy prawami fizyki.
Spojrzał w dół, na gruncie nie zauważył żadnego ciernistego krzewu czy innej przeszkody, która skrzywdziłaby jego samego.
Przełknął ślinę.
Nie bój się, to minie, Bądź odważny, bądź jak tygrys: drapieżny i bezwzględny - dodawał sobie otuchy w głowie.
Spojrzał w niebo, próbując znaleźć w nim spojrzenie przodków.
- Janie Pawle II, wstaw się za mną u Miau-Boga - poprosił jednego z bardziej znanych Polaków w realnym świecie.
Skoczył, chciał przekonać się, czy rzeczywiście koty spadają na cztery łapy (ewentualnie obalić/potwierdzić mit o dziewięciu życiach). Czuł grawitację, ściągającą go ku ziemi. Wiatr wydawał się chłodniejszy, a otaczający świat stał się gamą pomieszanych ze sobą kolorów.
Mięśnie działały same. Odruchowo. Napięły się i przygotowały do zderzenia z ziemią.
Wylądował bez żadnych obrażeń na ciele i duszy.
Czuł tylko radość i podniecenie przez udany eksperyment. Przeżył, cieszył się z tego powodu. Gdyby był człowiekiem, od razu napiłby się RedBulla i dostałby skrzydeł, lecąc wysoko ku kosmosowi.
W ostatniej chwili zauważył siedzącego nieopodal żółtookiego kota z otwartym pyskiem.
- O, hej! Byłeś właśnie świadkiem cudu, którego dokonałem JA! Tak, właśnie ja! Podobało ci się? - zapytał się przybysza z dumą w głosie.
Wziął głęboki wdech, czując coraz szybciej bijące serce. Lekko wysunął pazury z łap, jakby próbował się przytrzymać się dachówek przed niespodziewanym upadkiem.
To, co zamierzał wykonać, miało stanowić drobny krok dla niego samego, ogromny dla kociej społeczności.
Mógł zginąć, mógł coś sobie złamać, ale eksperyment wymagał poświęceń, wymagał zapłaty i wykorzystania kilku rzeczy w związku z otoczeniem czy prawami fizyki.
Spojrzał w dół, na gruncie nie zauważył żadnego ciernistego krzewu czy innej przeszkody, która skrzywdziłaby jego samego.
Przełknął ślinę.
Nie bój się, to minie, Bądź odważny, bądź jak tygrys: drapieżny i bezwzględny - dodawał sobie otuchy w głowie.
Spojrzał w niebo, próbując znaleźć w nim spojrzenie przodków.
- Janie Pawle II, wstaw się za mną u Miau-Boga - poprosił jednego z bardziej znanych Polaków w realnym świecie.
Skoczył, chciał przekonać się, czy rzeczywiście koty spadają na cztery łapy (ewentualnie obalić/potwierdzić mit o dziewięciu życiach). Czuł grawitację, ściągającą go ku ziemi. Wiatr wydawał się chłodniejszy, a otaczający świat stał się gamą pomieszanych ze sobą kolorów.
Mięśnie działały same. Odruchowo. Napięły się i przygotowały do zderzenia z ziemią.
Wylądował bez żadnych obrażeń na ciele i duszy.
Czuł tylko radość i podniecenie przez udany eksperyment. Przeżył, cieszył się z tego powodu. Gdyby był człowiekiem, od razu napiłby się RedBulla i dostałby skrzydeł, lecąc wysoko ku kosmosowi.
W ostatniej chwili zauważył siedzącego nieopodal żółtookiego kota z otwartym pyskiem.
- O, hej! Byłeś właśnie świadkiem cudu, którego dokonałem JA! Tak, właśnie ja! Podobało ci się? - zapytał się przybysza z dumą w głosie.
<Azazelu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz