Szelest. Cichy szmer. Felix zaczął głośno miauczeć, by jego Dwunożni otworzyli mu drzwi. Nie było ich cały dzień. Do tego była ich tylko dwójka. Zostawili swoje młode daleko w lesie czy co? Chciał, by wróciły. Bez nich było cicho, więc częściej uciekał na pole. Jego Domownicy nie mieli nic przeciwko, nawet czasem wołali go, by otworzyć przeszklone wrota i wypuścić go niczym ptaszka z klatki. Raz przez okno widział takiego, otoczonego żelaznymi pręcikami, lecz wtedy myślał tylko i wyłącznie o tym, że chciałby dorwać tego zwierzaka. Od zawsze był uczony, że warto mieć chęć zdobycia danego celu. Wpajano mu to od zawsze, więc potrafił być natrętny jak osa. Żądlił zębami i pazurami, lecz rezultat był ten sam. Czasem jednak był dość spokojny. Potrafił spać na tych miękkich posłaniach ludzi, tak jakby to było jego własne legowisko. Niestety, obecnie nie miał takich możliwości. Tylko ta średnia Dwunożna dawała mu w nocy taką możliwość, z której czasem skorzystał a kiedy indziej gryzł oraz drapał. Mógł przyznać, czasem zachowywał się jak byle zwierz, ale musiał zwalać winę na stronę przeciwną, inaczej jego ego by się zburzyło. Byłoby to nie do wytrzymania. Ważne było pokazać swoją wyższość, by nie być traktowanym jak malutki kociak. Jako jedyny samiec w rodzinie, musiał pokazać swoją wartość, pozycję. Tutaj wołano go jak małego kociaka, więc starał się to zmienić. On nie był Felkiem, on był Felixem! Czasem nawet dziwił się, że zapamiętał swoje imiona. Ale musiał przyznać, w kolejności to dostojne miano było pierwsze od zdrobnienia.
-No co Felek? - samica otworzyła w końcu mu wejście do domu i od razu uśmiechnęła się, jak tylko zaczął miauczeć.
- Wróciłem! Wróciłem! Macie coś dla mnie? - zaczął się drzeć, aż Dwunożna podeszła do Skarbca Jedzenia. Wyjmowała stamtąd same smakołyki, ale obecnie chyba jej zabrakło. Przecież czuł ten aromatyczny zapach mokrej karmy! Tą woń wędliny…
- Chcesz mleczka? Tak, na pewno chcesz mleczka! -odezwała się trzymając zielony przedmiot. To było dla niego za wysoko! Niech to zniesie na dół!
- Oddaj! -krzyknął do niej, a ona nieudolnie spróbowała powtórzyć jego słowa. Zabrzmiało to jak lekko skaleczone słowo "kuweta". Chciała do kuwety? Widział już wiele razy jak załatwiają się do tych swoich, w ich środku była woda a nie żwirek. Prychnął zniecierpliwiony. Dawaj to a nie!
- No już ci naleję… - mruknęła coś pod nosem i nalała białego płynu wprost do zielonej miseczki na której były namalowane oczy żaby. Często wzdrygał się na myśl, lecz to było jego! Nie mógł narzekać. Wychłeptał marną porcyjkę oraz z wyrzutem spojrzał na właścicielkę. Dała za mało. Ona najwyraźniej nie zauważyła jego zirytowania, bo ruszyła do wysokich, czarnych krzeseł. Dzieciaki nazywały je czymś w rodzaju… Chyba " hokrem"? Wolał nazwę wysokie, czarne krzesła. Spojrzał na nią maślanymi oczami. Wlepiła wzrok w świecące małe pudełko. O, teraz to nie miał szans do niej zagadać. Zaczęła coś stukać i odcięła się od świata. Zrezygnowany podszedł z powrotem do Przeszklonych Wrot. Donośnie krzyki zostały rozpatrzone przez samca, który od razu dał mu wyjść.
- Chodź Felek, na pole… - powiedział w swoim języku, dlatego właściciel długaśnego imienia go nie zrozumiał. Wyfrunął na przygodę.
- Wróciłem! Wróciłem! Macie coś dla mnie? - zaczął się drzeć, aż Dwunożna podeszła do Skarbca Jedzenia. Wyjmowała stamtąd same smakołyki, ale obecnie chyba jej zabrakło. Przecież czuł ten aromatyczny zapach mokrej karmy! Tą woń wędliny…
- Chcesz mleczka? Tak, na pewno chcesz mleczka! -odezwała się trzymając zielony przedmiot. To było dla niego za wysoko! Niech to zniesie na dół!
- Oddaj! -krzyknął do niej, a ona nieudolnie spróbowała powtórzyć jego słowa. Zabrzmiało to jak lekko skaleczone słowo "kuweta". Chciała do kuwety? Widział już wiele razy jak załatwiają się do tych swoich, w ich środku była woda a nie żwirek. Prychnął zniecierpliwiony. Dawaj to a nie!
- No już ci naleję… - mruknęła coś pod nosem i nalała białego płynu wprost do zielonej miseczki na której były namalowane oczy żaby. Często wzdrygał się na myśl, lecz to było jego! Nie mógł narzekać. Wychłeptał marną porcyjkę oraz z wyrzutem spojrzał na właścicielkę. Dała za mało. Ona najwyraźniej nie zauważyła jego zirytowania, bo ruszyła do wysokich, czarnych krzeseł. Dzieciaki nazywały je czymś w rodzaju… Chyba " hokrem"? Wolał nazwę wysokie, czarne krzesła. Spojrzał na nią maślanymi oczami. Wlepiła wzrok w świecące małe pudełko. O, teraz to nie miał szans do niej zagadać. Zaczęła coś stukać i odcięła się od świata. Zrezygnowany podszedł z powrotem do Przeszklonych Wrot. Donośnie krzyki zostały rozpatrzone przez samca, który od razu dał mu wyjść.
- Chodź Felek, na pole… - powiedział w swoim języku, dlatego właściciel długaśnego imienia go nie zrozumiał. Wyfrunął na przygodę.
***
Nie wiedział ile się już włóczył. Łapy miał całe z błota, ale był szczęśliwy. Rozglądał się wokoło. Nigdy nie był w tych stronach, a od jakiegoś czasu szedł po zapachu kota. Żeby nie było, to samca. Lubił gonić za panienkami, lecz to tylko dlatego, by nie zostać na tym świecie sam jak palec. Musiał w końcu odnaleźć miłość życia, nieprawdaż? W jego otoczeniu samiczek było dużo, lecz wszystkie, co do jednej były bezwartościowe. Zastrzygł uchem. Doszedł do domu, w którym najpewniej mieszkał ten osobnik. Czarno-biały kocur wygrzewał się na jakimś przedmiocie Dwunożnych. Na szyi miał coś, czego nie potrafił zidentyfikować. Wolał swoją, piękną obróżkę, której niektóre elementy mieniły się w świetle słońca. Podniósł z wyższością brwi.
-Witaj. Jak ci na imię? To twój teren? Nawet jeżeli tak, to ja tam nie będę nigdzie szedł. Jestem WOLNYM kotem, prawda? - miauknął do niego z płotu, zeskakując miękko na trawę.
<Anubis? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz