Nie mógł w to uwierzyć. Zbudzony pognał do legowiska starszych i zobaczył... trupa. Miedziana Iskra odeszła. Coś ścisnęło mu w piersi. Pamiętał, gdy jako kociak rozmawiali o roślinach. To ona sprawiła, że przekonał się co do roli, jaką powinien pełnić w klanie. No i była jego przyszywaną babcią. Kiedyś był zły na dziadka z tego powodu, lecz tego nie okazywał. No bo jak to tak, ponownie się związać po śmierci babci? Ale widząc ich razem, uznał że mogli nacieszyć się swoim szczęściem. Zasługiwali na to. Potem pojawiła się Fasolka. Mała, słodka Fasolka, która chciała zostać medykiem. Była o zgrozo jego ciocią, a on traktował ją niczym własne dziecko. No może nie dosłownie, jej zdrada mocno go zabolała i był na nią za to obrażony. Czasami też miał żal do Miedzianej Iskry, że nie przemówiła córce do rozumu, a dziadkowi za to, że nie wygnał tego samotnika co zrobił jej dzieci, gdy tylko się o nim dowiedział.
Tak potoczył się los.
A teraz? Teraz leżała zimna, osiwiała. Umarła. Poszła polować z Klanem Gwiazdy. Oczywiście, że się rozryczał, nie był bez serca jak niektórzy myśleli. Na jej pogrzebie, całą noc siedział w milczeniu, oddając jej hołd.
Będzie ją pamiętał zawsze, do końca swoich dni. Może nawet odwiedzi go we snach? Miał taką nadzieję.
***
Na kolejną tragedię nie był gotowy. Jego dziadek... Gdy tylko o tym usłyszał, wpadł w histerię. Zaczął szybko oddychać, nie mógł pozbierać myśli, nawet chwycił zioła z nadzieją, że jeszcze uda mu się go przywrócić do życia. Ale się nie udało. Wiedział to, był martwy jak jego rodzice, jak Fasolka i Strzyżyk. Tak naprawdę już nic nie trzymało go w klanie. Rodzina mu się cała rozsypała, ta oczywiście najbliższa. Z resztą nie miał dobrego kontaktu, no może prócz siostrzenicy.
Miał nadzieję, że zniesie to lepiej. Przygotowywał się na moment, że ich zabraknie. Mieli w końcu swoje lata. Nikt nie mógł żyć wiecznie. On sam był coraz starszy. Widział jakie mieli problemy, jak wyglądali. To była kwestia czasu. I ten czas dobiegł końca. Nad grobem dziadka spędził więcej czasu. Od nocy do rana, jeszcze przez południe. Nie zwracał uwagi na burczenie w brzuchu i opady deszczu, kiedy pojawiły się tak nagle. Siedział tam i płakał.
***
Codziennie starał sie przychodzić i dekorować groby rodziców i dziadków kwiatami. Siedział nad nimi równie długo, póki jego asystent nie wołał go na pomoc. Wtedy też musiał zająć się obowiązkami, ale codziennie wracał, codziennie mówił im jak bez nich jest cicho, jak ich mu brakuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz