Belzebub obudził się w wyśmienitym nastroju. Jego Dwunożni jeszcze spali; wczoraj późno wrócili do domu z czegoś, co oni nazywali "spotkaniem sekty", on zaś wesołą imprezą, na której wszyscy się śmiali, a później długo spali. Ewentualnie libacją. Wiedział, że dobry humor Dwunożni zawdzięczali śmierdzącemu płynowi, na który wołali piwo i po którym będą spać do południa. Sam za nim nie przepadał, ale czasami trochę wypił. Dwunożni zawsze bardzo się cieszyli, gdy to robił, a on nie chciał pozbawiać ich tej przyjemności. No i wyglądał wtedy jeszcze bardziej "trve", a to było coś, do czego Belzebub przywiązywał dużą uwagę. Zresztą, nie mogło być inaczej, o czym świadczyło nawet jego imię.
Bezlebub przeciągnął się, prezentując masywne czarne łapy i mocne jasne pazury, i beknął. Zapowiał się piękny dzień.
Wstał i podszedł do miski, sprawdzając, czy nie pojawiło się tam coś nowego. Nic. Ta sama stara bieda, suche z kurczakiem. Westchnął i wskoczył na parapet, przy okazji potrącając leżące tam puszki po piwie. Uśmiechnął się na widok pięknej pogody. Kochał to miejsce. Tak prawdę mówiąc nie pamiętał żadnego innego, ale to nie przeszkadzało kochać mu go z całego serca. Obserwował życie na zewnątrz, gdy klapka w wejściowch drzwiach skrzypnęła i w salonie pojawił się kosmaty łeb jego świrniętego braciszka.
- Okropna pogoda - jęknął na powitanie. Bengal był pewny, że właśnie tak brzmią wracający do życia umarli z ruszających się obrazków Dwunożnych.
- Całkiem ładna - odparł lekko, przyzwyczajony do dziwactw brata. Od zawsze mieszkali obok siebie i jakoś musiał do niego przywyknąć. Bo to wcale nie tak, że go kochał. Jego czarne serce nie kochało nikogo. Jego Dwunożnych tylko troszeczkę. I karmę z wołowiną też tylko tyci tyci. - Twoi też śpią?
Ozzy skinął głową, opluwając się przy okazji jedzeniem wyjadanym z jego miski. Belzebub normalnie by zareagował, ale nie było sensu strzępić języka o żarcie z kurczaka.
- Przyszedłeś się nażreć? - parsknął.
Dwukolorowe ślepia brata spojrzały na niego z urazą. Otarł pysk końcem ogona i posłał mu mordercze spojrzenie.
- Przyszedłem z wieściami - miauknął teatralnym szeptem. - Widziałem nowych.
Belzebub spojrzał na niego jak na debila, którym Ozzy bez wątpienia był.
- Tak jak wtedy, gdy nażarłeś się tamtego zielska?
Brat oblizał pysk i krzywe wąsy, jakby przypomniał sobie jakiś przysmak.
- Po prostu mi zazdrościsz - miauknął. - Właśnie przyszli. Nie mów później, że Cię nie ostrzegałem, Buba.
I po prostu odwrócił się i zniknął po drugiej stronie drzwi.
- Czubek! - zawolał za nim Belzebub. Świr. I wcale nie był Bubą!
Przez chwilę dreptał w miejscu, nie wiedząc co zrobić. Dom wydał mu się nagle jakiś trochę... za cichy i za duży. Dla dodania sobie otuchy, zaczął na całe gardło śpiewać to, czego ostatnio słuchał ze swoimi Dwunożnymi. Zadziałało nawet lepiej niż przypuszczał. Z sypialni dobiegł do niego bolesny jęk jego Dwunożnego.
- Kurwa, moja głowa... Jess, zrób z nim coś.
- Sam zrób - prychnęła Dwunożna. - To też twój kot.
Belzebub uśmiechnął się szeroko i pobiegł przywitać Dwunożnych w ten piękny poranek, zupełnie nie rozumiejąc ich braku entuzjazmu.
<Dzień dobry, sąsiedzi! Kto chce sesyjkę? ^^>
Jaaaaaa
OdpowiedzUsuń