- Boziu kocia przenajmiauczliwa, dlaczego zjadłem tyle karmy... Bogowie mnie rozpieszczają, ale mój brzuch tak cierpi - mówił Papież po ogromnym obiedzie, leżąc na miękkim fotelu, pełnym pęczków niebiesko-białej sierści. Położył się na grzbiecie, prezentując światu okrąglutki brzuch, napęczniały od nagromadzonego w nim pokarmu. - Zgrzeszyłem, ciężko zgrzeszyłem, wybacz mi świecie... Od jutra dieta - mówił, patrząc prosto na zielonego aniołka, kupionego na straganie w Międzyzdrojach, z przewieszonym różnokolorowym różańcem. - To pozostaje tylko między nami, rozumiemy się? - mówił wprost do glinianej postaci ze skrzydłami.
Który raz niebieski obiecywał sobie dietę? Jedzenie - to jedyna ogromna słabość przepięknego pieszczocha. Nie potrafił oprzeć się karmie, cudownie pachnącej, nawet jeśli zawierała jakieś tam zboża. Właściciele uczyli się dopiero dobierać odpowiednie karmy pod swojego pieszczoszka. W nielegalnej hodowli kocur i tak spożywał najtańszą karmę z Kauflandu, Rossmana czy Biedronki. Miewał po niej wzdęcia czy inne paranormalia żołądkowe, lecz się najadł. Jako kociak nie skupiał się aż tak na smaku.
Dopiero schronisko wzbudziło w nim tęsknotę za jedzonkiem. Od tak zwanych wolontariuszy otrzymywał wprawdzie suchą karmę i świeżą wodę niemal codziennie, jednak często jej brakowało. Dwunogi przynosiły całymi kilogramami karmy z różnych stron miasta, bo właściciela nie było stać na zakup pożywienia dla setek kotów i psów.
Właściciele rozbudzili w Papieżu apetyt tak, że niebieski przytył, mając już niewielką nadwagę.
Spokojne narzekanie na przejedzenie przerwał dziwny dźwięk w ogrodzie. Niebieski z trudem podniósł się na własne łapy, przybierając na pysku minę nieszczęśnika (może dostanie mizianko, by zapomnieć o własnym cierpieniu).
- Kto śmie przybywać bez zaproszenia do mnie? Znowu ten szalony rudzielec? - mówił do siebie, wychodząc przez klapę do ogrodu. - Hej, ty! Zostaw tulipany mojej Pani! - krzyknął do czarnego bicolora.
Który raz niebieski obiecywał sobie dietę? Jedzenie - to jedyna ogromna słabość przepięknego pieszczocha. Nie potrafił oprzeć się karmie, cudownie pachnącej, nawet jeśli zawierała jakieś tam zboża. Właściciele uczyli się dopiero dobierać odpowiednie karmy pod swojego pieszczoszka. W nielegalnej hodowli kocur i tak spożywał najtańszą karmę z Kauflandu, Rossmana czy Biedronki. Miewał po niej wzdęcia czy inne paranormalia żołądkowe, lecz się najadł. Jako kociak nie skupiał się aż tak na smaku.
Dopiero schronisko wzbudziło w nim tęsknotę za jedzonkiem. Od tak zwanych wolontariuszy otrzymywał wprawdzie suchą karmę i świeżą wodę niemal codziennie, jednak często jej brakowało. Dwunogi przynosiły całymi kilogramami karmy z różnych stron miasta, bo właściciela nie było stać na zakup pożywienia dla setek kotów i psów.
Właściciele rozbudzili w Papieżu apetyt tak, że niebieski przytył, mając już niewielką nadwagę.
Spokojne narzekanie na przejedzenie przerwał dziwny dźwięk w ogrodzie. Niebieski z trudem podniósł się na własne łapy, przybierając na pysku minę nieszczęśnika (może dostanie mizianko, by zapomnieć o własnym cierpieniu).
- Kto śmie przybywać bez zaproszenia do mnie? Znowu ten szalony rudzielec? - mówił do siebie, wychodząc przez klapę do ogrodu. - Hej, ty! Zostaw tulipany mojej Pani! - krzyknął do czarnego bicolora.
<Loki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz