BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

09 czerwca 2024

Od Zarannej Zjawy CD. Mrozka (Mroźniej Łapy)

*dawno temu, jak Mrozek był jeszcze w kociarni*

— Naprawdę? — zapytał spoglądając na Mroczna Łapę. Nie czekał jednak na żadną jej wypowiedź, bo już po chwili dodał — Musi być pani bardzo znudzona — przeniósł na nią swe spojrzenie, po czym znów się do niej zwrócił — A tak ogólnie to jestem Mrozek, a ty jak się nie mylę jesteś mentorką Mrocznej Łapy. Tak?
Czyli to był Mrozek, nie Szron. Zakonotowała to sobie w głowie, skinąwszy głową na potwierdzenie.
— Zaranna Zjawa — podała swe miano, znów zerkając na swą uczennicę.
Kociak skinął głową.
— Ciekawe imię. Mam nadzieję, że sam będę miał ciekawe i budzące szacunek imię jak zostanę wojownikiem.
— Chyba każdy tego pragnie — stwierdziła.
Jeszcze chwilę tak rozmawiali, nim matka kociaka nie zawołała go do siebie, a jej uczennica w końcu skończyła robotę. Po chwili wyszły ze środka, bura z niezadowolonym spojrzeniem Mrocznej Łapy na karku.

***
*Pora Nagich Drzew, jak Zaranna jest w ciąży*

Gdy tylko się obudziła, poczuła znajomy chłód otaczający jej ciało, który sprawił iż jej umysł szybciej odganiał senność. Zaranna Zjawa otworzyła pistacjowe ślipia, następnie unosząc głowę i kierując spojrzenie na wyjście. Jak zazwyczaj ostatnimi czasy, nieomal całe wejście do legowiska medyków było przykryte śniegiem. Na szczęście zdawało się, że ktoś zajął się robotą, bo między mroźnym puchem znajdowało się niewielkie bo niewielkie, ale jednak zdatnego do użytku, przejście. Najpewniej nie skończono jeszcze odśnieżania wejścia a koty po prostu poszły odpocząć.
Wstała, następnie szybkimi liźnięciami rozgrzewając się. Czuła już pierwsze sygnały, że mdłości zaraz znów dadzą jej się we znaki. Ciąża zdecydowanie nie była najlepszym stanem, w jakim mogło znaleźć się jej ciało. Czuła się osłabiona, a brak jedzenia doskwierał jej bardziej niż wcześniej. Noi te wymioty. Miała nadzieję, że dzisiaj chociaż ją to ominie, choć były one najpewniej płonne.
Podczas gdy Naparstnicowa Kołysanka zajmowała się sprawdzaniem stanu ich zapasów ziół, starsza z medyczek po skończeniu czyszczenia futra ruszyła do wyjścia. Miała nadzieję, że na stosie znajdzie się coś dla niej do zjedzenia.
Gdy tylko wyszła na zewnątrz powitał ją jeszcze większy mróz, a poduszki jej łap poczuły pod sobą mroźną pokrywę śnieżną, która przez noc pokryła obóz wzdłuż i wszerz.
Wtem przed nią stanęła ruda postać, nim jeszcze jej ogon znalazł się poza legowiskiem medycznym. Ognista Łapa stanęła zaraz przed nią, od razu odzywając się do burej:
— Witaj, Zaranna Zjawo. Jak się czujesz? — spytała kotka skupiająca swój wzrok na starszej, nie dała jej jednak czasu na odpowiedź, od razu kontynuując wypowiedź — Pójdziesz ze mną do Stokrotkowej Polany? Już prawie wszyscy u niej byli po przepowiednie, tylko nie ja! Chcę też poznać przyszłość jak wszyscy póki ta jeszcze żyje. Proszę! Potrzebuje twego wsparcia, gdyby było źle!
Potrzebowała… jej wsparcia?
To było dość zaskakujące, zważywszy na to, iż ledwo znała młodą uczennicę. Mało z kim Zaranna Zjawa rozmawiała na dłużej poza rozmowami, które były potrzebne zważywszy na obowiązki, na przykład na patrolach. Jedyny dostatecznie sensowny powód dla którego cętkowana chciałaby mieć ją przy sobie podczas przepowiedni, jaki bura była w stanie wymyślić, to to, iż mogła zapewnić jej wsparcie medyczne w razie czego… a jeśli to taki był powód prośby Ogień, to dobrze to na pewno nie wróżyło zważywszy na to, jakie przepowiednie od Stokrotki najczęściej się słyszało.
Nie okazała jednak swych odczuć, z pewną wewnętrzną niechęcią skinąwszy na zgodę głową.
Cała uradowana terminatorka skierowała kroki do legowiska starszyzny. Zanim jednak tam weszły, ruda zwróciła się do Zarannej Zjawy.
— Masz jakieś rady? To w końcu twoja babcia i znasz jej sposoby wróżenia. Czego mam się spodziewać?
— Że znajdzie się w niej coś, co ci się nie spodoba. Stokrotkowa Polana nie omija w przepowiedniach żadnego cierpienia — stwierdziła — w praktycznie każdej przepowiedni mówi, jak ktoś zginie, więc wiedz, że pewnie tak się ona zakończy — miauknęła, po czym ruszyła do środka 
— Obyś się myliła — odparła Ogień, wchodząc za nią do wnętrza siedziby jedynej starszej Klanu Wilka.
Gdy tylko weszły, Stokrotkowa Polana zwróciła na dwie kotki swój wzrok, przerywając jedną z jej wielu rozmowów z duchami.
— Och... witajcie... Spodziewaliśmy się was tutaj. Duchy mi o wszystkim powiedziały.
— Naprawdę? — zdumiała się Ogień. — Jaka będzie moja przyszłość? Chce wiedzieć!
Staruszka, tak jak często gdy wróżyła, poprosiła, aby młodsza podała jej swą łapę. Przypatrując się jej poduszkce u łapy, podjęła:
— Nadejdą z południa... Z ziem burzliwych... Ogniści wysłannicy mroku. — Sapnęła, a jej oczy powędrowały na sklepienie sufitu nory starszyzny. — Poproszą o twą łapę... Dla ognistego cienia... Byś dotrzymała mu kroku. Tajemnica wiązać was będzie i niechęć szczera... Nie trafisz bowiem na bohatera. Czarne serce zakwitnie ciernistymi pnączami. Z nim młodość utracisz, krew się przemiesza z kolcami. Tam ród wielki zyskasz, władzę i wpływy. Zdradzisz go - umrzesz, taki los twój wątpliwy. Trzymaj się rudej o kwiecistym ryku, a nie skończy się władza tylko na łyku — westchnęła po raz ostatni i zmierzyła Ogień wzrokiem, jakby wyszła dopiero co z transu.
Również Zaranna Zjawa, mimo początkowego braku zainteresowania całą sprawą słuchała uważnie przepowiedni, która z każdym słowem wypowiedzianym przez jej babkę stawała się coraz bardziej zagadkowa, skłaniając ją do myślenia nad jej znaczeniem. Znaczeniem, które nie zdawało się takie najlepsze. Ogień jednak, ku jej zaskoczeniu, pisnęła uradowana, przez co pistacjowe oczy przeniosły się na nią.
— Słyszałaś to? Słyszałaś?! Będę miała potężnego partnera! Może to przyszły lider?! Aaaa! To takie dobre wieści! — miauczała, nie zwracając uwagi na tą mroczniejszą część przepowiedni, którą „dobrymi wieściami” tak łatwo nazwać nie było.
Przecież ta przepowiednia posiadała głębię, którą Zaranna jako osoba znająca swą babcię chyba najlepiej spośród wilczaków tak dobrze była w stanie zauważyć od razu. Zdawało jej się to oczywiste, że nie było wszystko takie kolorowe, jak zdawało się w mniemaniu Ogień.
— Pamiętaj, Ognista Łapo, że ta przepowiednia zawiera nie tylko potencjalny dobrobyt, ale też przestrogę — uświadomiła jej to.
— Niby jaką? — młodsza zamrugała zaskoczona. — Przepowiada mi miłość i życie w dostatku!
Na słowa rudej Zaranna westchnęła przeciągle.
— Że będzie miał czarne serce i jeśli go zdradzisz umrzesz — przekazała jej słowa przepowiedni w przystępnej formie.
— Aj tam. Jeśli to będzie przystojniak no i lider to po co miałabym go zdradzać? Nikt inny mu nie będzie dorastać do łap. Dziękuję Srokrotkowa Polano, dziękuję!
— Pierwszy raz ktoś po usłyszeniu słów śmierci jest taki szczęśliwy... Dziwne to — zamyśliła się natomiast staruszka. Tymczasem medyczka nachyliła się do ucha babki.
— Bo ona chyba słucha wybiórczo — stwierdziła z przekąsem.
— Och tak... młodzi słuchają słów, które chcą usłyszeć... prawda stojąca przed nimi jest jedynie niewyraźną mgłą...
Już po chwili ruda uczennica podziękowała Zarannej i pobiegła pochwalić się mamie, a może takim innym kotom, o tym co usłyszała. Gdy tylko młodsza wyszła z legowiska, pysk Zarannej Zjawy natychmiast zmienił wyraz z nieokazującego emocji na łagodniejszy. W końcu teraz, gdy były same, mogła przestać ziać chłodem na wszystkie strony. Usiadła obok złotej starszej, po chwili odzywając się do niej:
— Jak się czujesz? — spytała. — przynieśli ci już dzisiaj jedzenie?
— Tak, tak... dobre dzieci dały staruszce coś przekąsić. Za czasów Mrocznej Gwiazdy tacy jak ja długo nie dożywali. Moja mama... wzywa mnie. Niedługo odejdę do niej i reszty swojej rodziny.
Już na słowa Ogień odnośnie tego, jak to ta chce zdążyć przed śmiercią Stokrotki otrzymać swoją przepowiednię nie były przyjemne do słyszenia. Z pyska babci… jeszcze bardziej. Chciała, by ta została z nią jak najdłużej. Wizja jej śmierci… nie była przyjemna. Nie lubiła o tym myśleć. Choć było to nieuniknione, nie chciała, by to się stało. Zawsze w końcu, od początków swego życia, mogła przyjść do Stokrotkowej Polany. Czuła, że jeśli starsza zniknie… jej życie nie będzie takie samo.
— Pamiętaj, że zanim odejdziesz do zmarłych bliskich musisz poznać swoje prawnuki. Nie po to zaszłam w ciążę, żebyś ich nie poznała — miauknęła, układając się obok starszej.
— Och... — Złota szylkretka spojrzała na jej brzuch. — Rzeczywiście... wyglądasz na ciężarną. Oby wyrosły na wspaniałych kultystów. Duchy nie mogą się też ich doczekać. 
— Wydaje mi się, że mówiłam ci że się ich spodziewam — stwierdziła bura — musisz ćwiczyć pamięć. Cieszę się, że przodkowie również ich wyczekują — powiedziała, liżąc babkę za uchem.
— Pamięć już nie ta... jak będziesz w moim wieku to sama się o tym przekonasz — córka Irgi ziewnęła. — To już pora na moją drzemkę.
Zaranna Zjawa została jeszcze ze starszą chwilę odpoczywając od reszty swego życia, tak nie raz wymęczającej. Gdy starsza usnęła, jej wnuczka wstała, ruszając do wyjścia. Była coraz głodniejsza a i miała trochę rzeczy do roboty, więc po ostatnim spojrzeniu w stronę śpiącej babci ruszyła do czegoś, co miało robić za stos zwierzyny, by wziąć dla siebie posiłek, którego tak domagało się jej ciało i kocięta które nosiła pod sercem.

***
*poród*
*tw opis porodu jak się można spodziewać*

Zaczęło się od mocniejszych skurczy, które w pierwszym momencie uznała po prostu za zapowiedź wymiotów. Gdy jednak te nie ustały, a ona nie czuła podchodzącej do gardła treści żołądkowej, usiadła na legowisku dla chorych, wołając Naparstnicową Kołysankę. Niedługo potem ogromny ból przeszedł przez jej ciało, a ona syknęła, chwytając patyk podany jej przez szylkretkę. Poprosiła Naparstnicy, by ta przekazała Mrocznej Wizji że chciałaby, by ta była gdzieś niedaleko legowiska medycznego. Nie musiała oglądać jej cierpień przy wydawaniu potomstwa, ale chciała mieć pewność, że ktoś bliski będzie niedaleko. Wiedziała, jaki był Klan Wilka. Obawy i czarne myśli kłębiły się w jej umyśle, bo co jeśli któreś kocię urodziłoby się słabsze od reszty, a ona byłaby niezdolna do reakcji? Mogliby z nim wtedy zrobić wszystko, włącznie z…
Rozmyślania przerwał jej ból, który rozszedł się po całym jej ciele. Przestała myśleć, bo właściwie nie mogła myśleć przez to, jak potężna fala skurczów która przechodziła przez jej ciało. Miała ochotę krzyczeć, więc i co jakiś czas krzyczała, ale potem przestała, gdy na świat przyszło pierwsze kocię, dając jej chwilę ulgi i czasu na poczucie zmęczenia. Spojrzała na młode, które pod łapy dała jej córka Gęsiego Wrzasku. Była to mała, okryta krótkim jak na razie futerkiem kuleczka, zdająca się tak drobną, mimo, że takiej wielkości był przeciętny kociak po urodzeniu i Zaranna Zjawa o tym wiedziała. Mała dopiero co się urodziła i wzięła pierwszy oddech, a już piszczała. Od razu matce rzuciło się w oczy jej złote futerko w czarne i rude plamy.
Złota.
Była złota.
Tak jak Irgowy Nektar, jak Stokrotkowa Polana, jak Szakala Gwiazda i jak jej siostra. Sama chciała mieć złote futro. Było charakterystyczne dla ich rodziny. Jej córka… je odziedziczyła.
Bura nachyliła się, liżąc młode w główkę by je uspokoić, nim znów nie złapał ją w pasie ból, przez który wydała z siebie głośny stęk bólu, wbijając pazury w mchowe legowisko i pochylając głowę.
Mimo, iż wiedziała, że poród będzie bolesny, teraz pragnęła tylko, by piekielny ból się skończył.

***

Po pierwszej koteczce na świat przyszła kolejna kotka, podobnej wielkości, tym razem o futrze pokrytym bielom upstrzoną buro-rudymi plamami. Na główce kociaka odznaczały się dwie dłuższe kępy sierści. Co jednak bardziej przykuwało wzrok, to jej plama na tylnej części grzebitu, tuż nad nasadą ogona, wyglądająca…
Jak motyl.
Ostatni kociak, urodzony na końcu, gdy jego matka już ledwo zipiała i kontaktowała z rzeczywistością, okazał się podobnie jak pierwsze dziecko Zarannej Zjawy złoty. Nie była to jednak szylkretowa kotka, a niebieski kocurek.
Tak też ostatecznie Zaranna Zjawa skończyła na swoim legowisku z trójką przesłodkich, małych kociaków. Jej własnych dzieci, z czego, mimo iż myśl o tym, że została właśnie matką była w jakiś sposób dziwna, jednocześnie oblewało ją uczucie jakiegoś szczęścia, gdy patrzyła na te trzy małe kulki, a na jej pysku sam pojawiał się lekki, zmęczony uśmiech.
Odpoczęła już nieco i była gotowa na wizytę. Poprosiła więc Naparstnicę, by zaprosiła do legowiska Stokrotkową Polanę. Słońce już zaszło, a na niebie zamiast niego górował księżyc, otoczony niezliczoną ilością gwiazd, pośród ciemnego niczym atrament, jak to powiedział kiedyś Uranos, nieba.
Na moment kąciki jej pyska opadły na jego wspomnienie, lecz już po chwili znowu się uniosły, gdy przeniosła spojrzenie zmęczonych oczu na wejście do legowiska medyka, przez które właśnie przechodziła jej babka.
— Witaj. Słyszałam co się stało. Gratulacje. Młode zdają się silne. — miauknęła Stokrotka, siadając naprzeciw i nachylając się do kulek. — Hm... wzrok już nie ten... Jak je nazwałaś?
— Myślałam nad tym trochę. Ale wiedziałam praktycznie od razu, jak nazwę pierwsze z nich — stwierdziła bura, następnie trącając bardzo lekko złote, śpiące kocię — to jest Polanka. Po tobie, babciu — powiedziała, uśmiechając się.
— Och... Jaka słodka. Oby nie miała takiego trudnego startu jak ja miałam w jej wieku... Niech duchy ją prowadzą.
Cóż, prawda. Słyszała już od Stokrotkowej Polany, że ta nie miała za bardzo z kim rozmawiać w swoim wieku, przez kontakty z… duchami. Na szczęście teraz miały siebie i Zaranna liczyła na to, że ich szczęście będzie trwało jak najdłużej.
— Też mam nadzieję, że będzie jej się dobrze powodziło — miauknęła, liżąc kociaka po głowie — to — dotknęła końcówką ogona drugiej koteczki — jest Krasopani. To dlatego, że plama na jej grzbiecie przypomina motyla — wyjaśniła od razu babce nadanie tak nietypowego imienia.
Zaranna Zjawa bała się motyli. Może i dla innych to imię było słodkie, jeśli znali jego znaczenie, tak dla niej miało w sobie pewien straszny element. Miała nadzieję, że Zalotka każdego, kto będzie chciał ją skrzywdzić będzie w stanie przerazić, niczym jej matkę motyle od których dostała imię.
— Hm... duchy mówią, że bliżej jej do Zalotki. To znak... Złamie niejedno serce...
Słowa złotej zdziwiły ją, ale nie miała zamiaru się z nią kłócić. Najwyraźniej… duchy, albo sama Stokrotka chciała nadać małej takie imię. A ona sama nie miała nic przeciwko, by starsza również nadała miano jednemu ze swych prawnucząt. Skinęła więc jej głową na znak, że się zgadza.
— W takim razie będzie Zalotka. Mam tylko nadzieję, że nikt jej nie złamie serca... bo wtedy skończy z połamanymi kośćmi — stwierdziła. I mówiła to jak najbardziej poważnie. Była gotowa zemścić się za ból swej córki na delikwencie lub delikwentce, który śmiałby złamać małe serduszko jej kruszynki.
— Będzie źle... — mówiła babunia, co u niej było raczej formą pocieszenia a nie zmartwieniem o przyszłość. Zaranna uniosła tylko na moment brwi ale już zaraz wskazała swego następnego, ostatniego kociaka, leżącego między dwoma pozostałymi.
— A to... — przerwała na chwilę. Nad tym imieniem wahała się dłużej niż nad pozostałymi, w sumie to nawet teraz jeszcze którko rozważała to w głowie, ale ostatecznie uznała, że chyba będzie odpowiednie — to będzie Syczek.
Złota starsza orzyjrzała się mu, kiwając głową.
— Syczy już na ciebie?
Na słowa Stokrotkowej Polany bura zaśmiała się lekko.
— Nie... to imię jest od sowy — miała ochotę się wzdrygnąć na samą myśl o tych zwierzętach, jednak tego nie zrobiła. To po właśnie spotkaniu z sową miała dużo ze swoich blizn, zwłaszcza tych na głowie. Jednakże uznała, iż w sumie było ono nie takie złe – w końcu od zwierzęcia cichego jak wiatr, a jednocześnie bardzo niebezpiecznego.
— Och... rozumiem. Sycząca sowa, zły omen. Oby go nie porwały duchy, gdy zacznie wzbijać się w przestworza...
— Będzie szybszy niż one — stwierdziła Zjawa — to imię podsunęła mi Mroczna Wizja — dodała po chwili ciszy. To właśnie podczas jednej z jej rozmów z dawną uczennicą ten pomysł zagnieździł się w jej głowie niczym nocny drapieżnik w dziupli.
— Jej los trafny do jej imienia... — miauknęła dawna liderka, a następnie skupiła swój wzrok na swych prawnukach. — Będę je obserwować... Póki dane mi jeszcze oddychać tym samym powietrzem co one.
— Po śmierci też otaczaj je opieką z zaświatów — poprosiła, starając się zignorować myśl o zbliżającej się nieubłaganie śmierci babki — jestem ciekawa, jakie będą... — miauknęła, przenosząc spojrzenie na trzy małe kulki.
— Dobrze... będę ich obserwować — zgodziła się na jej słowa babcia, po czym zaoferowała, że za niedługo może powróżyć jej kociakom z łap. Zaranna Zjawa uśmiechnęła się na tę propozycję, wiedząc, jak bardzo Stokrotka lubiła dawać przepowiednie.

***
*akcja z dzikiem*

Właśnie siedziała w pobliżu legowiska medyka, zażywając potrzebnego powietrza i słuchając jednym uchem co robiły jej kocięta wewnątrz. Ku zaskoczeniu większości, nie przeniosła się wraz z nimi do kociarni, pozostając w legowisku medycznym. Wolała takie rozwiązanie. Pracując nie musiała zostawiać ich pod niczyją opieką, miała je obok siebie i nie musiała też z bycia medykiem nawet na chwilę rezygnować. Chciała utrzymać swoją pozycję, którą piastowała już jakiś czas. Do tego… dzięki temu miała większą prywatność. Nikt nie mógł ot tak sobie do środka wejść ani nie musiała ciągle pilnować języka, gdy wychowywała swoje kocięta. Nie chciała, aby od razu koty wokół zaczęły sprawiać, że jedyne o czym będą myślały jej młode, to zadowolenie innych. Chciała, aby były szczęśliwe i bezpieczne. Szczęśliwsze niż ona za dzieciństwa. Dlatego też nawet Bielicze Pióro miała do nich ograniczony dostęp. Córka Mrocznej Gwiazdy sama w sobie była jednym z większych powodów pozostania przez burą w legowisku medycznym. Wychowała medyczkę razem z jej matką i babką, to prawda. Starała się ją wspierać – również prawda. Ale nigdy nie dostrzegała jej bólu. Mimo bycia Matką Kultu, nie dostrzegała tego, jak ją traktowało rodzeństwo. Nic nie zrobiła z faktem, jak to dokuczało burej, wyzywało ją, a nawet biło za kocięcia, kiedy była pod właśnie jej opieką. Jak ją straszyli, jak w zimie Świt i Brzask wrzucili ją w śnieg by się rozchorowała, bo jako jedyna z rodzeństwa nie złapała choróbska od razu. Dlatego też nie ufała Bieliczemu Pióru w tej kwestii. Pozwalała tylko trzem kotom zajmować się swymi dziećmi – Mrocznej Wizji, do której miała zaufanie jako jednej z bardzo wąskiej grupy członków klanu, Stokrotkowej Polanie, która może i była odklejona, ale była jej babcią, i mimo tego, że z wiedzą o tym, że rodzeństwo ją źle traktowało nic nie zrobiła, Zaranna wierzyła, że ta sobie poradzi i jeśli tylko będzie w pobliżu nie da skrzywdzić swych prawnuków. Noi Naparstnicowa Kołysanka – może i była… fanatyczką, ale Zaranna spędziła z nią dość dużo czasu, by jej na to pozwolić. Noi pozostawał jeszcze fakt, że kotka była drugą medyczką w legowisku – dość oczywiste, że opiekowała się czasem jej młodymi.
Tak też kocięta były otoczone uwagą ich trójki, a ich charaktery już były widoczne. Cicha, acz ciekawska i bardzo kreatywna Polanka, również cichy i bardzo małomówny, ale inteligentny i kochający słuchać opowieści Syczek, oraz miła, pragnąca jedynie miłości, uwagi i towarzystwa Zalotka.
Kochała je. Naprawdę je kochała. Mimo zmartwień dotyczących ich przyszłości, związanych głównie z kultem i rzeczywistością w klanie Wilka, miała zamiar wprowadzić je w życie najlepiej jak umiała, i sprawić, by były jak najszczęśliwsze.
Wtem jej rozmyślania i obserwacje kotów przerwało coś, czego nikt się nie spodziewał. Usłyszeli tętent racic, a po chwili, przez wejście do obozu wszedł…
Dzik.
Do obozu wszedł dzik.
Spokój dopiero niedawno zaczętego dnia został przerwany. Wszystkie koty zwróciły zdziwione spojrzenia w stronę zwierzęcia. Futro na karku Zarannej Zjawy nastroszyło się, a ona otworzyła szerzej oczy, obserwując poczynania młodego odyńca. Nie zdawał się on jednak zainteresowany kotami – ruszył do stosu zwierzyny. Zaranna Zjawa powoli wstała, przesuwając się w stronę wejścia medycznego legowiska, tak, że zasłaniała je sobą samą. Jej ogon zadrgał nerwowo.
Choć sytuacja była nieciekawa, to istniała szansa, że dzik po prostu pozjada piszczki ze stosu i wyjdzie. Pewnie był głodny po dopiero co minionej mroźnej Porze Nagich Drzew i chciał tylko prostego łupu.
Jednakże owe szanse zostały już parę chwil później zaprzepaszczone, gdy Mroźna Łapa widząc dzika pożerającego jedzenie należące do Wilczaków, zasyczał, zwracając uwagę zwierzęcia, zaraz potem z bojowym okrzykiem rzucając się w jego stronę.
Od razu w obozie zrobiło się zamieszanie. Mroźna Łapa próbował przegonić zwierzę, atakując je. To jednak oczywiście było silniejsze od młodego ucznia, właściwie to od każdego kota z ich gatunku. Już po chwili, gdy Zaranna Zjawa cofała się coraz bardziej do wnętrza siedziby uzdrowicieli, syn Koszmarnego Omenu zaczepił się na ogromnym kle rozzłoszczonego zwierzęcia.
Weszła do środka, od razu przenosząc spojrzenie na kociaki, które zaraz wbiły w nią swe spojrzenia. Jej ogon drgał nerwowo, a pysk spoważniał.
— Mamo, co się dzieje? — spytała Zalotka.
— Na legowisko. Już — miauknęła z powagą, następnie zbierając kociaki. Ułożyła się na mchowym posłaniu, zgarniając trzy kulki między swe łapy i zerkając pistacjowymi ślipiami w stronę wyjścia, przyciskając się do ściany legowiska, wypatrując i uważnie swymi nastawionymi uszyma nasłuchując, czy czasem dzik nie zmierza w ich stronę.
Dochodziły do nich krzyki, wrzaski, warkoty, syki i nawoływania z zewnątrz, odgłosy tętentu racic dzika i kocich ataków. Słyszała szybkie oddechy swych kociąt.
Była pewna, że ktoś się włączył do walki. Jedyne, czym się teraz jednak przejmowała, to bezpieczeństwo wyłącznie jej kociąt, Stokrotki i Mrok. Nic więcej się nie liczyło. Nie mogła jednak sprawdzić, czy dwie dorosłe kotki były bezpieczne. Teraz musiała zająć się kociętami, ich ochroną i to właśnie na tym skupiła swoją uwagę.
Nie miała zamiaru się angażować w walkę z odyńcem. Była zbyt niebezpieczna, a Mroźna Łapa nie miał rozumu, skoro go zaatakował. Ona sama zaś miała dość oleju w głowie, a do tego zbyt dużo do stracenia. Nie miała zamiaru osierocić swych kociąt, gdy dopiero niedawno otworzyły oczy, zaczęły chodzić i przestały mówić zdania bez ładu i składu.
Tak więc czekała. Czekała, aż to się skończy.
I po dłuższym czasie usłyszała, jak coś dużego wybiega z obozu.
Potem nastała cisza, przerywana zdenerwowanymi głosami. Dopiero wtedy Zaranna Zjawa wstała, by spojrzeć na obóz.
— Zostańcie tutaj — nakazała swoim kociętom, zbliżając się do wyjścia.
Gdy tylko wysunęła z niego głowę, lustrując pistacjowymi oczyma teren, dostrzegła klanowiczów również wychodzących z legowisk. Tylko trójka kotów, konkretniej wojowników, zdawała się być po walce z dzikiem. Mroźnej Łapy zaś nie było nigdzie widać. Koty zaczęły się otrząsać, próbując pomóc poszkodowanym towarzyszom, a ona już wiedziała, że czekało ją dużo roboty przez nierozmyślne działanie niebieskiego ucznia, którego pamiętała jeszcze z czasów gdy ten był małym kociakiem w żłobku, pytającym ją o to, co w nim robiła.

Żegnaj, Mroźna Łapo [*]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz