BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Nocy?
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Nowe mutacje w zakładce "Cechy Specjalne i Mutacje"! | Zmiana pory roku już 22 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

18 czerwca 2024

Od Zalotnej Łapy

Zalotna Łapa leżała samotnie w swym posłaniu, które swoją drogą było już całkiem zabrudzone i wyglądało niechlujnie.
“Będę musiała je sobie poprawić, chyba zbyt bardzo wiercę się w nocy. Na szczęście nikt jeszcze nie zwrócił mi za to uwagi! Przecież nie mogłabym nic z tym zrobić, nie kontroluje siebie gdy śpię…” - pomyślała i leniwie przeciągnęła się, obracając się na drugi bok. W legowisku uczniów panował chłód, z resztą w innych legowiskach zapewne panowała taka sama temperatura. Pora Nagich Drzew nieźle mogła dać w kość leśnym stworzeniom.
Po chwili Zalotka usłyszała głośny trzask, natychmiast wzdrygnęła się i kucnęła na czterech łapach, obracając chaotycznie głową dookoła. Nic jednak nie dostrzegła, no może oprócz dwójki zaciekawionych uczniów stojących na zewnątrz. Ich plecy były pokryte cienką warstwą śniegu, ich futrami szarpał mroźny wicher, ci jednak nie wyglądali na zbyt przejętych tak okropną pogodą. Po grzbiecie szylkretki przeszedł dreszcz, gdy nagle przypomniała sobie, że nie odbyła jeszcze dziś treningu.
“Tylko nie trening! Nie w takim mrozie!” - pomyślała.
Kotka westchnęła, rozluźniła dotychczas spięte mięśnie i ponownie skuliła się w swym posłaniu, starając się wykorzystać każdą chwilę spędzoną bez ciągle kapiącego na pysk i plecy deszczu. Zalotka zmrużyła oczy.

Sen
Obudziła się w lesie, pamiętała to miejsce, jej mentor pokazywał je jej na pierwszym treningu. Szylkretka obróciła się dookoła, wszystko było rozmazane i jakieś takie mroczne, przyciemnione. W tle słychać było krakanie wron i szum wiatru, mimo tego Zalotka nie czuła, jakby wicher szarpał za jej futro.
— Halo! Jest tu kto? — krzyknęła, jej niewyraźny głos odbił się echem po całym lesie. Wtedy zza drzewa wychylił się kocur, był cały biały, jego futro lśniło. Na pysku osadzoną miał parę żółtych, chłodnych oczu. Zalotka cofnęła się niepewnie i zmrużyła oczy, próbując wyostrzyć rozmazany obraz.
— Blade Lico? — spytała. Biały kot podszedł do niej, tak, to był Blade Lico. Zalotna Łapa wyprostowała się i wypięła pierś, chcąc wyglądać dumnie i odważnie, jakby chciała popisać się swojemu mentorowi.
— Blade Lico! Oczywiście, wiedziałam, że to ty — zaśmiała się. Blady kocur jakby spiorunował ją swym wzrokiem, koteczka natychmiast straciła pewność siebie i spuściła głowę, obserwując teraz swoje dwie białe łapy.
— Zalotna Łapo, obudź się. — Biały kocur odparł po chwili bardzo monotonnym i bezuczuciowym tonem. Szylkretka wzdrygnęła się i kilka uderzeń serca później podniosła zaciekawiona uszy. “Obudź?” pomyślała.
— Czas na trening — Blade Lico dodał. Wtedy Zalotka poczuła, jak coś szturcha ją w bok. Odwróciła się natychmiast, jednak jej wzrok nie dostrzegł tam żadnego ciała obcego. Szylkretka podniosła jedną brew i znów zwróciła wzrok ku swojemu mentorowi. Ponownie poczuła, jak coś ją szturchnęło, tym razem w głowę i z większą siłą. Obraz przed oczami kotki zaczął czernieć, Zalotka przeraziła się i zaczęła cofać, aby po chwili obrócić się na pięcie i zacząć pomykać przed siebie. Z ogromną gracją omijała wszelkie przeszkody, kłody, wystające korzenie, krzewy i wielkie kamienie. Ciemność jednak była szybsza, w końcu Zalotna Łapa widziała tylko swoje nogi wędrujące wśród pustki, w końcu jednak i one zaczęły zanikać.
“Co się dzieje! Czy nadszedł już mój czas? Czy to tak ma wyglądać? “ pomyślała.
Koniec snu

Wtedy otworzyła oczy, natychmiast oślepił ją blask dochodzący z zewnątrz. Szylkretka zmrużyła szybko oczy.
“Co się właśnie stało…” powiedziała do siebie w myślach. Po chwili delikatnie i powoli podniosła jedną powiekę, dostrzegła wtedy swojego mentora stojącego nad nią z poważną miną. Kotka natychmiast poczuła się zażenowana, otworzyła drugie oko i podniosła się na cztery łapy.
— No wreszcie! Ile można czekać, aż łaskawie się obudzisz? — miauknął kocur. Zalotna Łapa odwróciła głowę w bok. Czuła się trochę głupio.
— Przepraszam, jakoś nie umiałam się dobudzić — mruknęła nieśmiało i znowu zwróciła wzrok ku starszemu kocurowi. Dostrzegła jednak za nim rudą kotkę, jej wzrok był oceniający i wpatrywał się wprost w Zalotke. Szylkretka uśmiechnęła się nerwowo, pamiętała tę kotkę, to była ta sama kotka, która zaczepiła wtedy Syczka.
— Ale… możemy już ruszać na trening, bo o to chodzi, prawda? — miauknęła. Blade Lico pokiwał powoli głową.
— Tak. Dziś będziesz uczyć się skradania i rozpoznawania śladów pozostawianych przez różne zwierzęta. Jest śnieg, przez co ich odciski pozostają na śniegu przez jakiś czas — kocur odpowiedział stanowczo i odwrócił się, wychodząc żwawo z legowiska uczniów. Zalotna Łapa westchnęła cicho, przechodząc obok Ognistej Łapy, która po chwili zaczęła chichotać.
“Dlaczego mój mentor musi być taki poważny i twardy… nie można wokół niego żartować, jak mam polubić treningi, skoro są takie szare, bure i smętne?” - stwierdziła idąc krok w krok za swym nauczycielem. Nie była pewna, gdzie ten chce ją zabrać, odwróciła głowę w bok i zaczęła rozglądać się po zaśnieżonym lesie, pustych gałęziach i zamrożonych strumykach.
— Czy lubi… pan… Porę Nagich Drzew? — miauknęła niepewnie. Nigdy nie wiedziała, jak ma zwracać się do swojego mentora, dlatego powiedziała po prostu “pan” mając nadzieję, że nie będzie mu to przeszkadzać. Poza tym kotka chciała nawiązać z kocurem jakiś kontakt, zanim zanudzi się tu na śmierć.
— To jakiś żart? — Blade Lico odparł szybko i twardo, po czym odwrócił głowę w stronę swojej uczennicy. Jedną brew miał uniesioną, wyglądał na bardzo podejrzliwego.
— To… tylko pytanie — odpowiedziała smutnym tonem. Biały kocur wyglądał na nieco zirytowanego.
— Nie, nie lubię Pory Nagich Drzew. Kto ją niby lubi. Chyba tylko głupie piecuchy siedzące wtedy w cieple i wygodzie — mruknął bez krztyny emocji, co sprawiło, że po ciele szylkretki przeszedł dreszcz.
“Czy da się być bardziej wyprutym z emocji niż on?” kotka pomyślała i spojrzała na swoje łapy, które przebijały się teraz przez warstwę śniegu.
— Masz rację, Pora Nagich Drzew jest okropna! Wolałabym wciąż być teraz kocięciem, gdybym tylko została tym uczniem kilka księżyców później, to nie miałabym na start tak złych warunków! — powiedziała szylkretka podnosząc głowę. Blade Lico wzruszył tylko obojętnie, ramionami nawet nie zwracając wzroku ku swojej uczennicy.
— Zwykle jestem bardzo nieśmiała, wiesz? Fajnie by było, gdybyś docenił fakt, że próbuje otworzyć się do nowych kotów… — odparła po chwili milczenia, jej głos był ponownie bardzo niepewny i cichy, jakby nie do końca chciała, aby jej mentor usłyszał jej słowa. Ten jednak szybko odwrócił się do niej i rzucił jej zdziwione spojrzenie.
— Słucham? — mruknął. Zalotna Łapa wbiła w niego wzrok i wyprostowała się, chcąc wyglądać poważniej.
— Dobrze słyszałeś, chciałabym, abyś wydusił z siebie choć trochę emocji! Brzmisz jak trup… — odparła, Blade Lico przybrał jeszcze bardziej zdziwiony i zaciekawiony wyraz twarzy niż wcześniej. Patrzył się na szylkretową kotkę jak na kompletną wariatkę, która mózgiem zamieniła się z myszą.
— No co… chciałam tylko… wyznać ci prawdę — Zalotka miauknęła cicho i znów rozluźniła się, odwracając wzrok od swojego nauczyciela.
“Jest na mnie zły? O ile on w ogóle potrafi być zły!” pomyślała.
— Słucham? O czym ty mówisz, młodziku? Nie usłyszałem, co mówiłaś, takie to trudne to zrozumienia? — kocur prychnął. Zalotną Łapę natychmiast zalała fala wstydu.
— Wiesz co, nieważne już… tak tylko mi się powiedziało, nie przemyślałam tego — odparła szybko i zwolniła nieco kroku, oddalając się trochę od bladego kocura.
— Może lepiej będzie, abyśmy odbyli tę wędrówkę w ciszy — stwierdził Blade Lico tym samym bezuczuciowym tonem i zwrócił wzrok ku przodzie.

***

Po jakimś czasie oba koty dotarły na polankę. Była ona nieco wydeptana, jednak śnieg zdążył już zacząć tworzyć na niej nową warstwę. Blady kocur stanął tu jak wryty, przez chwilę stał w bezruchu, niczym kłoda. Zalotna Łapa także przystanęła i zaczęła naśladować swojego mentora, choć nie do końca wiedziała, co on w tym momencie wyprawia.
“Spytać się go czy nie… co jeśli robi coś ważnego i mu w tym przerwę? Zezłości się? Nie, on nawet by tego nie potrafił” pomyślała.
— Co robimy? — mruknęła po chwili bardzo cichym głosem. Blade Lico otrzepał się i z powagą zwrócił wzrok w stronę swojej uczennicy.
— Węszymy — odparł krótko. Szylkretka westchnęła, a biały wojownik uniósł brodę w górę, jego nos poruszał się prędko i rytmicznie, Zalotka słyszała niekiedy świsty, które się z niego wydostawały.
— Czujesz to? — spytał. Kotka ocknęła się i natychmiast spojrzała się w te samo miejsce, gdzie właśnie spoglądał wojownik. Zawęszyła, do jej nosa dotarł dziwny, stłumiony zapach.
— Może… zależy — odparła prędko. Blade Lico zrobił krok w przód, wyglądał na skupionego.
— To gołąb — szepnął i kucnął bardzo powoli. Zalotna Łapa wstrzymała oddech, czuła jak jej serce zaczyna bić mocniej z emocji, bardzo nie chciała speszyć zwierzyny spod nosa Bladego Lica.
“Powodzenia” miała ochotę miauknąć, jednak nie przeszło jej to nawet przez gardło, ale może to i lepiej? W tym momencie biały kocur skoczył gwałtownie do przodu, Zalotna Łapa usłyszała głośny trzepot skrzydeł szarego ptaka. Wojownik szarpał się chwilę ze zwierzyną, po czym ta upadła nieruchomo na ziemię. Szylkretka powoli podeszła do swojego mentora i spojrzała na leżącego u jego łap gołębia.
— Wygląda smacznie, cieszę się, że udało ci się coś upolować w tak trudną dla nas, kotów, porę — Zalotka uśmiechnęła się, kocur jednak prychnął tylko i podniósł swoją zdobycz.
— Pochwały, nie przyjmuje ich od mniej doświadczonych kotów — miauknął niewyraźnie i przeniósł ptaka pod jeden z pobliskich krzewów.
— Przejdźmy teraz do treningu — odparł stanowczo. Czarno-ruda kotka przewróciła żartobliwie oczami, Blade Lico nie wydawał się zadowolony z tego gestu, jednak nie odezwał się ani słowem.

***

— Najpierw musimy znaleźć kolejną zwierzynę — Blade Lico zaczął. Zalotka starała się zapamiętać jak najwięcej z jego słów, nie chciała w końcu wyjść na głupka. Bardzo chciała dorównać swoim rówieśnikom, ba! Ona chciała być nawet lepsza niż oni! A osiągnie to tylko porządnym treningiem… u doświadczonego wojownika. “Blade Lico musi być doświadczony, na pewno! Wygląda na takiego, który do nauki przykłada dużą wagę” pomyślała, wciąż jednak skupiając swoją uwagę na śnieżnobiałym kocurze.
— No to proszę, popisz się swoimi umiejętnościami, które dotychczas zdobyłaś przez moją naukę — kocur miauknął, unosząc jedną brew do góry. Zalotka poczuła, jak stres ścisnął jej drobny żołądek.
“Dasz radę, masz to w małym pazurze, prawda?” powiedziała w myślach, aby dodać sobie otuchy. Po chwili wstała na swoje cztery długie kończyny i natychmiast jej pewność siebie wyparowała. “Skąd mi się to wzięło! W życiu jeszcze nie upolowałam żadnej zwierzyny!” kotka spojrzała się błagającym wzrokiem na swojego mentora. Ten tylko westchnął.
— Nie masz od razu jej łapać, masz ją wywęszyć — odparł twardo. Szylkretka rozluźniła się nieco i wypuściła powietrze, które przez chwilę trzymała w płucach. Uśmiechnęła się nerwowo i podniosła brodę tak, jak zrobił to wcześniej jej mentor.
Pokręciła się trochę, spojrzała tu i tam aż w końcu wyczuła trop. Może był to wróbel, może coś innego. Kotka nie była do końca pewna, jeszcze nie wyuczyła się na pamięć wszystkich tych zapachów, tym bardziej że w zimę było ciężej to osiągnąć. Zwierzyny było cóż… mało, większość teraz zimowała, przez co nie było najmniejszej szansy na spotkanie wielu gatunków. Zalotna Łapa zwróciła wzrok w stronę śnieżnego kota. Ten kiwnął głową i podszedł do niej cicho.
— Dobrze, zapach, który wyczułaś, należy do sójki. Teraz będziesz próbować się do niej zakraść — miauknął. “Gdzie słowa otuchy? Gdzie informacja, że za pierwszym razem może mi się nie udać i to nie będzie nic złego?” kotka pomyślała. “A może ja po prostu jestem zbyt wymagająca…” dodała sobie.
Blade Lico kucnął, Zalotka spoglądała na niego z zaciekawioną miną, dopóki ten nie kiwnął jej ogonem na znak, że ma zrobić to samo. Szylkretowa kotka niepewnie ugięła cztery łapy, jej wzrok wlepiony był w nogi bladego kocura. Właściwie stawała na głowie, aby tylko idealnie odwzorować postawę mentora, jak gdyby ten był rzeźbą na wystawie.
— Może być — mruknął po chwili obojętnie. Uczennica miała zawiedzioną minę, jednak Blade Lico zdawał się nie poświęcać temu szczególnej uwagi. “Chyba muszę się po prostu przyzwyczaić do jego twardej skorupy, kto wie, może kiedyś w końcu nieco się otworzy…” pomyślała. Wtedy śnieżnobiały kocur wyprostował ogon, zniżył czujnie głowę i zmrużył oczy. Zdawało się, że właśnie zamarł w bezruchu lub po prostu wyparował. Jego jasne futro idealnie wtapiało się w zaśnieżony teren dookoła. On wyglądał tak poważnie, tak dumnie. Zalotna Łapa poczuła w sobie dziwne uczucie, jakby zachwyt, podziw. Wojownik wyglądał teraz jak prawdziwy łowca.
Po chwili Zalotka poczuła na sobie oceniający wzrok, był to oczywiście wzrok Bladego Lica, gdyż żadnego innego kota nie było w tej chwili niedaleko. “Och, przepraszam” miała ochotę miauknąć, powstrzymała się jednak i natychmiast zaczęła próbować odwzorowywać pozę jaką przyjął młody, w mniemaniu Zalotki doświadczony wojownik. Po jakimś czasie mina białego kocura rozluźniła się, szylkretka uśmiechnęła się, jakby jego wyraz pyska przekazał jej, że właśnie postawa, jaką przyjęła, jest prawidłowa.
— Nie jest najgorzej — miauknął ponownie, tym samym obojętnym tonem. Zalotka czuła jednak, lub po prostu chciała czuć, że kocur, choć lekko jest z niej dumny. “Ciekawe czy ta sójka jeszcze tam jest…” Zalotka pomyślała po chwili, nie powiedziała jednak tego na głos, nie chciała w końcu podważyć umiejętności i wiedzy Bladego Lica.
— W takim razie możemy już przejść do następnego etapu, czyli bezszelestnego poruszania się — blady kot odparł w końcu. Szylkretka była jednocześnie podekscytowana i zestresowana. Bardzo chciała już potrafić polować, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to możliwe, aby wyszło jej to za pierwszym razem. Mimo tego będzie się starać, będzie się starać najbardziej, jak tylko potrafi, aby wywrzeć jakiekolwiek, choćby minimalne wrażenie na swoim mentorze. W końcu ona chciała, tylko aby ktoś w końcu ją docenił, aby ktoś ją zauważył, aby w końcu w jej stronę poleciały jakieś pochwały.
— Rób to co ja, rozumiesz? Na pewno w końcu to załapiesz — miauknął wojownik. Uczennica pokiwała tylko stanowczo głową i zmarszczyła brwi jakby w skupieniu. Jej wzrok dokładnie analizował każdy ruch stojącego obok Bladego Lica. Gdy ten tylko delikatnie ruszył paluszkiem, Zalotna Łapa robiła to samo. Sama już nie wiedziała, czy wszystko, co robił jej mentor, było zamierzone, czy nie, dlatego na wszelki wypadek powtarzała to co on kropka w kropkę. W końcu oba koty powoli zaczęły poruszać się do przodu, śnieg chrupał lekko pod łapami szylkretki, przez co ta co chwilę przystawała, aby dla sójki takie długie chrupanie nie wydawało się podejrzane. Zalotna Łapa starała się jednak nadążać za bladym kocurem, w końcu to ona miała podjąć próbę upolowania tego ptaka, nie Blade Lico.
Oba koty przystanęły koło krzewu. Rudo-niebieska ptaszyna wydawała się być tak blisko, jednocześnie tak daleko. Uczennica z zakłopotaniem spojrzała na skupionego obok białego kocura, nie miała jednak odwagi jakkolwiek się odezwać. “W takim razie… chyba muszę sama odkryć jak upolować zwierzynę…” pomyślała. Instynktownie napięła mięśnie tylnych nóg, przygotowywała się do skoku. Obecnie swój wzrok skupiała na ruchomym celu - Sójce.
Na chwilę świat wokół niej zamarł, tylko ona i ten nieszczęsny ptak.
Nagle słychać było świst, potem ziemia się zatrzęsła i po lesie rozległ się paniczny trzepot ptasich skrzydeł. Zalotna Łapa poczuła, jak pod jej łapą miota się rudo-niebieskie stworzenie. Kotka uśmiechnęła się, już miała świętować. Rozluźniła nieco ucisk i… sójka skrzydłem trafiła w pysk swojej napastniczki, uczennica wzdrygnęła się i wypuściła ptaka spod swoich pazurów. Sójka natychmiast korzystając z okazji, odfrunęła wysoko ponad łyse korony drzew i w końcu zniknęła z pola widzenia biednej, zawiedzionej szylkretowej koteczki.
Zalotna Łapa odwróciła się w stronę swojego mentora. Jego mina była poważna, stał on wyprostowany, rzucając w stronę kotki oceniający wzrok.
— Przepraszam, przestraszyłam się, gdy ta ptaszyna uderzyła mnie w pysk. To się nie powtórzy, obiecuję. Następnym razem do obozu przyniosę i gołębia, i sójkę i wróbla! — mruknęła pewnie, choć wiedziała, że nigdy, przenigdy nie uda jej się złapać aż trzech stworzeń za jednym razem. “Przynajmniej nie jako uczeń…” stwierdziła, nie chcąc gasić w sobie tego promyka nadziei i determinacji.
— Mam nadzieję. A teraz pora już wracać, ta sójka swym skrzekiem i trzepotaniem z całą pewnością spłoszyła wszelką zwierzynę w tych okolicach — Blade Lico zadecydował. Uczennica pokiwała tylko głową, sama nie wiedziała, czy cieszy się z tego powodu czy nie za bardzo. Z jednej strony chętnie jeszcze by porozmawiała trochę z białym kocurem i zaciągnęła od niego jakieś rady, z drugiej - chętnie znów położyłaby się w posłaniu i usnęła.

***

Oba koty szybko ruszyły w stronę obozu, Blade Lico niósł w gębie upolowanego wcześniej gołębia. Zalotna Łapa tak jak wcześniej podążała tuż za nim.
— Dobrze mi poszło? — spytała w końcu, gdyż te pytanie męczyło ją, odkąd sójka poszybowała daleko w powietrze.
“Nie mogło być tak źle, zawsze mogłam przypadkowo nadepnąć na jakiś patyk i spłoszyć tego ptaka jeszcze wcześniej… prawda?” mruknęła sobie w myślach.
— Dopiero niedawno zostałaś uczniem, więc uważam, że nie było najgorzej. Co prawda mogło być lepiej, ale przynajmniej dobrze przyswajasz nowe informacje. Kilka treningów i już będziesz nieco zaznajomiona w wojowniczych sprawach. Oczywiście gdybyś była teraz wojownikiem, taka sytuacja byłaby niedopuszczalna, w Porze Nagich Drzew zwierzyna jest naprawdę cenna — podsumował. Zalotnej Łapie ta wypowiedź została do własnej interpretacji, nie chciała już więcej męczyć kocura, jednak to co powiedział, nie miało zbyt jasnego przekazu.
W końcu razem dotarli do obozu. Gdy tylko byli już w centrum Blade Lico poszedł w swoją stronę zostawiając szylkretkę samą na środku obozu. Ta przez chwilę obserwowała, jak pierw kocur odnosi gołębia na marny stos ze zwierzyną, po czym końcówka jego śnieżnobiałego ogona znika w legowisku wojowników. “Och, jaka ja głupia byłam, żeby puścić tego ptaka wolno, łzy mi się do oczu cisną gdy tylko patrzę na tak opustoszałe miejsce, gdzie jeszcze niedawno leżało tyle zwierzyny, że by nam starczyło na całą tą zimę!” skarciła siebie. Jednak nie widziała sensu w dalszym użalaniu się nad swoimi błędami, w końcu zacznie się na nich uczyć, aby stawać się coraz lepszą wersją siebie.
Uczennica wróciła wprost do swojego posłania, obróciła się na nim kilka razy, po czym skuliła się w kulkę i dała się porwać do krainy snów.

[3027 słów]
[przyznano 61%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz