Taniec była już na tyle duża, a Srebrna Szadź na tyle zmęczona i całkowicie wypruta z jakichkolwiek chęci do dalszego pilnowania i trzymania kotki siłą w kociarni, że pozwolono jej raz na jakiś czas, wybrać się na przygodę po obozie. Matka mimo wszystko, ciągle wodziła wzrokiem za małą poszukiwaczką wrażeń, siedząc spokojnie przy wejściu do żłobka, pozostając w pełnym pogotowiu, jakby ta wpadła na coś niezwykle kretyńskiego. Tak więc szylkretowa koteczka spacerowała po jaskini, mijając koty, które znała mniej lub bardziej. Wiele z nich znała już całkiem dobrze; czy to rodzeństwo rodzicielki, czy lidera Srokoszową Gwiazdę i jego zastępcę Przyczajoną Kanie, a nawet przemknął jej gdzieś ten szemrany hultaj Judaszowiec. Akurat zza wodnej kotary wyłonił się powracający poranny patrol, w którego składzie od razu rozpoznała Szarą i Zieloną Łapę wraz z ich mentorami. W kociarni nigdy nie czuła się w ich towarzystwie zbyt dobrze, zwłaszcza że przebojowa natura czarnej, już terminatorki, wraz z wybuchowym temperamentem Taniec, nie współgrały zbyt dobrze. Teraz, jednak kiedy już trochę dojrzała, lubiła zamienić z nimi kilka słów, zwłaszcza że widocznie sprawia im wielką przyjemność zainteresowanie mniejszej koleżanki. Więc kiedy tylko pożegnali się ze swoimi nauczycielami, a Liściasty Wir wraz z Gasnącym Promykiem odeszli, aby zdać raport czekoladowemu zastępcy, lilijka pognała w ich stronę, niemal nie wbiegając w kuśtykającego Kornikową Korę. Zatrzymała się przed rodzeństwem, które teraz zmierzało powoli w stronę kupki ze zwierzyną.
— Hej Zielona Łapo! Szara Łapo! Co robiliście dzisiaj na patrolu? Było niebezpecznie? — zapytała podekscytowana koteczka, przebierając łapkami w miejscu. Wlepiła szeroko otwarte ślepka w przyjaciół.
— Cześć Maluchu — powiedziała lekko złośliwie czarno-biała, uśmiechając się łobuzersko
— Maluchu?! Chyba nie jesteś poważna, zaraz będziemy znowu sypiać pod jednym sklepieniem, wiesz? Koperkowe Wzgórze mówił, że lider już zastanawia się nad naszymi mentorami, na pewno będą super, a ja od razu będę lepszą terminatorką niż ty skunksi zadku — zaśmiała się wesoło Taniec, mrużąc ślepia i posyłając towarzyszce wyzywające spojrzenie
— Taaaa… a ty masz mleko pod nosem, chyba cię mamusia nie wylizała dokładnie, wracaj, bo czeka na ciebie — odegrała się znów ciemniejsza. Obie koteczki były gotowe przegadywać się bez przerwy, ale kompletnie zażenowana mina, stojącego obok kocurka, wybiła im to z głowy.
— Wiecie co… Ja jestem głodny i trochę nie mam ochoty na to, no wiecie, te wasze przekomarzanki… — wymamrotał zaspany wciąż Szara Łapa. Nie patrzył na żadną z nich, mazał tylko pazurkiem w ziemi, starając się utrzymać pionową pozycję i nie zamknąć oczu.
— Nudziarz z ciebie i maruda — przewróciła oczami jego siostrzyczka i pacła go łapą w bark — Widzisz młoda, takie wybuchowe laski jak my jesteśmy skazane na naszych mazgajowatych, przymulonych braciszków. Szylkretka tylko zaśmiała się krótko i truchtem dogoniła odchodzącą już dwójkę.
Uczniowie wzięli po porcji zwierzyny, a długowłosa siadła przy nich, chcąc wciąż usłyszeć o dzisiejszym patrolu.
— Nic się nie działo — powiedział wprost samczyk, na co kocię fuknęło pod nosem i uderzyło ogonem o kamienną posadzkę — hm?
— Kompletnie mnie to nie usatysfakcjonowało… — wymruczała i zaczęła rozglądać się po obozie, jakby wszystko było teraz ciekawsze od tego co chciał jeszcze dodać niebieski — Staruszki, kojarzę ją, Czysta Łapa? Tak? Tamta o, tamta siedząca skulona nad czymś. Jest jakaś dziwna, co nie?
— Czyśćcowa — rzucił Szara Łapa
— Tak Czyśccowa Łapa, jest strasznie dziwna, na serio. Nigdy nie słyszałam, żeby coś mówiła. Jest córką mojej mentorki — skonkretyzowała Zielona Łapa. Wyrwała kawałek tłustej nornicy i zaczęła głośno przeżuwać. Jej ślepia też zwrócone były w stronę arlekinki, która wydawało się, że coś ryzowała na ziemi. — Mówię ci, ona tak cały czas, cały czas jest ubabrana, ciągle coś maże w ciszy, nawet nie w ciszy, w kompletnym odcięciu od świata.
— Chce z nią pogadać.
— Po co niby? Zmarnujesz czas i tak ci nie odpowie.
— A to się zdziwisz, pani mistrzyni charyzmy i uroku — rzuciła na pożegnanie liliowa i truchtem zaczęła zmierzać w stronę samotnie siedzącej terminatorki.
Postanowiła nie tracić czasu, zwłaszcza że Czyściec chwile przedtem wzięła ze sobą dwa kawałki zwierzyny, a więc nie wiadomo czy nie znikłaby potem na jakimś polowaniu, czy treningu. Trochę zdziwiło to młodszą; po co jej tyle jedzenia? Nie wyglądała na łakomczucha, a ona i Pokrzywek już dostali poranną porcję. Gdy była wystarczająco blisko zobaczyła miejsce, w którym druga myszka leżała całkowicie nietknięta. Był tam namalowany wizerunek kota, a raczej kotki, poznała to po lekkiej sylwetce i ogólnym przedstawieniu. Teraz jednak były ważniejsze rzeczy niż jakieś rysunki.
— Hej! — krzyknęła Taniec; miała problem z mówienie zdecydowanie zbyt głośno, nawet gdy nie chciała, miała po prostu zbyt zarośnięte uszy, przez co, aby słyszeć to, co wypowiada, musiała podnosić ton. Starsza uczennica skrzywiła się na dźwięk jej głosu. — Jesteś Czyściec co nie?
Jej rozmówczyni tylko lekko pokiwała głową, nie dając żadnej innej odpowiedzi, nawet najmniejszego pisku czy pomruku. Szylkretka chwile czekała na dalszą reakcję, lecz mogłaby czekać i wieki, i nie doczekałaby się. Przeszła więc na inną taktykę, widząc, że arlekinka spogląda wciąż ukradkiem na wizerunek namalowany jej łapą.
— Kto to? Coś mi świta… Hm… Ma futerko podobne do mnie, ale ślepia niebieskie… O! Mój tato mi opowiadał o swojej mentorce, i mówił, że ją przypominam, i że ma nadzieje, że będę taka radosna jak ona. Jak to było… Aksamitna Gwiazda! Wcześniej, i później w sumie też… była Aksamitną Chmurką, co nie? Znałaś ją?
<Czyściec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz