Odruchowo wzmocniła siłę szczęki, mocniej zaciskając zęby na upolowanej świeżo wiewiórce. Kocię nie stanowiło poważnego przeciwnika, ale kompletnie nie rozumiała zainteresowania młodej martwą zwierzyną. Ile ona mogła mieć, z księżyc? Była wielkości zdobyczy, toteż Gracja tym bardziej nie chciała wdawać się w konfrontację. Wiedziała tyle, że była to jedna z dwóch córek Łuski i że jej futro było... Cóż, tak właściwie to go nie było. Koteczka wyglądała jak chaos na czterech kończynach, łysa skóra przyozdobiona była zielonymi fragmentami liści i trawy, a gdy czekoladowa przypadkowo musnęła ją łapą, poczuła dziwną lepkość. Pociągnęła nosem. Kojarzyła ten zapach z drzewami.— Coś się stało? — powtórzyła, tym razem niewyraźniej, zadzierając wyżej łeb, by utrudnić kocięciu odebranie jej zdobyczy.
— Da, da! — powtórzyło maleństwo, niemalże podskakując w miejscu.
— Nie mogę ci tego dać — odparła natychmiastowo, gdy tylko pojęła sens wypowiadanych przez kocię krótkich sylab. — Niosę to dla twojej mamy. Musi to zjeść, żebyś mieć siły do wykarmienia ciebie.
Tak właściwie, kocię przypominało jej roślinę. Nie tylko z wyglądu, ale i zachowania. Gracja mówiła do niej, a ta tylko przekrzywiła łebek to na prawo, to na lewo, niczym krzew kołyszący się na wietrze, a przy tym mała uporczywie wpatrywała się w rudą kitę wiewiórki. Uczennica westchnęła, stawiając swe następne kroki znacznie pewniej.
— A ja? A ja? — wymamrotała, brzmiąc z lekka na oburzoną.
Zielonooka zmrużyła ślepia, powtarzając sobie w myślach, że z maluchami też trzeba umieć się dogadać i warto wykorzystać tę chwilę do przetestowania swoich możliwości. Wciąż miała wrażenie, jakby ledwo co opuściła żłóbek i wracała tu na drzemkę, a nie, by jako pełnoprawna uczennica zanieść królowej posiłek.
— Ty powinnaś pójść do swojej mamy — zaleciła, niepewnie rozglądając się. Łuska prócz tego maleństwa miała jeszcze jedno. Na szczęście dwupak jej nie zaatakował. — Ona da ci inne jeść, ale skoro tak podoba ci się ta wiewiórka, to pocieszę cię, że jak będziesz dorosła, to nieraz jeszcze taką sobie upolujesz i zjesz.
— Nie mogę ci tego dać — odparła natychmiastowo, gdy tylko pojęła sens wypowiadanych przez kocię krótkich sylab. — Niosę to dla twojej mamy. Musi to zjeść, żebyś mieć siły do wykarmienia ciebie.
Tak właściwie, kocię przypominało jej roślinę. Nie tylko z wyglądu, ale i zachowania. Gracja mówiła do niej, a ta tylko przekrzywiła łebek to na prawo, to na lewo, niczym krzew kołyszący się na wietrze, a przy tym mała uporczywie wpatrywała się w rudą kitę wiewiórki. Uczennica westchnęła, stawiając swe następne kroki znacznie pewniej.
— A ja? A ja? — wymamrotała, brzmiąc z lekka na oburzoną.
Zielonooka zmrużyła ślepia, powtarzając sobie w myślach, że z maluchami też trzeba umieć się dogadać i warto wykorzystać tę chwilę do przetestowania swoich możliwości. Wciąż miała wrażenie, jakby ledwo co opuściła żłóbek i wracała tu na drzemkę, a nie, by jako pełnoprawna uczennica zanieść królowej posiłek.
— Ty powinnaś pójść do swojej mamy — zaleciła, niepewnie rozglądając się. Łuska prócz tego maleństwa miała jeszcze jedno. Na szczęście dwupak jej nie zaatakował. — Ona da ci inne jeść, ale skoro tak podoba ci się ta wiewiórka, to pocieszę cię, że jak będziesz dorosła, to nieraz jeszcze taką sobie upolujesz i zjesz.
<Cierń?>
[324 słów]
[324 słów]
[Przyznano 6%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz