Kompletny brak wolności i dodatkowa praca. Cieszmy się i radujmy, hip hip, hurra. Kocur jednak nie miał zamiaru robić za parobka. Nakopał już tyle, że zaczynał czuć się jak prawidłowy mieszkaniec tuneli, przyjaciel zajęcy. Jeszcze chwila i zacznie z nimi grywać w pokera w wolnych chwilach. Nic więc dziwnego, że jak to on, postanowił nie robić dodatkowo normalnych obowiązków każdego zdolnego do ruchu klanowicza.
Lilowy gdy tylko dostrzegł okazję, wyciągnął głowę dla sprawdzenia, gdzie znajduje się obecnie patrol, po czym w kilku susach znalazł się pod konstrukcją dwunożnych, ostrożnie stawiając kroki. Zmarszczył jeszcze nos z powodu smrodu podmokłego terenu wymieszanego z przegrzanym betonem i spalinami, po czym wychylił łebek dla pewności, obserwując, gdzie pozostali nieszczęśnicy skierowali się na polowanie i czy na chwilę obecną ma wolne. Nagle poczuł, jak od strony ogona rozchodzi się nagle ból, ciepło, a dodatkowo wyczuć można było zapach obcego kota. Wzdrygnął się, wykręcił gwałtownie, chcąc jak najszybciej ocalić swoją piękną kitę od ataku napastnika. Niemniej stłumił w sobie syknięcie, a początkowy strach i bijące serce zamieniły się we wzrok karcący, oceniający, z ogonem, który trzymał blisko siebie. Tymczasem napastnik odsunął się gwałtownie, wypluwając z pyska skrawki (och okrutni gwiezdni) sierści, z zażenowaniem na pysku.
- Najmocniej przepraszam! Ja myślałam, że to jakieś… - urwała czekoladowa kotka, widząc pysk kocura. - O rety, my się przecież znamy. To znaczy, wymieniliśmy może z dwa zdania na zgro-
-SHHH. Cicho! - Wyszeptał poddenerwowany, przykładając łapę do pyska morderczyni ogona, po czym znów wyjrzał za konstrukcję.
Ta, zdezorientowana spojrzała na lilowego wzrokiem mówiącym „mam tyle pytań, a zero odpowiedzi”. Mimo wszystko nie ruszała się, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Dopiero gdy zabrał łapę, odważyła się uchylić pysk.
- O, a może to ty wszedłeś na nasze tereny i powinnam cię pogonić? - wyszeptała.
Zmarszczył brwi, po czym zerknął na nią w dół.
- Chyba już się dość naszalałaś, co? - szepnął znacząco, jeszcze zerkając ze zbolałym wzrokiem w pogryzione miejsce na sekundę. - Zawsze tak gwałtownie reagujecie na sojuszników na granicy? - Szylkretka na ten komentarz odwróciła głowę z zażenowaniem.
- Nie, po prostu pomyliłam cię z jakimś przerośniętym zającem. - przyznała wprost.
- Zającem? - powtórzył z niedowierzaniem. Co do miny natomiast, była urażona. I niezwykle niezadowolona, w momencie, w którym patrzył na Grację.
- Powiedziałam już, że przepraszam. Widziałam tylko puch twojej kity, a teraz mamy taką porę, że wszędzie pełno zwierzyny, więc sądziłam, iż jakaś mogła tu przykickać, uciekając przed waszymi patrolami. - rzekła na swoje usprawiedliwienie. - Poza tym masz raczej mało wspólnego z wyglądu z zającem.
Szept nie wydawał się być do końca przekonany ani zadowolony z usprawiedliwienia, jakim obdarowała go owocówka, co było widać po jego pysku, jednak już nie kontynuował.
- Aha, w takim razie możemy wrócić do punktu, w którym wymazujemy nasze istnienie. - Tu znów wychylił głowę, a zaraz potem zerknął na wilgne podłoże obok. Jeśli sobie tym trochę pobrudzi łapy, to może będzie, że coś robił, ale się nie udało?
- A czemu tak zależy ci na ciszy? - zapytała. - Czy to jakiś dziwny zwyczaj w Klanie Burzy, że chowacie się w takich miejscach? Ktoś cię szuka? - spytał, starając się mimo wszystko nie podnosić głosu.
- Hmm... Powiedzmyyy... że unikam konieczności. - Rzekł, nie odwracając głowy.
- Jak ktoś się chowa, to zazwyczaj dlatego, że zrobił coś złego i ucieka przed konsekwencjami. - rozmyślała na głos, mrużąc oczy. - No cóż, a sprawiałeś wrażenie takiego porządnego kota. - dodała. - Ah te pozory, bywają takie omylne…
- Hej, ja jestem porządny! - zaprotestował oburzony, podnosząc na moment głos, jednak zaraz go uciszył, - To po prostu ty masz mylne wrażenie. Nic nie zrobiłem, po prostu mam ich dość. Patrząc na trop twojego rozmyślania, to źle zrobiły również kociaki chowające się podczas gry w chowanego.
- Po pierwsze, to z całym szacunkiem, ale jesteś raczej za stary, by się bawić w chowanego. - zaczęła. - A po drugie, kocięta mają w zwyczaju chichotać i uśmiechać się przy zabawie, a ty masz nietęgą minę. Więc uważam, że moje wnioski w twoim przypadku są słuszne.
- Starość to pojęcie względne. Nawet w wieku 70 księżyców mogę ganiać w chowanego i żaden przejęty przez zwyczajowy system kot nie ma prawa mi wtedy powiedzieć, że jestem za stary. To wymysł ustawionego od pokoleń społeczeństwa, które jakimś cudem uznało, że robienie rzeczy w różnym wieku nie wypada przez wiek. To, że oni mają sztywne dupy, już nie jest moim problemem. A co do drugiej części, przecież mówiłem, że unikam konieczności. Weź używaj tych swoich wiszących wahadełek. - zakończył, zerkając na uszy kotki. Gracja uchyliła zaskoczona jego słowami pysk, krzywiąc się nieznacznie.
- Ale nie musisz być od razu taki niemiły. - Starała się brzmieć przyjaźnie, ale z jej pyska uszło burknięcie. - Masz bardzo rozległe podejście do tego tematu. Zapamiętam to sobie jednak i jeśli dane będzie mi cię ujrzeć w podeszłym wieku, chętnie ujrzę jak radośnie hasasz niczym kocię między drzewami. - dodała.
- Szczerość, - zagderał niezbyt przejęty. - Oh i z pewnością zobaczysz. Te wszystkie poglądy zwyczajowe mogą mi skoczyć, nie mam zamiaru się im podporządkować. - pochwalił się butnie. - A teraz proszę, poczekaj moment, jeśli możesz, muszę się zażyć kąpieli błotnej. - tu przerwał, kierując się bliżej do brzegu, zostawiając zaskoczoną kotkę, która to uniosła wzrok, nie spuszczając swojego spojrzenia z jego jasnej sierści.
- Ciekawe macie obyczaje w tym Klanie Burzy. - mruknęła, chcąc tę krótką ciszę.
- Oczywiście, jesteśmy bardzo ciekawi. - To mówiąc, wszedł w błoto do pewnego momentu, po czym wziął go trochę i umorusał nim trochę futra na brzuchu, szyi i brodzie, żeby wyglądało bardziej realistycznie. W gruncie rzeczy mógł się wywalić normalnie do błota, ale wlał sobie tego oszczędzić. - No, wyglądam, jakbym przeprowadził gonitwę po trudnych terenach?
Cicho parsknęła, rozbawiona owym widokiem, ale i tak postarała się stłumić największy śmiech.
- Powiedzmy. Z jednej strony tak, z drugiej sprawiasz wrażenie kogoś, kto przegrał walkę ze zwykłą kałużą błota, albo po prostu w nią niezdarnie wpadł. - nie kryła szczerości. - Jeśli cię jednak to pocieszy, to jest mimo wszystko w twym wyglądzie trochę majestatu.
- Bleh. - mruknął w odpowiedzi, strząsając z łapy nadmiar błota podczas wychodzenia. Zaraz potem usiadł i się obejrzał. - Da radę.
- Czyli jednak nabroiłeś. - wywnioskowała. - Chowasz się, maskujesz... Cały klan cię ściga? - parsknęła mimowolnie.
- A tam, ściga. Na razie są zajęci gonieniem za króliczymi zadkami. A ja, szczerze powiedziawszy, mam dość ich widoku.
- Nie podoba ci się tam? - zagadnęła. - Z tego co słyszałam, odbierałam wrażenie, że w waszych klanach jest jakoś ciekawiej i przyjemniej. - mruknęła.
- Co ty, jest śmiesznie. Zazwyczaj. Za jakiś czas znów będzie śmiesznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Ale w sumie jak tak już wspomniałaś... bardzo mnie to ciekawi, jak tam u was jest?
- Hm, no na pewno trochę inaczej. Nie jestem do końca pewna, jak co u was funkcjonuje, ale z tego co wiele razy słyszałam, u was szkolić się można tylko na wojownika. U nas prócz takiej roli, można zostać stróżem albo zwiadowcą. No i nie wierzymy w ten wasz Klan Gwiazdy, czymkolwiek to jest. - mruknęła, zaraz to się poprawiając. - W pełni respektuje oczywiście twoją wiarę, ale nie bardzo wiem, na czym polega i skąd się co wzięło, po prostu o tym słyszałam w przelocie.
- Nie no, masz jeszcze niby możliwość na medyka nie? I coś tam jeszcze u nas liderka kombinuje, ale co to wyjdzie, to nie wiem. - A co u was robią zwiadowcy i stróże? - dopytał zainteresowany. - A o Gwiezdnych to ty nie zawracaj sobie swojej ślicznej główki. To po prostu nasi przodkowie, którzy sobie tam na niebie świecą. Dają nam przepowiednie, sny medykom, znaki i tak dalej oraz dziewięć żyć dla liderów. Prócz tego ich istnienie jest dość mocno niepewne.
- Brzmi ciekawie. - mruknęła, przekrzywiając łeb. - U nas co najwyżej mówi się o Wszechmatce, ale nie jestem jeszcze obeznana w tym temacie, moja poprzednia mentorka dużo mi o niej mówiła, ale to było już jakiś czas temu. - stwierdziła. - A no dobre pytanie. Zwiadowcy to w sumie ciekawa sprawa. Jak sama nazwa wskazuje, chodzą na zwiady, są szybcy, mają dobry wzrok i że tak powiem, skaczą po drzewach. Jak dzieje się coś złego, to dzięki nim obóz jest na bieżąco informowany. A stróże... No cóż, jak mam być szczera, nie jest to nic interesującego. Jak się nie nadajesz ani na wojownika, ani na to drugie, ani nie chcesz być medykiem, to zostaje ci tylko to. Jak nie podołasz na którejkolwiek z tamtych ścieżek, to też kończysz jako stróż. Takie to trochę niepotrzebne, koty na posyłki i do pomocy przede wszystkim. - stwierdziła z niechęcią.
- Czyli jak zawalisz trening, to kończysz w najbardziej nudnym stanowisku? Szczerze Stróż to brzmi bardziej ciekawie, czuję się oszukany. Wiesz, ma stróżować nie? To chyba powinni być silni czy coś. - Wydedukował, analizując przez moment. - A ta wasza Wszechmatka to istniała od dawna? To się jakoś różni od Klanu Gwiazdy? No i na co się szkolisz?
- No tak, ale widzisz, nic wyjątkowego w stróżowaniu. A na temat Wszechmatki ci nie odpowiem, bo zwyczajnie się nie znam. - wyjaśniła, wzdychając. - A szkolę się, jakby ci to powiedzieć, na "nic ciekawego" - westchnęła, z wyraźnym poczuciem zażenowania, jakby to była jedyna emocja, jaka jej towarzyszyła przez ten cały czas.
- Czyli kulejesz w innych zawodach? - zapytał prosto z mostu. - Czy cię ktoś w ten zawód wrzucił? - Zdążył ocenić już Grację na swój sposób. Omijając jej rozmiary typu gnom ogrodowy, to była młodsza od niego, jeszcze w wieku szkoleniowym. To znaczy, że nie miała zbyt dużo czasu, by nabroić na tyle, by wykazać się swoim brakiem umiejętności czy coś.
Lilowy gdy tylko dostrzegł okazję, wyciągnął głowę dla sprawdzenia, gdzie znajduje się obecnie patrol, po czym w kilku susach znalazł się pod konstrukcją dwunożnych, ostrożnie stawiając kroki. Zmarszczył jeszcze nos z powodu smrodu podmokłego terenu wymieszanego z przegrzanym betonem i spalinami, po czym wychylił łebek dla pewności, obserwując, gdzie pozostali nieszczęśnicy skierowali się na polowanie i czy na chwilę obecną ma wolne. Nagle poczuł, jak od strony ogona rozchodzi się nagle ból, ciepło, a dodatkowo wyczuć można było zapach obcego kota. Wzdrygnął się, wykręcił gwałtownie, chcąc jak najszybciej ocalić swoją piękną kitę od ataku napastnika. Niemniej stłumił w sobie syknięcie, a początkowy strach i bijące serce zamieniły się we wzrok karcący, oceniający, z ogonem, który trzymał blisko siebie. Tymczasem napastnik odsunął się gwałtownie, wypluwając z pyska skrawki (och okrutni gwiezdni) sierści, z zażenowaniem na pysku.
- Najmocniej przepraszam! Ja myślałam, że to jakieś… - urwała czekoladowa kotka, widząc pysk kocura. - O rety, my się przecież znamy. To znaczy, wymieniliśmy może z dwa zdania na zgro-
-SHHH. Cicho! - Wyszeptał poddenerwowany, przykładając łapę do pyska morderczyni ogona, po czym znów wyjrzał za konstrukcję.
Ta, zdezorientowana spojrzała na lilowego wzrokiem mówiącym „mam tyle pytań, a zero odpowiedzi”. Mimo wszystko nie ruszała się, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Dopiero gdy zabrał łapę, odważyła się uchylić pysk.
- O, a może to ty wszedłeś na nasze tereny i powinnam cię pogonić? - wyszeptała.
Zmarszczył brwi, po czym zerknął na nią w dół.
- Chyba już się dość naszalałaś, co? - szepnął znacząco, jeszcze zerkając ze zbolałym wzrokiem w pogryzione miejsce na sekundę. - Zawsze tak gwałtownie reagujecie na sojuszników na granicy? - Szylkretka na ten komentarz odwróciła głowę z zażenowaniem.
- Nie, po prostu pomyliłam cię z jakimś przerośniętym zającem. - przyznała wprost.
- Zającem? - powtórzył z niedowierzaniem. Co do miny natomiast, była urażona. I niezwykle niezadowolona, w momencie, w którym patrzył na Grację.
- Powiedziałam już, że przepraszam. Widziałam tylko puch twojej kity, a teraz mamy taką porę, że wszędzie pełno zwierzyny, więc sądziłam, iż jakaś mogła tu przykickać, uciekając przed waszymi patrolami. - rzekła na swoje usprawiedliwienie. - Poza tym masz raczej mało wspólnego z wyglądu z zającem.
Szept nie wydawał się być do końca przekonany ani zadowolony z usprawiedliwienia, jakim obdarowała go owocówka, co było widać po jego pysku, jednak już nie kontynuował.
- Aha, w takim razie możemy wrócić do punktu, w którym wymazujemy nasze istnienie. - Tu znów wychylił głowę, a zaraz potem zerknął na wilgne podłoże obok. Jeśli sobie tym trochę pobrudzi łapy, to może będzie, że coś robił, ale się nie udało?
- A czemu tak zależy ci na ciszy? - zapytała. - Czy to jakiś dziwny zwyczaj w Klanie Burzy, że chowacie się w takich miejscach? Ktoś cię szuka? - spytał, starając się mimo wszystko nie podnosić głosu.
- Hmm... Powiedzmyyy... że unikam konieczności. - Rzekł, nie odwracając głowy.
- Jak ktoś się chowa, to zazwyczaj dlatego, że zrobił coś złego i ucieka przed konsekwencjami. - rozmyślała na głos, mrużąc oczy. - No cóż, a sprawiałeś wrażenie takiego porządnego kota. - dodała. - Ah te pozory, bywają takie omylne…
- Hej, ja jestem porządny! - zaprotestował oburzony, podnosząc na moment głos, jednak zaraz go uciszył, - To po prostu ty masz mylne wrażenie. Nic nie zrobiłem, po prostu mam ich dość. Patrząc na trop twojego rozmyślania, to źle zrobiły również kociaki chowające się podczas gry w chowanego.
- Po pierwsze, to z całym szacunkiem, ale jesteś raczej za stary, by się bawić w chowanego. - zaczęła. - A po drugie, kocięta mają w zwyczaju chichotać i uśmiechać się przy zabawie, a ty masz nietęgą minę. Więc uważam, że moje wnioski w twoim przypadku są słuszne.
- Starość to pojęcie względne. Nawet w wieku 70 księżyców mogę ganiać w chowanego i żaden przejęty przez zwyczajowy system kot nie ma prawa mi wtedy powiedzieć, że jestem za stary. To wymysł ustawionego od pokoleń społeczeństwa, które jakimś cudem uznało, że robienie rzeczy w różnym wieku nie wypada przez wiek. To, że oni mają sztywne dupy, już nie jest moim problemem. A co do drugiej części, przecież mówiłem, że unikam konieczności. Weź używaj tych swoich wiszących wahadełek. - zakończył, zerkając na uszy kotki. Gracja uchyliła zaskoczona jego słowami pysk, krzywiąc się nieznacznie.
- Ale nie musisz być od razu taki niemiły. - Starała się brzmieć przyjaźnie, ale z jej pyska uszło burknięcie. - Masz bardzo rozległe podejście do tego tematu. Zapamiętam to sobie jednak i jeśli dane będzie mi cię ujrzeć w podeszłym wieku, chętnie ujrzę jak radośnie hasasz niczym kocię między drzewami. - dodała.
- Szczerość, - zagderał niezbyt przejęty. - Oh i z pewnością zobaczysz. Te wszystkie poglądy zwyczajowe mogą mi skoczyć, nie mam zamiaru się im podporządkować. - pochwalił się butnie. - A teraz proszę, poczekaj moment, jeśli możesz, muszę się zażyć kąpieli błotnej. - tu przerwał, kierując się bliżej do brzegu, zostawiając zaskoczoną kotkę, która to uniosła wzrok, nie spuszczając swojego spojrzenia z jego jasnej sierści.
- Ciekawe macie obyczaje w tym Klanie Burzy. - mruknęła, chcąc tę krótką ciszę.
- Oczywiście, jesteśmy bardzo ciekawi. - To mówiąc, wszedł w błoto do pewnego momentu, po czym wziął go trochę i umorusał nim trochę futra na brzuchu, szyi i brodzie, żeby wyglądało bardziej realistycznie. W gruncie rzeczy mógł się wywalić normalnie do błota, ale wlał sobie tego oszczędzić. - No, wyglądam, jakbym przeprowadził gonitwę po trudnych terenach?
Cicho parsknęła, rozbawiona owym widokiem, ale i tak postarała się stłumić największy śmiech.
- Powiedzmy. Z jednej strony tak, z drugiej sprawiasz wrażenie kogoś, kto przegrał walkę ze zwykłą kałużą błota, albo po prostu w nią niezdarnie wpadł. - nie kryła szczerości. - Jeśli cię jednak to pocieszy, to jest mimo wszystko w twym wyglądzie trochę majestatu.
- Bleh. - mruknął w odpowiedzi, strząsając z łapy nadmiar błota podczas wychodzenia. Zaraz potem usiadł i się obejrzał. - Da radę.
- Czyli jednak nabroiłeś. - wywnioskowała. - Chowasz się, maskujesz... Cały klan cię ściga? - parsknęła mimowolnie.
- A tam, ściga. Na razie są zajęci gonieniem za króliczymi zadkami. A ja, szczerze powiedziawszy, mam dość ich widoku.
- Nie podoba ci się tam? - zagadnęła. - Z tego co słyszałam, odbierałam wrażenie, że w waszych klanach jest jakoś ciekawiej i przyjemniej. - mruknęła.
- Co ty, jest śmiesznie. Zazwyczaj. Za jakiś czas znów będzie śmiesznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Ale w sumie jak tak już wspomniałaś... bardzo mnie to ciekawi, jak tam u was jest?
- Hm, no na pewno trochę inaczej. Nie jestem do końca pewna, jak co u was funkcjonuje, ale z tego co wiele razy słyszałam, u was szkolić się można tylko na wojownika. U nas prócz takiej roli, można zostać stróżem albo zwiadowcą. No i nie wierzymy w ten wasz Klan Gwiazdy, czymkolwiek to jest. - mruknęła, zaraz to się poprawiając. - W pełni respektuje oczywiście twoją wiarę, ale nie bardzo wiem, na czym polega i skąd się co wzięło, po prostu o tym słyszałam w przelocie.
- Nie no, masz jeszcze niby możliwość na medyka nie? I coś tam jeszcze u nas liderka kombinuje, ale co to wyjdzie, to nie wiem. - A co u was robią zwiadowcy i stróże? - dopytał zainteresowany. - A o Gwiezdnych to ty nie zawracaj sobie swojej ślicznej główki. To po prostu nasi przodkowie, którzy sobie tam na niebie świecą. Dają nam przepowiednie, sny medykom, znaki i tak dalej oraz dziewięć żyć dla liderów. Prócz tego ich istnienie jest dość mocno niepewne.
- Brzmi ciekawie. - mruknęła, przekrzywiając łeb. - U nas co najwyżej mówi się o Wszechmatce, ale nie jestem jeszcze obeznana w tym temacie, moja poprzednia mentorka dużo mi o niej mówiła, ale to było już jakiś czas temu. - stwierdziła. - A no dobre pytanie. Zwiadowcy to w sumie ciekawa sprawa. Jak sama nazwa wskazuje, chodzą na zwiady, są szybcy, mają dobry wzrok i że tak powiem, skaczą po drzewach. Jak dzieje się coś złego, to dzięki nim obóz jest na bieżąco informowany. A stróże... No cóż, jak mam być szczera, nie jest to nic interesującego. Jak się nie nadajesz ani na wojownika, ani na to drugie, ani nie chcesz być medykiem, to zostaje ci tylko to. Jak nie podołasz na którejkolwiek z tamtych ścieżek, to też kończysz jako stróż. Takie to trochę niepotrzebne, koty na posyłki i do pomocy przede wszystkim. - stwierdziła z niechęcią.
- Czyli jak zawalisz trening, to kończysz w najbardziej nudnym stanowisku? Szczerze Stróż to brzmi bardziej ciekawie, czuję się oszukany. Wiesz, ma stróżować nie? To chyba powinni być silni czy coś. - Wydedukował, analizując przez moment. - A ta wasza Wszechmatka to istniała od dawna? To się jakoś różni od Klanu Gwiazdy? No i na co się szkolisz?
- No tak, ale widzisz, nic wyjątkowego w stróżowaniu. A na temat Wszechmatki ci nie odpowiem, bo zwyczajnie się nie znam. - wyjaśniła, wzdychając. - A szkolę się, jakby ci to powiedzieć, na "nic ciekawego" - westchnęła, z wyraźnym poczuciem zażenowania, jakby to była jedyna emocja, jaka jej towarzyszyła przez ten cały czas.
- Czyli kulejesz w innych zawodach? - zapytał prosto z mostu. - Czy cię ktoś w ten zawód wrzucił? - Zdążył ocenić już Grację na swój sposób. Omijając jej rozmiary typu gnom ogrodowy, to była młodsza od niego, jeszcze w wieku szkoleniowym. To znaczy, że nie miała zbyt dużo czasu, by nabroić na tyle, by wykazać się swoim brakiem umiejętności czy coś.
<Gracja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz