Czy był wściekły? Tak
Czy wyszedł z siebie, stanął obok, a potem zrobił fikołka jak Gryka za kociaka? Tak
Czy miał ochotę rozszarpać każdego, a potem ubrać się w ich flaki? Jeszcze jak.
Furia, jaka wypełniała kocura była wręcz nie do opisania. Jak raz, kurwa, nie mógł pełnić obowiązków, bo zajmował się bachorami, więc OCZYWIŚCIE wszyscy musieli pozdychać. Bo ta zasrana Kuna nie umiała ruszyć dupy do podania chorym paru ziółek. Całe szczęście, Szakal nie miała do niego pretensji, a przynajmniej tego nie odczuł, nie chciał też iść znowu drzeć jej mordę o tym, jak powinna wywalić burą na krzywy ryj; złota zdecydowania znała już jego paplaninę na pamięć, a on nie lubił się powtarzać.
Podrapał się za uchem, ucierając papkę lecznicą, w której skład wchodziło odrobina bzu oraz aksamitki, co połączył w idealnie gęstą breję za pomocą łopianu, który jak ostatnio odkrył - lepiej łączył maści.
Wilcza Tajga nie wyglądała na szczęśliwą, gdy Gęś podszedł do niej i zaczął nakładać leczniczą breję na bolące miejsce, na całe szczęście tylko sobie skręciła nogę; żadnego wybicia czy złamania, co wykluczyłoby kotkę z życia klanowego na kilka dobrych tygodni. Skręcenie jednak było na tyle paskudne, że jakby dłużej je ignorowała, miałaby problemu w chodzeniu. Już i tak miała teraz porządny obrzęk…
– Leż teraz i nie forsuj łapy, inaczej ci ją odgryzę – bruknął, zawijając jej łapę w liście dębu, by niczego nie ubrudziła. Co prawda mógł użyć pajęczyny, aczkolwiek przez pogodę nie mógł jej ostatnio znaleźć; dlatego też wolał użyć paru rzepów, na takie pierdoły były wystarczające.
Machnął ogonem, wstając i zbierając się - musiał jeszcze złożyć wizytę Szakal, a także sprawdzić, czy oko Zapomnianego Pocałunku trzeba będzie wydłubać, czy jednak nie. Kotka przyszła do niego jakiś tydzień temu z bolącym okiem, w którym miała, jakimś cudem, odłamek szyszki. Paskudztwo, do tego oko zdążyło pokryć się śmierdzącą, klejącą ropą więc Gęś miał nikłe nadzieje, że oko uda się odratować.
– Witam, witam, to ja - twój ulubiony kot w klanie – zaśmiał się, wchodząc bez pardonu do legowiska przywódczyni. Nikogo nie słyszał z zewnątrz, toteż wlazł jak do siebie, rozsiadając się wygodnie. Szakal kiwnęła mu głową, wracając do malowania tych swoich dziwnych obrazów.
Kocur rzucił kilka podstawowych ziół na ziemię, wzdychając.
– Jak się czujesz? – zapytał, przyglądając jej się uważnie, kotka miała podrażnione, czerwonawe ślepia. Mogła więc gorzej sypiać, do tego sposób, w jaki siedziała, wskazywał na bóle kręgosłupa, szczególnie w jej odcinku lędźwiowym. Kątem oka Gęś dostrzegł jeszcze przerzedzoną sierść a pod nią podrażnioną od drapania skórę. Dobrze wiedział, co to oznacza - pchły, sam się męczył z nimi jeszcze kilka dni temu. Na całe szczęście zrobił taką mieszankę, że zabijała te gnoje w dwa dni, a do tego ładnie pachniała bratkami i sosną.
– Ja się nie dziwię, że cię wszystko boli, jak legowisko masz całkowicie wyrobione – skrzywił się, dotykając jej posłania, które już dawno powinno być wywalone na śmieci. – Jak będę miał chwilę, to ci je wymienię, może jeszcze wsadzę ci tam parę kwiatków, które poprawią jakość sny albo coś… Właśnie, kurwa, chodź tu, trzeba się pozbyć pcheł, które gryzą cię po dupie.
Zmarszczył nos, praktycznie zmuszając kotkę, by dała mu się nasmarować mazidłem.
– Mam do ciebie zadanie – mruknęła Szakal, poruszając niespokojnie końcówką ogona.
– Ta? Jakie? Znowu mam kogoś zeżreć? Z Albą poszło mi lekko – kocica westchnęła, nie musiał jej mówić, że to on stał za sprawą zniknięcia Alby, to było oczywiste dla każdego kota z kultu, który go znał dłużej. – Nie, żebym ją zjadł. Może Burzaki miały przekąskę – parsknął śmiechem. – Albo się kurwa frajerzy osrali i uciekli! – parsknął śmiechem, kłapiąc zębami.
– Nie, bądźże poważny na chwilę – zganiła go wzrokiem, wzdychając zirytowana. – Zasadź na granicy z klanem burzy lawendę, masz zamaskować zapach kota, który do nas dzisiaj dołączy.
Uniósł brew, nie mogąc uwierzyć w jej słowa. Serio miała zamiar przyjąć jakiegoś burzaka? Nie no, przecież nie była idiotką, oczywiście, że miała w tym jakiś cel.
– Znalazłaś kolejnego naiwniaka, którego wykorzystasz? – point otarł niewidzialną łzę z oka. – Jestem taki, kurwa dumny. Ja pierdole…
Gdy skończył robotę, zwinął manatki, wprost na granicę z burzakami, mając zamiar dodać jeszcze coś do siebie. Co prawda Szakal mu nie zabroniła zostawić im niespodzianki, jednak ostrzegła, że ma nie odpierdalać.
Po drodze natknął się na wpół zjedzone ciało Alby, które leżało jeszcze dalej w głąb legowiska burzaków, aniżeli wcześniej, mógł dostrzec, jak wrony zjadają kocie zwłoki, delektując się pożywnymi resztkami.
Kocur przeciągnął się, zabierając do roboty, co prawda siedział trochę nad tym, zasadził obiecaną Szakal lawendę, acz dodał jeszcze od siebie słodkie muchomory sromotnikowe, które śmierdziały jak tona zgniłego żarcia, za sprawą prawdopodobnego spotkania ze skunksem.
Nie podobało mu się jednak, że zapach burzaków był tak blisko, do tego świeży. Skrzywił się, samemu odnawiając linię graniczną, nim powrócił do obozu, naprawiając legowisko Szakalej Gwiazdy, tak, jak jej obiecał. Oczywiście przekazał wszystko, co widział, słyszał i wyczuł.
Wyleczeni: Wilcza Tajga, Zapomniany Pocałunek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz