Naparstnica uczepiła się jej ucha, próbując zrobić jej jakiś znak. Mak nie mogła się jej pozbyć. Przerażona biegła po całym żłobku, próbując zrzucić siostrę.
- Zostaw m-mnie! – krzyczała spanikowana Mak. W końcu udało jej się pozbyć siostry. Pobiegła do Bielicznego Pióra i schowała się za jej ogonem, tak jak to robiła, gdy była jeszcze Alba. Kotka spojrzała na przerażonego kociaka, a potem na Naparstnice, która nie dawała za wygraną.
- Mamo! A-Albo ratuj! – pisnęła, znowu zapominając, że Alba ich zostawiła. Karmicielka złapała kociaka i położyła przed swoimi przednimi łapami.
- Mak, Alby już nie ma. Tak, jak powiedział wasz tata, odeszła do Dwunożnych – powiedziała, a liliowa spojrzała na jej pysk i straszną bliznę z grymasem niezadowolenia na pysku. Mama przecież nie mogła ich tak po prostu zostawić! Liliowa już chciała coś powiedzieć, ale wtedy znowu wróciła Naparstnica. Skoczyła na Mak i złapała się jej ucha. Liliowa zaczęła bić siostrę łapkami, ale ta nie puszczała. Po pewnym czasie Mak poczuła ból, rozchodzący się po całym jej ciele, zaczynając od ucha. Zaczęła głośniej krzyczeć, łzy pojawiły się w jej oczach. W końcu nawet Bieliczne Pióro miała dość krzyków kociaka. Odsunęła Naparstnicę, coś mówiąc do niej cicho. W tym czasie Mak dotknęła łapą rannej części ciała. Poczuła krople ciepłej mazi, ale oprócz tego ucho było całe. Na szczęście Naparstnicy nie udało się "naznaczyć" Mak.
Od nocy w lesie Makowa Łapa starała się unikać siostry. Jak musiała, to z nią rozmawiała, lecz starała się jej nie pokazywać. Nie umiała zapomnieć o tym, co widziała w tunelach. Po prostu bała się Naparstnicy, tak samo jak reszty kotów, które widziała podczas nocy. Miała dość tych jej lekcji i całej reszty.
Szła przez las za swoją mentorką. Poranny Zew nie powiedziała jej, co będą robić, głównie dlatego, że uczennica nie pytała. W końcu dotarły do wielkiego drzewa, które ewidentnie miało być głównym celem lekcji.
- Ostatnio uczyłam cię wspinaczki, więc dziś będziesz ją doskonalić... – zaczęła wojowniczka. Mak spojrzała z na wielkie drzewo. Musiała na to wejść? Ledwo widziała czubek tego tworu natury. Przełknęła ślinę i wbiła pazury w ziemię.
- A j-jak spadnę? – zapytała trochę wystraszona. Poranny Zew jednak nie odpowiedziała, ponieważ zaczęła tłumaczyć dalej:
- ...Ale nie będziesz sama – dokończyła. Mak rozejrzała się dookoła i zauważyła Naparstnicą Łapę. Odwróciła się szybko i przeszła kilka kroków w stronę obozu. Naparstnica i jej mentor byli już blisko, więc doskonale widzieli reakcję liliowej. Już miała wejść głębiej w las, ale zatrzymała ją starsza kotka. Makowa Łapa błagalnym wzrokiem spojrzała na swoją mentorkę, ale ta tylko pokręciła głową i kazała jej wracać. Stanęła obok Naparstnicy, próbując wyrzucić z głowy obrazy z tunelu. W końcu, na rozkaz wojowników, kotki zaczęły się wspinać po drzewie. Cała przerażona Makowa Łapa wskoczyła na pień i złapała się pazurami kory. Powoli przemieszczała się do góry. Po jakimś czasie udało jej się wejść na gałąź, na której już siedziała siostra. Na jej widok, liliowa odskoczyła od gałęzi, mocniej łapiąc się kory. Czekoladowa patrzyła na nią z ciekawością i zdziwieniem w oczach.
- J-ja idę dalej... – wytłumaczyła się szybko Mak, próbując nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
- Zostaw m-mnie! – krzyczała spanikowana Mak. W końcu udało jej się pozbyć siostry. Pobiegła do Bielicznego Pióra i schowała się za jej ogonem, tak jak to robiła, gdy była jeszcze Alba. Kotka spojrzała na przerażonego kociaka, a potem na Naparstnice, która nie dawała za wygraną.
- Mamo! A-Albo ratuj! – pisnęła, znowu zapominając, że Alba ich zostawiła. Karmicielka złapała kociaka i położyła przed swoimi przednimi łapami.
- Mak, Alby już nie ma. Tak, jak powiedział wasz tata, odeszła do Dwunożnych – powiedziała, a liliowa spojrzała na jej pysk i straszną bliznę z grymasem niezadowolenia na pysku. Mama przecież nie mogła ich tak po prostu zostawić! Liliowa już chciała coś powiedzieć, ale wtedy znowu wróciła Naparstnica. Skoczyła na Mak i złapała się jej ucha. Liliowa zaczęła bić siostrę łapkami, ale ta nie puszczała. Po pewnym czasie Mak poczuła ból, rozchodzący się po całym jej ciele, zaczynając od ucha. Zaczęła głośniej krzyczeć, łzy pojawiły się w jej oczach. W końcu nawet Bieliczne Pióro miała dość krzyków kociaka. Odsunęła Naparstnicę, coś mówiąc do niej cicho. W tym czasie Mak dotknęła łapą rannej części ciała. Poczuła krople ciepłej mazi, ale oprócz tego ucho było całe. Na szczęście Naparstnicy nie udało się "naznaczyć" Mak.
***
Od nocy w lesie Makowa Łapa starała się unikać siostry. Jak musiała, to z nią rozmawiała, lecz starała się jej nie pokazywać. Nie umiała zapomnieć o tym, co widziała w tunelach. Po prostu bała się Naparstnicy, tak samo jak reszty kotów, które widziała podczas nocy. Miała dość tych jej lekcji i całej reszty.
Szła przez las za swoją mentorką. Poranny Zew nie powiedziała jej, co będą robić, głównie dlatego, że uczennica nie pytała. W końcu dotarły do wielkiego drzewa, które ewidentnie miało być głównym celem lekcji.
- Ostatnio uczyłam cię wspinaczki, więc dziś będziesz ją doskonalić... – zaczęła wojowniczka. Mak spojrzała z na wielkie drzewo. Musiała na to wejść? Ledwo widziała czubek tego tworu natury. Przełknęła ślinę i wbiła pazury w ziemię.
- A j-jak spadnę? – zapytała trochę wystraszona. Poranny Zew jednak nie odpowiedziała, ponieważ zaczęła tłumaczyć dalej:
- ...Ale nie będziesz sama – dokończyła. Mak rozejrzała się dookoła i zauważyła Naparstnicą Łapę. Odwróciła się szybko i przeszła kilka kroków w stronę obozu. Naparstnica i jej mentor byli już blisko, więc doskonale widzieli reakcję liliowej. Już miała wejść głębiej w las, ale zatrzymała ją starsza kotka. Makowa Łapa błagalnym wzrokiem spojrzała na swoją mentorkę, ale ta tylko pokręciła głową i kazała jej wracać. Stanęła obok Naparstnicy, próbując wyrzucić z głowy obrazy z tunelu. W końcu, na rozkaz wojowników, kotki zaczęły się wspinać po drzewie. Cała przerażona Makowa Łapa wskoczyła na pień i złapała się pazurami kory. Powoli przemieszczała się do góry. Po jakimś czasie udało jej się wejść na gałąź, na której już siedziała siostra. Na jej widok, liliowa odskoczyła od gałęzi, mocniej łapiąc się kory. Czekoladowa patrzyła na nią z ciekawością i zdziwieniem w oczach.
- J-ja idę dalej... – wytłumaczyła się szybko Mak, próbując nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
<Siostro? Wcale od ciebie nie uciekam>
[505 słów + wspinaczka na drzewa]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz