Została zdegradowana z powrotem do rangi ucznia, a poza tym jej miano wróciło do tego kocięcego. Jak na złość Zwiędły Hiacynt pod koniec ich rozmowy zwrócił się do niej Lewku, tak jakby przewidział przyszłość. Była zła, wściekła z powodu tej niesprawiedliwości, która ją dotknęła. Ale role się kiedyś odwrócą. Muszą, na pewno tak się stanie, prędzej czy później.
Zajmowała się wraz z Piaskiem wymiana mchu, nie mogąc się doczekać momentu, aż Iskrząca Burza po nią przyjdzie i uwolni od żmudnej pracy, niegodnej potomkini Piaskowej Gwiazdy. Miały udać się tylko we dwie na wspólne polowanie, a tak naprawdę pręgowana klasycznie chciała spędzić ten czas w samotności; bez żadnego kota, który mógłby ją kontrolować. Brakowało jej takich wyjść samemu, oj bardzo. Dlatego też po pewnym czasie miały się rozdzielić, a wytłumaczeniem na to, gdyby ktoś je osobno przyłapał miało być to, że każda pobiegła w drugą stronę za zwierzyną.
Przynajmniej nie musiała siedzieć w tunelach jak co niektórzy ukarani podczas feralnego zgromadzenia. Miała nadzieję, że pewnego dnia ci zostaną zasypani, a jedynym żyjącym dzieckiem Różanej Przełęczy zostanie Rumiankowe Zaćmienie. Chociaż patrząc na postawę rzepa, który uczepił się jej brata i stanął po ich stronie, mogła odeprzeć myśl o śmierci tej szarej istoty. Mógł być bardziej przydatny niż ruda w pierwszej chwili to uważała.
— Lwia... Lew — usłyszała głos siostry, która w idealnym momencie zjawiła się w legowisku uczniów, w którym to trójka ukaranych zajmowała się wymianą mchu; ach co za uwłaczający obowiązek. — Jesteś wolna? — To był znak. Aktorstwo to chyba obie wyssały z mlekiem matki. Lew starała się nie wyglądać na podekscytowaną pytaniem siostry, znużona odwróciła głowę w jej stronę, chcąc pokazać Iskierce, że przecież jest zajęta— Pomyślałam, że może chciałabyś mi pomóc w polowaniu. Co ty na to? Poza tym rozprostujesz łapy...
— Myślę, że Piasek i Smark poradzą sobie z resztą sami..., a ja z przyjemnością ci pomogę Iskierko, jeśli tak bardzo zależy ci na tym, abym to właśnie ja pomogła — odparła głośno, mając nadzieję, że kocury ją usłyszały i to, że właśnie ich zostawia
Wzrok przeniosła na brata, przepraszając go za to, że ucieka od brudnej roboty i zostawia go samego z synem Żmijowej Łapy. Ona sobie potrafiła dać radę. Piasek też musiał. Na dobrą sprawę sam czarny kocur mógł się zająć tym mchem. Piasek również powinien się wykręcić, tylko musiał sam pokombinować z tym.
Powoli zaczęły kierować się w stronę wyjścia z obozowiska. Lew nie mogła się doczekać momentu, aż znów zazna smaku wolności.
— A wy dwie dokąd?
Słysząc znajomy głos, który od pewnego czasu podnosił jej ciśnienie, przeklęła cicho pod nosem. Przystanęła i zmierzyła wzrokiem brata Malwowego Rozkwitu. Ruda kanalia, zdrajca krwi na usługach Różanej Przełęczy. To pewnie przez niego i wizyty liliowego w żłobku Północ zniknęła. Tak to właśnie sobie tłumaczyła. Gdyby nie oni, mogłaby dalej mieszać w głowie siostrze Ciszy, a później, gdy już jej brat doszedłby do władzy kotka mogłaby liczyć na przywileje za to, że byłaby po ich stronie – jednak zaprzepaściła na to szanse. Zabrali jej zabaweczkę, został tylko Smark, który po ostatnim wybryku był wielkim rozczarowaniem; wstyd było się pokazać w jego towarzystwie. Szczęście w nieszczęściu takie w tym całym zaginięciu niebieskiej, że nie musiała patrzeć na jej pysk i tracić na nią swego cennego czasu. Bo może i uśmiechała się do niej, ale tylko dlatego by zdobyć jej zaufanie i użyć jej, gdy nadejdzie odpowiedni moment.
Teraz Lew mogła skupić się na czymś innym. Czymś co odwróci bieg historii klanu.
— Masz już problemy z oczami na starość, Hiacyncie? — spytała prychając — Wychodzimy. — rzekła, a następnie uprzedzając jego możliwe późniejsze słowa, rozwiała wszelkie wątpliwości związane z faktem, że to właśnie ze swoją siostrą wybiera się poza obóz — Iskrząca Burza jest wojowniczką, więc mogę z nią wyjść poza obozowisko. I to w słusznym celu. Będziemy polować — uśmiechnęła się promieniście, zerkając to na wojownika, to na swoją siostrę
— To dobrze się składa. Sam miałem udać się na polowanie, a skoro jesteś taka chętna do pomocy to wybierzemy się takim razie w trójkę. Co ty na to, Iskrząca Burzo?
Lew ani trochę nie podobała się wizja, aby kocur im towarzyszył. To nie tak miało być. Porozumiała się z siostrą poprzez spojrzenie.
— Zgoda. — odparła za cętkowaną występując naprzód, tak jakby chciała rzucić wyzwanie starszemu — Wiesz, spadłeś nam z nieba. Będziemy potrzebować kogoś takiego jak ty, takiego silnego kocura, który będzie dźwigał upolowaną zwierzynę...
— Iskrząca Burzo! — głos Ziębiego Trelu rozbrzmiał przez prawie cały obóz. Mimo, że to nie Lew była wołana przez matkę, jej sierść się zjeżyła.
Pomału zerknęła w stronę rodzicielki, której wzrok spiorunował Lew. Była ciekawa czy matka kiedyś zrozumie, że nic, a nic nie zawiniła. Całą swoją nienawiść względem jej czy Piaska powinna przynieść na Różana Przełęcz i jej syna. To oni powinni przejść przez piekło, które kocica zafundowała swoim dzieciom w ramach jej osobistej kary.
— Zaraz wrócę... — rzuciła Iskierka i powoli skierowała się w stronę matki
Może i Lew nie słyszała o czym dokładnie rozmawiały, ale jednego była pewna. Wystarczyło przepraszające spojrzenie siostry, aby zrozumiała, że ich plan całkowicie zawiódł i nie dało się już go uratować. Cętkowana ruszyła za matką kierując się w głąb legowiska uczniów, bo nawet jeśli była wojowniczką, nie warto było denerwować kocicy, jeszcze tego brakowało. Nim jednak zniknęły w nim, Ziębi Trel przeszyła lodowatym spojrzeniem swą córkę, która według niej zawiodła ją na całej linii. Jeszcze by przyczyniła się, aby Iskierka została zdegradowana.
— Chyba nie wróci. Nie marnujmy w takim razie czasu, chodźmy.
Niezbyt ochoczo ruszyła za rudym, wiedząc, że w tym przypadku go się tak łatwo nie pozbędzie. Chyba, że zgubiła by go gdzieś w tunelach, ale to oznaczało wpełznięcie do nich i pobrudzenie jej pięknej sierści. A do tego nie chciała dopuścić.
Skierowali się na wrzosowiska. Ku ich farcie, wśród obudzonej do życia roślinności dało się dostrzec małe szaraki, skubiące źdźbła trawy. Nie zdawały sobie sprawy z zagrożenia. Były łatwym celem dla doświadczonego wojownika i młodej wojowniczki. Mimo łatwego łupu, Lew nie drgnęła ani o milimetr. Uniosła dumnie głowę i przerwała ciszę, która towarzyszyła im od opuszczenia obozu.
— Myślałam, że nie będzie chciało ci się mnie niańczyć Hiacyncie już nigdy, a tu proszę – sam się do mnie doczepiłeś. Ciekawe tylko czemu... wątpię, że to tak sam z siebie postanowiłeś, w końcu za mną nie przepadasz i nie rozmawiamy ze sobą często… — Zrobiła smutną minkę na dosłownie uderzenie serca — A poza tym to dziwne, że w tej samej chwili co nam zachciało ci się udać na polowanie. Mogłeś iść wcześniej z resztą wojowników, w końcu nie masz żadnych innych zajęć… — I w tem ją olśniło. — Niech pomyślę! Czyżbyś dostał wytyczne od mamusi, żeby mieć na mnie oko? — zagadnęła będąc ciekawa, czy to faktycznie dlatego, przez jakąś paranoję szylkretki, uniemożliwił córkom Zięby wymknięcie się tylko we dwie. Gdyby ich nie zatrzymał, zamiast niego mogłaby być tutaj razem z Iskrząca Burzą, do czasu, w którym by się nie rozdzieliły
<Hiacynt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz