Piękny motyl przeleciał jej przed pyskiem, od razu zwracając na siebie uwagę kotki. Makowa Łapa podążyła wzrokiem za stworzeniem i po chwili już chodziła po całym obozie, próbując dogonić motyla. Owad doleciał do żłobka i wtedy wybiegły z niego kociaki, płosząc zwierzątko. Motyl wbił się w powietrze i szybko wyleciał z obozu, próbując uniknąć rozdeptania przez ciekawe świata maluchy. Liliowa odprowadziła go wzrokiem. Przez chwilę zrobiło jej się trochę żal, w końcu taki fajny motylek przyszedł polatać, lecz to uczucie prędko ustąpiło miejsca strachu, gdy usłyszała czyiś głos.
- Cześć, jestem Bursztynowa Łapa – usłyszała i odwróciła się za siebie. Przed nią stała niebieska kotka, której wcześniej nie widziała w Klanie Wilka. Jej żółte oczy wpatrywały się w liliową. Mak niepewna co zrobić cofnęła się nieco. Wtedy przypomniało jej się, że od niedawna do ich klanu przybył nowy kot. To ewidentnie musiała być ona. Bursztynowa Łapa, nowa uczennica w Klanie Wilka. Makowa Łapa przez kilka minut przyglądała się jej uważnie. Wyglądała na niewiele starszą od niej, może miała tyle księżyców co dzieci Ważkowego Skrzydła? W końcu zrozumiała, że to nie wygląda dobrze, jak cały czas obserwuje, zamiast się odezwać. Wciągnęła powietrze, bojąc się zrobić cokolwiek innego.
- C-cześć – zaczęła cicho – Jestem Makowa Ł-Łapa – przedstawiła się w końcu – Miło mi c-cię poznać.
- Mógłbyś opowiedzieć mi coś na temat Klanu Wilka? – zapytała niebieska, na co liliowa pokiwała głową. Bardzo lubiła pomagać, a przecież tej kotce przyda się trochę wiedzy na temat ich klanu.
- D-dobrze – powiedziała już nieco pewniej – W Klanie Wilka m-mamy rangi t-takie jak w normalnych klanach... – zaczęła tłumaczyć.
***
Od zgromadzenia Mak starała się być bardziej odważna. Choć nie rozumiała jeszcze wszystkiego z tą Mroczną Puszczą, zrozumiała, że musi się nie bać. Odkąd Poranny Zew wyjaśniła jej, że ci przodkowie nie są aż tacy źli, liliowa patrzyła na to wszystko z innej strony. Dzięki temu było jej nieco łatwiej, ale cały czas jej to nie do końca wychodziło. Niezmiennie bała się swojego ojca, lub niektórych innych kotów z klanu. Nie umiała przestać, a widziała, że musi. Dla swoich przodków i dla mamy, która dzięki temu wróci. To dodawało jej więcej siły i chęci. Przecież jej mama odeszła przez ten strach, tak powiedziała w tunelach, więc jak przestanie, to do nich wróci. Marzyła o tym tak bardzo, by mamusia wróciła.
- O nie mój mak od mamy! – powiedziała i spojrzała na zwiędłego kwiatka, którego trzymała w łapach. To była jedyna rzecz, jaką Alba jej dała. Nie mogła jej przecież stracić!
- Taka rola kwiatów – powiedziała Hortensja. Mak jednak nie chciała, by tak było. Przecież ta roślina nie mogła umrzeć, to był prezent, a prezenty nie umierają. Jednak takie były fakty, a liliowa nic z tym nie mogła zrobić. Jedyne co jej pozostało to znalezienie nowego maku. Na szczęście była Pora Zielonych Liści, więc kwiatków było pod dostatkiem. Tylko nie mogła iść sama. Może bardziej nie chciała. Cały czas obawiała się lasu. Ta noc w lesie nie dawała jej spokoju. Fruwaki, czy inne takie, mogły cały czas na nią polować. Spojrzała na swoją siostrę, lecz tej już nie było. Pewnie nie chciała z nią iść i szybko gdzieś poszła, by ta jej nie prosiła. Makowa Łapa rozejrzała się po obozie. Nigdzie nie widziała żadnego ze znajomych kotów. Ani śladu jej mentorki, rodzeństwa czy nawet ojca! Westchnęła cicho i wtedy zauważyła Bursztynową Łapę. Kiedyś opowiadała jej o zwyczajach w Klanie Wilka, może kotka zgodzi się pójść razem z nią? Wstała i poszła w stronę niebieskiej. Ta robiła coś właśnie przy stosie zwierzyny. Podeszła więc do niej i usiadła obok.
- C-cześć Bursztynowa Łapo – przywitała się, na co Bursztyn odpowiedziała skinieniem głowy, ponieważ jadła wiewiórkę – Wiesz, mój m-mak od mamy u-umarł. Czy chciałabyś p-pójść ze mną i poszukać n-nowego?
<Bursztyn?>
[619 słów]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz