Kurza Pogoń urodziła dwa malutkie kociaki. Cały klan był z tego powodu bardzo zadowolony i szczęśliwy, mimo tego, że ostatnio co chwilę coś się dzieje. Wszyscy odwiedzali żłobek, by zobaczyć, jak się mają. Ostowy Pęd też postanowił to zrobić. Przyda mu się chwila spokoju. Tylko, nie mógł tam przecież pójść z pustymi łapami. Podreptał więc do stosu zwierzyny i zabrał dużego królika. Pora Zielonych Liści przyniosła za sobą całą masę zwierzyny, oraz ziół. To był kolejny powód do szczęścia dla Klanu Burzy. Większość poprzednich Pór Zielonych Liści, były bardzo suche i nie było ziół, ani zwierzyny. Mimo to, niektóre koty obawiały się tej zmiany. Duża ilość zwierzyny przynosi dużą ilość drapieżników.
Zajrzał niepewnie do żłobka. Było tam kilka kotów, nie licząc matki z kociętami. Wszedł niepewnie do środka i przewrócił się na samym środku legowiska, robiąc przy tym hałas, który obudził kociaki. Królik wypadł mu z pyska i wylądował pod łapami Rumiankowego Zaćmienia. Wszystkie koty spojrzały w jego stronę, a Kurza Pogoń zaczęła uspokajać swoje pociechy. Uśmiechnął się, wystawiając język na wierzch.
- Cześć wszystkim – miauknął zadowolony, na co kilka kotów przewróciło tylko oczami. Już miał się podnieść, kiedy podbiegła do niego Rumiankowe Zaćmienie.
- Wszystko dobrze? – zapytała, a kocur pokiwał głową.
- Nie martw się mną! Nic nie popsuje mi takiego pięknego dnia! – powiedział trochę za głośno, znowu budząc kociaki. Gdyby można było zabijać spojrzeniem, to Kurza Pogoń już by wyeliminowała kremowego kocura. Ten chyba tego nie zauważył, bo zamiast wyjść z legowiska, szybko podszedł do matki i kociaków. Po drodze złapał swojego królika. Koty już się rozeszły, więc Ostowy Pęd nie musiał się przepychać. Położył zwierzę obok karmicielki i zaczął rozglądać się za kociakami. W końcu dostrzegł dwie małe kulki futra. "Jakie one słodkie!" - usłyszał głos w swojej głowie. Jeden maluch był czarny, srebrny i miał pręgi, a drugi czarny dymny.
- Jak się nazywają? – zapytał kotki.
- Ten to Kózek – wyjaśniła, pokazując na pręgowanego kociaka – A ta, to Krówka – pokazała małą kotkę.
- Cześć! – przywitał się z kociakami, a te zaczęły się wiercić obok matki. Wtedy zauważył u jednego z kociaków wystające kły.
- Ojejku! Nigdy nie myślałem, że zobaczę kota takiego jak ja! – miauknął i wystawił swój język – Tylko Kózek ma tak naturalnie.
Kotka chyba nie zwróciła na to uwagi, ponieważ zaczęła próbować uspokoić nieco kociaki, więc kremowy postanowił wyjść. Te maluchy były takie słodkie! Nowi członkowie byli naprawdę wielkim szczęściem dla Klanu Burzy.
Poszedł i usiadł obok stosu zwierzyny. Wziął królika i zaczął jeść. W pewnym momencie zauważył ojca kociąt, Owczą Pierś, który właśnie wchodził do żłobka. Poczuł jakieś dziwne ukłucie w środku, pomieszane ze smutkiem. Nie wiedział, o co chodzi, ale myślał, że jest to spowodowane śmiercią rodziców. To był, według niego, jedyny sensowny powód jego smutku. Jednak gdzieś głęboko wiedział, że to nie o to chodzi. Rozejrzał się dookoła. Każdy z kimś rozmawiał, tylko nie on. Westchnął cicho. Brakowało mu jakiegoś kota obok. Był po prostu samotny i to go najbardziej dręczyło, oczywiście nie licząc smutku po śmierci rodziców. Widział, że ma siostrę, ale ona nie była dla niego tak ważna. I on dla niej pewnie też. Mógł porozmawiać z innymi członkami klanu, ale to nie było to samo. Chciał być dla kogoś ważny i chciał mieć kota, o którym też mógł pomyśleć, że jest dla niego bardzo ważny. Kota, który by mu pomógł, który by go pocieszał, czy śmiał się razem z nim. Kota, który będzie go kochać. Oczywiście z wzajemnością. Ale wiedział, że to nie jest takie łatwe.
- Wystarczą mi przyjaciele – powiedział, by nieco się pocieszyć i spojrzał w stronę Tropiącego Szlaku, który właśnie rozmawiał z jego siostrą i Konwaliowym Powiewem. Zawołał ich, ale Tropiący Szlak nie zwrócił na niego uwagi. Kocur tylko lekko się odsunął w stronę wyjścia.
Zajrzał niepewnie do żłobka. Było tam kilka kotów, nie licząc matki z kociętami. Wszedł niepewnie do środka i przewrócił się na samym środku legowiska, robiąc przy tym hałas, który obudził kociaki. Królik wypadł mu z pyska i wylądował pod łapami Rumiankowego Zaćmienia. Wszystkie koty spojrzały w jego stronę, a Kurza Pogoń zaczęła uspokajać swoje pociechy. Uśmiechnął się, wystawiając język na wierzch.
- Cześć wszystkim – miauknął zadowolony, na co kilka kotów przewróciło tylko oczami. Już miał się podnieść, kiedy podbiegła do niego Rumiankowe Zaćmienie.
- Wszystko dobrze? – zapytała, a kocur pokiwał głową.
- Nie martw się mną! Nic nie popsuje mi takiego pięknego dnia! – powiedział trochę za głośno, znowu budząc kociaki. Gdyby można było zabijać spojrzeniem, to Kurza Pogoń już by wyeliminowała kremowego kocura. Ten chyba tego nie zauważył, bo zamiast wyjść z legowiska, szybko podszedł do matki i kociaków. Po drodze złapał swojego królika. Koty już się rozeszły, więc Ostowy Pęd nie musiał się przepychać. Położył zwierzę obok karmicielki i zaczął rozglądać się za kociakami. W końcu dostrzegł dwie małe kulki futra. "Jakie one słodkie!" - usłyszał głos w swojej głowie. Jeden maluch był czarny, srebrny i miał pręgi, a drugi czarny dymny.
- Jak się nazywają? – zapytał kotki.
- Ten to Kózek – wyjaśniła, pokazując na pręgowanego kociaka – A ta, to Krówka – pokazała małą kotkę.
- Cześć! – przywitał się z kociakami, a te zaczęły się wiercić obok matki. Wtedy zauważył u jednego z kociaków wystające kły.
- Ojejku! Nigdy nie myślałem, że zobaczę kota takiego jak ja! – miauknął i wystawił swój język – Tylko Kózek ma tak naturalnie.
Kotka chyba nie zwróciła na to uwagi, ponieważ zaczęła próbować uspokoić nieco kociaki, więc kremowy postanowił wyjść. Te maluchy były takie słodkie! Nowi członkowie byli naprawdę wielkim szczęściem dla Klanu Burzy.
Poszedł i usiadł obok stosu zwierzyny. Wziął królika i zaczął jeść. W pewnym momencie zauważył ojca kociąt, Owczą Pierś, który właśnie wchodził do żłobka. Poczuł jakieś dziwne ukłucie w środku, pomieszane ze smutkiem. Nie wiedział, o co chodzi, ale myślał, że jest to spowodowane śmiercią rodziców. To był, według niego, jedyny sensowny powód jego smutku. Jednak gdzieś głęboko wiedział, że to nie o to chodzi. Rozejrzał się dookoła. Każdy z kimś rozmawiał, tylko nie on. Westchnął cicho. Brakowało mu jakiegoś kota obok. Był po prostu samotny i to go najbardziej dręczyło, oczywiście nie licząc smutku po śmierci rodziców. Widział, że ma siostrę, ale ona nie była dla niego tak ważna. I on dla niej pewnie też. Mógł porozmawiać z innymi członkami klanu, ale to nie było to samo. Chciał być dla kogoś ważny i chciał mieć kota, o którym też mógł pomyśleć, że jest dla niego bardzo ważny. Kota, który by mu pomógł, który by go pocieszał, czy śmiał się razem z nim. Kota, który będzie go kochać. Oczywiście z wzajemnością. Ale wiedział, że to nie jest takie łatwe.
- Wystarczą mi przyjaciele – powiedział, by nieco się pocieszyć i spojrzał w stronę Tropiącego Szlaku, który właśnie rozmawiał z jego siostrą i Konwaliowym Powiewem. Zawołał ich, ale Tropiący Szlak nie zwrócił na niego uwagi. Kocur tylko lekko się odsunął w stronę wyjścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz