Z największą ostrożnością odstawiła świeżo upolowaną wiewiórkę na obfity w zwierzynę stos. Pora Zielonych Liści rozpieszczała ich nie tylko ciepłą pogodą, ale i terenami przepełnionymi wszelakiego rodzaju gryzoniami, których dorwanie nie sprawiało problemu nawet komuś z wrodzoną niezdarnością jak ona. Kamyczek chwalił ją za każdym razem, gdy tylko podejmowała się pogoni za ofiarą, i zdawał się być z niej zadowolony nawet wtedy, gdy ta jej uciekła.
Poza tym mieli dzisiaj okazję skupić się na rozpoznawaniu tropów lisów. Wysunęła z tego zadania kilka wniosków, które pozwoliły jej lepiej przyswoić nadmiar informacji. Prócz oczywistych faktów, jak różnica w wielkości śladów łap, zwróciła uwagę na kilka szczegółów, jak między innymi kształt, który u rudawych stworzeń wykazywał się większą symetrią niż w odciskach kocich łap, czy też inne ułożenie palców.
Nerwowo przeorała pazurami ziemię, obserwując w skupieniu przecinające się coraz to gęściej linie. Z początku wyglądało to ciekawie, jednak z czasem tworzył się chaos, doskonale odwzorowujący plątaninę myśli w jej głowie. Trening szedł jako tako — z każdym dniem miała wrażenie, że wie więcej, jak i zaczynała sądzić, że coraz mniej umie. Jej wiedza teoretyczna nie szła w parze z praktyką, która stale pozostawała w tyle. Patrząc jednak na jej sytuację z innej strony, dochodziła do wniosku, że i tak nic więcej do niej nie dotrze, choćby nie wiadomo jak starała się dokonać postępu. Doszła do pewnej bariery na swej drodze, która nie pozwalała jej na dalszy, tak bardzo pożądany przez nią rozwój.
Jednocześnie miała wrażenie, że to wynika tylko i wyłącznie z jej własnej niepewności. Z jej niepokoju odnośnie przyszłości, "gorszego" niż rodzeństwo stanowiska, a także nieudolności w wykonywaniu banalnych zadań. Nie brzmiała jak ktoś, kto mógłby godnie reprezentować ich społeczność.
Zawieruszyło jej się w głowie. Odsunęła się na parę kroków w tył, odnajdując oparcie w korze drzewa, stanowiącego jej aktualne legowisko. Trochę ją to wszystko przytłaczało, ale obiecała sobie dawać z siebie całą energię do końca szkolenia, by później nie mieć wyrzutów sumienia, iż całkowicie olała temat.
Zastrzygła uszami i zwróciła oczy w kierunku zbierających się pośrodku obozowiska kotów. Nie była pewna, czy powinna się zbliżać, ale gdy jedna z jej sióstr dołączyła do tłumu, Gracja zdecydowała się powtórzyć jej krok.
Ze swojego miejsca obserwowała z zainteresowaniem ojca, który powolnym krokiem zajął swoje miejsce do przemówień. Niepewny uśmiech wpłynął na jej pysk, gdy Agrest przyjrzał się jej przez dłuższy moment.
— Owocowy Lesie. — Donośne brzmienie głosu lidera uciszyło wszelkie szmery pochodzące od cichych rozmów. — Nadszedł czas, aby grono naszych stróżów powiększyło się o pełnoprawnego członka.
Zmarszczyła nos. Stróżów? Czy któryś uczeń, szkolący się na tę rolę, był już gotowy na mianowanie? Tak wynikało ze słów czekoladowego, ale czy ktokolwiek prócz niej w ogóle chciał się na to szkolić?
Zmrużyła oczy, dochodząc do wniosku, że dedukcja nie była jej mocną stroną.
— Gracjo, wystąp.
Zesztywniała, czując na sobie nagłą lawinę spojrzeń. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz, który zaraz to zamienił się w lekki ból. Odważyła się na pierwszy krok, a kolejne okazały się o wiele łatwiejsze. Stanęła przed obliczem przywódcy, powtarzając sobie w głowie, że na to właśnie zasłużyła i nie powinna czuć się źle.
— Pilnie trenowałaś przez ostatnie księżyce, a do tego nabyłaś odpowiednią wiedzę dla Stróża. Zgodnie ze słowami twojego mentora, jesteś już gotowa na opuszczenie uczniowskiego legowiska — oświadczył, na co kotce wibrysy zadrżały z napływającej ekscytacji. — Gracjo, czy przysięgasz lojalność wobec naszej społeczności, zaangażowanie w jej życie oraz ciężką pracę na rzecz jej rozwoju?
— Przysięgam.
Nie wiedziała, na ile szczerze wybrzmiały jej słowa, jednak i tak nic innego powiedzieć nie mogła. Nikt raczej na jej miejscu nie odparłby "W sumie to nie obchodził mnie to, nie składam żadnej przysięgi".
— W takim razie Owocowy Las wita cię jako nowego Stróża i liczy na systematyczne wypełniania nowych obowiązków.
Niemrawo uśmiechnęła się.
Zrobiła to jako pierwsza z rodzeństwa. Przeszła mianowanie. Mogła pożegnać się z uczniowskim legowiskiem i poczuć się jak prawdziwa dorosła.
Tylko... Dlaczego wcale nie czuła dumy? Miała wrażenie, że zaliczenie treningu na Stróża powinno zająć jej jeszcze mniej czasu. To nie był w końcu wymagająca rola. Niż społeczny, niemogący jej zdaniem równać się takim stanowiskom jak wojownik czy zwiadowca.
Starała się nie ugiąć pod natłokiem negatywnych myśli. Pozwoliła sobie przyjąć od rodziny gratulacje, ale coś nie pozwalało jej dalej cieszyć się z miejsca, do którego dotarła.
Jako świeży uczeń sądziła, że będzie to najwspanialszy dzień w jej życiu. Gdy ten jednak nadszedł, czuła jedynie wstyd.
Poza tym mieli dzisiaj okazję skupić się na rozpoznawaniu tropów lisów. Wysunęła z tego zadania kilka wniosków, które pozwoliły jej lepiej przyswoić nadmiar informacji. Prócz oczywistych faktów, jak różnica w wielkości śladów łap, zwróciła uwagę na kilka szczegółów, jak między innymi kształt, który u rudawych stworzeń wykazywał się większą symetrią niż w odciskach kocich łap, czy też inne ułożenie palców.
Nerwowo przeorała pazurami ziemię, obserwując w skupieniu przecinające się coraz to gęściej linie. Z początku wyglądało to ciekawie, jednak z czasem tworzył się chaos, doskonale odwzorowujący plątaninę myśli w jej głowie. Trening szedł jako tako — z każdym dniem miała wrażenie, że wie więcej, jak i zaczynała sądzić, że coraz mniej umie. Jej wiedza teoretyczna nie szła w parze z praktyką, która stale pozostawała w tyle. Patrząc jednak na jej sytuację z innej strony, dochodziła do wniosku, że i tak nic więcej do niej nie dotrze, choćby nie wiadomo jak starała się dokonać postępu. Doszła do pewnej bariery na swej drodze, która nie pozwalała jej na dalszy, tak bardzo pożądany przez nią rozwój.
Jednocześnie miała wrażenie, że to wynika tylko i wyłącznie z jej własnej niepewności. Z jej niepokoju odnośnie przyszłości, "gorszego" niż rodzeństwo stanowiska, a także nieudolności w wykonywaniu banalnych zadań. Nie brzmiała jak ktoś, kto mógłby godnie reprezentować ich społeczność.
Zawieruszyło jej się w głowie. Odsunęła się na parę kroków w tył, odnajdując oparcie w korze drzewa, stanowiącego jej aktualne legowisko. Trochę ją to wszystko przytłaczało, ale obiecała sobie dawać z siebie całą energię do końca szkolenia, by później nie mieć wyrzutów sumienia, iż całkowicie olała temat.
Zastrzygła uszami i zwróciła oczy w kierunku zbierających się pośrodku obozowiska kotów. Nie była pewna, czy powinna się zbliżać, ale gdy jedna z jej sióstr dołączyła do tłumu, Gracja zdecydowała się powtórzyć jej krok.
Ze swojego miejsca obserwowała z zainteresowaniem ojca, który powolnym krokiem zajął swoje miejsce do przemówień. Niepewny uśmiech wpłynął na jej pysk, gdy Agrest przyjrzał się jej przez dłuższy moment.
— Owocowy Lesie. — Donośne brzmienie głosu lidera uciszyło wszelkie szmery pochodzące od cichych rozmów. — Nadszedł czas, aby grono naszych stróżów powiększyło się o pełnoprawnego członka.
Zmarszczyła nos. Stróżów? Czy któryś uczeń, szkolący się na tę rolę, był już gotowy na mianowanie? Tak wynikało ze słów czekoladowego, ale czy ktokolwiek prócz niej w ogóle chciał się na to szkolić?
Zmrużyła oczy, dochodząc do wniosku, że dedukcja nie była jej mocną stroną.
— Gracjo, wystąp.
Zesztywniała, czując na sobie nagłą lawinę spojrzeń. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz, który zaraz to zamienił się w lekki ból. Odważyła się na pierwszy krok, a kolejne okazały się o wiele łatwiejsze. Stanęła przed obliczem przywódcy, powtarzając sobie w głowie, że na to właśnie zasłużyła i nie powinna czuć się źle.
— Pilnie trenowałaś przez ostatnie księżyce, a do tego nabyłaś odpowiednią wiedzę dla Stróża. Zgodnie ze słowami twojego mentora, jesteś już gotowa na opuszczenie uczniowskiego legowiska — oświadczył, na co kotce wibrysy zadrżały z napływającej ekscytacji. — Gracjo, czy przysięgasz lojalność wobec naszej społeczności, zaangażowanie w jej życie oraz ciężką pracę na rzecz jej rozwoju?
— Przysięgam.
Nie wiedziała, na ile szczerze wybrzmiały jej słowa, jednak i tak nic innego powiedzieć nie mogła. Nikt raczej na jej miejscu nie odparłby "W sumie to nie obchodził mnie to, nie składam żadnej przysięgi".
— W takim razie Owocowy Las wita cię jako nowego Stróża i liczy na systematyczne wypełniania nowych obowiązków.
Niemrawo uśmiechnęła się.
Zrobiła to jako pierwsza z rodzeństwa. Przeszła mianowanie. Mogła pożegnać się z uczniowskim legowiskiem i poczuć się jak prawdziwa dorosła.
Tylko... Dlaczego wcale nie czuła dumy? Miała wrażenie, że zaliczenie treningu na Stróża powinno zająć jej jeszcze mniej czasu. To nie był w końcu wymagająca rola. Niż społeczny, niemogący jej zdaniem równać się takim stanowiskom jak wojownik czy zwiadowca.
Starała się nie ugiąć pod natłokiem negatywnych myśli. Pozwoliła sobie przyjąć od rodziny gratulacje, ale coś nie pozwalało jej dalej cieszyć się z miejsca, do którego dotarła.
Jako świeży uczeń sądziła, że będzie to najwspanialszy dzień w jej życiu. Gdy ten jednak nadszedł, czuła jedynie wstyd.
[731 słów]
[rozpoznawanie tropów lisów]
[rozpoznawanie tropów lisów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz