Kocięta wepchnęły Kalafior głębiej pomiędzy siebie tak, aby stanęła pyskiem w pysk z srebrnym, który wygłaszał wcześniejsze przemówienie. Maluch posłał jej zawadiacki uśmieszek, nie robiąc sobie nic z tego, że byli ściśnięci jak sardynki.
— Teraz bezpiecznie — szepnął. — Nazywam się Myszołów. Ja jeden przeżyłem ostatnią selekcję. Większość tu jest nowa. Tak jak ty złapana i przyniesiona przez mistrza. To ten bury kocur. Nazywa się Ostrokrzew — wyjaśniał małej powoli sytuację w jakiej się znalazła. — Będzie ciężko przez pierwsze dni. Mało kto dożywa księżyca. Jedzenie dostajemy zawsze wieczorem. Taką puszkę. Jedną na naszą piątkę. Teraz szóstkę. Nie miej zbytniej nadziei. Nie da się tego często otworzyć. O mamie zapomnij. Nie da się stąd uciec. Całość jest otoczona siatką, a na górze jej wyrastają kolce. Jest jedno wyjście, ale jeszcze nie odkryłem gdzie. Trzymają nas głęboko w tym gruzowisku. Ogólnie niebezpieczne miejsce. Radzę nie beczeć, dorośli za tym nie przepadają. Obyczaj każe wyzbyć się uczuć, a ci co tego nie potrafią są eliminowani — opowiadał jej podstawowe rzeczy. — Masz jakieś pytania?
Kalafior w trakcie przemowy przestawała powoli płakać, wpatrując się w kociaka wielkimi oczyma.
— Cz-cze-czemu o-oni to robią? — spytała. — Was też za-zabrali od waszych mam?
— Nie wiem czemu... Jeszcze mistrz mi tego nie zdradził. Powiedział, że jak dożyje dorosłości to się dowiem — przekazał jej, a na jej drugie pytanie pokiwał łbem. — Większość została albo porwana, albo sprzedana. Ja jestem z tej drugiej opcji. Miałem jeszcze dwójkę braci, ale zmarli podczas selekcji — spochmurniał na moment, ale zaraz kontynuował. — Rano nas wyrzucą na zewnątrz. Będziemy wspinać się na górę. Ten kto do szczytowania słońca nie wejdzie na szczyt, będzie miał problemy.
— Żołądź sturlał się z góry i wpadł na ostry kawałek metalu — rozległ się obok nich głos przestraszonego malca. — J-ja nie chce tak skończyć. Nie chcę — załkał.
— Zamknij się Kajtek. Jak będziesz tak ryczeć to mistrz własnołapnie cię ubije — westchnął.
Czasem nie rozumiał jak to się stało, że ten beksa tu z nimi był. Kiedy pierwszy raz go poznał, nie dawał mu nawet dnia na to, że przeżyje, a tu... niespodzianka. Trzymał się nieźle, chociaż strasznie zawodził. Nie dało się ukryć, że jego głos dawał po uszach. Może to była ta jego tajna broń? Sprawić, aby przeciwnik ogłuchł? Ale nawet jeśli, to mógłby nie stosować tego na nich! To nie pomagało mu się skupić.
— C-co... co to t-ta se-selekcja? — spytała Kalafior, która dopiero co poznawała zasady, które panowały w tym miejscu.
— Taka, że przeżyją tylko najsilniejsi — Myszołów kontynuował dalej. — Albo jak ja to nazywam, najsprytniejsi. To taki trening, gdzie w każdej chwili możesz stracić życie.
Mała zadygotała, ale skinęła głową.
— A... dzisiaj już było jedzenie?
Jedzenie? Była głodna? Ha! To się znalazła! Każdy tu był głodny, ale to nie była pora karmienia. Na dodatek nieco się zirytował, bowiem wychodziło na to, że kociak wcześniej go wcale nie słuchał! Przecież tłumaczył jak się sprawa miała z pożywieniem!
— A widzisz, by było ciemno? — prychnął. — Mówiłem przecież, że wieczorem dostajemy puszkę. Gdybyś zadała takie pytanie mistrzowi, to byś już leżała z pyskiem w piachu i połamanymi kośćmi. Naucz się słuchać.
— J-je-jest już ko-kolejny dzień? — zdziwiła się, po czym spojrzała w stronę wyjścia.
Z nią było coś ewidentnie nie tak... To już zdołał zauważyć. Mówiła trochę jak nawiedzona, chociaż sądził, że to prawdopodobnie szok spowodowany nowym miejscem. Ale żeby aż tak odlecieć, aby uważać, że oto nadszedł nowy dzień? Nie widziała nigdy jak wygląda noc? Trafił się im pieszczoch? Eh... Musiał jednak wykorzystać plan awaryjny. Po prostu... Jakoś nagle zrobiło mu się jej żal.
Dał jej łapą po łbie, po czym mała zniknęła pod łapami maluchów, gdy Myszołów zaczął się przeciskać na zewnątrz. Została więc sama z innymi kociętami, które nie kwapiły się, aby wyjść. Nie, gdy bały się, że dorosły kocur mógł wrócić i ich wyciągnąć w każdej chwili w teren.
On się jednak nie bał, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że mistrza tu teraz nie było. A to pozwoliło mu bez przeszkód zapolować na coś dobrego, co nasyci głód Kalafior.
<Kalafior?>
[663 słów]
[Przyznano 13%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz