przed nauką wspinania się na drzewa, mianowanie + noc w lesie (zdana celująco)
Miała spędzić noc w lesie wraz z rodzeństwem przed tym jak zostaną mianowani. Żałowała, że dopiero teraz. Jak jej Bielicze Pióro opowiedziała o tym zwyczaju, że u nich tak właśnie wygląda mianowanie na ucznia, chciała natychmiast wybiec ze żłobka. Bo chciała się przydać Mrocznej Puszczy, była przecież już wystarczająco duża by koty z naderwanym uchem były z niej dumne. Jednak mamka uniemożliwiła jej "ucieczkę" z kociarni; musiała cierpliwie poczekać, aż skończy sześć księżyców. Na szczęście dni w kociarni upłynęły szybko i w końcu została wyprowadzona o zmierzchu przez wojowników poza znany teren. Zostawili ich samych w lesie, a ich zapach miał wskazać dzieciom Gęsiego Wrzasku drogę z powrotem do obozu. Przed jej morskimi oczkami roztaczał się przepiękny mroczny krajobraz. Z zachwytem wpatrywała się w nieznane, nawet nie racząc spojrzeć na swoje rodzeństwo. Była ciekawa czy przeżyją noc w lesie, czy może wróci jako jedyna żywa z całej czwórki. Przynajmniej wtedy nie musiałaby się wstydzić za słabość Mak czy Ananasika. Bo Hortensja przez swoją umiejętność bezszelestnego poruszania się mogła zajść daleko, jeśli się postara.
— Połamania łap i do zobaczenia jutro rano! Albo w Mrocznej Puszczy, jak wam się nie powiedzie! — rzuciła na odchodne i popędziła przed siebie, mając w nosie to gdzie pędzi; pędziła na oślep, musiała zbadać nieznane tereny swego klanu, w którym przyszło jej się narodzić
Zachwycona lasem nocą rozglądała się na boki, czując się powoli przebodźcowana od nadmiaru wrażeń. Szurała łapkami po podłożu, kręcąc się sama w okolicach Potwornej Przełęczy. Tylko, że ta przełęcz ani trochę nie wydawała jej się potworna, jak sugerowała nazwa. Nie została przy niej zbyt długo, miała w końcu tyle do zwiedzenia jeszcze. Jednak pamiętała, aby zbyt blisko granicy z innymi klanami się nie zapuszczać. W Klanie Klifu i Klanie Burzy wierzyli w tych okropnych Gwiezdnych! Jak oni mogli! Parszywe istoty, które porywały kociaki.
— A może tylko zerknę... — miauknęła sama do siebie decydując się zbliżyć w stronę granicy, gdy nagle znieruchomiała. Ona była jeszcze kociakiem, nie była mianowana na ucznia!
Nie chcąc kusić losu, popędziła w głąb lasu, będąc ciekawa czy w trakcie tej nocnej wędrówki po lesie wpadnie na któreś ze swojego rodzeństwa. Była ciekawa co ci porabiają w tym czasie do ona. Może trzymali się razem? Może.
Ona jednak wolała być indywidualistką. Chciała pokazać, że sama sobie da radę przeżyć noc w lesie sama, bez pomocy rodzeństwa.
Nie widziała ile czasu minęło, jednak po położeniu księżyca mogła stwierdzić, że jeszcze sporo czasu, aż nastanie świt i będzie mogła wrócić do obozu. Zmęczona chodzeniem i innymi czynnościami, jak straszeniem jaszczurek i gryzoni, skierowała swe kroki w stronę niedużej dziury w korzeniach drzewa. Wciśnięcie się do niej nie stanowiło problemu. W norze roznosiło się dużo zapachów, kotów, ale również innych zwierząt. Może to była jakaś tajna baza? Nie widziała. Ale nie długo myśląc, postanowiła się w niej zdrzemnąć i poczekać na nadchodzący świt, aby mogła zostać mianowana na ucznia.
***
Zaczęło świtać. Wypoczęta Naparstnica skierowała swoje kroki za śladem pozostawionym przez wojowników. Nuciła cicho pod nosem piosenkę, jedna z tych, które śpiewała jej mama, gdy jeszcze z nimi była. Naprawdę ciekawe, gdzie ona poszła. Na pewno ucieszyłaby się widząc jak jej pociechy wyrastają na wspaniałe dzikusy, pół-dzikusy.
Dumna, że nie zawiodła zbliżyła się do Białej Śmierci, który rozmawiał akurat z Wilczą Tajgą. Byłoby super jakby to właśnie ją dostała na mentora. W końcu kotka była mistrzem! Chłodny Omen niby też, ale gdy kiedyś przyszedł do nich do żłobka, to jakiś taki niemiły był i od tamtego momentu go nie lubiła. Syczeć to mógł na Gwiazdki, a nie na koty, które wierzyły w Mroczną Puszczę.
— Dzień dobry! Jestem, skoro świt! I widzę, że jestem pierwsza... — miauknęła rozglądając się po obozowisku, nie widziała żadnego ze swojego rodzeństwa w okolicy — Oj biedaki, mam nadzieję, że nic ich nie zjadło — Oparła się o łapę białego kocura. Ten najwidoczniej nie będąc zadowolony z tego, uniósł ją, a córka Gęsiego Wrzasku się wywaliła. — Ej! — prychnęła marszcząc mordkę, po czym skupiła wzorki na obu kotach. Nie mieli naderwanego ucha. Może jeszcze nie zasłużyli na to. No, ale Tajga, była mistrzynią... musiała się dopytać o to Bieliczego Pióra, czy jej może ufać, czy jednak nie.
Parę minut po pojawieniu się szylkretki w obozie, do obozu zawitała w końcu trójka jej rodzeństwa. Czyli jednak przeżyli. To dobrze! Była w nich nadzieja. Zadowolona koteczka wybiegła im naprzeciw, z radości wskoczyła na Mak, ciesząc się, że widzi liliową.
I tak oto czwórka pół-dzikusów została mianowana na uczniów. Z dniem dzisiejszym Naparstnica została Naparstnicową Łapą. A jej mentorem został Mętny Zawilec. Nie była do końca zadowolona z tej decyzji, ale lepsze to niż kot, o którym słyszała od ojca nie raz. Aż jej sierść stanęła dęba na myśl, że Nocny Kwiat, będąca nie tak dawno Rozwydrzoną Łapą mogłaby zostać jej mentorką. Tak wyszło, że przed ich mianowaniem na uczniów ów kotka została w końcu wojowniczką, pomimo posiadania na karku tylu księżyców!
— Bleh! — skwitowała swoje myśli, a stojący tuż obok niej Mętny Zawilec uniósł tylko pytająco brew
[740 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz