Alba.. odeszła. W zasadzie to już od jakiegoś czasu, a sprawa owego odejścia błyskawicznie rozniosła się niczym iskra ognia na suchej trawie po całym klanie. Jednak jak to czasem bywa, równie szybko i przycichła. W końcu większość kotów nie przejęła się tym zbytnio, czy raczej nie przejęła się Albą, zwłaszcza, że kotka nie pobyła w klanie zbyt długo. Gryczana Łapa jednak przez kilka dni po fakcie czuła w sobie mocną pustkę, a jeśli uroniła przez to kilka łez, to jej sprawa. Na pewno podjęła wszelkie możliwe środki, aby nikt tego nie zobaczył. Dużo bardziej niż sobą, przejmowała się jednak stanem kociąt owej kotki. Co prawda miał się kto nimi opiekować, ale uczennica i tak nie mogła przestać się martwić. W dodatku jej brat w konsekwencji swoich nieprzemyślanych poczynań dostał od liderki karne imię (co jeszcze pogorszyło jego i tak już okropną relację z matką), a siostra chodziła całe dnie przepracowana. Serce jej się krajało, wyglądało na to, że wszystkie problemy świata się nad nią zgromadziły i biedna Gryka zaczynała coraz gorzej się trzymać. Nie wyglądało nawet na to, żeby chociaż jej własne sny pozwoliły jej odpocząć po ciężko przepracowanych na treningu dniach.
***
Uczennica dzisiaj również skończyła swój trening prawie, że z zachodem słońca, miała jednak wyjątkowo jeszcze resztkę siły, (nie wiadomo czy dzięki temu, że faktycznie robiła się silniejsza, czy może jej mentorka była dzisiaj bardziej łaskawa), którą postanowiła spożytkować w pierwszej kolejności na wizytę w żłobku. Zwlekła więc swoje obolałe łapy w stronę ustronnej kępy krzaków i powitała wijące się po całym zaułku dzieciaki z uśmiechem na pyszczku. Były one już większe i nie wymagały ciągłej opieki, ale Gryczana Łapa wciąż miała do tego miejsca pewien sentyment i czuła potrzebę odwiedzania ich często. Inaczej czuła wyrzuty sumienia. Może też trochę niepokój. W końcu to chyba normalne, o kociaki trzeba ciągle dbać, prawda?
– Witaj Ananasiku, jak tam u ciebie dzisiaj? – zapytała czule, podchodząc do najbliższego kocięcia. Mimo tego, że oczywiście urósł wraz z księżycami, to nadal był raczej niewielki posturą w porównaniu do rodzeństwa. – Ale urosłeś! No no, jeszcze nam pokażesz po mianowaniu, co? – Kotka mogła sobie pozwolić na mniej formalności przy odzywaniu się do dzieci, które pewnie by jej nawet nie zrozumiały w przeciwnym wypadku. Potrzebowała czasem tak odpocząć od sztywnych reguł Dobrego Wychowania™.
***
Dzień mijał za dniem, aż w końcu, Ananas został Łabędzią Łapą. Gryczana Łapa będzie od teraz trochę tęsknić za czasami, gdy maluchy były nie większe niż jej ogon. Całkowita zmiana imienia trochę źle siedziała z Gryką, ale nie miała jeszcze czasu o to spytać nowego ucznia. Czując burczenie w brzuchu po oględzinach ogona u medyka, udała się po jakiś mały kąsek. Wizyta w tamtym miejscu zawsze bardzo ją stresowała, zwłaszcza, jeśli tego dnia widziała gdziekolwiek Gęsi Wrzask, więc kiedy już miała to za sobą, to szybko wracał jej apetyt. Ponadto dzisiaj na szczęście najwidoczniej minęli się z nieprzyjemnym medykiem. Wpadła jednak nagle przy stosiku z jedzeniem na troszkę zdenerwowaną i lekko przebierającą łapkami Makową Łapę.
– Ojej! Przepraszam najmocniej, słońce, zgaduję, że też cię ktoś tutaj wysłał do starszych?.. A może do żłobka.. Chociaż nie, widziałam, jak już ktoś inny tam wchodził przed chwilą. Też miałam zanieść zwierzynę, to chodźmy razem, będzie raźniej – uśmiechnęła się przyjaźnie.
Młodsza kotka nie odezwała się, ale wpatrzona w czarną szeroko otwartymi oczyma powoli pokiwała głową, na co Gryka uśmiechnęła się szerzej:
– Możemy kiedyś zapytać mentorów, czy dadzą nam potrenować razem – rzuciła luźno, biorąc rolę prowadzącego. Mak od zawsze wyglądała na spiętą i Gryczana Łapa chciała pomóc jej trochę, dodając otuchy z boku. Jedzenie dla niej samej teraz też może poczekać.
Po odprawieniu małej uczennicy i krótkiej pogawędce ze Stokrotkową Polaną, Gryczana Łapa westchnęła lekko i zawróciła w końcu po swój posiłek, jej uwagę przykuło jednak jasne rude futerko przy tymże samym stosie. Szybko pokonała pozostały dystans w parę susów i znalazła się przy Łabędziej Łapie. Uczeń lekko drgnął, a przez Grykę przeszedł cień wątpliwości, że może jednak wystraszyła go zbyt gwałtownym ruchem. Ten jednak uśmiechnął się do niej, odpowiadając tym samym entuzjazmem, co pozwoliło jej odetchnąć z ulgą. Wiedziała, że przez jej ciemne, bujne futro i sporą posturę mogła wydawać się nieco groźna, ale naprawdę taka nie była! Bardzo nie chciała, żeby młodsi członkowie klanu ją kiedykolwiek tak postrzegali.
– Więc, hm.. Ananasiku..? Jeju, jak ten czas szybko mija... Łabędzia Łapo..? – zaczęła nagle mniej pewnie, przez poruszenie tematu imienia. Może to wszystko było tylko w jej głowie i za bardzo się tym przejmowała.
<Łabędzia Łapo?>
(wyleczona: Gryczana Łapa)
[732 słów]
[Przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz