Potrząsnął głową, stawiając mozolne, wręcz anemiczne kroki. Kolejna próba wyznania Kalince uczuć spłynęła na niczym, znowu nie miał siły wydusić z siebie ani słowa. Stał niczym kołek, dukając żałosne "J-ja, J-ja...". Było mu wstyd, dlatego też uciekł, nie dbał już nawet o to, że kotka najpewniej załapała, co takiego próbuje nieudolnie powiedzieć, jednak stres wziął górę, robią swoje.
Zrzucił z siebie listki, które podczas ucieczki wczepiły się w bure futro, upodabniając go tym samym do upośledzonego jeża.
— Hej, świetnie, że jesteś. Nie chciałbyś może przejść się ze mną na mały spacer? Potrzebuje uzupełnić parę braków, a ty mógłbyś mi po drodze zdradzić, jak tam ci idzie z Kalinową Łodygą — skrzywił się na słowa, które padły z pyska brata.
Nie chciał nic mówić o swoich fatalnych próbach podrywu.
Z drugiej jednak strony nie chciał, by Bluszcz odczuł, że jest dla niego niemiły.
Z jeszcze innej strony, potrzebował się wygadać a nie chciał iść z tym do mamy. Już zbyt dużo problemów miała.
Srocze Pióro zaszurał łapką w ziemi, kuląc uszy, słowa nie chciały przejść przez jego gardło, które ściskały się ilekroć otwierał mordkę. Pędzelki na uszach brata poruszyły się, gdy ten oczekiwał odpowiedzi.
— D-dobrze — tylko tyle i aż tyle był w stanie z siebie wydusić. Brat machnął ogonem z entuzjazmem, biorąc jakieś zwiniątko w pyszczek, nim wraz z burym skierował się w stronę wyjścia z obozu. Mimowolnie sierść na karku wojownika stanęła dęba, gdy minął ich lider wraz ze swoją zastępczynią. Kocurek przełknął ciężko gulę w gardle, garbiąc się.
Czym prędzej przyspieszył kroku, chcąc jak najszybciej wydostać się z obozu. Od wielu księżyców atmosfera w klanie nie była taka, jak kiedyś. Coś w Miętowej Gwieździe się zmieniło, jednak nikt nie miał odwagi kwestionować słów przywódcy ani jego czynów.
— No, to opowiadaj jak ci tam idzie, pewnie świetnie
Radosny ton brata sprawił, że żołądek kocurka skręcił się, robiąc trzy fikołki w tył. Nie chciał mu psuć poglądu na swój temat, jednak potrzeba wygadania się, była zbyt wielka. Otworzył mordkę, niczym mantrę wałkując w myślach frazę "Ino nie becz pacanie".
Wypuścił powietrze ze świstem, dając upust emocjom.
— D-do dup-py...
Mina Bluszczowego Pnącza zrzedła, natychmiast znalazł się przy boku buraska, kładąc mu ogon na grzbiecie i uśmiechając się pokrzepiająco. Sroczek odpowiedział mu tym samym, jednakże wyraz pyszczka mniejszego z braci wskazywał jednak bardziej na problemy z robakami czy zatwardzeniem.
— Znowu n-nie przeszło m-mi przez g-gardło... — bruknął rozeźlony. Machnął ogonem wściekle, uderzając puszystą kitą w krzak jeżyn, z których natychmiast uciekł ptak z dziobem pełnym słodkich owoców. W normalnych warunkach spróbowałby go upolować, jednakże w obecnej sytuacji - obserwował jedynie jak zwierzątko uciekła ku niebu — C-chyba nigdy m-mi się n-nie ud-da — dodał zaraz, krzywiąc się, gdy dziwny smród przegniłego mięsa dotarł do jego nosa.
Oddalający się skowyt psa zmroził krew w żyłach. Kocur wysunął odruchowo pazury pusząc futro i wyginając swój grzbiet w łuk.
— Już dobrze, odszedł. Dobrze wiesz, że niedaleko jest gospodarstwo — Bluszczyk z uśmiechem trącił go w bark, na co wojownik skinął mu głową, uspokajając przyspieszony oddech. Faktycznie, brat miał rację. Skąd jednak ten paskudny, przybierający na sile smród?
Przedarł się przez nieznane krzewy, które swoimi ostrymi gałązkami smagały go po nosie. Kichnął donośnie, otwierając wcześniej zamknięte ślepia.
— P-p-pias-skowa w-w-wyd-d-dma... — wyszeptał, wskazując łapą na wpół pożarte i przegniłe ciało zaginionego wojownika. Skóra z jego czaszki była wręcz zdarta, ogon jak i tylne łapy pokrywała ziemia, jednak ślady pazurów psa świadczyły o tym, że zwierzę próbowało się dobrać.
< Bluszczyk? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz