Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc nic. Spojrzał niepewnie na czarną kotkę wpatrującą się w niego z nadzieją.
— Jeszcze raz kim jest ta Matka? — miauknął, zagubiony wcześniejszej wypowiedzi Jaskółki.
Nie interesowało go to szczególnie, lecz Komar chciał potencjalnie nowych "przyjaciół", a Jaskółka znajdowała się na tej liście. Sadzy nie wpadło nic lepszego do łba niż wysłuchanie o rodzinnej wierze kotki.
— Matka to byt tkwiący w świecie i sprawiająca, że wszystko jest ze sobą połączone. — zaczęła od nowa kotka.
Sadza znów poczuł się jak mysi móżdżek.
— Wszystko pochodzi od niej i jest w niej. — dodała czarna, widząc jego wyraz pyska. — Przez co wszystkie byty są braćmi oraz siostrami i... należy dążyć do pokoju oraz równowagi, a w bardziej mistycznym wymiarze jest istotą kochającą każdy byt i pozwalającą mu odkryć swoje przeznaczenie oraz dążyć do doskonałości, a ostatecznie zjednoczenia się z nią po drugiej stronie. — zakończyła swoją wypowiedz wojowniczka z dumnie uniesionym ogonem.
Spojrzała na Sadzę, próbując wyłapać, czy ten w końcu zrozumiał jej nauki.
— Czyli... eee... Jest wszystkim i wszyscy jesteśmy z nią połączeni...? — miauknął, widząc, jak Jaskółka z zadowoleniem kiwa łbem, uśmiechnął się lekko. — I... i jest niczym prawdziwa kochająca rodzicielka, o nas wszystkich się troszczy i chce jak najlepiej...?
— Mniej więcej tak. Jesteśmy z ciebie dumni, Sadzo. — mruknęła Jaskółka. — Jakbyś był zaciekawiony dalszymi naukami to możesz do mnie podbić w każdej chwili. A w każdą ćwiartkę księżyca spotykamy się przy strumieniu i rozmawiamy. Czasem nawet moi rodzice opowiadają historię Iskry. Więc czuj się zaproszony.
Sadza nieco niepewnie kiwnął łbem. Na razie musiał ułożyć sobie to wszystko ułożyć w głowie.
— Wiara w Matkę powoli rośnie w Owocowym Lesie. — dodała na do widzenia czarna, wskakując na drzewo
Wiara w Owocowym Lesie? Sadza prychnął lekko rozbawiony. Wszystkie znane mu koty wierzyły w siebie. Jedynie dziwna córka Szyszki w jakieś gwiazdki na niebie. Cichy trzask rozległ się koło niego. Dobrze wiedział kto siedział mu na ogonie. Zwrócił łeb w stronę niebieskiego kocura.
— Jak ci poszło?
Sadza przyspieszył dumnie kroku.
— Za pięć wschodów słońca jestem zaproszony na zebranie koło strumienia. — odparł zadowolony z siebie. — Przyjmą mnie do swojej sekty. Ciekawe, czy ktoś jeszcze w niej jest poza tą rodzinką.
Komar dogonił go paroma sprawnymi susami.
— Znam taką dwójkę co też tam łażą. Więc się idealnie składa. Wspólnie złożymy im wizytę na tym spotkaniu. Mam dla nich ofertę nie do odrzucenia. — miauknął Komar pewnie, spoglądając jedynie kątem oka na Sadzę.
Pomarańczowooki zmarszczył brwi. Oferta od Komara, to nie brzmiało zachęcająco. Przynajmniej dla niego. Niebieski załatwiał sprawy zazwyczaj w kompletnie inny sposób niż powinien. Szantaże i intrygi zdaniem Sadzy były jedynie tymczasowym rozwiązaniem. Później nie będzie miał jak się z nich wszystkich wywiązać. Zabraknie mu łap chętnych do walczenia za jego idee. Sadza pewnie też się wtedy zmyje. Sam nie wiedział czemu jeszcze był przy tym skończonym debilu. Może z ciekawości.
— Co cię tak wcięło, Lawenda?
Szylkret prychnął.
— Mówiłem, żebyś na mnie tak nie mówił. Dupek. — syknął, wymijając kocura. — Widzimy się wieczorem?
Komar kiwnął łbem, wskakując na pobliską jabłoń.
— Do wieczora, mój drogi. — miauknął podejrzanie radośnie Komar.
Sadza skrzywił się, trzepiąc ogonem. Niebieski na pewno nie miał równo we łbie.
— Jesteś! — radosny głos Jaskółki wpadł do jego uszu.
Zmusił się do lekko krzywego uśmiechu. Nie lubił tłumów. A jeszcze bardziej dziwaków. Choć jego za owego także uważano.
— Nie wiesz jak się cieszę. Siadaj. Moi rodzice jeszcze nie zaczęli. Zająłem dla ciebie miejsce. Koło mnie. — paplała czarna, nie kryjąc się z ekscytacją.
Sadza niepewnie podążył za nią. Czwórka młodych wojowników usiadła na przeciw starszych już kotów.
Kudłacz spojrzał nieco zakłopotany na swoją partnerkę.
— No tato proszę... — jęknęła Jaskółka. — Wszyscy czekamy.
Czarny wbił wzrok we własne łapy, wzdychając.
— Straszna śnieżyca panowała na świecie. Śnieg zalewał świat. Wszystko tonęło w bieli. — zaczął lekko zachrypniętym głosem. — Iskra wędrowała. Kolejna podróż bez celu. Gnała przed siebie, nie patrząc na przeciwności losu. Lecz śnieg w końcu zmusił ją do zatrzymania się. Tajemnicza grota pełna tuneli pojawiła się na jej drodze.
Sadza nie miał pojęcia kim była ta Iskra, lecz nie mógł skłamać, że zainteresowała go ta historia.
— Nie była sama. Jaskinia miała już mieszkańca. Rude stworzenie o brązowych ślipiach pełnych nienawiści. Wróg. Uwięzieni zostali na siebie skazani. Nie mieli innego wyjścia niż przybywać ze sobą. Głód tańczył w ich żołądkach. Walka była zbędną stratą energii. Postanowili połączyć siły. Współpracować. Latające myszy mieszkające w grocie stały się ich pokarmem. Stali się sojusznikami. Nauczyli się swoich mów. Tak Iskra poznała lisią mowę. A lis kocią. Nigdy nie spotkałem go, lecz on gdzieś krąży po świecie. Próbuje przekonać swych braci do zakończenia wiecznej wojny pomiędzy kotami i lisami. Bezsensowej bitwy zapoczątkowanej przez naszych niemądrych przodków. — zakończył Kudłacz.
Jaskółka wydała z siebie podekscytowany dźwięk.
— Też chciałabym się nauczyć lisiej mowy. Znasz ją może tato?
Czarny kocur pokręcił łbem.
— Szkoda. Jejku, ciocia Iskra była taka świetna. Żałuję, że Matka zabrała ją do siebie nim zdążyłam zrozumieć to wszystko. — miauknęła, zwieszając łeb.
Krecik podeszła do kotki i przywarła do jej boku.
— Jak ci poszło?
Sadza przyspieszył dumnie kroku.
— Za pięć wschodów słońca jestem zaproszony na zebranie koło strumienia. — odparł zadowolony z siebie. — Przyjmą mnie do swojej sekty. Ciekawe, czy ktoś jeszcze w niej jest poza tą rodzinką.
Komar dogonił go paroma sprawnymi susami.
— Znam taką dwójkę co też tam łażą. Więc się idealnie składa. Wspólnie złożymy im wizytę na tym spotkaniu. Mam dla nich ofertę nie do odrzucenia. — miauknął Komar pewnie, spoglądając jedynie kątem oka na Sadzę.
Pomarańczowooki zmarszczył brwi. Oferta od Komara, to nie brzmiało zachęcająco. Przynajmniej dla niego. Niebieski załatwiał sprawy zazwyczaj w kompletnie inny sposób niż powinien. Szantaże i intrygi zdaniem Sadzy były jedynie tymczasowym rozwiązaniem. Później nie będzie miał jak się z nich wszystkich wywiązać. Zabraknie mu łap chętnych do walczenia za jego idee. Sadza pewnie też się wtedy zmyje. Sam nie wiedział czemu jeszcze był przy tym skończonym debilu. Może z ciekawości.
— Co cię tak wcięło, Lawenda?
Szylkret prychnął.
— Mówiłem, żebyś na mnie tak nie mówił. Dupek. — syknął, wymijając kocura. — Widzimy się wieczorem?
Komar kiwnął łbem, wskakując na pobliską jabłoń.
— Do wieczora, mój drogi. — miauknął podejrzanie radośnie Komar.
Sadza skrzywił się, trzepiąc ogonem. Niebieski na pewno nie miał równo we łbie.
* * *
Słabe światło oświetlało płynącą w strumieniu wodę. Pomarańczowe ślipia wodziły po zgromadzonych koło niego sylwetkach. Kudłacz i Jedynka siedzieli na uboczu, jedynie spoglądając na córkę. Jaskółka wystroiła się. Jeszcze więcej elementów martwej natury zostało wplecione w jej futro. Sadza zastanawiał się jakim cudem porusza się z tym wszystkim na sobie. Krecik i Żurawinek wsłuchiwali się uważnie w jej opowieść. Kocur niepewnie zbliżył się do tego małego zgromadzenia. Komara jeszcze nie było. Pewnie znów się spóźni. Nigdy nie potrafił być punktualnie. — Jesteś! — radosny głos Jaskółki wpadł do jego uszu.
Zmusił się do lekko krzywego uśmiechu. Nie lubił tłumów. A jeszcze bardziej dziwaków. Choć jego za owego także uważano.
— Nie wiesz jak się cieszę. Siadaj. Moi rodzice jeszcze nie zaczęli. Zająłem dla ciebie miejsce. Koło mnie. — paplała czarna, nie kryjąc się z ekscytacją.
Sadza niepewnie podążył za nią. Czwórka młodych wojowników usiadła na przeciw starszych już kotów.
Kudłacz spojrzał nieco zakłopotany na swoją partnerkę.
— No tato proszę... — jęknęła Jaskółka. — Wszyscy czekamy.
Czarny wbił wzrok we własne łapy, wzdychając.
— Straszna śnieżyca panowała na świecie. Śnieg zalewał świat. Wszystko tonęło w bieli. — zaczął lekko zachrypniętym głosem. — Iskra wędrowała. Kolejna podróż bez celu. Gnała przed siebie, nie patrząc na przeciwności losu. Lecz śnieg w końcu zmusił ją do zatrzymania się. Tajemnicza grota pełna tuneli pojawiła się na jej drodze.
Sadza nie miał pojęcia kim była ta Iskra, lecz nie mógł skłamać, że zainteresowała go ta historia.
— Nie była sama. Jaskinia miała już mieszkańca. Rude stworzenie o brązowych ślipiach pełnych nienawiści. Wróg. Uwięzieni zostali na siebie skazani. Nie mieli innego wyjścia niż przybywać ze sobą. Głód tańczył w ich żołądkach. Walka była zbędną stratą energii. Postanowili połączyć siły. Współpracować. Latające myszy mieszkające w grocie stały się ich pokarmem. Stali się sojusznikami. Nauczyli się swoich mów. Tak Iskra poznała lisią mowę. A lis kocią. Nigdy nie spotkałem go, lecz on gdzieś krąży po świecie. Próbuje przekonać swych braci do zakończenia wiecznej wojny pomiędzy kotami i lisami. Bezsensowej bitwy zapoczątkowanej przez naszych niemądrych przodków. — zakończył Kudłacz.
Jaskółka wydała z siebie podekscytowany dźwięk.
— Też chciałabym się nauczyć lisiej mowy. Znasz ją może tato?
Czarny kocur pokręcił łbem.
— Szkoda. Jejku, ciocia Iskra była taka świetna. Żałuję, że Matka zabrała ją do siebie nim zdążyłam zrozumieć to wszystko. — miauknęła, zwieszając łeb.
Krecik podeszła do kotki i przywarła do jej boku.
— Mamy dużo lisów w okolicy. Może któryś cię nie zje, choć wątpię. — mruknęła ponuro.
Jaskółka mimo to uśmiechnęła się lekko.
— Dzięki, Kreciku. To świetny pomysł! Musimy kiedyś się wybrać i odwiedzić lisy, wchodzisz w to Żurawinku?
Czekoladowy kocur niepewnie spojrzał na wojowniczki.
— Lisy? — pisnął. — To niebezpieczne.
Sadza spoglądał na tą trójkę. Sam nie wiedział co o tym wszystkim sądzić, lecz wycieczka do lisów brzmiała ciekawie. Nigdy wcześniej ich nie spotkał. Wtedy gdy jeden z nich wpadł do Owocowego Lasu także nie miał okazji zobaczyć ów osobnika. Jedynie widział jego dzieło. Słyszał jedynie historie. Chciał w końcu ujrzeć lisa na własne ślipia.
— Też się z wami wybiorę. — miauknął sam lekko zdziwiony.
Kudłacz podszedł do córki. Sadza położył uszy. Wcześniej nie zwrócił uwagi na to, jak strasznie wygląda starszy kocur. Krótki ogon, oklapnięte uszy, dziwna sierść. Cały czarny i mroczny. Wysoki i masywny. Jaskółka wyglądała przy nim tak niewinnie i delikatnie.
— Nie idźcie do nich z pustymi łapami. — miauknął jedynie.
Szelest krzaków sprawił, że wszyscy spojrzeli na niski bez. Niebieska sylwetka z nornicą w pysku wyłoniła się z nich. Komar podszedł do nich pewnym krokiem zupełnie jakby jego obecność tutaj nie była niczym dziwnym.
— Każdy to chyba wie. — mruknął i położył podarunek przed nimi.
Jego pewny uśmiech budził w Sadzy pewien niepokój.
— Propozycja nie do odrzucenia, co wy na to? Jeżeli mnie poprzecie, będziecie mogli rozwijać swoją kulturę. Decyzja należy do was. Sami odepchniecie możliwość wyznawania swojej wiary, jeśli będziecie mi się sprzeciwiać. — oznajmił. — Za rządów Błysk nic nie osiągniecie. To zapatrzona w siebie i zasady Szyszki egoistka.
Kudłacz i Jedynka spojrzeli po sobie. Nie zdawali się być przekonani. Nikt nie był prócz jednej pary święcących wesoło brązowych ślip. Jaskółka podeszła do kocura zaciekawiona.
— Jak mielibyśmy cię poprzeć? — zapytała niewinnie. — Nie będziemy za ciebie walczyć. Nie będziemy na marne przelewać krwi naszych braci.
Komar uniósł ogon i zrobił kółko wokół czarnej, wpatrując się w jej sylwetkę.
— Nic takiego nie oczekuję. — miauknął spokojnie. — Nikt przecież nie chce zbędnej wojny. — puścił oczko w stronę Sadzy.
Szylkret skrzywił się zniesmaczony. Nie chciało mu się wierzyć, że Komar nie będzie chciał zrobić większego zamieszania. Kochał chaos. Sadza zdążył to zauważyć przez paręnaście księżyców ich znajomości. Komar kłamał lepiej niż mówił prawdę.
— Więc czego chcesz?
Brązowe ślipia czujnie obserwowały kocura.
— Jedynie, żebyście nie odpowiedzieli się po stronie Błysk. Nie popierali jej śmiesznych decyzji.
Krecik pokręciła łbem.
— Tylko to? Nie wierzę. Nie może być tak łatwo. — burknęła.
Komar westchnął teatralnie.
— To nie wierz. Proste. Nadal żyjcie pod kamieniem, jeśli tego pragniecie. Wychowujcie kocięta według reżimu Błysk. Skoro taka jest wasza wola. — mruknął, odwracając się do nich.
Jaskółka spojrzała niespokojnie na rodziców. Ci jedynie pokręcili łbem. Wbiła łapy w ziemię, wpatrując się w powoli oddalającą się sylwetkę niebieskiego.
— Czekaj. — miauknęła, podchodząc do Krecik, która mamrotała coś pod nosem. — Daj nam księżyc na zastanowienie. To chyba nie tak wiele, co?
Komar zatrzymał się i zwrócił pysk w stronę czarnej. Żółte ślipia z zaciekawieniem wpatrywały się w młodszą.
— Widzimy się za księżyc. — miauknął.
* * *
Komar szedł zadowolony przed siebie. Sadza podążał za nim, sam nie wiedząc co o tym wszystkim sądzić. Wątpił, żeby niebieski miał jakiekolwiek dobre intencję wobec wyznawców Matki. Nie wierzył w ani jedną ściemę, którą Komar sprzedał Jaskółce, gdy ta w końcu zgodziła się. Ogon szylkreta kręcił się na boki. Coraz mniej podobało mu się to wszystko. Niewinna zabawa w buntowników zamieniała się w coś większego. W coś nad czym mogą łatwo stracić kontrolę.
— Złość piękności szkodzi. — miauknął Komar, zwalniając.
Jego żółte ślipia obdarzyły Sadzę dziwnym spojrzeniem.
— Nie jestem zły. — burknął pod nosem.
Komar uśmiechnął się lekko.
— To dobrze. Jeszcze czeka nas jedna sprawa. — mruknął. — Gość specjalny naszego przyjęcia. — dodał tajemniczo.
Szylkret uniósł zdziwiony brwi. O tym wcześniej nie słyszał.
— Kto?
— Nie mogę ci tego zdradzić. Nie teraz. — miauknął jedynie niebieski.
Wbił ostre spojrzenie w kocura. Zatajał coś przed nim. Nie podobało się mu to.
— Mów.
Komar pokręcił łbem ze zrezygnowaniem.
— Cierpliwości. Odkąd stałaś się taka niecierpliwa, Lawendo? — miauknął prowokująco.
Sadza prychnął, wyprzedzając niebieskiego.
Po co on trzymał się z takim debilem?* * *
Wpatrywał się w Błysk stojącą na Wielkiej Gałęzi. Bura kotka mierzyła wzrokiem mieszkańców Owocowego Lasu. — Pora nagich drzew zbliża się wielkimi krokami. — zaczęła pochmurnym głosem. — Nasz klan jest jak nigdy wcześniej rozrósł się. Urośliśmy w potęgę i nie możemy pozwolić by niesprzyjająca pora roku to zepsuła. Nie wiemy co będzie za parę księżyców. Ile zwierzyny będzie. Czy zdołamy zadbać o dobro każdego członka Owocowego Lasu?
Komar wywrócił ślipiami.
— Zwykłe pierdolenie, żeby jeszcze bardziej nas zmusić do roboty. — burknął niezadowolony.
Wojownik zignorował kocura. Niebieski miał ucznia przez zaledwie jeden księżyc. Nie wiedział co to robota. Sadza i Miodek nie dogadywali się bajecznie. Teraz pojawiła się dodatkowa presja, by wychowanek skończył trening przed piętnastoma księżycami. Szylkret chciał to osiągnąć z białą, lecz mieli jeszcze tyle do przerobienia. Na dodatek kotka nie była łatwa w obyciu.
— Dlatego też od dnia dzisiejszego kocięta będą zaczynać trening wcześniej. — liderka doszła w końcu do sedna sprawy.
Krzyki oburzenia matek rozległy się na polanie.
— Co ona ma we łbie?
— Pająki zesnuły ci mózg?
— Chce wykończyć nasze kocięta! Morderczyni!
Błysk westchnęła, czekając aż rozjuszone karmicielki uspokoją się. Zrobiła pewny krok w przód gałęzi.
— Nikt nie chce skrzywdzić waszych pociech. Nikt nie powiedział, że zaczną od trudnych i wyczerpujących treningów. Chciałbym, żeby kocięta w wieku czterech księżyców zaczynały swoje szkolenia. Lecz jedynie teoretyczne. Mentorzy przychodziliby do nich po patrolach oraz polowaniach. Opowiadali o naszym klanie oraz o kodeksie. Po przez zabawę uczyli pewnych zachowań.
Szepty rozległy się po polanie. Każdy kot miał inne zdanie na ten temat. Każdy czuł jakąś niepewność wobec tego pomysłu. Lecz nikt głośno się nie sprzeciwił.
Błysk zeskoczyła z gałęzi. Gładko wylądowała na ziemi. Rozejrzała się po pyskach mieszkańców Owocowego Lasu i pewnym krokiem ruszyła do kociąt Jerzyka oraz Zięby.
— Skowronku twoim mentorem będzie Kudłacz. Mam nadzieję, że przekaże ci wiedzą, którą zdobył przez te wszystkie księżyce. Kudłaczu, podejść.
Czarny masywny kocur podszedł niepewnie do niewielkiej kulki futra.
— Co? Ten staruch? Fuj. Nie chce. — oburzyła się Skowronek.
Tajfun syknęła cicho.
— Skowronku, język. — pouczyła kocie.
Bura kotka jednak nie miała zamiaru podporządkować się. Pokazała liderce i karmicielce język i uciekła do kociarni. Błysk westchnęła.
— Najwidoczniej wasza siostra nie jest jeszcze gotowa. Szkoda. Odrzucić taką szansę. — mruknęła, widząc jak bure uszka kociaka nasłuchują zaciekawione. — Jeśli jednak miałaby zmienić zdanie niech przyjdzie do mnie pod ceremonii.
Liderka przeszła dalej. Fretka dostała Uszatkę. Gołąb Nagietka. Szpak Raroga. Świt Olszę. A Melodia Krecika. Ceremonia dłużyła się zanudzając wszelkie koty, jedynie rodzice mianowanych pociech byli pobudzeni. Niektórzy nadal spoglądali na ten pomysł niechętnie. Inni mieli to gdzieś, licząc, że wszystko wróci do normy wraz z śmiercią Błysk. Wiele ślip z zaciekawieniem wpatrywało się w zastępczynie Brzoskwinie. Nikt nie wiedział co jej era przyniesie. Na razie nie sprzeciwiała się postanowieniem ich liderki. Może je popierała. Sadza nie wiedział co sądzić.
— Zmywamy się? — burknął Komar, ziewając.
Szylkret kiwnął łbem. Nie mieli tu nic lepszego do roboty.
Komar wywrócił ślipiami.
— Zwykłe pierdolenie, żeby jeszcze bardziej nas zmusić do roboty. — burknął niezadowolony.
Wojownik zignorował kocura. Niebieski miał ucznia przez zaledwie jeden księżyc. Nie wiedział co to robota. Sadza i Miodek nie dogadywali się bajecznie. Teraz pojawiła się dodatkowa presja, by wychowanek skończył trening przed piętnastoma księżycami. Szylkret chciał to osiągnąć z białą, lecz mieli jeszcze tyle do przerobienia. Na dodatek kotka nie była łatwa w obyciu.
— Dlatego też od dnia dzisiejszego kocięta będą zaczynać trening wcześniej. — liderka doszła w końcu do sedna sprawy.
Krzyki oburzenia matek rozległy się na polanie.
— Co ona ma we łbie?
— Pająki zesnuły ci mózg?
— Chce wykończyć nasze kocięta! Morderczyni!
Błysk westchnęła, czekając aż rozjuszone karmicielki uspokoją się. Zrobiła pewny krok w przód gałęzi.
— Nikt nie chce skrzywdzić waszych pociech. Nikt nie powiedział, że zaczną od trudnych i wyczerpujących treningów. Chciałbym, żeby kocięta w wieku czterech księżyców zaczynały swoje szkolenia. Lecz jedynie teoretyczne. Mentorzy przychodziliby do nich po patrolach oraz polowaniach. Opowiadali o naszym klanie oraz o kodeksie. Po przez zabawę uczyli pewnych zachowań.
Szepty rozległy się po polanie. Każdy kot miał inne zdanie na ten temat. Każdy czuł jakąś niepewność wobec tego pomysłu. Lecz nikt głośno się nie sprzeciwił.
Błysk zeskoczyła z gałęzi. Gładko wylądowała na ziemi. Rozejrzała się po pyskach mieszkańców Owocowego Lasu i pewnym krokiem ruszyła do kociąt Jerzyka oraz Zięby.
— Skowronku twoim mentorem będzie Kudłacz. Mam nadzieję, że przekaże ci wiedzą, którą zdobył przez te wszystkie księżyce. Kudłaczu, podejść.
Czarny masywny kocur podszedł niepewnie do niewielkiej kulki futra.
— Co? Ten staruch? Fuj. Nie chce. — oburzyła się Skowronek.
Tajfun syknęła cicho.
— Skowronku, język. — pouczyła kocie.
Bura kotka jednak nie miała zamiaru podporządkować się. Pokazała liderce i karmicielce język i uciekła do kociarni. Błysk westchnęła.
— Najwidoczniej wasza siostra nie jest jeszcze gotowa. Szkoda. Odrzucić taką szansę. — mruknęła, widząc jak bure uszka kociaka nasłuchują zaciekawione. — Jeśli jednak miałaby zmienić zdanie niech przyjdzie do mnie pod ceremonii.
Liderka przeszła dalej. Fretka dostała Uszatkę. Gołąb Nagietka. Szpak Raroga. Świt Olszę. A Melodia Krecika. Ceremonia dłużyła się zanudzając wszelkie koty, jedynie rodzice mianowanych pociech byli pobudzeni. Niektórzy nadal spoglądali na ten pomysł niechętnie. Inni mieli to gdzieś, licząc, że wszystko wróci do normy wraz z śmiercią Błysk. Wiele ślip z zaciekawieniem wpatrywało się w zastępczynie Brzoskwinie. Nikt nie wiedział co jej era przyniesie. Na razie nie sprzeciwiała się postanowieniem ich liderki. Może je popierała. Sadza nie wiedział co sądzić.
— Zmywamy się? — burknął Komar, ziewając.
Szylkret kiwnął łbem. Nie mieli tu nic lepszego do roboty.
* * *
Sadza stał pod płotem znudzony. Nie rozumiał czemu miał czekać po części sadu. Wolałby już rozejrzeć się po drugiej stronie niż gnić w dobrze mu znanym miejscu. Lecz Komar się uparł. Chciał koniecznie, żeby był tutaj. Aby obserwował czy nikt nie idzie. Bezsens. To był Owocowy Las. Tu jeśli nie było nic do roboty nikt nie chadzał sobie wokół ogrodzeń. Wszyscy spędzali czas wolny albo w obozowisku, albo zwiedzając nowe tereny. Ziewnął, przeciągając się leniwie. Nuda.
Szelest.
Z podstawionymi uszami zerknął w tamtą stronę. Niebieska sierść błysnęła mu przed pyskiem.
— Wróciłem. — ogłosił zadowolony Komar.
Szelest nie ustał. Wysoki kocur wyłonił się za nim. Sadza uniósł łeb do góry, by spojrzeć mu w ślipia. Niebieskie niczym czyste niebo. Lekko zadrżał. Nie wyglądał przyjaźnie. Budził w szylkrecie jakiś niepokój.
— K-kto to? — mruknął.
Komar uśmiechnął się.
— To mój kolega. Kiedyś mieszkał w Owocowym Lesie. Gdy ten jeszcze nazywał się Klanem Lisa. Powiedział, że chętnie pomoże mi z Błysk.— przedstawił starszego kocura. — Ma do niej jakiś uraz. Podobnie jak do większości członków Owocowego Lasu. — dodał szeptem.
Sadza przełknął ciężko ślinę. Nie podobał mu się ten pomysł. Obcy potężny kocur w ich klanie? Na dodatek z jakąś mroczną przeszłością? Nie wyniknie z tego nic dobrego.
— Nie każmy dłużej Błysk czekać. — mruknął niskim głosem. — Mam nadzieję, że wywiążesz się ze swojej części umowy. Liczę na owocną współpracę. — nieszczery uśmiech wkradł się na liliowo-biały pysk.
Komar ochoczo pokiwał łbem. Zrobił parę kroków i odwrócił się w stronę samotnika.
— Zapraszam za mną. Po drodze do Błysk pokażę ci tą kotkę. Owinięcie jej wokół łapy to żaden kłopot. Będziesz zadowolony, Janowcu.
Szelest.
Z podstawionymi uszami zerknął w tamtą stronę. Niebieska sierść błysnęła mu przed pyskiem.
— Wróciłem. — ogłosił zadowolony Komar.
Szelest nie ustał. Wysoki kocur wyłonił się za nim. Sadza uniósł łeb do góry, by spojrzeć mu w ślipia. Niebieskie niczym czyste niebo. Lekko zadrżał. Nie wyglądał przyjaźnie. Budził w szylkrecie jakiś niepokój.
— K-kto to? — mruknął.
Komar uśmiechnął się.
— To mój kolega. Kiedyś mieszkał w Owocowym Lesie. Gdy ten jeszcze nazywał się Klanem Lisa. Powiedział, że chętnie pomoże mi z Błysk.— przedstawił starszego kocura. — Ma do niej jakiś uraz. Podobnie jak do większości członków Owocowego Lasu. — dodał szeptem.
Sadza przełknął ciężko ślinę. Nie podobał mu się ten pomysł. Obcy potężny kocur w ich klanie? Na dodatek z jakąś mroczną przeszłością? Nie wyniknie z tego nic dobrego.
— Nie każmy dłużej Błysk czekać. — mruknął niskim głosem. — Mam nadzieję, że wywiążesz się ze swojej części umowy. Liczę na owocną współpracę. — nieszczery uśmiech wkradł się na liliowo-biały pysk.
Komar ochoczo pokiwał łbem. Zrobił parę kroków i odwrócił się w stronę samotnika.
— Zapraszam za mną. Po drodze do Błysk pokażę ci tą kotkę. Owinięcie jej wokół łapy to żaden kłopot. Będziesz zadowolony, Janowcu.
Uuu, ale się dzieje <3
OdpowiedzUsuń