No cóż, co się stało to się nie odstanie. Musieli posprzątać obóz i to spadło na nich- koty, bez rudych plam. Takie zachowanie było całkowicie rasistowskie, lecz nie chciał się kłócić. Wystarczyło zanieść mech do kociarni. Szczerze, dawno tam nie był. Ale jaki zbieg okoliczności! Pani czarna akurat tam była. Istny wzór do naśladowania, choć tak mówił tylko w ironii. Ciekawe czy to odzwierciedlenie agresji, złości i innych złych cech, znowu będzie miało kolca w dupie z byle powodu? Szczerze, po reakcji kotki wywnioskował, że tak.
- Możesz się tu tak nie pałętać? - Warknęła w jego stronę. - Weź to zanieś do kociarni i się wynoś, denerwujesz mnie.
Nie lubił jej.
Bardzo.
Po prostu zawsze kiedy o niej myślał, przypominał sobie tą scenę. Kiedy był zdany tylko na nią, bo zawsze mogła nakablować komuś wyżej postawionemu. Raczej nie powiedziałaby tego Piaskowej Gwieździe, ale Orlikowy Szept... Znali się, lecz zastępca musi mówić wszystko przywódczyni. Bał się wtedy tylko i wyłącznie tego, nie samej jej tylko słów które wystarczyłoby wypowiedzieć raz, a jego życie mogło pęknąć. Kiedy on ostatnio widział rodzinę? Wiele księżyców temu. Wiele sezonów temu. Zawiódł ich tak mocno, że mogli o nim zapomnieć. Mogli wyrzucić z pamięci jakiekolwiek wspomnienia o nim. Chwile razem, choć było ich mało, mogły przepaść.
A ona to zepsuła. Miała rację, może już zdechli, ale wolał mieć pewność. Stracił ją wraz z tamtym wydarzeniem, a na kolejne próby nie miał sił.
Po prostu to zepsuła.
Dlatego w sercu miał złość, miał ochotę wykrzyczeć jej to wszystko w pysk, lecz nie potrafił. Był spokojny. Do chwili, teraz jedynie próbował nie zacząć podnosić głosu.
- Posłuchaj... Nie będziesz mi mówiła co mam robić. Istnieje takie coś jak szacunek do starszych. Nie będę słychać takiego gnojka jak ty, jeszcze zważając na to, że obecnie jedynie wykonuję swoją pracę- zaczął, jednak po prostu odpuścił sobie dalszy ciąg tego gadania. Westchnął cicho, spoglądając spod zmęczonych powiek na czarny kształt przed nim.
- Po prostu się odczep od mojego życia i tyle. Nie masz nic do tego, nawet jeśli cię irytuję. Zajmij się sobą. Koniec kropka.
- Możesz się tu tak nie pałętać? - Warknęła w jego stronę. - Weź to zanieś do kociarni i się wynoś, denerwujesz mnie.
Nie lubił jej.
Bardzo.
Po prostu zawsze kiedy o niej myślał, przypominał sobie tą scenę. Kiedy był zdany tylko na nią, bo zawsze mogła nakablować komuś wyżej postawionemu. Raczej nie powiedziałaby tego Piaskowej Gwieździe, ale Orlikowy Szept... Znali się, lecz zastępca musi mówić wszystko przywódczyni. Bał się wtedy tylko i wyłącznie tego, nie samej jej tylko słów które wystarczyłoby wypowiedzieć raz, a jego życie mogło pęknąć. Kiedy on ostatnio widział rodzinę? Wiele księżyców temu. Wiele sezonów temu. Zawiódł ich tak mocno, że mogli o nim zapomnieć. Mogli wyrzucić z pamięci jakiekolwiek wspomnienia o nim. Chwile razem, choć było ich mało, mogły przepaść.
A ona to zepsuła. Miała rację, może już zdechli, ale wolał mieć pewność. Stracił ją wraz z tamtym wydarzeniem, a na kolejne próby nie miał sił.
Po prostu to zepsuła.
Dlatego w sercu miał złość, miał ochotę wykrzyczeć jej to wszystko w pysk, lecz nie potrafił. Był spokojny. Do chwili, teraz jedynie próbował nie zacząć podnosić głosu.
- Posłuchaj... Nie będziesz mi mówiła co mam robić. Istnieje takie coś jak szacunek do starszych. Nie będę słychać takiego gnojka jak ty, jeszcze zważając na to, że obecnie jedynie wykonuję swoją pracę- zaczął, jednak po prostu odpuścił sobie dalszy ciąg tego gadania. Westchnął cicho, spoglądając spod zmęczonych powiek na czarny kształt przed nim.
- Po prostu się odczep od mojego życia i tyle. Nie masz nic do tego, nawet jeśli cię irytuję. Zajmij się sobą. Koniec kropka.
***
Wszystko tak się zmieniało, ale najgorszą zmianą było wygnanie Drżącego. Starał się uspokoić, lecz trudno było się otrząsnąć po stracie kogoś tak bliskiego. Był dla niego kimś naprawdę ważnym.
Dzieci Splotki już tak wyrosły. Cała trójka była uczniami i miał nadzieję, że dojdą do czegoś w życiu. No i, że matka była z nich dumna. Byli wspaniali, kochał każdą tą bubę z całego serca. Jednak i tak czuł się tak potwornie sam, kiedy uświadomił sobie, jak mało ma przy sobie kotów. Wszyscy nagle musieli odchodzić akurat wtedy, kiedy wydawało mu się, że nie spędzał z nimi dostatecznie czasu.
Czy dawał wszystkim wokoło za mało uwagi?
Mówią, że o relacje trzeba dbać, ale w jaki sposób? Jak to działało? W jaki sposób miał wiedzieć kiedy podejść, zapytać jak humor czy pocieszyć?
Nie potrafił dbać o bliskich i tyle. Był totalnym przegrywem.
Jego markotny nastrój zdradzały brwi, zmarszczone mocno, tkwiące tak w zamyśleniu. Jakim cudem już miał na pysku białe, siwe włoski? Czy za chwilę będzie cały poszarzały? Starość przerażała, bo nie chciał widzieć siebie jako schorowanego, zmęczonego życiem dziadka. Starszyzna to nie było miejsce dla niego. Po prostu nie. Całe szczęście, jeszcze dużo przed nim.
Irytował go fakt, że Kamienna Agonia została zastępcą. Teraz rozkazywała wszystkim, ale nie, że coś, po prostu jej nie lubił. No dobra, można to było powiedzieć inaczej.
Nienawidził. Dalej. Co z tego, że to działo się tak dawno. Dawny ból był niby zaschnięty, lecz jak rozdrapuje się stare rany, to też czujesz. Czasem nawet bardziej. Mówią, by tego nie robić, by zapominać i przestać się przejmować, lecz on nie potrafił. Pamiętał. Czuł ból. Przeklinał kotkę w myślach. Tyle. Nic więcej. Nie chciał jej zabić, nie chciał zemsty. Po prostu nabrał innego nastawienia.
Widział ją tam. Siedziała sobie najspokojniej w świecie. Ten spokój go irytował. Wiedział, że i tak była pełna jakiejś emocji a ona próbowała to zakryć. Cóż, nie wychodziło jej to. Każdy wiedział o obowiązkach zastępcy, a skoro obrała ten stołek to nikt nie mógł zaprzeczyć- mogła się stresować, irytować jeszcze mocniej niż ktokolwiek. Nie wiedział o problemach prywatnych Kamień, ale już coś mówiło, że może nie mieć w życiu tak kolorowo.
Lecz po co roztrząsać tą sprawę? Po co się tym interesował? Skoro już i tak została tą prawą łapą przywódcy, nie powinien się przejmować. Miała teraz inne rzeczy na głowie, może już nie zważała na niego uwagi. Może… Nie miał pewności, czy dalej jaśnie pani przeszkadzał, ale jedno było pewne- pewien respekt miał tylko do jej funkcji a nie całokształtu tej nieczułej i wrednej istoty.
Nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
Po prostu chciał by zajęła się całkowicie sobą i tyle.
Dzieci Splotki już tak wyrosły. Cała trójka była uczniami i miał nadzieję, że dojdą do czegoś w życiu. No i, że matka była z nich dumna. Byli wspaniali, kochał każdą tą bubę z całego serca. Jednak i tak czuł się tak potwornie sam, kiedy uświadomił sobie, jak mało ma przy sobie kotów. Wszyscy nagle musieli odchodzić akurat wtedy, kiedy wydawało mu się, że nie spędzał z nimi dostatecznie czasu.
Czy dawał wszystkim wokoło za mało uwagi?
Mówią, że o relacje trzeba dbać, ale w jaki sposób? Jak to działało? W jaki sposób miał wiedzieć kiedy podejść, zapytać jak humor czy pocieszyć?
Nie potrafił dbać o bliskich i tyle. Był totalnym przegrywem.
Jego markotny nastrój zdradzały brwi, zmarszczone mocno, tkwiące tak w zamyśleniu. Jakim cudem już miał na pysku białe, siwe włoski? Czy za chwilę będzie cały poszarzały? Starość przerażała, bo nie chciał widzieć siebie jako schorowanego, zmęczonego życiem dziadka. Starszyzna to nie było miejsce dla niego. Po prostu nie. Całe szczęście, jeszcze dużo przed nim.
Irytował go fakt, że Kamienna Agonia została zastępcą. Teraz rozkazywała wszystkim, ale nie, że coś, po prostu jej nie lubił. No dobra, można to było powiedzieć inaczej.
Nienawidził. Dalej. Co z tego, że to działo się tak dawno. Dawny ból był niby zaschnięty, lecz jak rozdrapuje się stare rany, to też czujesz. Czasem nawet bardziej. Mówią, by tego nie robić, by zapominać i przestać się przejmować, lecz on nie potrafił. Pamiętał. Czuł ból. Przeklinał kotkę w myślach. Tyle. Nic więcej. Nie chciał jej zabić, nie chciał zemsty. Po prostu nabrał innego nastawienia.
Widział ją tam. Siedziała sobie najspokojniej w świecie. Ten spokój go irytował. Wiedział, że i tak była pełna jakiejś emocji a ona próbowała to zakryć. Cóż, nie wychodziło jej to. Każdy wiedział o obowiązkach zastępcy, a skoro obrała ten stołek to nikt nie mógł zaprzeczyć- mogła się stresować, irytować jeszcze mocniej niż ktokolwiek. Nie wiedział o problemach prywatnych Kamień, ale już coś mówiło, że może nie mieć w życiu tak kolorowo.
Lecz po co roztrząsać tą sprawę? Po co się tym interesował? Skoro już i tak została tą prawą łapą przywódcy, nie powinien się przejmować. Miała teraz inne rzeczy na głowie, może już nie zważała na niego uwagi. Może… Nie miał pewności, czy dalej jaśnie pani przeszkadzał, ale jedno było pewne- pewien respekt miał tylko do jej funkcji a nie całokształtu tej nieczułej i wrednej istoty.
Nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
Po prostu chciał by zajęła się całkowicie sobą i tyle.
<jeśli chcesz, możesz odpisać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz