Gnał przez zieloną polanę. Słońce przyjemnie prażyło go w grzbiet. Był piękny dzień. Wszystko zdawało się być takie żywe i intensywne, wręcz trochę nienaturalne. Odwrócił się za siebie. W gromadzie kwiatów dojrzał szylkretowe futro. Wytężył wzrok. Wysoka trawa zaszeleściła. Znajomy pysk wyłonił się z niej, uśmiechając pogodnie.
— Co tak stoisz, Żywiczna Mordko? — miauknęła Berberys z zawadiackim uśmiechem.
Z jej żółtych ślip biło ciepło, którego dawno już nie widział. Wyglądała zdrowo. Tak spokojnie. Płatki kwiatów oraz drobne liście powplątywały się jej w sierść.
— N-nie musimy wracać do klanu...? — spytał niepewnie.
Jako liderka przecież była zapracowana.
— Dziś Lwia Grzywa się pomęczy. Chodź.
Plątała delikatnie ich ogony. Żywica nie opierał się jej. Podążył za kotką. Parę kroków i ujrzeli bawiących się beztrosko koty. Ich kociaki. Szczawiowy Liść z Mysim Krokiem dogryzali zawstydzonej Rumianowej Prędze, Daliowy Pąk z dumą opisywała swoją ceremonię na wojownika Zimorodkowej Łapie i Zroszonej Łapie, a Omszona Łapa siedział trochę dalej, udając że wcale nie słucha historii siostry. Lecz jego czujnie nasłuchujące uszy mówiły coś innego. Na ich widok parę z nich uniosło wzrok.
— Tata! — miauknęła radośnie Rumiankowa Pręga.
Uroczy uśmiech, tak podobny do tego Berberys, wkradł się na jej pysk.
— Gdzie byłeś?
— Parę lisich ogonów stąd. Znów gdzieś się zawieruszył. — oznajmiła Berberysowa Gwiazda, szturchając lekko kocura. — Tylko nie oddalaj się za daleko, co?
Żywica nieco zawstydzony spuścił łeb.
— P-postaram się.
— P-postaram się.
— Ehhgg... a wy nadal razem. — pełen wstrętu głos pojawił się jakby znikąd.
Żywiczna Mordka prawie podskoczył na sam jego dźwięk. Odwrócił się, choć dobrze wiedział kto tam stał. Sroczy Żar przyglądała się im ze skrzywionym pyskiem. Berberys uśmiechnęła się wrednie i liznęła czule partnera w polik.
Żywiczna Mordka prawie podskoczył na sam jego dźwięk. Odwrócił się, choć dobrze wiedział kto tam stał. Sroczy Żar przyglądała się im ze skrzywionym pyskiem. Berberys uśmiechnęła się wrednie i liznęła czule partnera w polik.
— Przestańcie, bo zrzygam. — syknęła niebieska, spinając się coraz bardziej.
Jej futro zjeżyło się, lecz przez swój niski wzrost wyglądała bardziej śmiesznie niż groźnie. Ominęła ich, mamrocząc coś pod nosem o wyrzyganych kłakach i usiadła niedaleko Omszonej Łapy. Tak oto dwie niezadowolone niebieskie kupy futra mierzyły ich zniesmaczonym wzrokiem. Berberysowa Gwiazda natomiast zdawała się nie przejmować naburmuszoną teściową. Przyległa do jego boku i wspięła się na palcach, by zetknąć się z partnerem nosem. Zestresowany Żywica znieruchomiał. Wolał nie irytować swojej matki. Udawany odgłos rzygania rozległ się niedaleko ich. Liliowy nie był pewny czy jego autorem była Sroczy Żar czy Omszona Łapa. Stłumiony śmiech nastąpił zaraz po nim.
— Zachowujesz się, jakbyś była kociakiem. — stwierdził lekko zachrypnięty głos.
Żywiczna Mordka oderwał się jak poparzony od kotki i spojrzał w kierunku, z którego dochodził głos. Przetarł ślipia, nie wierząc kogo widzi. Wyłysiały kocur zdawał się jednak taki realny.
— Wilcze Serce...? — zapytał zdumiony.
Potężny kocur wykrzywił pysk w czymś co miało przypominać uśmiech.
— Witaj, Żywiczna Mordko. Dobrze cię widzieć.
Liliowy skinął łbem. Sroczy Żar fuknęła obrażona.
— Stoisz po jego stronie? — burknęła zła, otulając się szczelnie zjeżonym ogonem.
Wilcze Serce usiadł obok kotki, pysk wyszczerzył w krzywym uśmiechu, na co kocica uniosła pysk dumnie, oczekując czegoś. Żywica odwrócił wzrok, uznając, że woli tego nie widzieć. Coś poruszyło się w krzewie niedaleko ich. Coś mu mówiło, że to nie był zbłądzony ptak. Wytężył wzrok. Cynamonowe futro było ledwie widoczne. Uśmiechnął się lekko, gdy zorientował się do kogo ono należy. Przeprosił Berberys i podbiegł do krzaka.
— W-widzę cię. — miauknął cicho.
Pójdźka powoli wynurzyła się z krzewu. Jej duże brązowe ślipia spojrzały na niego niepewnie.
— Dużo tu kotów — stwierdziła niemal szeptem.
— Ale jest mama i tata.
Kotka uniosła uszy i rozejrzała się. Na ich widok na jej pyszczek wkradł się ledwo widoczny uśmiech. Wyszła sprawnie z krzewu z zamiarem skierowania się w ich stronę. Żywiczna Mordka coś sobie przypomniał.
Żywiczna Mordka oderwał się jak poparzony od kotki i spojrzał w kierunku, z którego dochodził głos. Przetarł ślipia, nie wierząc kogo widzi. Wyłysiały kocur zdawał się jednak taki realny.
— Wilcze Serce...? — zapytał zdumiony.
Potężny kocur wykrzywił pysk w czymś co miało przypominać uśmiech.
— Witaj, Żywiczna Mordko. Dobrze cię widzieć.
Liliowy skinął łbem. Sroczy Żar fuknęła obrażona.
— Stoisz po jego stronie? — burknęła zła, otulając się szczelnie zjeżonym ogonem.
Wilcze Serce usiadł obok kotki, pysk wyszczerzył w krzywym uśmiechu, na co kocica uniosła pysk dumnie, oczekując czegoś. Żywica odwrócił wzrok, uznając, że woli tego nie widzieć. Coś poruszyło się w krzewie niedaleko ich. Coś mu mówiło, że to nie był zbłądzony ptak. Wytężył wzrok. Cynamonowe futro było ledwie widoczne. Uśmiechnął się lekko, gdy zorientował się do kogo ono należy. Przeprosił Berberys i podbiegł do krzaka.
— W-widzę cię. — miauknął cicho.
Pójdźka powoli wynurzyła się z krzewu. Jej duże brązowe ślipia spojrzały na niego niepewnie.
— Dużo tu kotów — stwierdziła niemal szeptem.
— Ale jest mama i tata.
Kotka uniosła uszy i rozejrzała się. Na ich widok na jej pyszczek wkradł się ledwo widoczny uśmiech. Wyszła sprawnie z krzewu z zamiarem skierowania się w ich stronę. Żywiczna Mordka coś sobie przypomniał.
— Czekaj.
Kotka spojrzała na niego zdziwiona.
— C-chciałem zapytać o coś. Czy... czy ty...
— C-chciałem zapytać o coś. Czy... czy ty...
Coś szturchnęło go mocno.
— Wstawaj! — wrzask wypełnił jego uszy, odganiając całkowicie senną wizję.
Otworzył gwałtownie ślipia. Bluszczowy Poranek zdawał się być zły.
— Znowu przespałeś czas rozdawania ziół. — burknął, kładąc zjeżone futro.
— Wstawaj! — wrzask wypełnił jego uszy, odganiając całkowicie senną wizję.
Otworzył gwałtownie ślipia. Bluszczowy Poranek zdawał się być zły.
— Znowu przespałeś czas rozdawania ziół. — burknął, kładąc zjeżone futro.
Żywiczna Mordka spojrzał na niego nieprzytomnie.
— Nie gap się tak na mnie, kupo futra. Masz je zjeść. — syknął, podsuwając pod jego legowisko rośliny.
— Nie gap się tak na mnie, kupo futra. Masz je zjeść. — syknął, podsuwając pod jego legowisko rośliny.
— D-dzięki. — miauknął cicho, znów zamykając oczy.
Chciał jeszcze wrócić do swojego snu.
— Masz je zjeść teraz. — oznajmił Bluszczowy Poranek, szturchając go.
Żywiczna Mordka zjeżył się mimowolnie.
— Masz je zjeść teraz. — oznajmił Bluszczowy Poranek, szturchając go.
Żywiczna Mordka zjeżył się mimowolnie.
— Są podejrzenia, że tego nie robisz. — widząc zaskoczony wzrok liliowego, dodał. — Coś długo tu siedzisz, nie prawda?
Żywiczna Mordka położył uszy. Nie dość, że był tu uwięziony to jeszcze dostał własną niańkę.
Żywiczna Mordka położył uszy. Nie dość, że był tu uwięziony to jeszcze dostał własną niańkę.
Jakoś tak smutno :c
OdpowiedzUsuń