— Nie. Spróbuj pierwszy — odparła. Wzrokiem pobłądziła za kocurem, który szybko ewakuował się z miejsca. Będzie musiała porozmawiać o tym z Jafarem. — Kto nadał ci takie kuriozalne imię?
Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że długie, dwuczłonowe imię, które nosił ten tutaj, nie było często spotykane w mieście. Nie był stąd, to na pewno - zresztą zdradzało go nie tylko imię, ale brak obeznania w panującej tu rzeczywistości. Był w tym zielony, nie był rdzennym mieszkańcem miasta. Tacy jak on byli łatwi do oszukiwania. Miał szczęście, że znalazł miejsce u boku Entelodona.
— Kto? Lider. Znaczy... W klanie to działa nieco inaczej. Matka nazwała mnie Nastroszony, bo moja sierść żyła własnym życiem. Potem jako uczeń nosiłem człon łapa, czyli Nastroszona Łapa, a gdy zostałem wyszkolony, to lider mianował mnie na wojownika i dostałem miano Nastroszonego Futra. I wcale nie jest kuriozalne — prychnął. — Lubię je. Dobrze oddaje to kim jestem. W klanach jednoczłonowego imienia używają tylko kocięta. Więc gdybyś w klanie była Bastet, a nie Bastetowa Czaszka, to śmialiby się z ciebie, że taka duża jesteś, a dalej kociak. No chyba, że lider da ci karę i odbierze twoje wojownicze imię. Wtedy masz z powrotem imię dziecka. — Zgarnął łapą bliżej sól, po czym wciągnął ją nosem. Wrzasnął zaraz, padając na ziemię, a oczy zaczęły mu łzawić. — A-ale szczypie! Ała! — zakaszlał, wycierając nos panicznie łapami. — Zabiję Śmierdziela! To niby miało być fajne?!
Dziwne mieli te zasady w tych całych klanach. Obiło jej się o uszy, że duże grupy kotów żyją poza miastem, ale nigdy się w ten temat nie zagłębiała. To, co jednak wywołało w niej wręcz politowanie, to fakt, że ci klanowi "liderzy" karali swoich wojowników, nazywając ich imieniem dla kocięcia. Naprawdę? Karać dorosłego kota tak pobłażliwie? Tak infantylnie? W mieście niepożądane zachowanie było karane śmiercią, a niekiedy nawet czymś dużo gorszym - torturami czy więzieniem.
— Jest kuriozalne w tych stronach. Nikt nie nosi w mieście dwuczłonowych imion — zauważyła. — Więc kary w klanach wyglądają tak żałośnie? Przywódca zmienia imiona swoich wojowników na kocięce? Za niesubordynację kara powinna być przynajmniej bolesna — uśmiechnęła się krzywo, gdy ten wrzasnął. — Jeśli zamierzasz go zabić, przyjdźcie do mnie. Chętnie popatrzę.
Jej mały, niedojrzały emocjonalnie kolega otarł oczy, które jeszcze bardziej zaszły mu łzami. Zaraz chrząknął, tak jakby wcale ta sytuacja nie miała miejsca, chociaż widać było, że nos wciąż go bolał, a on sam był dość niezadowolony z faktu, że tak się zbłaźnił przy kotce.
— W klanach nie biją kotów. No chyba, że lider to tyran. Zwykle kary wyglądają tak, że ma się zakaz wychodzenia z obozu, trzeba opiekować się kociętami lub wymieniać mech, no i nie chodzi się na zgromadzenia klanów. I chętnie przyjdę do ciebie z tym typem i dam mu nauczkę. Ugh... Oszukał mnie. Sądziłem, że skoro tu sprzedaje, to nie wciska mi kitu. Mówi się w tych stronach, że Księżniczka ma najlepszy towar — zaśmiał się pod nosem. — Nie wiem czemu tak na niego mówią, ale to zabawne.
Na sam dźwięk tego przezwiska pazury zadrżały jej schowane w łapach. Jednak choć bardzo pragnęła urwać mu za to łeb, powstrzymała się, spoglądając mu w oczy. Był przecież ułomem jakich mało, zatem mogła sprawić, by sam siebie wkopał. Dlatego zamiast solidnie go uderzyć za nazywanie jej szefa Księżniczką, rzuciła:
— Mówią tak do niego, by pokazać swój szacunek. Księżniczka jest w końcu kimś, kto panuje. Może ci się to przydać, gdy przyjdzie ci stanąć z nim w cztery oczy. To szansa na uratowanie twojego życia, jeśli narazisz jego cierpliwość. Warto też przychodzić do niego czy niektórych kotów wyższych rangą, będąc brudnym. Naturalnie wydajesz się wtedy bardziej bezbronny, toteż potraktują to jako uniżenie i cię oszczędzą.
Ledwo powstrzymała śmiech, widząc, że kocur zdawał się naprawdę wierzyć w jej słowa. Na jego pysku nie było nawet cienia wątpliwości.
— O! Nie wiedziałem. Dzięki za radę. — Pomasował się łapą po pysku. — Ale i tak nie rozumiem dlaczego przyjął takie miano. Brzmi jak dla baby. Ale może Entelodon zajął króla, dlatego mu pozostało być tym pomniejszym czymś. Nawet nie wiem co do końca znaczy. W klanie mieliśmy królowe, ale one nie rządziły, tylko tak nazywano kotki w ciąży. — Nagle przerwał, jakby coś mu się przypomniało. — A... Masz może jeszcze jakieś cenne rady?
— Dobrze się domyśliłeś — odparła zwięźle. Nazywali kotki w ciąży królowymi? Nieźle. Tutaj ciąża była raczej przekleństwem. Nie zaszłaby w nią z własnej woli. — Oczywiście. Urodziłam się tu i dorastałam, w przeciwieństwie do waszych potulnych klanów, na brutalnej i bezlitosnej ulicy. Wiem wszystko — rozprostowała się. — Tutaj, w mieście, by okazać kotu wielki szacunek, atakujemy go. Jeśli zastanawia cię, dlaczego, odpowiedź jest prosta - pokazujemy w ten sposób, że jesteśmy ciekawi czyjejś siły i umiejętności, a także że jesteśmy gotowi na przegraną z danym kotem. Dlatego nie chciałam z tobą walczyć, Zjeżyku. Nie jesteś panem tego miasta, a więc traktuję cię z rezerwą. Jesteśmy jednak na podobnych stanowiskach.
— Jak ty mnie nazwałaś? — Najeżył się cały. — Nie jestem jeżem! — prychnął na nią zdenerwowany. Nie po to opuszczał klan, aby teraz jakaś samica, kolejna zresztą, wymyślała mu przezwisko! — A może jednak powinnaś ze mną zawalczyć. Zobaczyłabyś, że należy liczyć się z moim zdaniem i mnie nie obrażać! — syknął. — Wtedy pokaże ci szacunek jaki mam do kotek!
Mimo treści jej słów i ich (oszukanej, co prawda, ale wciąż) wartości, jedyne, na co samotnik zwrócił uwagę, to pseudonim, jaki mu nadała. Spodziewała się tego, dlatego przyglądała się jego wybuchowi z uśmiechem malującym się w jej głowie, którego nie ukazała na zewnątrz. Bardziej go ruszyło jedno słówko niż cała jej wypowiedź. Uniosła brew.
— Może to ja powinnam nauczyć cię szacunku. Czy poważnie chcesz się spierać z osobą, która wychowywała się tu przez całe życie? Znam każdy zakamarek tego miasta, a ty ledwo znasz najważniejsze osobistości. Nie mam w zwyczaju szukać problemów, w przeciwieństwie do ciebie. Ale rozumiem już, dlaczego opuściłeś potulny i słaby klan; myślałeś, że pójdziesz na łatwiznę i jeśli pójdziesz do miasta, będziesz mógł bezkarnie gwałcić i zabijać wszystko, co stanie ci na drodze. Bo w końcu jak łatwiej pokazać swoją dominację nad kotkami? — bez skrupułów używała dosadnego języka.— I może część racji w tym jest, jeśli rozmawiasz z przypadkową zagubioną panną. Ale nie, kiedy rozmawiasz z równą sobie lewą łapą Jafara. Cóż, muszę cię jednak zmartwić - Jeśli nie złapiesz zwierzyny, to jej nie zjesz. Spróbuj mnie choć tknąć, a Jafar wydłubie ci flaki, a Entelodon pozbawi cię miejsca w twoim gangu. Widzisz, problemy zaczynają się wtedy, kiedy ktoś powołuje na pozycję osoby, która nie potrafi zachować wstrzemięźliwości. Myślisz, że wszystko ci wolno, bo wkroczyłeś do miasta. Ale nie ma łatwych zdobyczy. Ten sojusz jest trwały, więc nie radzę ci go niszczyć.
Nastroszone Futro prychnął i odwrócił się do niej tyłem, ale najwidoczniej jej słowa musiały jakoś do niego dotrzeć. Przewrócił oczami.
— Masz problem to sobie idź. Nie każe ci wisieć mi nad głową.
Uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi na te słowa, bo było to zachowanie na tyle zabawne, że ciężko było wytrzymać z poważną miną.
— Co najłatwiej zrobić? Tupnąć nóżką na złe słowo. Nic nie wiesz o mieście. Ale nie zlituję się nad tobą, kiedy przyjdzie co do czego. I chyba nie sądzisz, że jestem tu ze względu na ciebie? Kasztelan znajduje się na terytorium Jafara, a ja powinnam pilnować, czy nikt nie robi tutaj zamieszania, tak jak kolega, który podkulił ogon na mój widok i stąd zwiał. W tobie zbyt dużo arogancji, a zbyt mało pomyślunku, Zjeżku. Nie każda kotka będzie ci padać pod łapami. Mam jednak nadzieję, że zapamiętasz moje rady, ponieważ nie jestem tak głupia, jak ty, by szkodzić mojemu sojusznikowi.
Prawie uśmiechnęłaby się jeszcze szerzej, gdy kocur niemal zachłysnął się śliną, gdy usłyszał jej słowa. Tak, kochała to - gdy aroganccy pchlarze dowiadywali się, gdzie stali i pod czyimi rozkazami się znajdowali.
— Przepraszam — w końcu powiedział Nastroszony, krzywiąc się niezadowolony i odwracając do niej przodem. — Mów sobie na mnie jak chcesz, mam to gdzieś. I jestem świadom twoich słów. Poznałem już wiele takich. Nie spodziewałem się jednak, że w mieście też jesteście. Ugh... No nic. Ale panien jest tu wiele i nie każde plują jadem. Skoro masz obowiązki to nie przeszkadzam. Sprawdź czy ktoś nie bije się na zapleczu, bo często tam nielegalnie się tłuką.
Na jej pysk wstąpiła chłodna imitacja uśmiechu. Zignorowała mniej ważną część jego wypowiedzi.
— Widzisz, warto czasem być grzecznym chłopczykiem, Zjeżku. Co nie zmienia faktu, że nie przyjmuję twoich przeprosin. Wiedz jednak, że z miłą chęcią opowiem Jafarowi, co się dzisiaj działo. Ucieszy się, wiedząc, że członek sojuszniczego gangu robi u niego ambaras i szuka problemów.
Na pysku stojącego przed nią koleżki pojawiło się czyste przerażenie.
— Poczekaj... Może... Jakoś się dogadamy? Proszę. Nie mów mu. Ja nie szukam problemów, naprawdę. Upoluje ci parę myszy i będziemy kwita, co ty na to? — zaproponował. — Błagam. Zrobię wszystko, tylko błagam odpuść mi. Jestem nowy, wiesz, uczę się tego wszystkiego. Już zrozumiałem swój błąd. Nie niszcz mi kariery...
— Myślisz, że naprawdę zamierzałam tolerować twoją pyszałkowatość i to, jak mnie traktowałeś? — powiedziała spokojnie. — Jesteś tu nowy, a ja żyję tu od dawna. Więc licz się z tym, że wpraszając się do cudzego mieszkania, nie dorastasz mu do pięt. Naucz się brać odpowiedzialność za swoje decyzje. Zgłoszenie tego Jafarowi to mój obowiązek.
Nastroszone Futro położył po sobie uszy.
— To idź skoro z ciebie taki posłuszny piesek. Donieś swojemu panu, że nie poradziłaś sobie z dzikusem z lasu, który jest według ciebie słabszy od samotników tu żyjących. Na pewno cię wynagrodzi, że taki nieistotny problem musi załatwiać sam, bo jego lewa łapa zawaliła. — Wstał, po czym skierował się w stronę wyjścia.
— Ależ ja nie muszę nic robić, słońce. Sam siebie zniszczysz szybciej, niż tutaj dotarłeś. Bo nie potrafisz się pogodzić z myślą, że jesteś słaby — powiedziała spokojnie za jego plecami, obserwując uważnie, jak odchodzi. Tak szybko zmieniał nastawienie. Raz błagał ją o litość, a drugi raz na nią wrzeszczał. Zdecydowanie musiała powiedzieć o tym tutaj Jafarowi. Czy Entelodon postradał już zmysły, że brał na tak wysokie stanowiska jakieś koty zza Drogi Grzmotu, które w dodatku były tak głupie, nierozważne i niestabilne emocjonalnie? To brzmiało jak proszenie się o kłopoty. Ale wątpiła, by zdradzili jemu coś szczególnie ważnemu, by powierzyli mu jakieś szczególnie ważne zadania. To byłby strzał w kolano. Komuś takiemu nie można było ufać, że podoła.
<Nastroszony?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz