Na dodatek przez ocieplenie doszło do straszliwej rzeczy! Ziemia była pełna grząskiego błota, który wzbudzał w nim takie obrzydzenie, że płakał mamusi co krok, gdy jego łapki się zapadały w gruncie.
— Musimy iść? To nie może zaczekać? — biadolił, kiedy kroczyli przez budzące się powoli po Porze Nagich Drzew wrzosowiska.
— Nie może Płomyczku. To by było z naszej strony bardzo niegrzeczne, gdybyśmy kazali jej czekać — westchnęła, nieco poirytowana biadoleniem swojego ukochanego syna. — No już, nie krzyw swego pyszczka. Nie marszcz nosa. Musisz się idealnie prezentować, jak przystało na moje kocię. Musisz zrobić dobre pierwsze wrażenie, a wiem, że ci się to uda. W końcu w twoich żyłach płynie krew liderów, a nie plebsu.
— Tak, mamo — mruknął i przybrał bardziej godną postawę kogoś o jego statusie krwi.
Dalej mu było źle ze świadomością po czym stąpał, ale starał się to znieść dla rudej kocicy, która wyglądała na bardzo podekscytowaną na myśl jak zareaguje na swoją pierwszą miłość.
Szczerze? To liczył na to, że może nikogo nie zastaną i wrócą. Ale niestety... Okazało się inaczej. Była tam. Rudy kształt, przy granicy z Klanem Wilka. Czemu akurat wilczak? Po spotkaniu z tą czarną vanką, która mu się nie przedstawiła, jakoś zaczęło go kręcić na samą myśl w nosie. A co jeśli okaże się też taka wredna i bez krzty ogłady? Nie było mowy, aby wtedy spędził z nią resztę życia! Właśnie... Zimny dreszcz przebiegł mu po grzbiecie.
Ognista Łapa na ich widok rozpromieniła się. Przekroczyła granice jak gdyby nigdy nic i zmierzyła go wzrokiem. Czuł się oceniany, a to on powinien ją onieśmielić! Zadarł wyżej łeb, aby wydawać się większym i ważniejszym, uśmiechnął się nawet, aby mama była zadowolona, ale za chwilę niezadowolenie się u niego tylko pogłębiło, gdy to nie zrobiło na niej wrażenia.
Matka popchnęła go lekko, bliżej niej, szepcząc mu do ucha, aby się przywitał. Zrobił to dość niechętnie.
— Witaj. Jestem Płomienna Łapa. Prapraprawnuk sławnej Piaskowej Gwiazdy, liderki Klanu Burzy. Wybrany przez sam Klan Gwiazdy do poprowadzenia swego klanu ku świetności, jako jego przyszły władca.
Ruda zapiszczała tak, jak gdyby spełniały się jej najskrytsze marzenia. Od razu położył po sobie uszy, bo to nie był za przyjemny dźwięk. Jego "partnerka" szybko do niego doskoczyła, mierzwiąc mu futro na szyi. Najeżył się. Co ona robiła?! Dotykała go brudnymi łapami?! Prawieże tam zszedł na zawał.
— Ja jestem Ognista Łapa. Jak się cieszę, że cię nareszcie mogę spotkać. Ah! Twoje futro jest takie miękkie i nieskazitelne! Układa się w łapach niczym puch. Będę miała co z nim robić! — odpowiedziała co jeszcze bardziej go strapiło. Co? O czym ona mówiła? Co do tego wszystkiego miało jego futro?
— No dobrze zostawię was samych. Bawcie się dobrze. W razie czego będę w pobliżu — poinformowała ich Lwia Paszcza chowając się za jakimś drzewem.
Ta... Zaraz tak będą się świetnie bawić, że jakichś patrol ich nakryje i pogoni w cztery strony świata. Przynajmniej teren był osłonięty i nie znajdowali się na otwartych wrzosowiskach. Mimo wszystko... to spotkanie niezbyt mu przypadło do gustu. Ognista Łapa może była ruda i zaliczała się do grona wybranych, ale widać było, że nie zamierzała się podporządkować. Co się odsuwał, ta się przylepiała i trajkotała mu nad uchem. Opowiadała jakieś bzdury, że marzyła o nim przez całe swoje życie, a zaraz potem zaczęła wytykać mu złe ułożenie futra. Nawet chciała mu je poprawić, lecz on odsuwał się raz po raz, aż drzewo go powstrzymało. Nawet wtedy jego łeb starał się być jak najdalej od pyska wilczaczki. A co było najgorsze... Nie dawała mu dojść do słowa. Co otwierał pysk, aby coś powiedzieć ta go uciszała i zapewniała, że pomoże mu ogarnąć sierść. Że ma w tym wprawę i nie musiał się obawiać. Ta... Tylko nie o to chodziło! Nie chciał po prostu, aby jakaś obca kotka go dotykała! Nie przepadał w końcu za bliskością. Te romantyczne bzdety to nie było dla niego.
— A nie możemy mieć związku na odległość? — zapytał, kiedy ta powiedziała mu, że zamierza się z nim zabrać do Klanu Burzy. — Wiesz... Różana Przełęcz nie lubi takich jak ty. Może cię pogonić...
— A ile ona ma księżyców, aby stawać na drodze naszej miłości?! — oburzyła się. — Nie martw się mysiu pysiu, ja sobie z nią porozmawiam. Na pewno się zgodzi. A jak nie... Pewnie przekonam jej zastępczynie, która po niej będzie liderować.
Zrobiło mu się słabo. I on miał z kimś takim spędzić resztę swojego życia? No chyba nie. Wychodziło na to, że wygląd to nie było wszystko. Trzeba było też mieć jakiś charakter idealny dopasowany do jego osoby! Po co mu partnerka, która będzie zachowywać się jak Ognista Łapa? Co będzie narzucać mu swoje zdanie, nie szanować przestrzeni osobistej i co najważniejsze... za bardzo się spoufalała, nie dając od siebie choćby jednego małego komplementu co do jego osoby! Jeszcze do tego brak szacunku! Koszmar!
— Żaden mysiu pysiu! — Najeżył się na jej słowa. Te wilczaki coś lubiły dawać mu przezwiska. Tamta mówiła do niego pyszczku, a ta... ta poleciała ze swoją wyobraźnią aż za daleko. — Jestem Płomienna Łapa, najwspanialszy, naj... — Poczuł łapę na swoim pysku, która uniemożliwiła mu dokończenie zdania.
— Nie przerywa się damie! Phi! — skarciła go, nie dowierzając, że zaczął się z nią wykłócać. — Widać brak u ciebie kultury. No, ale... Jesteś niczego sobie. Może podrośniesz i nie będę się za ciebie wstydzić, że mój partner to kurdupel.
Zatkało go. Prawieże tam zszedł na zawał. Że on miał się wstydzić?! Ha. Haha! Żyłka mu zaczęła pulsować na czole i był od włos od dania jej po pysku. Jak ona śmiała?!
Rozejrzał się za matką, ale nie było jej widać. Czy to słyszała? A może zacieszała pyska, że tak dobrze im szło zapoznawanie się? Nie był za bardzo zadowolony z tego dnia. Chciał już wracać do obozu!
Wydał z siebie tylko niezadowolony warkot, który sprawił, że ta zamrugała, jak gdyby budząc się ze swojej "idealnej" wizji świata.
— Nie warcz jak zwierzątko, mysiu. Jeszcze nie skończyłam mówić... — Oparła się o jego bok, wzdychając niczym zakochana panna. — Gdy będziemy już razem... Ale to będzie piękne! Będziesz dbał o mnie jak o swój największy skarb. Będziemy chodzić na romantyczne spacery i oglądać zachody słońca. Spać wtuleni w swe futra. Wszyscy będą nam zazdrościć naszej miłości — snuła swoje marzenia na głos.
— A co jeśli nie? — starał się przywrócić ją do rzeczywistości zwłaszcza, że Ognista Łapa już wręcz prawie na nim leżała. Jego futro będzie musiało zostać odkażone, bo zaśmierdnie wilczackim zapachem!
— A czemu nie? Twoja mama mówiła, że potrzebujesz partnerki w swym życiu. A ja... Ah, ja czuje się taka przeszczęśliwa! W zasadzie możemy już iść ogłosić nasze partnerstwo i prosić, by mnie przyjęli... — I jak gdyby nic wstała i już miała ruszać, gdy z przerażeniem uświadomił sobie, że jeśli jej nie zatrzyma i nie kupi sobie więcej czasu, aby uzmysłowić matce jaki to był błąd, to będzie skazany na wieczne życie z tą wronią strawą, która będzie traktowała go niczym swoją rzecz do spełnienia głupich marzeń! Nie było mowy o czymś takim! To on miał być kocurem w tym związku. Nie da sobie babie wejść na głowę!
— Nie! — palnął spanikowany, szybko ją obejmując obiema łapami, co kosztowało go naprawdę wiele. Ale czego się nie robi, aby nie zniszczyć sobie życia. — Nie możesz tak po prostu tam iść. Jeszcze twój lider pomyśli, że cię porwaliśmy. Daj nam... czas.
— Phi! Powiem mu, że odchodzę. Nie powinno to zrobić na nim wrażenia. Nie musi wiedzieć gdzie. Zresztą... miłość jest silniejsza niż jakieś tam zakazy czy opinia moich rodziców. Liczy się tylko moja przyszłość!
Nie miał pojęcia o czym ona paplała. Jaka miłość?! Dopiero co się poznali! Była jakaś rąbnięta! Na dodatek uśmiechała się do niego zadowolona, że ją tulił do swej piersi. Co robił?! O fuj! Zapomniał, że przecież ją trzymał. Szybko ją puścił, ale to nie sprawiło, że odeszła. Dalej się o niego opierała.
— Później. Nie teraz. Potrzebujemy... większej ilości spotkań, aby się poznać — kręcił, aby tylko odwieść ją od jak najszybszego, wspólnego życia. — Jesteś zresztą za młoda i...
— Damy się o wiek nie pyta! — oburzyła się, z gracją stając tuż naprzeciw niego. — Oj ukochany... Co ja z tobą będę miała... Trochę jesteś nieokrzesany, ale mama mówiła, że u kocurów to normalne i w końcu z tego wyrastają. Ah, nie zrezygnuje. O nie. Przepowiedziano mi wspaniałą przyszłość u twojego boku. Wierzę, że się nie zawiodę.
Zatkało go po raz kolejny tego dnia. Jak to przepowiedziano? W co ona wierzyła? A może to jego matka coś jej nagadała? Jeszcze bardziej upewniał się w tym, że była zdrowo szurnięta. A jak wyciągnęła do niego łapę to spojrzał na nią jak na jakiś nieznany mu byt. Machnęła kończyną jak gdyby oczekując czegoś z jego strony. Nawet chrząknęła i dała znak oczami.
Dotknął ją swoją łapą, trącając ją lekko, a ta westchnęła.
— Widać, że to twój pierwszy raz z kotką — skomentowała, na co się wewnętrznie oburzył. Oczywiście, że to był jego pierwszy raz! Był młody i nie miał jeszcze styczności z kimś ze swojego gatunku, kto mógłby być go godny. — Pocałuj na znak swojej miłości do mnie. Tak jest w bajkach, że kocur całuje w łapę swoją damę serca — wytłumaczyła mu to.
O fuj! Odrażające! To ona powinna całować go po łapach, a nie odwrotnie! Gapił się na nią, nie zamierzając przyczynić się do czegoś tak hańbiącego. Gdyby wzrok mógł wypalać, Ognista Łapa leżałaby już z głęboką dziurę w głowie.
— No nic... Może następnym razem użyjesz zdrowego rozsądku. Pani, Lwia Paszczo? — zawołała kocice, która po chwili słysząc nawoływania swojej przyszłej synowej, zjawiła się zerkając na nich z zaciekawieniem. — Dziękuje za to spotkanie. Dużo dowiedziałam się o moim partnerze. Jeżeli mogłabym na słówko... — miauknęła i podeszła do burzaczki, mijając Płomienną Łapę, który nie wiedział co się dzieje.
Kiedy obie się oddaliły, nadstawił ucha, aby podsłuchać co te dwie planowały. Nie odeszły daleko. Ognista Łapa wręcz zachowywała się tak, jakby nie siedział nieopodal, szybko streszczając swoje wrażenia.
— Pani syn jest wspaniały. Bardzo rozkoszny. Niestety... brak mu pewnych manier. Wiem, że to jego pierwsza randka i mógł być poddenerwowany, ale mogłaby pani nieco w nim to naprostować. Nie chciał pocałować mnie w łapkę, a słyszałam, że tak robią zakochani. Też się spina, gdy podchodzę. Twierdzi, że potrzebujemy więcej czasu, aby się poznać, więc na razie nie mogę udać się z wami do Klanu Burzy. Chciałabym, aby jego miłość była widoczna, tak jak moja. Bo ah, on jest taki cudowny. Ta jego płomienna sierść pasuje bardzo do jego imienia. Jest przystojny, ale nie wykorzystuje tego swojego uroku. Moja mama twierdzi, że kocury wolno dojrzewają, to może przez to?
— Tak, to prawda Ognista Łapo — miauknęła Lwia Paszcza, nie kryjąc rozbawienia na tę uwagę. — W naszym klanie, który i w przyszłości będzie najpewniej twoim domem, znajduje się parę kocurów, których istnienie tylko potwierdzają to stwierdzenie. Jednak Płomienna Łapa do nich nie należy. Jest ponad nich, a co do jego manier uważam, że są nienaganne. W końcu jest wybrańcem, nie przywykł do całowania obcych kotów. Duma i krew Piaskowej Gwiazdy mu na to nie pozwala. — Położyła nacisk na słowo "obcy". — Jednak wierzę, że to się zmieni. — Uśmiechnęła się, po czym uniosła z wyższością głowę. Może i Ogień była ruda, ale jeszcze nie należała do ich rodziny i nadal była Wilczakiem. — Również uważam, że potrzebujecie więcej czasu, dlatego wyczekuj kolejnych spotkań na granicy, bądź na zgromadzeniu. Jeśli masz w przyszłości dołączyć do naszej rodziny, musimy mieć pewność, że jesteś odpowiednią kandydatką dla mojego syna. Na razie za taką cię uważam, Ognista Łapo. Nie zmarnuj tej szansy i nie pozwól, aby naszą uwagę przykuła inna ruda dama.
— Oczywiście, że nie zmarnuje! Ma pani moje słowo. W takim razie... — tu spojrzała w stronę Płomiennej Łapy. — Widzimy się za kilka wschodów słońca w tym samym miejscu?
Chciał już odpowiedzieć "nie", ale spojrzał na matkę. Eh... W końcu kocica się postarała, aby kogoś mu znaleźć. Jakby teraz odmówił, mogłaby być niepocieszona i zła. Na dodatek zaniepokoił go fragment o "innej" rudej damie. To z iloma jeszcze będzie się umawiał na takie spotkania?!
— Jasne... — rzucił bezdusznie.
To jedno słowo jednak uradowało Ognistą Łapę tak, jakby już rola przyszłej pani Płomyk należała do niej.
Pożegnali się bez zbędnych komentarzy. Kiedy kocica zniknęła w lesie, a oni odeszli od granicy z Wilczakami. Mamusia musiała go po tym wszystkim wyczyścić, aby nikt nie wyczuł na nim zapachu "ukochanej". Dopiero po tym skierowali swoje kroki z powrotem do obozu, a on musiał odpowiedzieć na pytania o to jak mu poszło.
— Cóż... Jest ruda... Więc mnie godna. Ale dziwna... Mówiła coś o jakimś przeznaczeniu. Nie wiem o co jej chodziło. Czy wszystkie kotki są takie... podekscytowane na myśl o mnie? Czy serio jestem tak przystojny, że wystarczyło jedno spojrzenie, by się we mnie zakochała? — zadał pytanie, ponieważ coś mu tu śmierdziało. Nie wiedział jednak co. Był jednak pewien, że zachowanie kocicy nie było normalne. A mama... Mama była bardzo mądra, no i sama była kotką. Wierzył, że rozjaśni mu nieco te wątpliwości, które nim targały.
— Oczywiście. W końcu jesteś moim synem, dziwnym by było, gdybym na świat wydała brzydkie kocię. W przeciwieństwie do Różanej Przełęczy nie zdecydowałam się na powiększenie rodziny z pierwszym lepszym kotem, po którym same paskudy z niej wyszły. — Na jej pysku pojawił się kpiący uśmiech. — Minęło sporo księżyców, nim udało mi się spotkać twojego ojca, ale nasze spotkanie zapisane było w gwiazdach. Po to, aby ty i twoje siostry mogły się narodzić, aby nasz wspaniały ród mógł dalej trwać — wypowiadała te słowa z dumą i przekonaniem. — To nie mógł być przypadek, że kwadrę temu poznałam Ognistą Łapę. Wasz los został spleciony przez gwiazdy wraz z waszymi narodzinami.
To... to brzmiało koszmarnie! Czyli byli sobie pisani? To chyba jakiś żart... Czuł, że prędzej ją utopi nad rzeką niż rozwinie się pomiędzy nimi jakieś uczucie. Przynajmniej z jego strony, bo co do Ognistej Łapy... to nie wiedział czy była w nim zakochana po uszy, czy tylko sobie z niego tak kpiła. Wątpił jednak, aby ją polubił. Patrząc jednak po zadowolonym pysku Lwiej Paszczy, gdyby tylko to zrobił, to na pewno by ją zawiódł. Eh... Głupie to wszystko. Ale czego nie robi się dla mamusi?
[2404 słów]
[przyznano 48%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz