BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 kwietnia 2024

Od Płomiennej Łapy do Różanej Przełęczy

Gdy Obserwująca Żmija polazła do żłobka, aby urodzić dla niego rudych sługusów, jego trening przejęła Różana Przełęcz. Uznał to za znak, bowiem w końcu szkolił się na lidera, więc musiał wiedzieć jak zarządzać klanem. A kto lepiej go tego nauczy jak nie osoba, która pełniła aktualnie to stanowisko? Dlatego też był dobrej myśli. Im szybciej zostanie mianowany przywódcą tym lepiej dla Klanu Burzy. 
— Dobrze, a więc powiedz mi, co już umiesz — poleciła krótko kocica, gdy tylko wyszli z obozu. 
Co potrafił? Dziwne... Sądził, że jego poprzednia mentorka streściła Różanej Przełęczy jak przebiegł ich trening i powiadomiła ją, że był już gotowy do mianowania. Nie osiągnął może i dziesięciu księżyców, ale może... może dla niego zrobiliby wyjątek? Wtedy mógłby szczycić się mianem najmłodszego lidera w dziejach Klanu Burzy! Przerósłby tym sposobem na starcie Piaskową Gwiazdę i byłby sławny na wszystkie okoliczne klany! No, ale skoro Obserwująca Żmija była najgorszą mentorką jaką miał, nie powinno go dziwić, że teraz sam musiał odpowiadać na to pytanie. 
— Cóż... Wszystko. Ćwiczyłem tropienie, polowanie, nawet bieganie, co było okropne dla mych łap. Byłem na granicach, znam teren. Umiem też walczyć, więc w zasadzie... mam wszystkie umiejętności potrzebne do zrozumienia z czym mierzy się w głównej mierze pospólstwo. Możemy przejść do części z zarządzania klanem. — Uśmiechnął się szeroko, bo nie mógł się już tego doczekać. 
Wiedza od wydawania rozkazów, karania i politycznych rozmów z innymi liderami, to było coś co go najbardziej interesowało. Musiał w końcu wiedzieć na kogo powinien uważać, z kim się zadawać i udawać miłego, gdy będzie zmuszony przesiadywać z nierudym pospólstwem. Ach... Czemu ten świat nie mógł obrodzić w same rudzielce? Wtedy towarzystwo byłoby na poziomie... 
— Jeden — liderka wyliczyła coś, jakby bez kontekstu. — Ta część wątpię, żeby ci była potrzebna — skwitowała krótko. — Mówiąc ,,walka", uwzględniłeś walkę w tunelach?
— Jak to niepotrzebna? — oburzył się. — Jak będę liderem będę musiał wiedzieć jak rządzić kotami. To bardzo potrzebne! — Była jakaś głupia czy jak? Może mamusia miała co do niej racje? W końcu wielokrotnie słyszał, że była złą osobą na tym stanowisku. Wiele razy swoimi decyzjami skrzywdziła ich rodzinę, no i na dodatek była już wiekowa. Czy ktoś taki na pewno był w stanie go czegokolwiek nauczyć? Szczerze zaczął mieć co do tego wątpliwości. — Fu? Ja? W tunelach? Czołgający się w syfie gdzie pełno robali? Dobre sobie. Z kim niby mam tam walczyć? Z kretami? — prychnął, nie dowierzając w to, że w ogóle podsunęła mu taką możliwość. Oczywiście, słyszał o tych dziwnych treningach pod ziemią, ale to było poniżej jego godności, aby czołgać się w błocie niczym plebs. Na dodatek kto normalny walczyłby w takich warunkach? To było niedorzeczne. Prędzej tunel by się zawalił niż doszłoby do jakiejś wymiany ciosów. A zresztą... On był ponad to. 
— Z kotami. — Zmierzyła go wzrokiem. — Jeśli nie chcesz być pożyteczny dla klanu jako wojownik, zawsze są inne stanowiska. Dla przykładu karmicielka.
— Co?! — Najeżył się i rzucił jej mordercze spojrzenie. Co ona sugerowała? Zresztą... samo to, że ośmieliła się coś takiego zrobić, wręcz go obrzydziło. Nie zamierzał w końcu być kimś innym niż liderem! Przecież już jej to wspominał, czy była jakaś głucha? Może musiał krzyczeć, by do niej dotarło to co jej przekazywał? — Czy nie słyszałaś co mówiłem? Moje aspiracje są większe! Chce być liderem, a nie żadną karmicielką! Jestem kocurem! I jak to walczyć z kotami pod ziemią? Przecież kto normalny by tam wlazł? Koty z tego co zdołałem zauważyć to nie krety. Chodzą nad ziemią, nie pod.
— Ucisz się proszę, spłoszysz całą zwierzynę —  Stwierdziła, krzywiąc pysk. Aha! Czyli jednak doskonale go słyszała. Głucha nie była, co oznaczało, że zrobiła to z czystą premedytacją... Już jej nie lubił. —  Aspiracje czy nie, zaczynasz od wojownika, wykazujesz się, zdobywasz zaufanie i trenujesz ucznia. To jeden z punktów kodeksu, który powinieneś znać. Twoja wiedza nie jest wystarczająca jak widzę. Inne klany dawno przejęły podziemia. Wiedziałbyś, gdybyś wyczuł w tunelach ich zapach.
Była szalona. Naprawdę w to wierzyła? A może była przewrażliwiona przez te ostatnie ataki samotników i nawet ziemie chciała zabezpieczyć? 
— Ja tam nic nie czułem. Armia by tam nawet się nie zmieściła, aby do nas podejść. Tunele są wąskie i prędzej by tam utknęli i się podusili. Kto wymyślił ten idiotyzm? — prychnął. — Nie będę długo tym całym wojownikiem. Klan Gwiazdy wybrał mnie do większych czynów — Napuszył się dumnie. — Dlatego darujmy sobie tą walkę w tunelach. To hańbiące, aby ktoś o mym statusie - sam wybraniec Gwiezdnych, tak się do tego zniżał. 
— Dwa — kolejne, chłodne wyliczenie. — Przypominam, że nie jesteś od wydawania mi rozkazów. — Zerknęła na niego chłodno z góry. — Jeśli nic nie czułeś, to znaczy, że twoja umiejętność tropienia pozostawia wiele do życzenia. Wojna to nie jest często wielkie zetknięcie dwóch armii na środku pola, to tylko kiepskie wyobrażenie najbardziej prostego i przewidywalnego ruchu, kwitnącego w wyobrażeniach kociąt. I oszczędź mi wykładów o Klanie Gwiazdy, którego nigdy na oczy nie widziałeś. A teraz pokaż mi pozycję łowiecką, bo patrząc na twoje wcześniejsze słowa mam podejrzenia, że twoje umiejętności są na poziomie kocięcia — wyraźne polecenie padło z jej pyska, po szorstkim, niskim wykładzie, podczas którego nadal mierzyła rudzielca wzrokiem. 
Widać było jak niezadowolenie wypływa na pysk Płomiennej Łapy. Ale się rządziła! Jakby była kimś ważnym, a jedynie przecież tylko zastępowała go w roli lidera, gdy tylko wystarczająco dorośnie do tej funkcji! Powinna go traktować z większym szacunkiem! 
— Nie są! Ćwiczyłem te okropne manewry z Obserwującą Żmiją, bratem i moją mamą. Gdyby nie ona to może by tak było, ale obiecałem jej, że jej nie zawiodę i będę się starał. Dlatego też moje umiejętności są idealne! — I zaprezentował jej, że rzeczywiście pozycję łowiecką miał nienaganną i to nie były czcze przechwałki.
— Gdybyś się słuchał nie tylko swojej matki to trening poszedłby szybciej — stwierdziła, oceniając pozycję wzrokiem, po czym bez słowa kierując się naprzód — Znajdź mi dobre wejście do tuneli.
Wydał z siebie jęk boleści. A ona dalej o tych tunelach? Sądził, że już zapomniała! Nie chciał tam schodzić! Czy naprawdę tak ciężko było jej zrozumieć, że brzydził się takiej aktywności? Nie mogli przejść do przyjemniejszej kwestii jakim były rozmowy na temat liderów, ich słabych punktów i może jakichś przyszłych planów na poszerzenie terenów Klanu Burzy? Czemu wszystko musiało kręcić się wokół podziemnych przejść, z których korzystały tylko króliki? 
— Ale... Ale ja nie chcę! Wybrudzę się! Mamusia będzie musiała mnie znów czyścić, a coraz częściej to się zdarza, bo twój syn, Pusty Łeb mnie nęka! Nie możesz go eksmitować z obozu do tego dzikusa w dole? — zapytał, poniekąd też skarżąc się na zachowanie jej syna, tym sposobem odwlekając w czasie zejście pod ziemie. Musiał jednak za nią ruszyć, bo już nieco się oddaliła i obawiał się, że znów starcza głuchota da jej o sobie znać i w ogóle go nie usłyszy. Chociaż twierdziła nie tak dawno temu, że słyszała go wyraźnie, każąc mu tak się nie drzeć. 
— Dzikus już jest na dole — stwierdziła, marszcząc brwi — A wyczyścić się możesz sam. No, dalej! Użyj trochę wzroku, po coś go masz.
No wspaniale! Czyli jednak udawała, że miała zdrowy słuch. Jak nic była przygłucha... Miał w końcu na myśli, aby to Pusty Łeb wyniósł się z obozu na zawsze! Gdyby był w dole, to nie widziałby go codziennie w obozie, a ten nie próbowałby na nim spać! A może robiła to specjalnie? Chroniła typa, bo był jej synem? Co za niesprawiedliwość! On by na jej miejscu od razu oderwał mu łapy, aby przestał go atakować tymi uściskami.
— Nie! Pusty Łeb nie siedzi w dole! Wraca do obozu i się wyżywa na kotach! — wyjaśnił jej oburzony. — Nie ma tu żadnych tuneli — rzucił nawet się nie wysilając do znalezienia jakiegokolwiek. Nie chciał tam włazić! To przecież takie odrażające! Naprawdę nie mogli sobie odpuścić tej części? Czy to było aż tak ważne? Gdyby nawet doszło do jakiejś bitwy pod ziemią, nigdy by w niej nie uczestniczył. To on w końcu będzie tym, który wydaje rozkazy, a nie idzie w pierwszym szeregu na śmierć. 
— I możesz być pewny, że z nim i tym porozmawiam — odpowiedziała spokojnie kocica, po czym spiorunowała go wzrokiem. — I jeśli nadal będziesz się zachowywać, jakbyś robił mi łaskę, to przysięgam, że przeciągnę twoje mianowanie — rzuciła zimno. — A teraz bądź tak łaskaw i poszukaj cholernego tunelu.
Posłał jej chłodne spojrzenie i machnął ogonem niezadowolony. No co za... Aż nie miał słów! Była uparta jak nie wiem. Może dlatego tak długo rządziła? Za bardzo jej się spodobała władza, która nawet nie należała legalnie do niej? W końcu ostatnią prawowitą liderką Klanu Burzy była Piaskowa Gwiazda, a potem pojawiali się jacyś uzurpatorzy, którzy wydarli władze rudym z łap. 
Zadarł łeb i dumnym krokiem zaczął "poszukiwać" tego czego chciała. Phi! Robił jej łaskę, też coś. Sama powinna się porozglądać, skoro tak bardzo potrzebowała do życia tego głupiego tunelu. Ygh... 
Gdy jakiś udawało mu się znaleźć, omijał go i zmierzał w inną stronę, aby ta przypadkiem go tam po złości nie wrzuciła. Mógł z łatwością dojrzeć to obrzydliwe błoto, które zalegało w wejściu po topniejącym śniegu. Na samą myśl, że miał tam wejść i walczyć, robiło mu się słabo. To było niegodne jego statusu! Tylko pospólstwo taplało się w takich niehigienicznych warunkach! Wątpił, aby Różana Przełęcz w swoim życiu tam nawet zeszła!
— Jeśli jakieś tu były to są zasypane lub zalane przez topniejący śnieg Pory Nagich Drzew. To najwidoczniej nieodpowiedni czas na taki trening. Możesz powiedzieć mi teorie, ona starczy, nie trzeba do tego praktyki — zakomunikował jej, gdy się do niej odwrócił. 
— To twój sposób na granie na czas, wykluczając celowe omijanie nor? — zagadnęła, spokojnie podążając za uczniem. 
— Wcale nie! Naprawdę, co zaglądałem to były mokre i lepiły się od błota! Jakbym tam wszedł to utonąłbym w tym syfie! Nie ma mowy, abym dotknął czegoś tak odrażającego, a tym bardziej cały się tak wcisnął, by wyglądać jak bagienny potwór! — starał się jej wyperswadować jaki to był zły pomysł. Czy naprawdę uważała, że szanujący się burzak z własnej woli by tam się teraz wcisnął, bo to był trening? Była jakaś nienormalna! 
— Rozumiem, że w podobny sposób zrezygnujesz z odebrania żyć od Klanu Gwiazdy? Bo będzie błoto?
— Co? — Wlepił w nią wzrok, jakby sens tych słów przyszedł do niego z opóźnieniem. Życia odbierał lider... Jego pierwszą myślą było to, że miał szansę nim zostać, bo potwierdziła tym sposobem, że był tego godny. Jednakże błoto w tej frazie było tak zastanawiające, że aż był zszokowany tym co chciała mu przekazać. — Co masz na myśli? Mówisz... że w tych tunelach lider odbiera życia?!
— Czy ty NIC nie wiesz? — spytała, już całkiem podirytowana mentorka.
Aż sam się oburzył, gdy mu to wytknęła. Zachowywała się tak, jakby wiedza o tym gdzie liderzy odbierają życia była tak powszednia, że byle kociak mógł trafić na odpowiednie wejście. A przecież... tak nie było! Z tego co się orientował to była tam jakaś woda, ale nigdy nie przypuszczał, że coś takiego mogło znajdować się pod ziemią! No bo... jakaś jaskinia, do której wejście jest tak ciasne, że musisz się czołgać? To mu nie brzmi na Klan Gwiazdy. Jego przodkowie zrobiliby większe wejście niż jakiś byle tunel. No i w takim wypadku gdzie padał księżyc, gdy to było pod ziemią? Musiało być ciemno! Dlatego też zawsze uważał, że to jezioro to metafora i faktyczne odbieranie żyć znajduje się w innym świecie, gdzie przodkowie są niczym materialne istoty. 
— Moja mentorka nie mówiła mi gdzie chodzi lider po życia! Wiem, że jest takie jeziorko, ale gdzie to nie. Sądziłem, że to miejsce w innym wymiarze, a nie tutaj! — wytłumaczył, aby nie wyjść na mysiego móżdżka. 
— To wiedza podstawowa — stwierdziła z naciskiem Różana Przełęcz. — Kto stanowi ważne funkcje w innych klanach?
No i zaczęła go wypytywać jak gdyby był na serio jakimś kocięciem, które dopiero zaczynało trening. Przecież ta wiedza była oczywista! Bardziej niż takie sprawy duchowe! 
— Lider, zastępca oraz medyk — Strzepnął uchem. — Ta, podstawowa. Mówisz kociętom jeszcze w żłobku gdzie jest miejsce odbierania żyć, pokazujesz dokładnie i co? I myślisz, że by nie poszły? To wcale nie taka podstawowa wiedza! — bronił swoich racji. A zresztą... zamiast mu to wytykać, mogłaby no nie wiem? Wytłumaczyć skoro uważała, że miał z tym braki? Przecież jak będzie tak na niego naciskać, to raczej wątpił w to, aby wiedza magicznie pojawiła mu się w głowie. 
— Koty. Mówię o kotach, które zajmują te stanowiska. Ominąłeś słowo ,,KTO"? — dorzuciła z naciskiem. — I nie pokazuję. Każdy wie, czym jest jezioro do odbierania żyć. Kocięta obozu opuszczać nie powinny. To też jest podstawowa wiedza.
Miał tam ochotę zacząć skakać i wyć, rwąc sobie futro z uszu! Była bezczelna! Traktowała go bez szacunku i jeszcze specjalnie próbowała mu przekazać, że źle ją zrozumiał, chociaż dobrze odpowiedział na jej pytanie. Bo przecież "KTO" może być równe ze stanowiskiem, nie tylko z imieniem. Aż mu minęła chęć na kontynuowanie tego treningu. Tak jak rano wychodził podekscytowany poznaniem tajników bycia liderem, to teraz czuł się przytłoczony i ośmieszony. 
— Wiem czym jest, ale gdzie ono się znajduje to nie! O rany, czepiasz się. To, że tego nie wiem nie powinno cię dziwić, bo jestem uczniem i dalej się szkole. Nie mam nawet dziesięciu księżyców! I tak jak na swój wiek dobrze mi idzie polowanie i te inne bzdety. Ale skoro mnie szkolisz proszę bardzo. Twoim obowiązkiem jest mnie oświecić, bo moja poprzednia mentorka skupiła się bardziej na praktyce niż teorii. A jeśli chcesz mnie dobrze wyedukować możesz mnie zaprowadzić do tej sadzawki. Wtedy jestem w stanie... z trudem, ale jednak, wcisnąć się do jakiegoś tunelu. — Napuszył się butnie, licząc że kocica rzeczywiście zmieni temat i udadzą się na spotkanie z przodkami. Mógłby wtedy z nimi sobie porozmawiać na temat jej osoby i jej szybkiego porwania w zaświaty, aby zrobiła miejsce dla młodszych i zdolniejszych kotów. 
— Do sadzawki idzie się w ważnym celu. Nie dla kaprysu, to zniewaga — wyjaśniła. — I nadal czekam na wymienienie ważnych kotów z innych klanów.
No co za wywłoka! Uparła się! Zacisnął zęby i wziął głębszy oddech. Kto był w tych klanach... Liczył, że nie pomyli imion i ta powie "hurra, brawo, wracamy do obozu, koniec treningu". 
— Rybojady mają Sroczą Gwiazdę, wilczaki Błękitną Gwiazdę, klifiacy Srokoszową Gwiazdę, a ty jedyna bez tego członu... Bardzo podejrzana sprawa. Czy na pewno jesteś liderką? — zmrużył oczy, ponieważ zaczął mieć pewne obiekcje co do tego, że stojąca przed nim kocica mogła rzeczywiście nią być. Miała okropne maniery i wciąż traktowała go bez należnego mu szacunku. Gdyby to był jego pierwszy trening, nim przywykł do zachowania Obserwującej Żmii, byłby zdolny do wytknięcia jej tego faktu. Nie chciał jednak, aby się obraziła jak jego poprzednia mentorka, bo naprawdę chciał poznać tą wiedzę na temat władania klanem, nawet jeśli kocica twierdziła, że nie była mu potrzebna. On tak czy siak chciał ją posiąść! 
— Jestem — potwierdziła to, że jest liderką ku jego zniesmaczeniu. — Człon ,,Gwiazda" mi nie leżał. Jeszcze owocówki, nie wymieniłeś wszystkich. Ani zastępców, ani medyków. Dopowiedz.
— Na Klan Gwiazdy... i oni pozwolili ci na to? To dopiero zniewaga przodków... Ale masz racje. Nie pasuje ci. Mi będzie z nim bardziej do twarzy. Płomienna Gwiazda brzmi wspaniale... — Posłał jej uśmieszek. Nie chciała to nie. Dla niego to nawet lepiej. Nie będzie musiał się wstydzić, że kiedyś szkoliła go nieruda liderka, bo nikt nie ogarnie, że nią była bez członu Gwiazdy. — I nie. Owocówki nie są klanem, a powiedziałaś klany. Nie mają w nazwie Klan Owocowy Las. Oni to jacyś samotnicy mieszkający po sąsiedzku. — Skoro tak czepiała się słówek, on także pozwolił sobie specjalnie na ten zabieg. Niech czuje się teraz głupio! Zasłużyła. — Po co wymieniać medyków jak lider nie rozmawia z tymi z innych klanów? No i zastępcy... z opowieści słyszałem, że oni zmieniają się szybciej niż liderzy. Szkoda na nich czasu.
— Jeśli ich nawet ci się nie chce spamiętać, to prędzej ci do ignoranta, a z Owocowym Lasem mamy sojusz.  I nie pozwalaj sobie na zbyt wiele w mojej obecności. Im dłużej z tobą rozmawiam, tym bardziej nabieram przeświadczenia, że szkolenie cię jest stratą czasu. Nie potrafisz myśleć w żaden logiczny sposób.
Powieka mu zadrżała. Znów go obrażała! A na serio starał się być dobrym uczniem i nie wszczynać żadnych burd. Kocica jednak wręcz zdawało się, że obrała sobie na cel podłamanie go na duchu. Ha! Szkoda tylko, że nie wiedziała, że to dla niego nie pierwszyzna. Obserwująca Żmija może i na początku ich znajomości była potulna, ale potem wyzywała go tak, że przestało go to ruszać. W końcu wariatki to wariatki. Nie jego winą było to, że miały coś nie tak z głową. 
— Jak już wspomniałem... mam umiejętności. Ty nadrabiasz tylko moje braki z zakresu polityki i rządzenia klanem, bo moja mentorka nie była skora do takiej formy edukacji. A ty jako "lider", masz większe o tym pojęcie. Więc możesz zamiast "wymagać", podzielić się ze mną swą wiedzą nawet w zakresie "imion" tych "ważnych" kotów, abym godnie reprezentował Klan Burzy, a nie czekać na cud, że nagle magicznie będę o tym wszystko wiedział — wytknął jej to, wręcz dyplomatycznie. Jeśli ją teraz zaorał to był z siebie dumny! 

<Różo?>

[2786 słów]
[przyznano 56%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz