Pora Opadających Liści
Dzisiejszej nocy miała trenować razem z Jarząb, swoją przybraną babcią. Chociaż powiedzieć, że kocice miały spędzić wieczór na trenowaniu, to tak jakby powiedzieć, że Jarzębince udało się wejść na drzewo, a widzący to Agrest postanowił ją od razu mianować tej samej nocy na pełnoprawnego stróża. I to nie byle jakiego. Jednego w swoim rodzaju, Dobrego Duszka Owocowego Lasu.
Gdy Przypływ drzemała w koronie drzewa, razem z Żagnicą i Chrząszczem, łaciata kotka w towarzystwie swej mentorki wymknęła się z legowiska stróży. Albinoska powoli kroczyła z przodu, co jakiś czas zatrzymując się, chcąc się najpewniej upewnić czy młodsza kotka za nią nadąża. Albo po prostu dlatego, że była starsza i musiała odpocząć, w końcu wysiłek powodował u starszej częstszy kaszel. Poza tym dochodziły jeszcze inne dolegliwości na które starsza cierpiała i które nie przyszły starszej z wiekiem. A Jarzębinka nie chciała, aby mamie Sówki coś znowu się stało, tak też sama nie raz proponowała przerwy w trakcie przemieszczania się z punktu do punktu.
Z tego co czerwonooka jej powiedziała , gdy była małą kulką w kociarni, gdyby nie księżyc różnicy, mogłyby mówić, że są w tym samym wieku - oczywiście nie licząc różnicy stu księżyców. Za każdym razem, gdy sobie o tym przypominała, na jej pyszczku pojawiał się szeroki uśmiech. Tak też było teraz.
Biała wskoczyła na ścięty pieniek na niedużym wzgórzu, a Jarzębinka już po chwili dość niezdarnie wgramoliła się tuż obok niej, stykając się jej boku. Mocniej przylgnęła do śnieżnego futra, gdy zimny wiatr połaskotał ją po plecach. Właśnie w takich momentach żałowała, że nie ma dłuższej sierści, tak długiej jak Jarząb. Ale genów się nie oszuka, ojciec i matka mieli krótka sierść, więc i ona wraz z siostrą taką musiała mieć.
Mentorką widząc jak uczennica pociąga nosem otuliła ją mocniej ogonem i rozpoczęła opowieść o gwiazdach.
***
Jedna z córek lidera zaginęła pod koniec Pory Opadających Liści. Pomimo swojej niepełnosprawności, jak i pełnienia innej funkcji, Jarzębinka chciała wziąć udział w odnalezieniu Gracji. Chciała się zgłosić do pomocy, nie ważne co. Może nie potrafiła wdrapać się na drzewa i przemieszczać się wśród ich koron, to umiała poruszać się całkiem dobrze po ziemi. A to wszystko dzięki treningom z Brzoskwinią, która pomogła jej opanować umiejętność szybszego przemieszczania się.
Czar radości niestety prysł, gdy tylko wyściubiła mordkę z legowiska stróży. Żagnica, jak to Żagnica, na dzień dobry powitał jej bluzgami i prześmiewczymi komentarzami, jednak tym razem Jarzębinka była zbyt mocno zdeterminowana, aby przejmować się słowami syna Witki. Wyminęła go, starając się zbliżyć do Ślimaka i reszty zwiadowców.
— Nie mów, że ogłuchłaś!
Skuliła się, gdy Żagnica krzyknął jej do ucha, tak że jeszcze przez dobre kilkanaście uderzeń serca dzwoniło jej w uszach.
— Przestań! — syknęła, starając się łapką dotknąć ucha, aby je zakryć. — Wcale nie ogłuchłam. Po prostu mam nie reagować na twoje zaczepki, tak powiedziała Sówka i Jarząb! Przestrzegły mnie przed tym, że będziesz zdenerwowany, bo cię ignoruję… — podjęła łagodnie rozmasowując krótka łapką bok głowy, mając nadzieję, że w jakiś sposób to pomoże i przystanie jej dzwonić w uchu — I miały rację.
— Słuchaj tych zezowatych kotek to daleko zajdziesz — prychnął nie kryjąc złości, która malowała się na jego pysku — Może skończysz jako lider słuchając ich złotych rad. O tak, na pewno. — rzucił sarkastycznie
— Skąd w tobie tyle złości? — spytała w końcu, naprawdę bardzo ją ciekawiło jaki kocur miał do niej problem. Czy naprawdę chodziło tylko o to, że nie porusza się jak inne koty i jest “znajdką”? — Jeśli będziesz tak dalej traktował inne koty, to się od ciebie odwrócą. Nawet rodzina. Zostaniesz sam, jak…
— Jak ty? — Spojrzenie jakim obdarowywał kotkę, jasno wskazywało na to, że w jego oczach była robakiem. Czymś co nie powinno mieć możliwości żyć w Owocowym Lesie, czymś co zagraża rozwojowi grupy kotów żyjącej w sadzie. Być może dla Żagnicy była niczym innym jak nadgryzionym, bądź zgniłym jabłkiem. — W przeciwieństwie do ciebie, mam sprawne łapy i nie wymagam opieki innych kotów. To dwie cechy, które cenione są w Owocowym Lesie. A no i mam rodzinę, matkę i ojca. A ty nie.
Znowu drażliwy temat rodziny. Mimo łagodnego usposobienia kotki, wręcz się w niej zagotowało i miała ochotę cisnąć w kocura szyszką, tak jak zrobiła to jej siostra jakiś czas temu. Bo ileż można wysłuchiwać wyzwiska? Jarzębinka była cierpliwa, ale bez przesady. A Żagnica ani razu nie wyglądał na skruszonego. Nigdy, przenigdy nie starał się nawet jej przeprosić.
— Twój tata przy moim tacie to wygląda jak… jak mały uczeń! Kiedy już dołączy do Owocowego Lasu i jak tylko się dowie jak mnie traktowałeś, kiedy był w podróży to… to… — pisnęła, mając nadzieję, że przez tę uwagę srebrny się uciszy i sobie pójdzie, bo w końcu “zwyzywała” wzrost jego ojca. I faktycznie, Żagnica zaskoczony wpatrywał się w nią milcząc, słuchając jej dukania, aż w końcu roześmiał się, co sprawiło, że Jarzębinka umilkła zaskoczona jego reakcją.
A gdy skończył się śmiać, po raz kolejny rzucił zgryźliwy komentarz.
I prawdopodobnie dalej by kontynuował dokuczanie arlekince, kiedy koło nich przeszła nowa członkini Owocowego Lasu, Kosodrzewina. Bardzo możliwe, że właśnie wracała od Witki; końcu była samotniczka jak się dość szybko okazało spodziewała się potomstwa. Nie raz miała okazję słyszeć w trakcie wykonywania obowiązków stróża dyskusje na temat potencjalnego ojca nie narodzonych kociąt, a z ust plotkar padało coraz częściej imię ojca Żagnicy. Kocur musiał słyszeć również te plotki. Tak na pewno je słyszał, to by wyjaśniało czemu spoglądał na nią tak samo jak na Jarzębinkę, obie w końcu były obce i wprowadziły niemałe zamieszanie w ich małej społeczności.
— Kosodrzewino! — zawołała nagle, starając się zwrócić uwagę starszej, a gdy to już jej się udało, sama skierowała swe kroki do karmicielki, zostawiając w tyle wcześniejszego rozmówcę. Była pewna, że ten odpuści, nie chcąc na raz użerać się z dwoma nielubianymi przez niego kotkami. I tak się na całe szczęście stało, srebrny udał się psuć humor innym kotom. — Byłaś u medyków? Z kociakami wszystko dobrze? Kiedy się urodzą?
— Tak, byłam. I właśnie wracam na spoczynek. Takie zalecenie Witki. — odpowiedziała krótko, nie decydując się odpowiedzenie na wszystkie pytania.
Może gdyby to był inny kot, Jarzębince zrobiłoby się przykro, jednak Kosodrzewina wciąż była nową kotką w Owocowym Lesie i widać było, że trzymała się na dystans do Owocniaków. To było zrozumiałe. Ale na pewno narodziny kociąt zmienią jej nastawienie i zrozumie, że w Owocowym Lesie wszyscy są jedną wielką rodziną.
— Gdybyś czegoś potrzebowała zawołaj mnie. O każdej porze przyniosę ci świeży mech i może coś do jedzenia. A jak kociaki się już urodzą to ci pomogę w opiece nad nimi. — Powiedziała na jednym wdechu widząc, że królowa znika w kociarni. Nim jednak arlekinka zniknęła w niej, dostrzegła jak ta kiwa łebkiem w odpowiedzi.
Została sama. To dobrze. W końcu mogła podejść do zwiadowców i zapytać się czy może im towarzyszyć. Traszka była skłonna przystać na jej propozycje, co ucieszyło łaciatą, jednak szybko Śliwka wybiła obu kotkom ten pomysł z głowy.
— Będziesz nas opóźniać — rzuciła bez owijania w bawełnę Łuska, spoglądając na Jarzębinkę z wyższością, kiedy się zbliżyła do swoich partnerek zwiadowczych. Mama Murmur czasami była naprawdę straszna - przeszło przez myśl koteczce. Przynajmniej jak chorowała, to była pokorniejsza. — W kociarni będziesz bardziej przydatna niż tu.
***
Pora Nagich Drzew
Na ostatnim zgromadzeniu była świadkiem dziwnych rzeczy. Jeden z liderów, a dokładniej ten Klanu Klifu, o którym jej mama opowiadała, padł bez życia na skale liderów. A potem jak gdyby nic podniósł się wyglądając na całkowicie niewzruszonego tym co się stało. W przeciwieństwie do kotki, z której oczu zaczęły spływać łzy. Na szczęście lider Owocowego Lasu, Agrest podołał w uspokojeniu jej. Kocur miał naprawdę łapę do kociąt i młodych uczniów, w końcu był ojcem aż czterech córek, więc nic dziwnego, że szybko przyszło mu uspokoić płaczącą uczennice. Głównie przez to, że pozwolił jej wdrapać i usiąść na chwilę na skale liderów. Widok z niej był przepiękny, widziała wszystko tak dokładnie, wszystkie koty.
Jednak gdy opowiadała o tym siostrze i Żagnicy, ci nie wyglądali, aby jej wierzyli. Nawet jeśli Chrząszcz jej przytakiwał przez cały czas, kiedy streszczała im zgromadzenie.
— To w takim razie idźcie i zapytajcie się Agresta. Jest liderem, więc mu na pewno uwierzycie — westchnęła czując się bezradna, nie sądziła, że Przypływ również jej nie uwierzy — Albo Pani Daglezjowej Igły… albo Sówki — dodała
— Ale to jest skała liderów. Na nią mogą tylko liderzy wchodzić, pamiętasz? Mama nam o tym mówiła — miauknęła cicho, dodając jeszcze ciszej “No i o dziewięciu życiach liderów klanów”. — Może ci się wydało, że znalazłaś się na skalę przez stres? — spytała zmartwiona, a liliowy ogon znalazł się na grzbiecie kotki
— Może…
Czy to możliwe, że sobie wyobraziła tę sytuację? Jednak to było tak realne. Mogła prosić na dobrą sprawę jeszcze o potwierdzenie swych słów inne koty, które uczestniczyły w zgromadzeniu. Jednak nie widziało jej się biegać od kota do kota oraz sunąć przez zaspy.
Uczniowie przenieśli się pod stos, bliżej żłobka, z którego dało się usłyszeć piskliwe głosy kociąt Kosodrzewiny. Odkąd na świecie pojawiła się Chmurką i Puma, coraz częściej miała okazję usłyszeć gdybanie starszych kocic na temat tego kim był ich ojciec. Nie kryła zaskoczenia, gdy jej wujek, Skrzyp, został wytypowany na ojca nowych członków Owocowego Lasu, a to tylko dlatego, że sierść Chmurki była liliowa, tak jak ogon niemego kocura. Dziwiła się, że starszym kocicą takie głupoty do głowy przychodziły. W końcu Skrzyp chyba ani razu nie przyszedł odwiedzić w kociarni królowej i kociąt, jak i również wcześniej nie widziała ich razem. Nie to co Przebiśniega, który w tej chwili zmierzał w kierunku żłobka. Dziwiła się, że kocur poświęca tyle czasu obcej kotce i jej kociakom. W końcu Przebiśnieg był z Witką, to do niej powinien przychodzić w odwiedziny, aby się upewnić czy jego partnerka nie jest zmęczona zajmowaniem się chorymi - w szczególności Łuską, która co krok łapała jakieś choróbsko. Nie śmiała mu tego jednak wypomnieć, nawet jeśli ją to kusiło. Chociażby przez fakt, że widziała jaki wpływ te plotki miały na Żagnice. Przebiśnieg na pewno zdawał sobie sprawę z tych plotek i powinien starać się je ukrócić, jeśli faktycznie były one plotkami. Dobro jego partnerki i synów powinno być na pierwszym miejscu, jednak swoją postawą dawał pożywkę kolejnym plotkom.
***
Fretka umierała. Prawdziwa babcia Jarzębinki od kilkunastu księżyców gorzej się czuła, jednak uczennica starała się być dobrej myśli. Miała nadzieję, że medycy pomogą dojść do siebie starszej, niestety myliła się. Liliowa kocica starała po sobie nie pokazać, że jest z nią z każdym dniem coraz gorzej, nawet jeśli w ciągu dnia odwiedzała medyków po kilka razy, pobijając przy tym Łuskę. Każda próba dowiedzenia się przez społeczność co dolega zastępczyni kończyła się krzykami kocicy na cały obóz. Już nie mówiąc o poruszaniu tematu zrezygnowania ze stanowiska.
— Babciu Jarząb… — odezwała się cicho Jarzębinka, nie chcąc niepotrzebnie silić się na krzyki. W końcu może albinoska miała problem ze wzrokiem, ale za to słuch miała doskonały. — Mogłabyś ze mną iść odwiedzić Fretkę?
Jarzębinka nie musiała nic więcej mówić. Jarząb zrozumiała o co tak naprawdę chodziło córce Mniszka i stąd taka nagła chęć odwiedzenia starej zastępczyni. Na pewno również zrozumiała, dlaczego chcę, aby to Jarząb, a nie ktoś inny jej towarzyszył. Dymna obawiała się samotnej wyprawy i konfrontacji z pręgowaną tygrysio, ale we dwie na pewno się uda.
Wyszły z legowiska stróży i swoje kroki skierowały do legowiska medyka, w którym chwilę wytchnienia znalazła zastępczyni. Miała je całe na własność na ten moment, prawdopodobnie Witka i Murmur właśnie były z wizytą u Kosodrzewiny i jej pociech.
Po drodze jeszcze zahaczyły o stos zwierzyny, aby nie dawać dodatkowych powodów babce do narzekania na młodsze koty.
— Dzień dobry Fretko — odezwała się radośnie koteczka, a w odpowiedzi otrzymała poirytowane spojrzenie starszej, które z odrazą spoglądało na przykurczone przednie kończyny Jarzębinki. Liliowa odwróciła głowę w przeciwną stronę, a z jej pyska wydobyło się starcze prychnięcie.
Było jej naprawdę przykro z powodu zachowania swojej biologicznej babci. Na całe szczęście nie została przez nie zniechęcona. Otuchy dodawał jej fakt, że Jarząb znajduję się przy wejściu do legowiska, pilnując aby kocice miały trochę prywatności. W końcu Jarzębinka chciała z nią poważnie porozmawiać.
Łaciata położyła niedużego ptaka koło starszej, którego zabrała ze stosu. Miłym tonem zachęciła, aby skosztowała zwierzyny.
— Sama ją upolowałaś?
— N… nie. Niestety nie. — Położyła po sobie uszy, a jej głos się załamał
— Agrest nie powinien was przyjmować. W szczególności ciebie — syknęła spoglądając chłodni na Jarzębinkę, po czym przeniosła spojrzenie na stojąco w wejściu Jarząb — Niedobrze mi widząc takie słabe jednostki jak wy. Jedyne na co zasługujecie, to wygnanie — Przypatrywała się zwierzynie, aż w końcu zdecydowała się skosztować mięsa.
Jarzębinka milczała, jednak cisza podczas której zastępczyni konsumowała posiłek była przerażająca.
— J-jak się czujesz? — Babciu? Mało brakowało, aby to powiedziała. — Słyszałam, że… — Urwała widząc błysk w oku starszej. Mimo posiadania na karku stu trzydziestu księżyców, pytanie zadane przez wnuczkę zadziałało na kocicę jak płachta na byka.
— To źle słyszałaś! Czuję się wspaniale! — syknęła — Ja już wiem po co ty przyszłaś… Pewnie wysłali taką pokrakę mając nadzieję, że uda ci się mnie przekonać, abym zrezygnowała ze stanowiska zastępcy. Tak, do grobu chcą mnie wysyłać już…
— C-co… Nie…
— Wynoś się! Nie potrzebuję litości, w szczególności kogoś takiego jak ty. Jestem w stanie sama polować!
Wybiegła ze łzami w oczach z legowiska, wpadając wprost w łapy Jarząb i wtulając się w jej śnieżnobiałe futerko. Krzyk Fretki oraz płacz Jarzębinki sprawił, że co niektórzy ciekawscy członkowie Owocowego Lasu zatrzymali się i przyglądali się płaczącej małej koteczce.
Ich rozmowa nie miała tak wyglądać! Czego innego mogła się spodziewać, Fretka w końcu była impulsywna, w szczególności teraz.
— Nie płacz Jarzębinko — odezwała się cicho albinoska, tuląc przybraną wnuczkę i starając się ją uspokoić — Starałaś się. Masz dobre serce, a Fretka… powinna się zastanowić nad swoim zachowaniem — fuknęła spoglądając w stronę legowiska medyka, a już po chwili z pyska białej wydobył się kaszel
Zmartwiona uniosła załzawione dwukolorowe oczka na kocicę, z którą nie łączyła ją krew, ale była dla niej jedyną prawdziwą babcią. Lepszej nie mogła sobie wymarzyć.
— Wróćmy do legowiska stróży. — podjęła zmartwiona, nie powinny zbyt długo przebywać na mrozie. A przede wszystkim Jarząb nie powinna.
***
Przyglądała się babce leżącej na posłaniu u medyków. Już od kwadry znajdowała się tutaj, a jej futro intensywnie przesiąkło zapachem ziół, które podawała jej medyczka. Dzięki nim była spokojniejsza, ale również trudniej z nią szło się porozumieć. Z tego co udało jej się podsłuchać od śmierci dzieliły tak naprawdę zastępczynię dni, a może też i godziny?
Wykorzystując swoją rangę stróża, przez tę kwadrę codziennie zaglądała do Witki. A to pomogła w dostarczaniu ziół dla karmicielki, a to starała się wypytać ją dlaczego Żagnica jest taki jaki jest, na co sama szylkretka niestety nie znała odpowiedzi. Jednak zawsze pod koniec tych wizyt sama proponowała zajęcie się przez pewien czas pacjentką, tak aby zdjąć ciężar z barków medyków, którzy od dłuższego czasu, ponad księżyca, musieli znosić codzienne humory i wizyty Fretki - wyraz pyska Witki jasno dawał do zrozumienia, że jest wykończona, nie tylko z powodu stanu zdrowia zastępczyni, ale również plotek, które nie ustawały, a wręcz przybierały na sile na temat jej partnera.
— To znowu ty… — mimo otępienia ziołami, pysk liliowej wykrzywił się, gdy udało jej się rozpoznać biało-niebieski kształt znajdujący się tuż przed nią
— Tak. — miauknęła, by już po chwili ostrożnie podsunąć pod pysk starszej wilgotny mech. Im częściej miała to szczęście przebywać u medyków, uświadomiła sobie, że starość i to co z nią się wiąże zaczyna ją tak właściwie przerażać. A przed nią nie było ucieczki. — Jestem w końcu stróżem. — przypomniała kocicy swoją rolę w ich społeczności, jednak nie była pewna, czy umysł Fretki w tym stanie zdołał to zakodować
Być może wykorzystując ten fakt, zdecydowała się na pewne wyznanie, rzucone ot tak, nagle, ledwo słyszalnie pomiędzy opowiadaniem starszej na temat tego co się dzieje aktualnie w obozowisku. Wiedziała, że miała trzymać język za zębami, o to ją prosił ojciec, kiedy ją oddawał, ale chciała, aby Fretka przed śmiercią dowiedziała się, że doczekała się wnucząt, a dokładniej dwóch wnuczek, będącymi córkami Mniszka. Wątpiła, że świadomość tego wywoła uśmiech na jej pysku w ostatnich chwilach, lecz postanowiła zaryzykować.
Nie otrzymała odpowiedzi na sekret, którym się podzieliła ze starszą. Niepewnie otworzyła oczy, które zdołała zamknąć, w obawie, że kocica może się na nią zezłościć za wygadywanie takich głupot.
Na pysku zastępczyni po raz pierwszy w życiu dostrzegła wymalowaną ulgę; kąciki jej pyska były uniesione lekko do góry, w uśmiechu, a pomarańczowe ślepia, którymi łypała na każdego przez większość życia pozostawały zamknięte.
Minęła chwila nim Jarzębinka zrozumiała, że Fretka odeszła. Nie miała pojęcia, czy kocica usłyszała jej wyznanie. Jednak wiedziała, że ta już nie cierpi i znajduję się w lepszym miejscu.
Ostrożnie przysunęła się do babki i po raz pierwszy, jak i ostatni lekko otarła się pyskiem o jej pysk, lekko przy tym mocząc łzami liliowe futro, by następnie udać się poinformować Witkę o śmierci zastępczyni.
[2754 słów]
[przyznano 55%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz