Lew spacerował po alejkach parku. Było ciemno, o tej porze po parku kręcili się tylko nieliczni dwunożni z psami. Jego ruda sierść lśniła złociście za każdym razem gdy przechodził pod lampą. Kręci się już tak od trzech księżyców, odkąd uciekł od złych dwunożnych, którzy zabrali go od rodziny. Bez ojca, bez matki, bez brata, zdany tylko na siebie. Czasem jakiś miły człowiek poczęstował go czymś do zjedzenia. Inni, wręcz przeciwnie go odganiali, i starali się go unikać. Lew starannie unikał konfrontacji z gangami, nie chciał należeć do żadnej z tych grup samolubnych kotów, do których należy się tylko przez strach. Ciekawe gdzie dzisiaj będzie spał. Wczoraj spał pod ławką w najciemniejszej części parku, przedwczoraj w jakimś kartonie, parę wschodów słońca temu znalazł wygodny krzak. Może powinien faktycznie dołączyć do którejś z tych grup kotów które mieszkają w dziczy? Miałby gdzie mieszkać, co jeść, a i sam mógłby się komuś przysłużyć. Zastanawia się nad tym odkąd usłyszał o tym od jakiejś pieszczoszki. Może dzisiaj spróbuje…
Wyszedł z parku, i ścieżką dwunożnych udał się w kierunku końca miasta. Gdy wszedł w tereny mniej zabudowane odetchnął świeżym powietrzem w którym nie było czuć woni drogi grzmotu, potworów i innych zapachów miasta. Szedł pewnym krokiem aż do wielkiej drogi grzmotu. Zatrzymał się przy niej, i rozejrzał by znaleźć dogodny moment by przejść. Przeszedł szybko na drugą stronę, i spokojnym już krokiem by uspokoić oddech kierował się na przód. Nie wiedział gdzie dokładnie jest jaki klan, ale z tego co mówiła mu tamta pieszczoszka będzie wiedział że dotarł na miejsce po zapachu. Dlatego Lew szedł łapiąc i analizując wszystkie zapachy w otoczeniu. Przeszedł przez rzekę. Musi być już blisko. W pewnej chwili poczuł jeden zapach, silniejszy od pozostałych. Czyli tak pachnie ten klan. Lew zapamięta go na przyszłość. Szedł przed siebie, gdy nagle zobaczył kocura. Był czarny, jego łapy były białe, a niebieskie oczy wpatrywały się w niego. Pachniał tym zapachem, więc zapewne jest członkiem tego klanu.
- Dzień dobry, w jakim klanie się znajduję? Czy mógłbyś zaprowadzić mnie do waszego przywódcy?
Kocur nadal wpatrywał się w niego oczami szaleńca i nagle popędził w jego stronę starając się na niego rzucić. Lew pognał co sił w łapach, starając się uciec przed kocurem. Przebiegł po kamieniach przez rzekę i gnał wzdłuż niej. Sam nie wie jak długo tak biegł gdy nagle zobaczył przed sobą rzekę. Niestety, było już za późno, nie zdążył wyhamować i wpadł do wody. Gdy tylko udało mu się wynurzyć na chwilę głowę i złapać oddech, zobaczył że z naprzeciwka pędzi w jego kolejny czarny kot. Teraz, lew już naprawdę nie wiedział co robić. Kocur zatrzymał się przy wodzie, i schylił w jego stronę. Machał z całej siły łapami, starał się zrobić wszystko by kolejny szaleniec go nie dosięgnął. Coś jednak złapało go za kark i wyszarpało z wody. Lew wstał i otrząsnął się. Spojrzał na kocura stojącego obok i nie wiedział co myśleć. Ten kto nie chce się na niego rzucić? W dodatku wyciągnął go z wody. Może chociaż ten kot jest normalny. Pachniał inaczej od tamtego szaleńcy, może jest z innego klanu?
- Cześć, nazywam się Pochmurny Płomień. Jestem wojownikiem Klanu Klifu.
- Ja jestem Lew. Dziękuję że mnie uratowałeś. Uciekałem przed szaleńcem z innego klanu zapewne i nie zauważyłem wody.
Lew zauważył że kocur dziwnie się na niego patrzy.
- Coś nie tak?
- Nnie, tylko tak dziwnie mówisz. Jakbyś był znacznie młodszy niż jesteś.
- To w jakim wieku ty myślisz że jestem?
- Nie wiem, kilkunastu księżyców.
Lew się zaśmiał. On? On kilkanaście księżyców? Wolne żarty…
- Nie, mam chyba jakieś… - zastanowił się - jakieś siedem księżyców. Moja mama mówiła że nasza rasa jest dosyć duża. To dlatego może ci się wydawać że jestem starszy.
- Aha. Jesteś rasowy. Wyszedłeś z domu i się zgubiłeś dwunożnym?
- Nie, uciekłem kilka księżyców temu. Tamci dwunożni byli dla mnie źli. Chciałem przyjść dzisiaj do klanu, zapytać się czy mogę dołączyć. Ale w tamtym klanie był jakiś szaleniec i rzucił się na mnie. musiałem przed nim uciekać. Ja chyba w sumie wolę zostać włóczęgą.
- Aha. Jak sobie radzisz siedlisku dwunożnych?
- W mieście? Jest ciężko. Często nie ma co jeść a ja nie umiem jeszcze tak dobrze polować. W dodatku są gangi i czasem również szaleni włóczędzy na których trzeba uważać. Nie umiem dobrze walczyć. Tata mnie kiedyś uczył ale to niewiele.
Pochmurny Płomień się zamyślił.
- Może ja mógłbym cię trenować? - po krótkiej chwili powiedział.
Nie wiedział co odpowiedzieć. Ten starszy dziki kocur może go wyszkolić, tak że będzie walczył jak prawdziwy dziki kot? Czemu miałby się nie zgodzić!
- A możesz?
- Jasne że mogę. Przyjdź tutaj jutro, gdy będzie zmierzchało. Nauczę cię wszystkich moich trików. Już nie będziesz musiał się bać żadnych włóczęgów. A jeśli chcesz dać radę innym gangom, możesz założyć swój własny!
* * *
Lew położył się w krzakach i zasnął. Nigdy nie spodziewał się że będzie miał możliwość być szkolony przez wojownika, jednocześnie pozostając włóczęgą! A poza tym wreszcie sobie jakoś poradzi, i może nawet będzie miał swój teren i nie będzie musiał szukać schronienia po całym mieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz