Lew tego dnia obudził się dosyć wcześnie. Dzisiaj nie miał treningu z Pochmurnym Płomieniem treningu rano. Może to dlatego, że jest potwornie zimno, spadł śnieg, a w dodatku karton w którym spał przemókł. Dobrze że ma długie futro, bo gdyby miał tak krótkie jak niektóre koty, nie wyobraża sobie jak miałby przetrwać porę nagich drzew. Jak uciekał od dwunożnych, był niedoświadczony i głupi, nie wiedział że jak ucieknie o tej porze ciężko będzie mu przetrwać. Ale co wtedy miał zrobić, gdy nie znał świata i starał się po prostu zmienić życie na lepsze, uwolnić się od tamtych podłych dwunożnych. Wstał z posłania i zaczął się kręcić po mieście. Czas coś zjeść. Udał się do parku, i tak jak pokazał mu Pochmurny Płomień zapolował na mysz. Udał się z myszą na swoją ulubioną ławkę pod wielkim drzewem w najdalszej części parku. Lubił to miejsce, było przytulne, ciche i spokojne. Dwunożni nieczęsto się tam kręcą. Wdrapał się na ławkę i zjadł mysz. Kręcił się po mieście starając się omijać rewiry gangów by im nie podpaść. Gdy słońce górowało pobiegł na obecnie nie obsiane pole trenować z Pochmurnym Płomieniem. Pochmurny Płomień już kręcił się w tamtym miejscu. Znając jego i jego niecierpliwość kręci się na zmianę stąd do obozu od samego rana.
- O witaj Lwie! Co tam w tym waszym betonowym świecie? - Od razu tradycyjnie zagadał go kocur. Zawsze się go to pyta i zawsze nie dowiaduje się zbyt wiele, bo Lew żyje poza wszystkim co go otacza, nie wykłóca się z innymi, daje żyć wszystkim wokół i sam też tego od nich oczekuje.
- Dzień Dobry Pochmurny Płomieniu. Jak zawsze. Poza porwaniem Jafara nie wiem nic. - Lew nie znosił złośliwości, dlatego też nigdy nie przezywał Jafara “Księżniczką”. To że inne koty tak robią, nie znaczy że on też musi.
- Wiem wiem, tylko tak się pytam. Z przyzwyczajenia. Czego dzisiaj możemy się pouczyć - zmienił nagle temat - zapewne nadal walki, polować na ptaki raczej jeszcze nie będziesz w stanie, może potem pokazałbym ci wspinaczkę? Zawsze może ci się przydać…
- Dobry pomysł, ale może na razie potrenujemy nadal walkę? Raczej wspinaczka na drzewa nie pomoże mi jakoś specjalnie gdy będę musiał walczyć na otwartym terenie.
- Dobrze. Zaatakuj mnie.
Lew zaatakował, rzucając się na mentora od boku. Pochmurny Płomień uskoczył w tą samą stronę, a Lew wylądował na ziemi.
- Jeszcze raz, twoje ruchy muszą być mniej oczywiste. Staraj się uniemożliwić przeciwnikowi odgadnięcie co zamierzasz zrobić. Tak jak jakiś czas temu, patrzyłeś na prawo skacząc na lewo.
Lew wstał i skoczył na Pochmurnego Płomienia, tym razem bez żadnych wymyślnych zmyłek. skoczył i zacisnął zęby na przedniej łapie kocura. Nie wie na ile dobry jest ten ruch, ale może się nada. Jednak po chwili się przekonał jak głupi ruch zrobił. W tym momencie Pochmurny Płomień dał mu do zrozumienia, że właśnie w chwili gdy trzymał by przeciwnika tak za łapę, tamten byłby w stanie rozgryźć mu gardło. Może następnym razem mu się uda. Tym razem wybił się naprawdę mocno i udało mu się wylądować na grzbiecie Pochmurnego Płomienia zanim ten zdążył cokolwiek zrobił. Zszedł z niego i pozwolił mu się podnieść. W tej chwili przeciwnik pomyślał by zapewne że Lew jest głupi i dał przeciwnikowi wymknąć się spod pazurów. Jednak Lew miał w tym swój zamierzony cel. Gdy tylko Pochmurny Płomień wstał, Lew nie dał mu się rozejrzeć, i skoczył na niego, chwytając go łapami za gardło. Odskoczył i dał kocurowi przeanalizować co się właśnie stało.
- Czy tak było dobrze?
- Tak. Zdecydowanie. To co zrobiłeś na końcu było naprawdę dobre. Gdybyś miał wysunięte pazury pewnie byłbym już martwy. Może teraz poćwiczymy obronę?
Pochmurny Płomień natarł na niego od boku, uderzając go na wysokości ramienia i powalając na ziemię. Stanął nad nim i Lew wiedział że byłby w tym momencie w niezbyt optymistycznej sytuacji, ale nie panikował. Przyjrzał się możliwością od swojej strony. Pochmurny Płomień też stoi w taki sposób, że jakby się postarał mógłby dosięgnąć jego brzucha. Jak potrenuje trochę więcej może byłby w stanie od razu rzucić się do gardła takiemu kotu myślącego że już zdobył nad nim przewagę. Na razie wykorzysta możliwość dosięgnięcia brzucha Pochmurnego Płomienia. Wymierzył mu kopniaka odrzucając kocura do tyłu, dając sobie tym samym możliwość podniesienia się wstania do walki. Gdy Pochmurny Płomień starał się chwycić go za barki, on wystrzelił do przodu na tyle szybko by go nie trafił.
- Dobrze ci idzie. Jak widać musiałeś się rozgrzać. Chodźmy teraz zapolować! - Lew nie zdążył już nic odpowiedzieć, bo Pochmurny Płomień pognał gdzieś w tylko sobie znanym kierunku za jakąś zwierzyną którą tylko on przy swoich umiejętnościach był w stanie wyczuć. Lew stanął i starał się wyczulić wszystkie swoje zmysły by wyczuć zdobycz. Mysz. Po prawej. Zaczął się skradać w kierunku zapachu tak by zwierzątko go nie usłyszało. Jeszcze kawałek, jeszcze kawałeczek iii… Lew skoczył, i wbił pazury w ciałko zwierzątka czuł jeszcze przez krótką chwilę pod łapami jak biło maleńkie serduszko stworzonka, zanim przestało. Złapał jeszcze kilka myszy, i zaczekał aż wróci Pochmurny Płomień, który pewnie sam nie wiedział po co, pognał po zdobycz na najdalszym krańcu pola mimo iż wszędzie wokoło było jej wystarczająco. Wreszcie czarny kocur się pojawił.
- Pochmurny Płomieniu! Dlaczego poszedłeś po zdobycz tak daleko? Przecież tutaj jest tego wiele.
- Nie wiem. Tak… Po prostu.
- Weź ze sobą część mojej zdobyczy do obozu, przynajmniej będziesz miał jak się wytłumaczyć co robiłeś gdy cię nie było. - Zapewne i tak by się nie zastanawiali jeśli się ciągle tak kręci - Ja już muszę wracać.
- Dzięki Lewku. To znaczy Lwie. Sorki zapomniałem że tak nie lubisz.
- Nic się nie stało. Kiedy następnym razem? Może o zmierzchu, wczoraj było przed świtem.
- Więc dobrze. Jutro o zmierzchu.
Lew widział stanął patrzył tylko jak Pochmurny Płomień pokonuje drogę grzmotu.
Jego mentor jest naprawdę zabawny. Najpierw bał się przejść, a teraz jakimś cudem robi to bez niczyjej pomocy. Widocznie zapomniał że się bał. Lew wrócił do miasta. Poszedł na swoją ławeczkę by zjeść mysz. Zjadł szybko posiłek i poszedł na kolejną przechadzkę alejkami parku. Lubi park. Jest prawie jak taka dzicz, tylko że za kratami. Nie lubi się sam włóczyć po całych niczyich terenach bo chodzą tam często niebezpieczni włóczędzy, a tutaj może chodzić bezpiecznie.
[1017 słów]
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz