W środku coś ją piekło z zażenowania, gdy Wrzosowa Łapa wręcz ciągnął się po ziemi jak robak, błagając ją o pomoc. Z przyzwyczajenia zajrzała za siebie, ale wiedziała, że Jeżowa Ścieżka był teraz w kociarni, doglądając kociąt i karmicielek. Posłała niebieskiemu uczniowi zimne spojrzenie.
- Pokaż łapę.
Uczeń posłusznie wyciągnął zranioną kończynę, a Wiśniowa Łapa westchnęła, wciąż mierząc go takim wzrokiem, jakby chciała pożreć mu duszę.
- To zwykłe skręcenie. - Miauknęła oschle. - Idź na posłanie, zaraz spróbuję coś zrobić.
Wrzosowa Łapa pisnął z niechęcią.
- Będzie bolało! - Próbował protestować.
- Zapomniałeś już reguł kodeksu? - Mruknęła Wiśniowa Łapa. - Jeżowej Ścieżki tu nie ma, ale jestem ja. Medyk ma władzę absolutną w swoim legowisku, więc po prostu idź tam i nie ruszaj łapy, to nie będzie bolało. Jeśli teraz stchórzysz, to będzie trzeba całkiem amputować łapę.
Oczywiście nie była to prawda, ale Wiśniowa Łapa chciała trochę zmanipulować ucznia do uspokojenia się. Zwykłe skręcenie nie wymagało amputacji, jednak kocur miał jeszcze mleko przed nosem... pewnie wierzył we wszystko, co mu się powie. Wrzosowa Łapa zdrętwiał na jej słowa i natychmiast pomaszerował na posłanie, a szylkretka odetchnęła w duchu. Może Jeżowa Ścieżka będzie dumny z jej samodzielnej pracy.
Podała mu parę ziarnek maku, aby stłumić ból, a później zajęła się skręconą kończyną. Nie rozumiała wrzasków kocura. Przecież to było tylko malutkie zwichnięcie, które przestanie boleć po najpóźniej trzech świtach. Zbyt dramatyzował.
**
Odpoczywała ze zmrużonymi oczami, wciąż obserwując pacjenta. Jeżowa Ścieżka już wrócił i widząc kocura, spytał się jedynie, co się stało. Gdy mu odpowiedziała, przytaknął, razem czekając na to, aż uczeń się wybudzi.
Wrzosowa Łapa powoli wstał, a szylkretka od razu spojrzała na niego znudzona, spode łba. Czekała, aż znowu zacznie wrzeszczeć, że coś go boli. Była prawie pewna, że znowu będzie głośno.
<Wrzos?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz