Wciąż miała jakąś nadzieję, że może jednak dzieciaki Kałowka się nie urodzą. Umrą przy porodzie, Marchewka poroni czy cholera wie co jeszcze. W pewnym sensie przerażały ją te myśli, ale nauczyła się, że trzeba mieć twarde, stalowe serce. I taka Kamienna Agonia była. Twarda, bezuczuciowa. Momentami pozwalała sobie na słabość, bo jak inne koty miała swoje wady, których jednak uparcie się wypierała.
Ze żłobka było słychać krzyki, tak głośne, długie, męczące, że przez chwilę miała wrażenie, że Marchewkowy Grzbiet wykrwawia się na śmierć, na co też liczyła. Los jednak nie poszczęścił.
**
Urodziły się. Minęło trochę czasu od porodu, kocięta przebywały ze swoją spierdoloną matką, i prawdopodobnie Jałowym Pyłem, nie widziała go jednak gołym okiem.
Kamienna Agonia zwróciła głowę w stronę kociarni, z którego wybiegła trójka małych idiotów. Marchewkowy Grzbiet wydawała się oschła w stosunku do kociąt, jednak czarna nie miała pewności. Ruszyła naprzód. Coś jednak obiecała swojemu... przyjacielowi, więc zamierzała tej obietnicy dotrzymać. Gdy tylko podeszła do rudej wariatki, która zgwałciła Jałowego, jej futro mimowolnie się nastroszyło.
- Co ty tu robisz, nędzny mysi móżdżku? - Powiedziała Marchewkowy Grzbiet, piorunując ją wzrokiem. - Trzymaj się z dala od moich kociąt! I od Jałowego Pyłu!
- Wydaje mi się, że nie masz prawa mi tego zakazywać. - Warknęła. - Odsuń swój tłusty, idiotyczny rudy zad. Interesuję się twoimi głupimi bachorami tylko ze względu na Jałowego Pyła. Nie obchodzi mnie ich życie. Ty też mnie nie obchodzisz.
Przepchnęła się za królową, i dojrzała małe rude kulki futra. Ta pierwsza, Obłoczek, już z samego widzenia wyglądała jak idiotka. Konik wyglądał jak dziwaczny, dobroduszny wariat zapatrzony w matkę. I to dosłownie, bo ciągle patrzył na Marchew z wielkimi oczami.
- Witajcie, głupie rude bachory Jałowego Pyłu - Powiedziała sarkastycznie na przywitanie, ignorując prychnięcie Marchewki z tyłu. Od razu podbiegła do niej... ta dziwna kotka, jak ona miała na imię? Głazik?
- To ty jesteś tą przyjaciółką ojca? - Zapytała, a jej piskliwy głosik brzmiał złośliwie. Kamienna Agonia strzepnęła ogonem.
- A co cię to obchodzi? - Warknęła.
- Ojciec mi o tobie opowiadał - Odpowiedziała. - I o głupich rudzielcach też.
Kamienna Agonia postawiła ogon. Miód dla jej uszu.
- Powtórz to. - Rozkazała i zamknęła oczy z rozkoszą, gdy Głazik powtórzyła to piękne wyrażenie. Głupi rudzielce. - Może nie jesteś taka głupia. Ale twoje rodzeństwo ma coś nie tak z rozumem.
Marchewkowy Grzbiet na te słowa się nastroszyła.
- Jak nazwałaś moje dzieci? - Syknęła.
Kamienna Agonia prychnęła, unosząc brodę z wyższością i spiorunowała rudą wzrokiem.
- Przecież każdy wie, że masz w dupie swoje dzieci, idiotyczna kretynko! - Warknęła, bijąc ogonem. - Jesteś głupia. Inteligencję masz mniejszą od myszy! Jesteś zwykłym tchórzem. Brzydzę się słabych tchórzy. Widocznie po tobie bachory odziedziczyły swoją głupotę. Szkoda, że tylko jedna ma za grosz rozumu, by wypowiadać się źle o rudych. Nawet nie umiesz ich wychować!
Z satysfakcją odwróciła się, pozostawiając Marchewkę ze zdziwionym spojrzeniem. Usłyszała jeszcze "wow" z ust Głazik, i jej złośliwy śmiech do swojej matki, a także prychnięcie rudej karmicielki.
**
Szła w kierunku legowiska wojowników. Pierwsze zapoznanie z dzieciakami miała za sobą. Chciało jej się rzygać na samą myśl, że jako przyj... coś-tam ich ojca będzie musiała je niańczyć.
Przy wejściu otarła się o właśnie wychodzącą Szczypiorkową Łodygę. Ta odsunęła się z obrzydzeniem, a na jej pysku zagościł pogardliwy uśmiech.
- W końcu zrozumiałaś, że rude kocięta są ważne. - Powiedziała złośliwie córka Miodowego Obłoku, a czarna wojowniczka trzasnęła ogonem jak biczem.
- Niczego nie muszę rozumieć - Warknęła. - Kocięta Jałowego Pyłu są tak idiotyczne, jak ty, kiedy próbujesz wywołać u mnie wstyd albo uległość.
Odepchnęła ją na bok, gotowa się położyć ze wszystkimi innymi myślami. W środku dojrzał ją Gliniane Ucho. Niebieski spojrzał na nią brązowymi oczyma.
- Byłaś tam? - Zapytał. - I jak?
- Te dzieci to małe pierdolone diabły. - Syknęła kotka. - Pewnie jeszcze zapatrzone w Piaskową Gwiazdę. Jak tylko Marchewka się nimi znudzi, pokażę im, jak głupia...
Kocur uciszył ją koniuszkiem ogona.
- Jesteśmy w legowisku. - Przypomniał jej. - Postaraj się nie wściekać. To dam ci prezent!
Mrugnął do niej, a ta tylko prychnęła.
- Znam cię, i mam powody, by sądzić, że ten prezent będzie czymś okropnie "śmiesznym", z czego jedynie ty będziesz czerpał frajdę. - Miauknęła, spoglądając na swojego brata żartownisia. - Nie dość, że młodsze rodzeństwo, teraz jeszcze trójka rozwydrzonych bachorów. Jestem... tak jakby... przy... przyja...
Nie mogła tego wypowiedzieć. Gliniane Ucho parsknął.
- Jesteście przyjaciółmi? - Zgadnął, i spojrzał się na nią głębokim, mocno sugerującym coś wzrokiem. Od razu pokręciła głową.
- Nawet o tym nie myśl. - Warknęła. - Miłość jest dla słabeuszy. Nie kochamy się.
- Dla mnie i tak będziecie parą! - Powiedział radośnie. - Będziecie razem wychowywać tą trójkę jak partnerzy!
- Zamknij się już - Przerwała mu, kładąc swój koniuszek ogona na jego wargach. - Myślałam, że już doszczętnie jestem zażenowana patrząc na twój obrzydliwy ryj, ale gdy mówisz o nas jak o kochankach, to mam ochotę utopić się w rzece. Albo ciebie.
Położyła się powoli na posłaniu, zanim brat zdążył odpowiedzieć. Była dzisiaj zbyt zmęczona, by się wściekać. W śnie przynajmniej nie musiała na nikogo wrzeszczeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz