wojnaaa
Całe te zamieszanie naprawdę bardzo mu się nie podobało. Nie widział sensu w atakowaniu obozu Lisiaków, w przeciwieństwie do Pstrągowej Gwiazdy. Twardo dała znak do wymarszu i nikt nie miał nic do gadania. Wydawało mu się, że jego brat myśli podobnie do niego. I niektórzy inni klanowicze pewnie też. Ale, co mieli do powiedzenia, gdy przewodziła nimi nieobliczalna Pstrąg? Nic.
Zatem z wstrzymanym oddechem unosił się na wodzie, milcząc. Jakie szczęście, że Muszy Bzyk zdążyła nauczyć go pływać! Co prawda może i nie szło mu idealnie, ale przynajmniej nie tonął jak za pierwszym razem, kiedy to mentorka wepchnęła go brutalnie do wody.
Znak.
Wszyscy nagle rzucili się na obóz, niemalże od razu bezlitośnie niszcząc panujący dotychczas spokój. To, że wyglądali jak przemoczone wydry zupełnie im nie przeszkadzało. Wieczornik przez dłuższą chwilę stał, wryty w ziemię z szokiem w oczach. Nie był na to gotowy. Nie umiał walczyć! Na szczęście nikt za bardzo nie przejmował się małym, zagubionym uczniem. Do czasu.
Poczuł, jak ktoś ciągnie go za ucho, a potem uderza ogonem o jego głowę.
- Co tak stoisz? - napastnikiem okazała się Zbożowa Łapa.
- N-nie wiem - przyznał.
- To walcz! Walcz jak prawdziwy wojownik, pokaż tej swojej łajzie... To znaczy mentorce, że się do czegoś nadajesz! Nie pozwól żeby się z ciebie nabijała!
Jej zagrzewające do walki okrzyki niezbyt pomogły Wieczornikowi. Nie mógł przecież tak po prostu starać się odebrać życie niczemu winnym Lisiakom! Nieugięty wzrok Zboża jednak wyrażał zupełnie co innego.
- Mhh, no dobrze... - westchnął zrezygnowany.
Nie chciał, po prostu nie chciał tego rozlewu krwi.
- Świetnie! Chodź - popchnęła go do przodu - co powiesz na tego kocura?
Wskazała ogonem na niebieskiego kota, który właśnie odganiał od siebie jakiegoś wojownika z sił Klanu Nocy. Zauważył również swojego brata, umykającego gdzieś między walczącymi. Bengalka chyba także go dostrzegła.
- Jaskier! Ty też. Chodź, chodź - udało jej się przebić głosem przez wrzeszczących z bólu i syczących na siebie wojowników.
W oczach Jaskrowej Łapy widział tą samą trwogę co u siebie. Mimo wszystko, cętkowany również uległ wzrokowi Zboża.
Ruszyli więc na wybranego wcześniej wroga, uprzednio ustalając ważne szczegóły. Każdy skradał się z innej strony, aby kocur miał mniejsze szanse. Wieczornik postanowił, że postara się przyłożyć do zadania, mimo wewnętrznej obawy, niechęci i poczucia niesprawiedliwości.
Skoczył na niebieskiego od tyłu. Horyzont syknął wściekle, kiedy uczeń wbił się wszystkimi pazurami w jego zad, dodatkowo dokładając raz po raz krótkie, ale mocne ugryzienia. Kiedy lider odwrócił łeb, aby go dosięgnąć, z boku zaszarżował Jaskrowa Łapa. Drapnął z wojowniczym okrzykiem jego prawy bok, korzystając z chwilowej nieuwagi. Nie do wiary, walczący Jaskier! Wieczornik dalej kąsał, tworząc na ciele przywódcy małe krwawe punkciki, których z każdym uderzeniem serca przybywało coraz więcej. Nieoczekiwanie wskoczyła na niego także Zboże. Niebieski nie wiedział od której strony ma się bronić. W końcu, udało mu się zrzucić z siebie rudzielca. Jego ciało uderzyło głucho o twardą ziemię. Kocur przejechał wściekle pazurami po jego prawym boku, nie szczędząc siły. Głęboki wzorek został na brudnej sierści, plamiąc ją na szkarłatny czerwień. Jego przyjaciele nie czekali ani chwili, aby odpłacić się kocurowi. Z jeszcze większą determinacją natarli na przeciwnika. Bicolor nie widział, jak sobie radzą, gdyż leżał z tyłu. Usłyszał jednak przepełnione bólem syknięcie Zboża. Jakby z nową siłą wstał, aby pomóc pobratymcom. Znowu zachodząc od tyłu, wgryzł się w tylną nogę Horyzonta. Ten szybko odwrócił się, starając się podrapać pysk klasyka. Zdążył jednak jedynie zahaczyć o różowy nos młodziaka, gdyż już musiał obronić się z drugiej strony, przed ostrymi pazurkami Jaskra. Nagle bengalka wybiła się mocno z tylnych łap, lądując... na głowie niebieskiego. Łapkami zasłoniła mu oczy, zapewne wbijając tam też pazury, a kły uczepiła w jego uchu. Tylne łapy co chwila zaczepiały o skórę na jego szyi, także tam ją rozcinając. Wieczornik puścił nogę przeciwnika, kiwnął głową do Jaskra. Na znak, oboje odbili się od boku Horyzonta. Ten już zupełnie stracił równowagę, chwiejnie opadł na ubrudzoną krwią ziemię. O to chodziło. Bracia wleźli na niego, aby przypadkiem nie próbował wstać. Dla pewności wbili mu jeszcze pazury i kły. Cała czwórka trwała tak w bezruchu dłuższą chwilę, jedynie dysząc ciężko. Cały świat jakby na chwilę się zatrzymał. Słyszał tylko ich ciężkie oddechy, a wrzaski wokół zdawały się ucichnąć. Poddał się? Chyba poddał. Pewnie już czuł, że jest wyczerpany i nie da sobie rady z trójką uczniów. Może go tak już zostawią?
W między czasie Zboże zmieniła nieco uścisk. Przekręciła się nieznacznie, drobną szczekę zaciskając na karku kocura. Po chwili jego ciężki oddech ucichł. Bracia przestali unosić się delikatnie na jego ciele, w takt wdechów. Nieco zdezorientowani poluźnili uścisk, patrząc się po sobie. Węglowa uczyniła to samo.
- My...
- Zabiliśmy go...? - Jaskier dokończył niemalże szeptem za brata.
Zbożowa łapa skinęła im głową.
Szkoda, że nie mieli pojęcia, iż to właśnie był lider Klanu Lisa.
W końcu, uspokoili swoje oddechy i odeszli kilka kroków od ciała. Wieczornik zatroskany obejrzał futra kompanów. Podobnie jak on, byli schlapani krwią, zarówno ich samych jak i martwego już kocura. Nie widział jak silne mieli obrażenia, miał nadzieję, że nie są poważne. Jego ciało piekło go gdzieniegdzie, ale tragedii nie było. Nie był z siebie ani trochę zadowolony.
Bardzo nie spodobało mu się to całe walczenie i okaleczanie. Gdyby mógł, z własnej woli nigdy by tego nie powtórzył.
Nagle, ich liderka ogłosiła zwycięstwo. Tak długo walczyli z Horyzontem, czy ich klan tak szybko rozprawił się z Klanem Lisa? Trójka uczniów zauważyła, że ocalałych przegranych prowadzą gdzieś poza już i tak zniszczony obóz. Ruszyli za resztą. Jednak, to nie był wcale koniec masakry. Na rozkaz Pstrąg mieli... Zawalić tamę. No tego to już było za wiele! Rudzielec zaproponował, że on popilnuje ich przyszłych więźniów, aby nie uciekli. Tak naprawdę nie chciał uczestniczyć w jeszcze większej zagładzie sąsiadów. Patrzył, jak obóz, który jeszcze rano tętnił życiem, teraz zalewany jest bezlitośnie przez potężne fale zdradzieckiej rzeki. Myślał, że wszyscy zdążyli znaleźć się poza nim, ale się mylił. Dostrzegł białe futro, spływające wraz z nurtem. Chciał rzucić się mu na ratunek, jednak zatrzymał go ogon jednego z wojowników, także pilnującego więźniów. Opuścił uszy, obserwując bezsilnie tonące ciało. Biedaczek.
Potem szli w milczeniu przez większość drogi. Uczeń Muszego Bzyku znalazł swoje miejsce w pochodzie zaraz obok Jaskra i Zboża.
Grobową ciszę przerwał nieoczekiwany atak lisa. Jednak syn Deszczowej Gwiazdy nie zwrócił większej uwagi na to, co dzieje się na przedzie grupy. Spojrzał współczującym wzrokiem na przerażonych Lisiaków, kiedy wpadł na pewien mały pomysł. Rozejrzał się po współklanowiczach, aby upewnić się, że wszyscy są skupieni bardziej na Pstrągowej Gwieździe, nie na nim.
- Psst - wyleciało z jego pyska.
Kilkoro stojących najbliżej Lisiaków zwróciło na niego uwagę. Przesunął się nieco, tworząc małe przejście w ścianie z Nocniaków, a głową zachęcił do ucieczki, wskazując nią tereny za nim. Wbili w niego nieufne spojrzenia. Po chwili wahania, wykorzystali sytuację i przemknęli czym prędzej obok Wieczornika. Jedna z nich, kremowo-biała kotka zatrzymała się jeszcze na chwilę, skinęła młodemu głową w podzięce. Potem oddalili się szybko.
- Uciekli? - usłyszał gdzieś za sobą.
W akcie chwilowej paniki zachwiał się, udawając jakby ktoś go popchnął.
- P-przepchnęli się, nie mogłem nic zrobić - miauknął, mając nadzieję, że to go uratuje.
Kocur westchnął niezadowolony. Odpuścił, gdyż liderka zaczęła powracać do życia, co skutecznie odwróciło jego uwagę.
Chociaż tyle mógł zrobić dla biednych kotów z Klanu Lisa.
jejku, miły ten Wieczornik
OdpowiedzUsuńBorze szumiący, Wieczornik to kochana buba <3
OdpowiedzUsuńNajpierw im zabił lidera, a potem się wziął za ratowanie xD Cudne opko <3
OdpowiedzUsuń