Gdy Tańcząca Zorza wrócił, Melodyjna Łapa już skończyła rozprawiać się z brudnym legowiskiem. Bury kocur ułożył mech niedaleko kotki, by ta mogła sobie swobodnie dobierać zielsko do gniazda. Uwadze Tańczącej Zorzy nie uszło to, że szylkretka raz po raz zerka w jego stronę nerwowym spojrzeniem. Nastała chwila ciszy między nimi, jednak po jakimś czasie Melodyjka w końcu spróbowała jaką zakończyć.
— To... możesz mi opowiedzieć o tej technice na łapanie królików? — spytała Melodyjna Łapa, nieśmiało spoglądając na burego. Kocur uśmiechnął się i zaczął powoli jej tłumaczyć, co i jak.
— Królików nie opłaca się gonić przez długi czas, bo jednak są bardzo szybkie i potrafią długo biegać, nie to co na przykład ja. — zaśmiał się pod nosem. — W każdym razie najlepiej zakraść się do niego i wtedy skoczyć, by po pierwsze uniknąć gonitwy i po drugie, możesz się zdziwić, ale taki kopniak od królika do przyjemnych jednak nie należy. Szylkreta parsknęła cicho pod nosem ze śmiechu.
— No kto by się spodziewał. Dostałeś kiedyś? — zapytała, wciąż wymieniając mech w legowiskach.
— Chciałbym, żeby był tylko jeden taki przypadek. — wymruczał bury, odwracając nieco wzrok, nieco zawstydzony. — No, ale teraz przynajmniej nie mam więcej takich wpadek.
Tańcząca Zorza i Melodyjna Łapa rozmawiali ze sobą jeszcze chwilę, jednak gdy kotka kończyła już swoją pracę w legowisku wojowników, kocur został wybrany na patrol. Szybko pożegnał się z uczennicą i wyszedł w towarzystwie paru kotów z obozu.
*joł, duuuży timeskip się tu wydarzył*
Minęło już parę księżyców od czasu, kiedy Czapla Gwiazda zdjął Melodyjnej Łapie karę. W sumie to wiele się pozmieniało w Klanie Burzy. Czapla Gwiazda przeszedł na emeryturę i przesiaduje teraz w legowisku starszyzny, ciesząc się chwilami starości, Mokra Blizna został liderem, a na nowego zastępce wybrał Chabrową Bryzę. Bury kocur nie miał nic przeciwko takim zmianą. W jego życiu dużo się nie zmieniło, oprócz tego, że zaczął martwić się o burzowego pana psa, czyli Chuderlawy Skowyt. Dawno go nie widział, co ciągle go męczyło. Może coś mu się stało? Oby nie.
Tańcząca Zorza siedział sobie spokojnie w obozie, rozmyślając nad swoimi sprawami, gdy zobaczył, że w wejściu pojawia się znajoma, liliowo-ruda mordka. Kotka była cała w piachu, a jej mina nie wskazywała na to, że jest z tego powodu zadowolona. Chociaż trzeba przyznać, że jej rozgniewana mina delikatnie rozbawiła pręgowanego kocura. Dodatkowo miał wrażenie, że kotka nic rano nie zjadła, więc może ucieszyłaby się na widok nawet niewielkiego posiłku? Bury podszedł do stosu ze zwierzyną i wybrał z niego dwie piszczki, jedną mniejszą dla siebie, drugą większą dla Melodyjki. Szykreta była akurat odwrócona tyłem do niego, więc uznał, że może spróbować ją zaskoczyć i po cichu podejść do niej z niespodzianką. Taniec przemknął szybko przez obóz, a gdy w końcu dotarł do kotki, otarł się o nią delikatnie na powitanie. Melodyjna Łapa niemalże podskoczyła na widok burego przy jej boku. Tańcząca Zorza zaśmiał się, po czym położył pod jej łapami mysz.
— Masz ochotę na coś do jedzenia? Zauważyłem, że nie jadłaś niczego od rana, więc pomyślałem, że się ucieszysz. — zamruczał przyjacielsko, uśmiechając się przy tym.
< Melodyjko? Sory, że tak długo i słabe, ale wena mnie opuściła na dłuugo ;;;;; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz