Kotka zasnęła. Zamiast na ziemnej ziemi stała teraz na trawie. Wokół niej było pełno drzew, wysokich z obszernymi gałęziami z liśćmi lub igłami nad jej głową. Było tu zdecydowanie inaczej niż na terenie Klanu Burzy, nigdy jeszcze tu nie była. Dalej znajdowały się ułamki skał… i chyba jakaś jaskinia. Przed oczami kotki coś błysków i poczuła chłód oraz ból. Czuła się strasznie źle, ale nie tak po prostu źle, tak źle, bardzo źle. Czuła tak jak by coś straciła i czegoś się strasznie bała. Czuła się też tak, jak by nie miała przy sobie nikogo, ale w innym sensie. W takim jak by nikt nie mógłby jej zrozumieć i dlatego była taka samotna. A może jednak ktoś mógł? Znów coś błysło, pojawiła się gdzieś na gwiazdach. Była sama, jednak wyczuła obecność jakiegoś kota.
- K-Ktoś tu jest? Hallo! – Wołał Konwalia.
- Ja tu jestem! – Czarna usłyszała znajomy głos.
- Oh, mamo to ty?
- Tak kochanie.
- Nie wiem. Gdzie się znajduje, chce chyba wrócić, zimno tu i boli. Nie widzę cię!
- Za to ja cię widzę. Jestem z ciebie taka dumna, Konwaliowe Serce. Moje małe słoneczko, nie musisz mnie widzieć.
- Przedtem cię widziałam… Proszę, ukaż się! Powiedz, po co tu jestem.
- Ale nie mogę. Chcę cię tylko uprzedzić, że pomimo wszystko zawsze jestem koło ciebie.
- Ale o co chodzi?
- Masz przed sobą długą drogę, trudne wybory i będziesz musiała się wykazać odwagą, i wytrwałością.
- I tak chyba... zawsze musiałam… - szepnęła prawie niesłyszalnie kotka.
- Ale teraz będzie to o wiele trudniejsze. Trochę pocierpisz.
- Pocierpię? Za dużo mi to nie mówi.
- W każdym razie, wierzymy z Klanem Gwiazdy, że sprostasz temu zadaniu. Twoja przyszłość nie jest jasna i masz dwa wybory.
- Jakie?
Po chwili wszystko znikło, a Konwalia znów pojawiła się koło Księżycowego Kamienia. Zobaczyła swojego danego mentora.
- Co ci się śniło? – Zapytał mentor.
Czarna opowiedziała wszystko Jeżowej Ścieżce. Chciała też się zapytać, czekoladowego co mu się śniło. Trochę jednak się wstydziła.
<Jeżyku? ;3>
:3
OdpowiedzUsuń