Chudy zastrzygł zaskoczony uszami. Naprawdę zadziwiała go Żabi Skok. Była jedynym kotem, który potrafił dostrzec jego wspaniałość. Uśmiechnął się lekko, zerkając na nią.
— Pewnie, na pewno umierasz z ciekawość, by usłyszeć me niezwykłe przygody — mruknął dumnie, poprawiając mokrą sierść.
Zimno coraz bardziej mu dokuczało, ale nie mógł porzucić swej słuchaczki. Nie mógł jej odebrać tych cudownych opowieści. Usiadł wygodnie koło koteczki, a lekko przysunęła się do niego. Gdy ich boki zetknęły się żadne z nich nie odważyło spojrzeć na drugie.
— Więc wychowałem się u Dwunogów — zaczął i widząc zaskoczone spojrzenie kotki, dodał. — Oni wcale nie są tacy źli jak mówią w klanie.
Żabi Skok kiwnęła łbem, nie chcąc mu przerywać.
— Moja mama była ogromnym psem, naprawdę dużym! Jak dwa koty na sobie. Ciągle mówiła mi, że też kiedyś urosnę i będę jak ona, ale nie doczekałem się — mruknął ze słabym uśmiechem. — Razem ganialiśmy wiewiórki i takiego wrednego kota sąsiadów... Zakopywaliśmy kości oraz turlaliśmy się w błocie...
Dziwne kłucie w piersi przypomniało mu jak bardzo tęskni za tym wszystkim. Gdyby tylko wtedy nie pobiegł za tamtą myszą pewnie teraz wygrzewałby się z Pyrrhą przy kominku.
— Brzmi jak super dzieciństwo — stwierdziła arlekinka cicho.
— Bo było... — urwał, uświadamiając sobie, że nudno ględzi. — Ale musiałem pomóc tym biednym Burzakom doprowadzić klan do porządku, eh, pewnie gdyby nie ja nadal zestrachani moczyliby tyłki w rzece zamiast ruszyć w podróż — przechwalał się Chuderlawy Skowyt.
Niebieskie ślipia przyglądały mu się z podziwem.
— Jesteś naprawdę odważnym wojownikiem — stwierdziła Żabi Skok. — Zazdroszczę ci tej odwagi — dodała ciszej.
Liliowy zastrzygł uszami.
— Przecież już jesteś super odważna — odparł poważnie.
Kotka uniosła zdziwiona brwi.
— Nie każdy kot, Żabi Skoku, odważyłby się tak przesiadywać z psem — wyjaśnił, szturchając delikatnie kotkę.
Arlekinka uśmiechnęła się lekko.
— Pewnie tak — stwierdziła. — Ale...
Chudy zdążył zakryć jej pysk łapą nim zdążyła powiedzieć więcej.
— Żadnych ale — mruknął, rozglądając się uważnie. — Dobra, muszę spadać, zobaczymy się jeszcze kiedyś! — krzyknął, biegnąc w stronę swoich terenów.
* * *
Spoglądał na las, wypatrując łaciatej sylwetki. Mieli się dziś spotkać. Liczył, że nie skończy to się jak spotkanie z Miedzianą Iskrą. Nie zniósłby tego. Nerwowo kręcąc się w tą i z powrotem, coraz bardziej się niepokoił. Każde uderzenie serca zaczynało się dłużyć. Może pomylił mu się miejsca albo coś nie dosłyszał? Albo Żabiemu Skoku coś wyskoczyło i nie mogła się spotkać?
— Chuderlawy Skowycie! — usłyszał znajomy głos i odetchnął z ulgą.
Koteczka z lekkim uśmiechem podeszła do niego.
— No siema — przywitał się, starając zachować wrażenie chłodnego typa.
Jednakże ogon zaczął zdradliwie merdać, zdradzając jego radość na widok kotki. Sam nie rozumiał czemu się aż tak cieszył na jej widok. Była tylko zwykłą kotką. Ale coś, coś głęboko w nim, podpowiadało, że była kimś więcej. Kimś naprawdę ważnym. Obserwując ją z ukradka, usiadł.
— Wybacz za spóźnienie — przeprosiła, a niebieskie ślipia spoglądały na niego z prawdziwą skruchą. — Wilcze Serce o coś mnie poprosił... — zaczęła się tłumaczyć po czym najwyraźniej uznała, że to nieistotne.
Chuderlawy Skowyt zastrzygł uszami na dźwięk znajomego imienia. Dobrze pamiętał wilczego kota. Był nawet ciekawy co u niego, ale dziwnie by było gdyby tak zaczął o niego wypytywać. Tak samo jak o Miedzianą Iskrę... Poderwał się na łapy, a spojrzenie wbił w ziemię.
— Nic się nie stało — mruknął w końcu liliowy, przyspieszając lekko kroku. — Ścigamy się do szopy? — zaproponował nagle, chcąc zapomnieć o pointce.
Żabi Skok uniosła zdziwiona brwi. Wyglądała tak uroczo zaskoczona.
— Szopy? — zapytała niepewnie.
— To drewniany wynalazek Dwunogów — wyjaśnił szybko. — O, widzisz? — wskazał łapą na budowlę.
Kotka kiwnęła łbem.
— Gotowa? Do startu... Start! — krzyknął wesoło i nim wojowniczka zdążyła cokolwiek powiedzieć, rzucił się pędem przed siebie.
Żabi Skok okazała się nie tak wolna jak myślał i po uderzeniu serca zaczęła go doganiać. Liliowy przyspieszył, ale nadal nie potrafił utrzymać na długo dystansu. Praktycznie jednocześnie dotarli pod szopę zmachani. Zmęczeni walnęli się na trawie, sapiąc.
— Żądam... dogrywki — mruknął Chudy, próbując uspokoić oddech.
Wojowniczka uśmiechnęła się lekko i już chciała coś powiedzieć, gdy jej ogon zjeżył się.
— Czujesz to? — zapytała cicho, rozglądając uważnie.
Liliowy idąc jej przykładem, zaciągnął się powietrzem. Dobrze znana mu woń wypełniła płuca wojownika.
— Pies — mruknął zaskoczony.
Nie sądził, że spotka swojego na terenach Klanu Wilka. Ciekawe czy wilczy kot miał już z nim do czynienia?
— Musimy szybko uciekać — miauknęła Żabi Skok, rozglądając się nerwowo. — Zanim nas wyczuje...
— Chyba zapominasz, że jesteś w towarzystwie jednego z nich — mruknął pewnie Chuderlawy Skowyt. — Nie ma się czego bać, pogadam z nim — zapewnił nadal nieprzekonaną kotkę.
Jej niebieskie ślipia oraz zjeżone futro zdradzały, że nadal się boi. Wojownik podszedł do niej i otulił ją kitą. Wyglądała jak niewinne kocie.
— Zaufaj mi — poprosił kotkę, posyłając jej czarujący uśmiech.
Żabi Skok niechętnie zgodziła się, kryjąc się za jego sylwetką. Dziwne ciepło, które pojawiło się w miejscach gdzie stykały się ich futra, dodało mu odwagi. Wyprostował się dumnie, chcąc pokazać, że faktycznie niczego się nie boi. Z wysoko uniesionym łbem wypatrywał pobratymca. Lekki dreszczyk ekscytacji przeszedł mu po grzbiecie. Tęsknił za psimi kompanami. Tutaj nie było z kim walczyć o kości, ani ganiać wiewiórek. W końcu psia sylwetka pojawiła się na horyzoncie. Kundel upuścił uszy na ich widok.
— Kolejne koty — parsknął pod nosem zawiedziony. — Przeklęte wiewiórcze bobki chyba cały las opanowały...
Liliowy poderwał się na cztery łapy.
— Ej — warknął na niego wojownik. — Spadaj do Dwunogów, a nie się wałęsasz nie po swoim terenie — szczeknął na intruza.
Pyrrha zawsze mu powtarzała, że dla obcych na swoi terenie nie wypada być miłym. Dla lepszego efektu zmarszczył czoło. Pies spojrzał na niego zaskoczony.
— No proszę szczekający kot — mruknął rozbawiony. — A twoja koleżanka umie beczeć? — zakpił.
Chuderlawy Skowyt położył uszy.
— Sam jesteś kotem — warkną, szczerząc kły. — To nie twoje terytorium, odejdź! — zażądał.
Kundel podszedł bliżej nich, kręcąc łbem. Jego brązowe ślipia nieruchomo wlepione były w ich sylwetki. Dopiero teraz Burzak zdał sobie sprawę, że to nie będzie łatwa walka. Przeciwnik był od niego wyższy i na pewno silniejszy.
— I-i jak ci idzie? — zapytała cicho przestraszona Żabi Skok.
Chuderlawy Skowyt warknął na zbliżającego się intruza.
— Średnio — odparł szczerze. — Chyba muszę dać mu nauczkę, jak dam ci znak uciekaj na drzewo.
— N-nie pójdę bez ciebie — zaprotestowała wojowniczka.
Liliowy zerknął na nią.
— Obydwoje wiemy, że tylko ja umiem walczyć z psami — mruknął poważnie.
Pies kłapnął groźnie szczękami, chcąc zastraszyć przeciwnika. Chudy nastroszył sierść na grzbiecie, wlepiając spojrzenie w brązowe ślipia rywala. Nie miał zamiaru okazać lęku. Jego ciało wyprostowane i całe sztywne sprawiało, że wyglądał na wyższego niż zwykle. Myśl o chowającej się za nim bezbronnej, drobnej koteczce cały czas siedziała mu we łbie.
— Teraz — wycharczał, odpychając Żabi Skok łapą od siebie.
Ta spojrzała na niego nieprzytomnie.
— Uciekaj!
Kotka zaczęła biec. Szybko przebierając łapami, znajdowała się coraz dalej od ich. Wbiła pazury pośpiesznie w drewnianą konstrukcję Dwunożnych i zaczęła się wspinać. Pies chciał za nią pobiec, ale Chuderlawy Skowyt mu nie pozwolił. Nisko powarkując, obserwował swojego rywala.
— Chuderlawy Skowycie! — zawołała go kotka, rozpraszając. — Szybko!
Nim liliowy się zorientował szczęki kundla zacisnęły się na jego grzbiecie. Ostre kły wbiły się w jego skórę, powodując ból. Mimowolnie pisnął. Pies zabawiał się z nim jak z wiewiórką. Jakby nic nie ważył uniósł go do góry, a następnie boleśnie uderzył o ziemię. Łeb Chudego walnął głucho o glebę. Wraz z potwornym bólem pojawiły się dziwne wspomnienia. Pomimo że zdawały się obce był przekonany, że są jego. Pierw pojawiło się ciepło niebieskiej kotki oraz obraz roześmianych niebieskich kulki futra i jednej liliowej. Następnie cicha biało-brązową koteczkę spoglądająca na niego z zaciekawieniem. Jej nieśmiały uśmiech. Nielegalne wyprawy ze żłobka. Wspólne oglądanie świetlików. Udawanie Wilczego Serca i jego ukochanej Lisiej Gwiazdy. Ganianie liści...
— Chuderlawy Skowycie! — nadal go wołała.
Jej głos zdawał się za każdym razem wypełniony coraz bardziej rozpaczą. Szybko otrząsnął się. Zwisał z pyska kundla, który coraz boleśniej wgryzał się w jego grzbiet. Przytłumiony nadal bólem ugryzł się w łapę psa. Kundel zawył, puszczając go. Wojownik niezgrabnie podniósł się na łapy i zaczął biec w stronę szopy. Teraz wiedział, że nie miał szans z psem. Że jego potężne szczęki mogą w każdej chwili zmiażdżyć jego kości. Łapa za łapą zbliżał się coraz bardziej do szopy. Lecz pies siedział mu na ogonie. Z każdym uderzeniem serca zdawał się być coraz bliżej niego. Wojownik odbił się mocniej od podłoża, powodując, że piach uderzył o pysk psa. Zdezorientowany kundel zatrzymał się, przecierając ślipia łapą. Chuderlawy Skowyt podbiegł do szopy.
— C-chuderlawy S-skowycie — miauczała jak modlitwę Żabka. — P-pospiesz się — błagała, wyciągając łapę w jego stronę.
Liliowy wbił pazury w drewnianą konstrukcję i spojrzał na nią smutno. Nie umiał się wspinać. Nie było szans, by dostał się na tą wysokość.
— Już pamiętam — mruknął tajemniczo, starając się nie popłakać. — Pamiętam wszystko, Żabko — powtórzył głucho.
Kotka wbiła w niego niezrozumiałe spojrzenie.
— Czemu się nie wspinasz? Czemu się nie wspinasz?! — krzyczała na niego, płacząc.
Kocur uśmiechnął się słabo.
— Nie umiem — wyznał szczerze, pozwalając łzą moczyć srebrne poliki. — P-przekaż Miedzianej Iskrze, że Pszenica nigdy jej nie zapomni... Żabko, ja zawsze b-będę cię...— urwał, czując zacisk szczęk na ogonie.
Stłumiony krzyk wyrwał się z jego pyska. Odwrócił się w psa, przejeżdżając wściekle pazurami po mordzie rywala. Ten jednak zamiast go puścić, jedynie mocniej zacisnął szczęki. Chuderlawy Skowyt zrozumiał, że już drugi raz nie uda mu się uciec. Mógł się już pożegnać z życiem.
— Kolejne koty — parsknął pod nosem zawiedziony. — Przeklęte wiewiórcze bobki chyba cały las opanowały...
Liliowy poderwał się na cztery łapy.
— Ej — warknął na niego wojownik. — Spadaj do Dwunogów, a nie się wałęsasz nie po swoim terenie — szczeknął na intruza.
Pyrrha zawsze mu powtarzała, że dla obcych na swoi terenie nie wypada być miłym. Dla lepszego efektu zmarszczył czoło. Pies spojrzał na niego zaskoczony.
— No proszę szczekający kot — mruknął rozbawiony. — A twoja koleżanka umie beczeć? — zakpił.
Chuderlawy Skowyt położył uszy.
— Sam jesteś kotem — warkną, szczerząc kły. — To nie twoje terytorium, odejdź! — zażądał.
Kundel podszedł bliżej nich, kręcąc łbem. Jego brązowe ślipia nieruchomo wlepione były w ich sylwetki. Dopiero teraz Burzak zdał sobie sprawę, że to nie będzie łatwa walka. Przeciwnik był od niego wyższy i na pewno silniejszy.
— I-i jak ci idzie? — zapytała cicho przestraszona Żabi Skok.
Chuderlawy Skowyt warknął na zbliżającego się intruza.
— Średnio — odparł szczerze. — Chyba muszę dać mu nauczkę, jak dam ci znak uciekaj na drzewo.
— N-nie pójdę bez ciebie — zaprotestowała wojowniczka.
Liliowy zerknął na nią.
— Obydwoje wiemy, że tylko ja umiem walczyć z psami — mruknął poważnie.
Pies kłapnął groźnie szczękami, chcąc zastraszyć przeciwnika. Chudy nastroszył sierść na grzbiecie, wlepiając spojrzenie w brązowe ślipia rywala. Nie miał zamiaru okazać lęku. Jego ciało wyprostowane i całe sztywne sprawiało, że wyglądał na wyższego niż zwykle. Myśl o chowającej się za nim bezbronnej, drobnej koteczce cały czas siedziała mu we łbie.
— Teraz — wycharczał, odpychając Żabi Skok łapą od siebie.
Ta spojrzała na niego nieprzytomnie.
— Uciekaj!
Kotka zaczęła biec. Szybko przebierając łapami, znajdowała się coraz dalej od ich. Wbiła pazury pośpiesznie w drewnianą konstrukcję Dwunożnych i zaczęła się wspinać. Pies chciał za nią pobiec, ale Chuderlawy Skowyt mu nie pozwolił. Nisko powarkując, obserwował swojego rywala.
— Chuderlawy Skowycie! — zawołała go kotka, rozpraszając. — Szybko!
Nim liliowy się zorientował szczęki kundla zacisnęły się na jego grzbiecie. Ostre kły wbiły się w jego skórę, powodując ból. Mimowolnie pisnął. Pies zabawiał się z nim jak z wiewiórką. Jakby nic nie ważył uniósł go do góry, a następnie boleśnie uderzył o ziemię. Łeb Chudego walnął głucho o glebę. Wraz z potwornym bólem pojawiły się dziwne wspomnienia. Pomimo że zdawały się obce był przekonany, że są jego. Pierw pojawiło się ciepło niebieskiej kotki oraz obraz roześmianych niebieskich kulki futra i jednej liliowej. Następnie cicha biało-brązową koteczkę spoglądająca na niego z zaciekawieniem. Jej nieśmiały uśmiech. Nielegalne wyprawy ze żłobka. Wspólne oglądanie świetlików. Udawanie Wilczego Serca i jego ukochanej Lisiej Gwiazdy. Ganianie liści...
— Chuderlawy Skowycie! — nadal go wołała.
Jej głos zdawał się za każdym razem wypełniony coraz bardziej rozpaczą. Szybko otrząsnął się. Zwisał z pyska kundla, który coraz boleśniej wgryzał się w jego grzbiet. Przytłumiony nadal bólem ugryzł się w łapę psa. Kundel zawył, puszczając go. Wojownik niezgrabnie podniósł się na łapy i zaczął biec w stronę szopy. Teraz wiedział, że nie miał szans z psem. Że jego potężne szczęki mogą w każdej chwili zmiażdżyć jego kości. Łapa za łapą zbliżał się coraz bardziej do szopy. Lecz pies siedział mu na ogonie. Z każdym uderzeniem serca zdawał się być coraz bliżej niego. Wojownik odbił się mocniej od podłoża, powodując, że piach uderzył o pysk psa. Zdezorientowany kundel zatrzymał się, przecierając ślipia łapą. Chuderlawy Skowyt podbiegł do szopy.
— C-chuderlawy S-skowycie — miauczała jak modlitwę Żabka. — P-pospiesz się — błagała, wyciągając łapę w jego stronę.
Liliowy wbił pazury w drewnianą konstrukcję i spojrzał na nią smutno. Nie umiał się wspinać. Nie było szans, by dostał się na tą wysokość.
— Już pamiętam — mruknął tajemniczo, starając się nie popłakać. — Pamiętam wszystko, Żabko — powtórzył głucho.
Kotka wbiła w niego niezrozumiałe spojrzenie.
— Czemu się nie wspinasz? Czemu się nie wspinasz?! — krzyczała na niego, płacząc.
Kocur uśmiechnął się słabo.
— Nie umiem — wyznał szczerze, pozwalając łzą moczyć srebrne poliki. — P-przekaż Miedzianej Iskrze, że Pszenica nigdy jej nie zapomni... Żabko, ja zawsze b-będę cię...— urwał, czując zacisk szczęk na ogonie.
Stłumiony krzyk wyrwał się z jego pyska. Odwrócił się w psa, przejeżdżając wściekle pazurami po mordzie rywala. Ten jednak zamiast go puścić, jedynie mocniej zacisnął szczęki. Chuderlawy Skowyt zrozumiał, że już drugi raz nie uda mu się uciec. Mógł się już pożegnać z życiem.
<Żabko? papa>
Boże no… to jest tak strasznie smutne :'<
OdpowiedzUsuńEj kurde teraz mi tak smutno😭
OdpowiedzUsuńPopłakałam się pod koniec, to takie smutne... Biedny
OdpowiedzUsuń[*] :(
OdpowiedzUsuń