Ostrożnie zmierzał ku wielkiej, niewidzialnej ścianie, na którą wołano okno. Było inne od tych, które widniały w domostwie, ponieważ sięgało samej ziemi! Musiał więc być czujny. Kto wie czy przypadkiem nie był obserwowany?
Słysząc pochrapywanie babci, zamarł. Zerknął okiem na niebieską kocicę, która wylegiwała się na kanapie. Jeśli się zbudzi... jego plan runie. Dlatego też cichutko niczym myszka, starał się dotrzeć do swojego celu. I gdy już mu się to udało, powstał kolejny problem. W jaki sposób to się otwierało? No bo... wiedział, że ta blokada znikała. Wyprostowana często tamtędy przechodziła, aby dotrzeć do ogrodu, do którego chciał się dostać.
Gdy tak przyciskał swój nosek do niewidzialnej zapory, widział tą piękną zieleń, ten błękit nieba i sunące powoli chmurki. Ach! Jakże chciał dotknąć tego zakazanego świata! Jednakże co prosił rodziców o możliwość wyjścia, ci wręcz prychali na niego z niezadowoleniem. W końcu... dla nich świat zewnętrzny był brudny i pełen obrzydliwych samotników. Mu jako dziedzicowi przecież nie przystoiło kalanie łap jakąś ziemią. Bla, bla, bla. Dla niego to nie było nic złego. Świat go ciekawił. Był piękny. Dlaczego coś tak wspaniałego miałoby być zakazane? I skoro był tym dziedzicem to tym bardziej powinien móc robić co mu się żywnie podoba.
Dotknął łapką chłodnej bariery i na nią naparł. Ani drgnęła. Dołożył drugą i zaczął pchać mocniej, licząc że ta w końcu go puści. To kosztowało go masę wysiłku! Na dodatek się zasapał... Dlaczego to się nie otwierało?! Dlaczego?!
— Serafinie, co ty wyrabiasz? — głos matki sprawił, że zamarł. O nie! Został nakryty! I co teraz? Szybko się odwrócił do kocicy, której wyraz zdegustowania na pysku mówił wszystko. — Mamo jak ty pilnujesz swojego wnuka? — Tu spojrzała na babcię, która słysząc podniesioną tonację Hrabiny, ziewnęła i otworzyła oczy.
— Och, za bardzo się przejmujesz skarbie. Serafinek jest najgrzeczniejszym kocięciem jakie w życiu widziałam. Nic by nie nabroił.
— Nie nabroił! Cały czas go ciągnie do tego "świata". Jeszcze tego brakuje, aby uciekł i wrócił cały ubłocony do domu! Zabrudziłby całą podłogę i dywany! A dobrze wiesz jak Pani reaguje, gdy atłasy są w ziemi! To niedopuszczalne! — mówiła z przejęciem kocica, podchodząc do swojego syna i podnosząc go za kark.
— Mamo... Ale bym się nie ubrudził... Słowo — wypiszczał. — Ja chciałem tylko zerknąć co jest za oknem... — tłumaczył się, kiedy był ciągnięty częściowo po ziemi.
Chociaż... Tak naprawdę to chciałby poczuć co to znaczy być brudnym. Czy naprawdę to takie obrzydliwe uczucie? Jego łapki będą pozostawiać ślady, o które tak martwiła się mama? Pani będzie zła? Na niego? To brzmiało niedorzecznie. Przecież go uwielbiała! Lubił w końcu się tulić i chętnie był podnoszony przez nią na ręce, nie to co jego siostry. Te to były takimi wielkimi damami, że widząc Wyprostowaną uciekały i wywijały się z jej uścisku, a potem pół dnia marudziły jak to ich sierść została poczochrana.
Mama jednak była głucha na jego słowa. Zresztą... nic nowego. Wcale go nie słuchała. Praktycznie rzadko ją widywał, a jak już to... to ta go upominała, że źle się zachowywał. Chociaż i tak wolał ją od ojca, który odkąd skończył czwarty księżyc, uczył go wszystkiego o zachowywaniu się przy osobach z wyższych sfer. Te nauki tak go zanudzały, że nieraz zdarzyło mu się usnąć. A potem... Potem bardzo żałował, że nie potrafił się skupić na lekcjach, bo tata był wtedy bardzo, ale to bardzo zły.
Został upuszczony dopiero na kanapie tuż obok babci, do której się od razu przytulił. Mama zadarła nos i wspomniała, że niedługo zostaje zabrana przez Panią do SPA, więc ta miała mieć oko na niego i jego siostry. O wilku mowa... Jadeit i Opal akurat wbiegły do środka pomieszczenia, ganiając za jakąś uciekającą im piłeczką. Od razu się podekscytował i uniósł uszka.
— Mogę się z wami pobawić? — zapytał, zeskakując na ziemię, ku zbulwersowanemu westchnięciu matki, która dopiero co go tu wciągnęła. No tak... znów pewnie coś zrobił nie tak... Nie przejął się tym jednak, skupiony na nowym celu.
Koteczki zatrzymały się nagle i spojrzały po sobie.
— Z nami? — Jadeit prychnęła. — No chyba nie. Łapy ci się rozjadą na boki i jeszcze się przewrócisz braciszku. Zresztą... Nie powinieneś uczyć się tego całego bycia dziedzicem? — Wręcz wyczuł jak zazdrosna nuta pojawiła się w jej głosie. Nie dało się ukryć, że ta mała rozrabiaka wolała, aby to jej ojciec poświęcał znacznie więcej czasu. Szczerze? To chętnie by jej oddał całą jego uwagę.
— Siostrzyczko... — Zrobił smutne oczka licząc, że to załatwi sprawę i ta się zgodzi.
— Pozwólmy mu, bo się znów poryczy... — usłyszał jak Opal zwraca się do burej szylkretki.
Oburzyły go te słowa. On wcale nie ryczał! No... No może czasami mu się zdarzało, gdy Jadeit się z niego śmiała lub mówiła, że mamusia nie chciała go widzieć na oczy, ale... ale to było takie przykre! Nie wiedział dlaczego zasłużył na taką nienawiść z jej strony. Przecież... Przecież był dla niej miły...
Koteczka prychnęła i niechętnie kopnęła w jego stronę piłeczkę.
— Masz i się baw. Ale nie ze mną... — Zadarła nosek i odeszła.
Serafin położył po sobie uszka, kiedy nawet Opal, która nie wiedząc po czyjej stanąć stronie, szybko zmyła się mu z oczu. No i teraz ochota na zabawę całkowicie mu minęła.
Zaraz potem i mama zniknęła zabrana przez Panią, a on został sam na ziemi z zabawką. Znów jego wzrok skierował się w kierunku okna. Może tam... tam znalazłby się ktoś, kto chciałby się z nim pobawić...? Wziął piłeczkę w pyszczek i po raz kolejny podszedł do niewidzialnej bariery. Czuł, że siostry obserwują go z kanapy, ale nie zwracał na to uwagi. Chciał się stąd wydostać! Uderzył raz, a potem drugi i trzeci w szybę. Ta jednak ani drgnęła.
Usłyszał chichoty. Wspaniale. Już się z niego śmiały.
— Proszę, otwórzcie się... — miauczał już błagalnie, gdy jego trud spełzał za każdym razem na niczym. To było takie niesprawiedliwe! Wyprostowani jak i inne zwierzęta mogły zwiedzać sobie świat, a on był tu zamknięty! Nie podobało mu się to!
— Serafinie, spokojnie — ciepły głos babci sprawił, że jego wilgotne oczka skierowały się w jej stronę. Kocica podeszła do niego i przytuliła. — Wyjdziesz na zewnątrz, ale jesteś jeszcze za mały. Pani otworzy w końcu i tobie okno, gdy będzie tylko pewna, że nie stanie ci się krzywda. To wszystko jest dla twojego dobra — starała się go pocieszyć tłumacząc, dlaczego musiał zostać w domu.
— Ale ja chcę poznać przyjaciół... — wymamrotał smutno w jej sierść.
— Jestem pewna, że ich znajdziesz. Jesteś młodym, pięknym i dobrodusznym kocurkiem. Tylko głupiec tego nie doceni.
— Moje siostry tego nie doceniają... — zauważył, zerkając nieco z urazą na te dwie, które dalej się chichrały pod nosem z jego niepowodzenia.
— Są młode... i zazdrosne o to, że jesteś dziedzicem. Minie im to. Wiem co mówię. Sama nie byłam aniołkiem za kocięctwa, wierz mi — wymruczała, aby nieco podnieść go na duchu.
To go zaskoczyło. Babcia też dokuczała swojemu rodzeństwu? W zasadzie... Nie znał jej młodości. Mało co o tym opowiadała. Chętnie jednak dowiedziałby się o niej czegoś więcej. No bo... Trudno mu było uwierzyć, że babcia mogłaby być zła. Babcia była przekochana! Zawsze gdy miał problem to zwracał się z nim do niej. Zawsze go słuchała i służyła radą. Nie to co mama...
— No już, nie smuć się. Ja chętnie się z tobą pobawię piłeczką.
Te słowa sprawiły, że jego uszka aż się uniosły. Naprawdę?! Od razu uśmiech zalśnił na jego pyszczku. Szybko podniósł zabawkę z ziemi i rzucił ją w jej kierunku. Kotka jak na swoje księżyce była jeszcze sprawna i szybko odbiła piłeczkę łapką w jego stronę. Bawili się tak przez dłuższy czas, a on czuł się znakomicie! Nawet zazdrosna mina Jadeit, która obserwowała to wszystko z góry, nie popsuła mu już dzisiaj humoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz