nadal za czasów degradacji
- Na twoim ogonie się nie wyśpię? - spytał, przekręcając głowę, jednocześnie podbierając trochę mchu, żeby się umościć. Nie wiedział w sumie od kogo, może od Barszcza. Tak czy inaczej, nie chciało mu się teraz iść specjalnie po mech, potem się umości. Teraz natomiast rozciągnął się na prowizorycznym mchu. Naprawdę nie chciało mu się iść kopać tych rowów, jednak starał się o tym nie myśleć. Sam się wpakował w te konsekwencje, był ich świadom, to teraz pocierpi.
- Doceniam twoje zmartwienie, ale nie masz się o co martwić, zapewniam. Zawsze mogę ugryźć jej drugą stronę ~ - Stwierdził obojętnym tonem, chociaż w rzeczywistości wizja spędzania czasu z Lwią Paszczą nie napawała go optymizmem. Już dość sobie podkopał sprawę przez egzystencję jej rozpuszczonego szczyla, ale co miał poradzić? Jego żałosna egzystencja więc prosiła się o naprostowanie. Czekoladowa tymczasem zmrużyła oczy, przysiadając w skupieniu nieopodal niego.
- Proszę nie zaczynać tematów mojego ogona, bo pójdzie to w tę samą stronę co ostatnio, a ja nie chcę się przyczynić do demoralizowanie młodych uczniów - przyznała, zastanawiając się nad dalszą częścią jego wypowiedzi. - I proszę nie opowiadać o szczegółach planów z Lwią Paszczą, bo wtedy to ja będę zdemoralizowana...
- Może mała demoralizacja nie byłaby zła... - mruknął pod nosem niewyraźnie, zerkając w bok. Potem powrócił wzrokiem na Grację, uśmiechając się z lekka - Oh uwierz, niestety nie mogę użyć swojej pełnej pomysłowości ze względu na rodzicielkę. Wtedy to dostałbyś masę szczegółów - stwierdził. Szczegóły polegałyby na dokładnym planie jak zwabić Lew do tunelu, a potem go zawalić. Plan idealny. Szylkretka pokiwała głową.
- Nie no, po namyśle twoja mama nie jest taka zła - stwierdziła. - Była dosyć spokojna w porównaniu do mojego ojca... I na dodatek pozwoliła mi zostać. Spodziewałam się, że każe mi wrócić do siebie, ale po prostu iść jak najdalej od niej.
- Oh, nie bądź taka pewna - oparł głowę na przednich łapach, krzywym wyrazem na pysku, niby uśmiechem - Dałbym sobie łapy uciąć, że przez ten cały czas martwiła się jedynie o utrzymanie sojuszu - rzucił po czym się lekko skrzywił. Dość często martwiła się nie tym, co trzeba. Jej główną postawą było: nie naróbcie mi wstydu i będzie dobrze, przez co Szept był pewien, że gdyby nie istnienie Powiewu, skończyliby w łapach jakiejś losowej matki. Nadal nie miał pojęcia, jakim cudem w ogóle udało mu się zaistnieć, patrząc na podejście Różanej Przełęczy do wychowania w pojęciu ogólnym. Przynajmniej znał całą historię konfliktów ze szczegółami. Nie, żeby była jakaś bardzo ciekawa. - No, dobra, może nie uciąć, ale wiesz, o co chodzi. Zresztą, to nie panna Przepióreczka ma teraz dodatkową karę - Dodał, zataczając w powietrzu okrąg pazurem, wskazując na rozmówczynię, unosząc brwi.
- Przepraszam - rzuciła instynktownie. - Wiesz, w sumie to nie musiałeś mówić, że znasz prawdę. Mogłeś powiedzieć, że cię okłamałam i przedstawiłam się jako pieszczoszka... - stwierdziła niepewnie.
- Mmm jestem pewien, że świetnie byś wtedy sobie radziła w kopaniu tuneli - rzucił sarkastycznie - Może tak świetnie jak mówienie mi informacji, kto jest twoim ojcem.
- Byłam pewna, że kiedyś ci wspomniałam - stwierdziła. - Zresztą, ty nie mówiłeś o matce, dopóki sama do tego nie doszłam, więc to tylko taka drobna... Zemsta.
- Cóż, w moim przypadku nie było to nic istotnego - rzucił obojętnie. Tak właśnie myślał. Rola jego matki nie miała tu większego znaczenia, w końcu i tak dostałby karę i tak. Jeśli chodziło natomiast o Agresta... cóż, gdyby wiedział, możliwe, że rozegrałby to inaczej. - W twoim natomiast, z tego co słyszałem, na zgromadzeniu była całkiem ciekawa przemowa.
- Domyślam się - westchnęła, przypominając sobie reakcje ojca na jej widok. - Już nigdy nie pójdę na zgromadzenie.
- Jesteś tego pewna? - spytał z dość sporą dozą wątpliwości w głosie. Jeśli wszystko ładnie się owocówkom wyjaśni, o ile się wyjaśni, to powinno być dobrze. Chyba że rodzina Gracji by reagowała tak jak jej ojciec, wtedy... mógłby być już problem. Być może musiałby się nawet wtrącić, a niezbyt mu się to widziało, czułby się niezbyt proszony do rozmowy. - Z resztą, dobrze ci tam poszło z tą rozmową, nie musiałem nic mówić - stwierdził, chociaż czuć było nadal wiszącą nad nim urazę za zignorowanie jego osoby podczas tamtej rozmowy. Został, w gruncie rzeczy olany. Gdyby wiedział, to by spróbował się jakoś wymigać od pójścia tam. W sumie oczekiwał, że chociaż odrobina uwagi spocznie na jego osobie, chociażby, żeby obarczyć go winą. Tymczasem nic takiego się nie stało i kocur być może czuł coś na wzór rozczarowania.
- Tak sądzisz? - mruknęła. - Jak dla mnie to tylko się upokorzyłam przed twoją matką. Za dużo emocji było w tej rozmowie, zbyt prywatna była jak na obecność waszej dwójki.
- Moja matka, uwierz, mam wrażenie, że to też miała gdzieś - stwierdził patrząc na Grację spokojnie - Jak już wspomniałem, pokojowe nastawienie jest dla niej ważne, pojedyncze koty i ich dramy to raczej mało istotny element, jeśli nie mają negatywnego skutku dla interesów.
Pokiwała głową, jakby to rozumiała. Szept miał wrażenie, że nie rozumiała. Przynajmniej nadal wyglądała jak zbity pies.
- Rozumiem, jednak i tak czuję wstyd. Jak ty to robisz, że nigdy się niczym nie przejmujesz? Mam wrażenie, że ktoś by mógł... załatwić się obok ciebie, a ty byś i tak się z tego zaśmiał - porwała się na dosyć absurdalny przypadek. Kocur parsknął pod nosem, zaskoczony z lekka wykreowaną tezą.
- Oh nie, to byłoby obrzydliwe - odpowiedział najpierw z poważnym zmarszczeniem brwi, po czym znów zachichotał na samo wyobrażenie tej sceny, wcześniej dodatkowo parskając i odwracając w bok głowę. - Z resztą, wystarczy udawać, że nic się nie stało. Koty często mają... tendencję do zapominania. Z resztą, posłuchaj dobrej rady, w momencie, w którym się uśmiechasz, dajesz innym obraz swojej kontroli nad sytuacją. Inaczej inni wyłapią twoje zdenerwowanie czy stres, a tego nie chcemy, prawda~? Zawsze oczywiście możesz iść w drugą skrajność i być wiecznie ponurym typem z kijem pod ogonem, ale co w tym zabawnego? - Bycie klanowym klaunem było wygodne. Praktycznie nie miałeś wrogów, znałeś każdego, obracałeś się w towarzystwie i twoje grzechy dość łatwo zostają wybaczone. Jedynym kotem, z którym nie potrafił zamienić normalnie słowa, była Lew. Ale Piasek? Iskierka? Uwielbiał tę dwójkę. Dzięki znajomościom i słuchaniu innych kotów możesz też, dodatkowo odnaleźć ich prawdziwe myśli i zamiary. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego inni tego nie pojmują i tak bardzo lubią grać w otwarte karty, bez pojęcia, co właściwie robią.
- No nie nie, oczywiście, że nie - wymamrotała. - Pod ogonem... A jak ktoś nie ma ogona? Albo nie będzie go miał w najbliższym czasie, bo utraci go z... Uznajmy, przyczyn naturalnych? - zasugerowała.
- Wtedy nadal ma to, co znajduje się pod ogonem i gdzie ten kij można wsadzić, brak ogona w niczym wtedy nie przeszkadza - zauważył, może nieco zdziwionym tonem.
- Dobrze. Więc nic nie stoi na przeszkodzie, byś ty się stał takim przypadkiem, czyż nie? W końcu jak rozmawiamy o pożyczeniu sobie twojego ogona, zachowujesz się jak taki osobnik z czymś pod ogonem...
Kocur wydał z siebie niezadowolony pomruk, marszcząc brwi. To było jawne obrażanie jego osoby.
- Ha! - wstał i zbliżył się w stronę czekoladowej, siadając naprzeciw, wwiercając swój urażony wzrok w pysk uczennicy - Czyli dobrze rozumiem, uważasz, że jestem sztywny?
<Grabiąca sobie Gracjo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz