Czy było na świecie coś lepszego od przytulnego legowiska rozłożonego tuż pod zdobioną licznymi zawijasami balustradą balkonu? To był jeden z nielicznych momentów, gdzie mogła zobaczyć coś więcej niż monotonię ścian domu, w którym żyła wraz ze swoimi Wyprostowanymi. Teraz czuła na sobie przyjemne smugi wiatru, które łagodnie muskały ją po rdzawoczarnym w blasku słońca futrze. Gdy patrzyła z góry na rozciągające się pod nią ulice miasta, widziała barwne drzewa o płonących czerwonym blaskiem liściach - a niektóre z nich liści były już całkowicie pozbawione, pozostawiając jedynie same spiczaste, pnące się na wszystkie strony kompleksy gałęzi.
Matka przejeżdżała delikatnie językiem po jej głowie, piersi, karku, a z jej pyska raz po raz wydobywało się zniecierpliwione westchnięcie, gdy młoda kręciła się i wierciła, nie mogąc usiedzieć w miejscu.
— Odrobina odpoczynku ci nie zaszkodzi — rzuciła Gamma szorstko, przyglądając się bezwiednie córce, której udało się wyleźć z posłanka i zbliżyć do krańca powierzchni. Widziała stąd ogród, ale też rozległe ulice miasta. Ciekawiła się, jakby to było znaleźć się tam na dole - jak pachniały drzewa i czy inni Wyprostowani byli tak samo przemili jak jej własni. Gdyby nie ograniczenia w postaci ścian, chętnie sama by się tam wybrała i zwiedziła wszystko na własną łapę. Ach, to musiałoby być tak ciekawe!
— Byłaś tam kiedyś? — spytała wesoło, ignorując niechętne spojrzenie matki, której ewidentnie nie spodobało się jej pytanie.
— Masz na myśli ulice Betonowego Świata? — Gamma prychnęła tonem pełnym wzgardy i obrzydzenia. — Tak szybko, jak byś się tam znalazła, tak szybko wróciłabyś do nas z podkulonym ogonem.
— Czemu? — zaskoczyła się.
Gamma wydała z siebie kolejne długie westchnięcie. Nawet niezadowolona wyglądała przepięknie - Ofelia nie dziwiła się, że wszystkie koty wokół tak komplementowały jej urodę. Dziadek mawiał, że powinna to po niej odziedziczyć, gdy podrośnie, ale kotka nigdy nie była szczególnie zainteresowana dbaniem o wygląd. Nie bardziej, niż powinna.
— Ponieważ, moja droga, smród nie zna tam granic. Potwory jeżdżą tam nieprzerwanie, generując dym i sprawiając, że powietrzem nie da się oddychać. Tłoczno, głośno... Koty załatwiają się gdzie popadnie — skrzywiła się. — Żadnego taktu ani rozumu, miejsce wynaturzone i pełne zwierząt, a nie szanujących siebie kotów.
Teraz Ofelia obróciła się ciałem w stronę matki i przekrzywiła głowę, wbijając w nią wzrok okrągłych bladozielonych ślepii.
— Skąd wiesz? Byłaś tam?
Gamma machnęła łapą, jakby sama myśl o znalezieniu się w tym miejscu była dla niej wystarczająco niedorzeczna.
— Oczywiście, że nie. Nie postawiłabym tam łapy nawet, gdyby zaoferowano mi najdroższą obrożę i najlepszego sortu jedzenie. Wiem to od innych pieszczochów, które miały taką... Nieprzyjemność. Chodźże tutaj, nie skończyłam cię czesać.
— Ugh... — mruknęła niechętnie, ale wgramoliła się z powrotem w miękkie legowisko, a matka kontynuowała to, co wcześniej. Czyściła jej sierść z kurzu i splątanych kłaków długiego futra.
Wkrótce Gamma odsunęła się i spojrzała z dumą na efekt swojej roboty.
— I teraz wyglądasz jak prawdziwa dama — mruknęła, a wargi uniosły jej się lekko do góry.
Nie wiedziała, dlaczego ładny wygląd był według mamy taki ważny, ale postanowiła się z tym nie sprzeczać. Zamiast tego ułożyła się wygodnie w kłębek. Widząc to rodzicielka tylko na moment pokręciła głową, a potem sama przymknęła oczy i zaczęła nucić coś pod nosem. Ofelia uwielbiała, gdy to robiła - łatwiej było jej wtedy zasnąć, a poza tym przyjemnie to ją uspokajało. Wyprostowana robiła czasem to samo, ale dużo mniej efektywnie.
Przez uchylone lekko wejście na balkon prześmignął jakiś cień, a wkrótce rozległy się ciche kroki. Matka przestała nucić, a zamiast tego skierowała wzrok w stronę, z której dobiegał dźwięk. Na jej twarzy znów pojawił się grymas - kotka bardzo za nim nie przepadała i nie rozumiała, czemu mama była tak niezadowolona, ale po pewnym czasie po prostu się przyzwyczaiła.
Pozytywnie się zaskoczyła, gdy zerkając w tamtą stronę i dostrzegając zaraz braciszka, który uśmiechał się do niej wesoło. Podszedł do niej od razu i polizał ją czule po czubku głowy.
— Delta! — aż pisnęła, wstając na łapy. Rzadko kiedy ze sobą rozmawiali, bo brat chodził na te lekcje z tatą. Matka powtarzała jej ciągle, że zanudziłaby się tam niemiłosiernie i że nie ma w nich nic ciekawego dla kotki takiej jak ona. Ale ona bardzo chciała je zobaczyć! Czemu tata jej też nie zabierał na takie śmieszne lekcje? Słuchałaby bardzo uważnie!
— Jak się czujesz, siostrzyczko? — wymruczał brat, a matka posłała mu niezadowolone spojrzenie. Gdy odwróciła na chwilę wzrok, Delta zrobił to samo, a młoda parsknęła śmiechem.
Wtedy Gamma podniosła się, a wzbudzała dwukrotnie większy autorytet, piorunując ich obu wzrokiem.
— Czy nie miałeś być teraz ze swoim ojcem, Delto? — spytała, zawieszając głos na ostatniej sylabie, sprawiając, że zabrzmiało jak ton nieznoszący sprzeciwu.
— Przyszedłem tylko szybko sprawdzić, co u siostry, matko — odparł ze skruchą, choć Ofelia dobrze wiedziała, że udawaną. Rodzice uwielbiali Deltę! Czasem bywali na niego źli, ale widzieli w nim duży potencjał. Gamma przewróciła oczami i wielką łapą odgarnęła córkę dalej od syna.
— Już zasypiała. Wiesz, że jak to dziecko stanie na nogi, to nie uspokoi się, aż nie padnie z wyczerpania. Wracaj do ojca.
Kocur pokiwał głową, a wzrok pieszczoszki złagodniał. Polizała po czule po łbie, ale zaraz zmierzyła go surowym spojrzeniem, stąd też kocurek szybko obrócił się i pozostawił znów je same. Posłał jeszcze jedno porozumiewawcze mrugnięcie okiem do siostry, a ona uśmiechnęła się promiennie.
Gdy znowu leżała u boku matki, była już dużo spokojniejsza. Ułożyła się znów wygodnie, owijając króciutkim ogonkiem, a mama zbita w podobny kłębek czuwała jednak, patrząc, czy już zasnęła. Nie spuszczała z niej wzroku, a co jakiś czas poprawiała jeszcze jej futerko, gdy jakieś niesforne kosmyki znów zaczynały się plątać.
— A dlaczego właściwie powinnam ładnie wyglądać? — spytała cicho. — W końcu... I tak jestem tylko w towarzystwie rodziny. A Wyprostowani ciągle czochrają mi futro, gdy mnie głaszczą... Często je czeszą, ale wciąż. To za dużo wysiłku.
— My, kotki, musimy się zawsze ładnie prezentować, skarbie — miauknęła delikatnie matka. — Poczochrani i brudni mogą chodzić samotnicy, tam, na dole — spojrzała przez pręty balustrady na miasto na tle ciemniejącego już nieba. Gdzieniegdzie paliły się światła latarń i domostw, a z daleka widać było też pojedyncze sylwetki kotów przemierzających ulice. — Wygląd to oznaka statusu, Ofelio. Jesteś cenniejsza niż oni wszyscy razem wzięci.
Naprawdę była aż tak cenna? Otworzyła pyszczek zdziwiona, ale żadne słowo nie przeszło jej przez gardło, a więc powoli zapadła w sen.
* * *
Ostatnio nie mogła zmrużyć oka. Ilekroć próbowała zasnąć, nie potrafiła - więc po prostu leżała zmęczona w legowisku i usiłowała nie zwariować. Przez pierwszy dzień właściwie nic się nie zmieniło, toteż nie przejmowała się tym zbytecznie, ale po kilku dniach traciła powoli energię, której dotąd miała aż zanadto. Oczy miała przekrwione, przez brak odpoczynku głowa strasznie ją bolała i była wyczerpana. Matka zauważyła to od razu, gdy tylko cała rodzina zebrała się w przestronnym salonie, gdzie Wyprostowana podała im na płaskim talerzyku coś dobrego do jedzenia, co wyglądało jak rozdrobnione mięso z kurczaka.
Ofelia otarła się o nogę właścicielki i przysiadła przy własnej przekąsce w otoczeniu najbliższych.
— Kiwasz się na boki, Ofelio. Coś ci dolega — mama wyglądała na bardzo zatroskaną. Ojciec nie odezwał się, wpatrując się w swój własny talerz. Delta wyglądał na zaniepokojonego. Dziadek machnął lekceważąco łapą.
— Znowu dramatyzujesz — zbył ją. — Kotki i te wasze problemy...
— Przecież ona ledwo stoi na łapach, tato — zaoponowała matka. — Trzeba ją zabrać do Obcinacza. Nasza Wyprostowana nigdy nie zignorowałaby takich dolegliwości.
* * *
Mama miała całkowitą rację, bo niedługo po posiłku Wyprostowana zauważyła, że Ofelia jest osowiała i nie ma tyle energii na wybryki, co zwykle. Machała jej przed nosem śmieszną zabaweczką z zaczepionym na krańcu piórkiem; zazwyczaj Ofelia uwielbiała na to coś polować i była dumna, gdy udawało jej się to zrobić, ale teraz nie miała siły na zabawę, więc ułożyła się tylko na podłodze, przyciskając brodę do przednich łapek. Właścicielka szybko zorientowała się, że coś jest nie tak i odeszła, by po chwili wrócić z drugim Wyprostowanym, którego Ofelia uwielbiała tak samo, choć bawił się z nią rzadziej. Rozmawiali ze sobą przez chwilę w jakimś dziwnym, niezrozumiałym dla niej języku, a potem jedno z nich przyniosło dziwne pudełko, do którego ją włożyli.
Nawet nie zorientowała się, gdy wsiedli do potwora i z głośnym turkotem odjechali z domu. Gdy wypuszczono ją z tego osobliwego pudełka, była w tym samym miejscu, które zapamiętała z wczesnych narodzin - metaliczny, chemiczny zapach i zimny, płaski stół, przy którym stał kolejny Wyprostowany. Rozpoznała go - zwykle to on przyjeżdżał do nich, ale tym razem najwidoczniej musiało być inaczej.
Podał jej coś i zanim zdążyła się zorientować, zapadła w głęboki sen.
wyleczeni: Ofelia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz