Jedyne, co słyszała, to jakiś przeciągający się, długi szum i dudnienie. Akompaniament zmieszanych ze sobą dźwięków, które jednak nic jej nie mówiły, a przynajmniej na ten moment nie była w stanie ich rozpoznać, a tylko biernie się wsłuchiwać. Słyszała coś jakby dźwięk wody, kropel uderzających o jakąś powierzchnię i czyjeś donośne, niosące się echem, niezrozumiałe głosy przytłumione jak pod taflą jeziora. Wystarczyło zaledwie uderzenia serca, by cała ta mieszanina dźwięków stała się nagle głośniejsza, a jej drobne ciało ogarnął natychmiastowy chłód. Wokół roznosił się jakiś metaliczno-ziołowy swąd. Rozprostowała po raz pierwszy zdrętwiałe, malutkie kończyny, starając się doczłapać po jakiejś dziwnie płytkiej, chłodnej i dość śliskiej nawierzchni, której nie potrafiła jeszcze rozpoznać. Przed oczami pląsały jej jakieś ogniki, nienaturalne kształty, których nie mogła rozpoznać - były tylko serią niezrozumiałych zawijasów i zamglonych obrazów docierających do niej jakby z oddali.
Wtedy te niezrozumiałe, niskie głosy zostały zastąpione jakimś znajomym miauknięciem.
— Witaj, kochanie — zamruczał jakiś ciepły głos, dużo bardziej przyjazny i znany niż te wcześniejsze. Nie wiedziała, do kogo należał ani co oznaczał, ale natychmiastowo poczuła, że to w jego stronę powinna się udać. Popełzła po tej chłodnej powierzchni całkowicie na oślep i zawitało w niej zaraz ciepło. Jej uszy dobrze wychwytywały bicie serca i nie było to bynajmniej jej serce. Wtuliła się w gęste futro matki, gdzie mogła ponownie złożyć łapki. Niedługo później poczuła na sobie szorstki język matki przejeżdżający czule po jej głowie. Tkwiła tak w komfortowym miejscu zaledwie przez chwilę, gdy chwyciła ją jakaś żylasta łapa - mniej przyjemna w dotyku, ale bardzo delikatna. Ktoś owinął ją w jakiś przytulny materiał i to wszystko, co pamiętała, nim zasnęła.
* * *
Gdy się obudziła, nie była już w tym dziwnym miejscu, które pachniało metalem, chłodem i medykamentami. Nie była na twardym stole, a już na mięciutkim posłaniu, u boku kogoś, kogo nazywała matką. Nuciła pod nosem jakieś uspokajające kołysanki. Choć nie widziała jeszcze na oczy, wyczuwała, że nie były same. Ktoś jeszcze tutaj przebywał. I najwidoczniej musiał oprzeć łapy o legowisko, bo to lekko się przechyliło.
— Delto, nie powinno cię tu być — mruknęła matka niezadowolonym, najwyraźniej karcącym tonem. — Twój ojciec ma dla ciebie ważniejsze zadania. Pozwól jej odpocząć.
Nie wiedziała, o czym mówili i w tamtym momencie chyba nawet nie chciała tego wiedzieć. Po prostu ponownie zasnęła, a w tak wygodnym miejscu nie było to zbyt trudne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz