Kocię cały czas słuchało uważnie, z rozdziawionym pyszczkiem. Lód średnio radziła sobie z niańczeniem dzieci i równie średnio potrafiła z nimi rozmawiać, ale zrozumiała, że przy niej musi obrać inną taktykę. Im dłużej mówiła, tym bardziej traciła uwagę młódki, a ona była kluczowa.
— A asz aeś poady? — zapytała w końcu Cis.
Lód zamyśliła się. Nigdy o tym w ten sposób nie myślała - dla niej ukrywanie emocji przychodziło całkiem naturalnie. Nigdy nie należała do wylewnych i impulsywnych, a wielu uczuć szargających przeciętnym kotem w ogóle nawet nie rozumiała.
— Cóż... muszę się zastanowić. Dla mnie zawsze to było łatwe — wyjaśniła. — Za każdym razem, gdy będziesz chciała się na kogoś rzucić, policz do dziesięciu i zastanów się, czy to dobra decyzja. Zawsze przykładaj uwagę do szczegółów. To, jak drugi kot się porusza, jak na ciebie patrzy, nawet to, jakie ruchy wykonuje jego ogon, może ci powiedzieć, jakie ma do ciebie nastawienie i jaką narrację powinnaś przyjąć.
Miała wątpliwości, czy taki komunikat będzie dla Cis zrozumiały - być może kocię lepiej przyjęłoby rady poparte przykładami, a nie te zwykłe werbalne. Być może to, w jaki sposób określała różne rzeczy, było jeszcze dla młodej niepojęte. Lodowa Łapa nie radziła sobie z dostosowywaniem poziomu do kociąt, choć zwykle nie miała z tym problemów, gdy rozmawiała z dorosłymi. Dlatego właśnie we wczesnym dzieciństwie, jako kocię, wolała rozmawiać ze starszymi, niż rówieśnikami.
Informacje, które podała kocięciu powinny mu na razie starczyć. Nie chciała przytłaczać jej natłokiem wiadomości, których i tak nie będzie w stanie przyjąć. Dlatego, uczennica wołana przez obowiązki, wkrótce odeszła z legowiska, jedynie mrucząc jakieś słowa na pożegnanie.
* * *
Teraz, po czasie wielu księżyców, Cisowa Łapa miała doszkalać się pod okiem nocniackich uzdrowicieli. Co na ten temat sądziła mistrzyni? Cóż... Nie można było im jednoznacznie zaufać, ale odrzucanie takiej możliwości byłoby równie głupie. Mieli szansę, z której musieli skorzystać. Była dość zaskoczona, że to właśnie jej - jej i Muszlowej Łapie. Decyzja wybrania do tworzenia eskorty uczennicy była... zaskakująca, ale być może uznano, że nie jest to aż tak twarde zadanie, żeby posyłać dwóch wojowników, którzy równie dobrze potrzebni byli w obozie. Mistrzyni nie protestowała.
Słońce wysuwało się jedynie lekko zza horyzontu, ale ona już czekała za tunelem tworzącym wejście do obozu. Im wcześniej wyruszą, tym szybciej dotrą do obozu Nocniaków, a nie było dnia do stracenia. Muszlowa Łapa i Cisowa Łapa dołączyły do niej niedługo później, a gdy były w komplecie, można było wyruszać. Szły pasmem granicy Klanu Klifu, który oddzielał ich od terytorium Rybojadów. Nie było śladu po wrogim patrolu, ale przemknęły tamtędy tak szybko, jak się dało. Lód stała się dużo spokojniejsza, gdy postawiła łapy na przyjaznym na ten moment terytorium Klanu Nocy, jednakże nie traciła czujności. Gdzieś z oddali zmierzała ku nim świta, wysłana zapewne przez Sroczą Gwiazdę, by zaprowadzili ich do obozu. Przez moment widać było tylko oświetlane przez słońce sylwetki grupy kotów, ale gdy podeszły bliżej, jej uszy stanęły twardo, gotowe na wszystko.
Zerknęła na dwie uczennice dotrzymujące jej kroku i z ulgą stwierdziła, że żadna z nich nie okazywała spojrzeniem jakiejkolwiek wrogości czy niezadowolenia. Musiały być ostrożne, pilnować dyplomatycznego podejścia, zachowywać spokój. Byli gośćmi.
Miała jednak nadzieję, że Nocniacy faktycznie będą traktować ich jak gości, a nie więźniów. Ufała jednak, że Srocza Gwiazda nie zleciła zadania byle komu i że ma szacunek do swoich sojuszników.
Na powitanie wyruszyły im dwa koty. A raczej kotki, można by rzec. Lodowy Omen dokładnie przyjrzała się każdej z nich - jednej z nich połyskiwało kruczoczarne, gładkie futro i dumnie błyszczały żółte oczy. Druga niebieska srebrna, również o złocistych oczach. Mistrzyni musiała przyznać, że choć nie miała pojęcia, czy dobór kotów był celowy, Nocniacy zaprezentowali się godnie. Dlatego miała nadzieję, że dwie uczennice, z którymi tu przyszła, również będą dzielnie reprezentować Klan Wilka. Ona sama zamierzała się do tego przyłożyć.
Skłoniła niezbyt nisko i niedbale głową przed kotkami z Klanu Nocy, a te przez pierwsze chwile nic nie powiedziały, a zaczęły iść przed siebie. Niedaleko Lód widziała wybrzeże, z którego dobiegał do nich słony zapach morza. Nigdy w życiu nie widziała morza - no, może oprócz zgromadzeń, ale wówczas ziemię przykrywała pokrywa ciemności. W blasku dnia wielkie wody wyglądały jeszcze okazalej.
Jedna z nocniaczek zamykała pochód, a druga szła na przedzie, wskazując im drogę. Obie jednak zachowywały widoczny dystans, najwidoczniej po to, by nie martwić sojuszników i zapewnić im trochę przestrzeni.
— A więc z kim mamy przyjemność? — przerwała ciszę, która po pewnym czasie stała się niewygodna, nawet dla kota takiego jak Lód, który stronił od rozmów do niczego niezmierzających.
Przez moment nikt jej nie odpowiedział - obie Nocniaczki wymieniły się krótkimi spojrzeniami. W końcu musiały jednak stwierdzić, że gościom należy odpowiadać na pytania, a przynajmniej na te, które nie ujawniały zbyt dużej wiedzy.
— Bratkowe Futro — przedstawiła się jedna z nich. Być może to złudne wrażenie, ale Lód spostrzegła, że kotka mimo złowrogiego spojrzenia wyglądała na dość spiętą i zmęczoną. Być może to po prostu ciężki dzień w pracy, a może coś wydarzyło się w jej życiu. Mistrzyni nie dociekała, bo nie zależało jej na tej wiedzy. — I Kruczy Szpon. W obozie czekają na was legowiska, które zajmiecie, gdy będziecie u nas nocować. Jestem zobligowana, by was poinformować, że wciąż będziecie przydzielane do polowań na naszych terenach — tutaj zwróciła się bezpośrednio do Lód i Muszli.
Spodziewała się, że Nocniacy będą chcieli ich wkładu w typowe obowiązki wojowników. Coś za coś - Lodowy Omen uznała, że to sprawiedliwa umowa w zamian za bezpieczne przebywanie na ich terenach i korzystanie z ich dóbr w postaci jedzenia czy legowisk.
* * *
Wejście na wyspę nie należało do najłatwiejszych, bo otoczona była wodą, a żadna z nich nie miała w zanadrzu umiejętności pływackich. Te dwie wojowniczki, które przywiodły ich do obozowiska Klanu Nocy przeprowadziły je jednak bezpiecznie przez wody, wykorzystując do tego jakieś małe wysepki czy wystające kamienie, po których można było przejść. Tutaj woda była raczej spokojna - a przynajmniej spokojniejsza od rzecznych nurtów, które mogły stanowić realne niebezpieczeństwo.
Teraz Lodowy Omen, cała przemoczona, stała nieopodal trzcinowego legowiska, które zostało przyszykowane przez Nocniaków dla gości. Wyglądało na dość przyjazne i przytulne. Lodowy Omen całkiem cieszyła się ze szczodrości ich gospodarzy. Z początku obawiała się, w jaki sposób zostaną przyjęte w obcym klanie. Nawet teraz, mimo że Nocniacy zapewnili im wszystko - jedzenie, picie, miejsce do spania - była czujna i cały czas aż nazbyt ostrożna, jakby spodziewała się ataku czy tego, że rybojady wykorzystają sytuację i "przyjemna, sąsiedzka pomoc" zamieni się w zaborczą próbę zamknięcia ich na wyspie. Nic takiego jednak się nie działo, a ona sama była świadoma, że taki układ nie opłacałby się Nocniakom. Mimo to ostrożności nigdy zbyt wiele.
Nowe miejsca zawsze wymagały adaptowania się do nich. A do tego obozu... cóż, nie była bynajmniej przyzwyczajona. Coś całkiem nowego i dotąd nieznanego. Czuła wilgoć przesiąkającą przez jej futro, które powoli wchłaniało wodę. Pachniała rybami, mokrą podwodną glebą i robakami. Woda niemal całkowicie zmyła z niej zapach Klanu Wilka i leśnych igieł czy szyszek.
W pewnym sensie ten obóz był przyjemny. Wszechobecna wilgoć sprawiała, że powietrze było tu chłodniejsze, a Lód bardzo lubowała się w chłodzie. Wszystko zdawało się tu... bardziej "żyć". W powietrzu więcej było tlenu i owadów, które jednak w większości nie zawadzały bardziej, niż powinny. Dla świeżego powietrza i zimna była w stanie nawet zaakceptować to, że będzie musiała ciągle moczyć swoje futro. Właściwie woda jej nie przeszkadzała, dopóki nie była zbyt głęboka, choć z drugiej strony ciągłe moczenie się, gdy chciało się wyjść z obozu na jakiś patrol, też było czymś, do czego będzie musiała się przyzwyczaić.
Nad wieczorem było tu za to doprawdy magicznie. Świerszcze zaczęły szumieć w trzcinach, nadając temu miejscu niesamowitego klimatu, a towarzyszył temu przyjemny chłód, którego potrzebowała w tych upałach pory zielonych liści. Nawet nie chciało jej się spać - po prostu usiadła przed legowiskiem i wpatrywała się, jak księżyc oświetla spokojną taflę wody. Nocniacy naprawdę mieli czym się pochwalić, choć niewątpliwie nie zamieszkałaby tutaj na stałe za żadną cenę. Zbyt mocno była przywiązana do rodzimego klanu i rodzimej wiary, której tutaj nie mogła uświadczyć.
Powiodła wzrokiem za Cisową Łapą, która właśnie skończyła swój trening u Strzyżykowego Promyka. Przywitała ją skinięciem głowy, gdy podeszła na tyle blisko, by w półmroku mogła dostrzec jej pysk.
— Pamiętasz moje rady? — spytała spokojnie.
<Cis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz