- Wiem, że nie zawsze świat był dla ciebie łaskawy. Nie powodziło ci się i nie układało. Siedziałeś słaby i wygłodzony w jakiejś dziurze nie wierząc, że nadejdą lepsze dni. Jednak teraz, nadchodzą dni, w których jesteś silny, wielki i wspaniały. Jak dobrze wiesz, musimy zakończyć na razie nasz trening, twoje umiejętności są już ponadprzeciętne, a ja nie chcę narazić się klanowi.
- Od kiedy ty jesteś odpowiedzialny, Pochmurny Płomieniu? - rzucił Lew do swojego przyjaciela.
- Nie śmiej się. Teraz nie na to czas. Nie martw się, dorosłość i odpowiedzialność mnie jeszcze nie dopada.
- To dobrze. - Śmiejąc się odpowiedział Lew - kontynuuj - dodał błyskawicznie się uspokajająco.
- Jak więc mówiłem, świat potraktował cię dosyć surowo, jak byłeś młodszy. Teraz, jesteś silny i odważny, potrafisz już przeżyć, ale brakuje ci jednego. Jesteś zbyt miękki jak na miejskiego kota. Musisz stać się bardziej surowy i wymagający, stąpać twardo po ziemi i nie dać się złamać. Jak byłem małym dzieciaczkiem, mama mówiła nam, że jak chcemy przetrwać, nie możemy być miękcy. Wtedy nie wiedziała, że nie będziemy żyć w mieście i w sumie nie miałbym jej za złe gdyby wtedy nas tu nie oddała.
- Co masz na myśli… Nie mów mi, że zamierzasz opuścić Klan Klifu.
- Jeszcze nie, chcę wybłagać Srokosza o danie mi małej Jastrząb na uczennicę i chcę ją wyszkolić na najlepszą wojowniczkę, jaką świat widział. A potem… potem się zobaczy. Ale wracając. Wierzę, że jesteś w stanie stać się kimś więcej. Kimś wielkim, wierzę, że jesteś w stanie zamienić swoje marzenia w rzeczywistość i uczynić to tak cholernie wielkim, że cały świat będzie w stanie to dostrzec.
- Co powiedziałeś?
- Że jesteś w stanie...
- nie o to chodzi. Skąd znasz słowo “Cholerny”?
- Nasz właściciel tak mówił. Dosyć często, raz gdy coś mu upadło, wydarł się tak, że mi prawie uszy odpadły i jakoś takoś się to słówko zapamiętało...
- Wiesz że ten zwrot nie należy do najładniejszych?
- Wiem.
- To staraj się go nie używać.
- Dobrze.
- A co do tej wielkości, co masz na myśli?
- Dobrze wiesz co.
- Aaa, ale ja nie jestem gotowy!
- Jesteś. Musisz tylko w siebie uwierzyć.
- Uspokój się.
- Dobrze, już jestem spokojny.
Lew spojrzał na Pochmurnego Płomienia w sposób komunikujący mu jasno, że nie zachowuje się, jakby się uspokoił.
- Dobra jestem spokojny. Wiem, że wydaje ci się, że jesteś słaby. Ale wiem dobrze, że jest inaczej. Jesteś silny i twardy, tylko musisz to w sobie dojrzeć. Poza tym... na pewno nie będziesz w tym sam. Z pewnością odnajdziesz jakąś drogą sobie istotę, a poza tym masz moje wsparcie. Nie dam rady ci pomóc od już teraz, ale jak naprawdę będziesz go potrzebował, to zrobię wszystko by ci pomóc. Nie pozwól odebrać nikomu tego co masz w sobie, nie daj im odebrać siebie i wiedz, że nadchodzi czas, aby stać się kimś wielkim. Jest światło, jaśniejsze od ciemności, które wskaże ci drogę. Klan Gwiazdy będzie z tobą i poradzisz sobie. A i jak już poznasz tego kota, to daj znać jak będą kociaki...
- Zwariowałeś!? Ja? Ja i partnerka? Chyba żartujesz. Ja nie potrafię w związki.
Oj potrafisz potrafisz. Wystarczy, że się porządnie umyjesz, uczeszesz ładnie grzyweczkę do tyłu i podbijesz do jakiejś piękności z bukiecikiem kwiatków lub wianuszkiem, albo tak po prostu i wal po prostu co czujesz. Albo tak: "Hej piękna!" lub coś w tym stylu.
- Dzięki Pochmurny Płomieniu, ale jak mówiłem, nie szukam żadnej partnerki czy też partnera, mam się dobrze jako singiel, do kotek nie umiem gadać i jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza, a kocury wcale mnie pod tym kątem nie interesują.
- Gadaj, co chcesz, ale jak berbecie się pojawią, pokaż je wujaszkowi Pochmurnemu...
Lew spojrzał na niego groźnie w odpowiedzi.
- No dobra, dobra, o nic już nie prosiłem.
- Od kiedy ty jesteś odpowiedzialny, Pochmurny Płomieniu? - rzucił Lew do swojego przyjaciela.
- Nie śmiej się. Teraz nie na to czas. Nie martw się, dorosłość i odpowiedzialność mnie jeszcze nie dopada.
- To dobrze. - Śmiejąc się odpowiedział Lew - kontynuuj - dodał błyskawicznie się uspokajająco.
- Jak więc mówiłem, świat potraktował cię dosyć surowo, jak byłeś młodszy. Teraz, jesteś silny i odważny, potrafisz już przeżyć, ale brakuje ci jednego. Jesteś zbyt miękki jak na miejskiego kota. Musisz stać się bardziej surowy i wymagający, stąpać twardo po ziemi i nie dać się złamać. Jak byłem małym dzieciaczkiem, mama mówiła nam, że jak chcemy przetrwać, nie możemy być miękcy. Wtedy nie wiedziała, że nie będziemy żyć w mieście i w sumie nie miałbym jej za złe gdyby wtedy nas tu nie oddała.
- Co masz na myśli… Nie mów mi, że zamierzasz opuścić Klan Klifu.
- Jeszcze nie, chcę wybłagać Srokosza o danie mi małej Jastrząb na uczennicę i chcę ją wyszkolić na najlepszą wojowniczkę, jaką świat widział. A potem… potem się zobaczy. Ale wracając. Wierzę, że jesteś w stanie stać się kimś więcej. Kimś wielkim, wierzę, że jesteś w stanie zamienić swoje marzenia w rzeczywistość i uczynić to tak cholernie wielkim, że cały świat będzie w stanie to dostrzec.
- Co powiedziałeś?
- Że jesteś w stanie...
- nie o to chodzi. Skąd znasz słowo “Cholerny”?
- Nasz właściciel tak mówił. Dosyć często, raz gdy coś mu upadło, wydarł się tak, że mi prawie uszy odpadły i jakoś takoś się to słówko zapamiętało...
- Wiesz że ten zwrot nie należy do najładniejszych?
- Wiem.
- To staraj się go nie używać.
- Dobrze.
- A co do tej wielkości, co masz na myśli?
- Dobrze wiesz co.
- Aaa, ale ja nie jestem gotowy!
- Jesteś. Musisz tylko w siebie uwierzyć.
- Uspokój się.
- Dobrze, już jestem spokojny.
Lew spojrzał na Pochmurnego Płomienia w sposób komunikujący mu jasno, że nie zachowuje się, jakby się uspokoił.
- Dobra jestem spokojny. Wiem, że wydaje ci się, że jesteś słaby. Ale wiem dobrze, że jest inaczej. Jesteś silny i twardy, tylko musisz to w sobie dojrzeć. Poza tym... na pewno nie będziesz w tym sam. Z pewnością odnajdziesz jakąś drogą sobie istotę, a poza tym masz moje wsparcie. Nie dam rady ci pomóc od już teraz, ale jak naprawdę będziesz go potrzebował, to zrobię wszystko by ci pomóc. Nie pozwól odebrać nikomu tego co masz w sobie, nie daj im odebrać siebie i wiedz, że nadchodzi czas, aby stać się kimś wielkim. Jest światło, jaśniejsze od ciemności, które wskaże ci drogę. Klan Gwiazdy będzie z tobą i poradzisz sobie. A i jak już poznasz tego kota, to daj znać jak będą kociaki...
- Zwariowałeś!? Ja? Ja i partnerka? Chyba żartujesz. Ja nie potrafię w związki.
Oj potrafisz potrafisz. Wystarczy, że się porządnie umyjesz, uczeszesz ładnie grzyweczkę do tyłu i podbijesz do jakiejś piękności z bukiecikiem kwiatków lub wianuszkiem, albo tak po prostu i wal po prostu co czujesz. Albo tak: "Hej piękna!" lub coś w tym stylu.
- Dzięki Pochmurny Płomieniu, ale jak mówiłem, nie szukam żadnej partnerki czy też partnera, mam się dobrze jako singiel, do kotek nie umiem gadać i jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza, a kocury wcale mnie pod tym kątem nie interesują.
- Gadaj, co chcesz, ale jak berbecie się pojawią, pokaż je wujaszkowi Pochmurnemu...
Lew spojrzał na niego groźnie w odpowiedzi.
- No dobra, dobra, o nic już nie prosiłem.
***
Posiedzieli jeszcze chwilę, gawędząc o najróżniejszych rzeczach. Chcąc nie chcąc, nadeszła ta część spotkania, na którą z upragnieniem nie czekali.
- Żegnaj Lewku mój kochany. Będę za tobą tęsknić. Spędziliśmy razem wiele wspaniałych treningów, świetnie się bawiłem ucząc ciebie. Będę czekać na nasze kolejne spotkanie.
- Kto wie, może się niedługo przypadkiem na siebie natkniemy. Do zobaczenia Pochmurny Płomieniu. Będę za tobą tęsknić przyjacielu. Byłeś dla mnie czymś więcej niż mentor, byłeś mi przyjacielem i na zawsze nim zostaniesz.
Zbliżyli się do siebie i Lew wtulił się w czarne futro przyjaciela. Dorównywali sobie wzrostem, chociaż on był młodszy.
- Auć - powiedział Pochmurny Płomień. - Coś mi się stało z barkiem. Jak wrócę, muszę udać się do medyka.
- Tylko pamiętaj, by to zrobić, zanim ci się coś gorszego z tym zrobi. I może nie będziemy się tak obściskiwać, to wtedy mniej będzie cię boleć...
- Eee nie gadaj, przeżyję, raz prawie zmieniłem się w kocią mrożonkę, opowiadałem ci. Jak przeżyłem coś takiego, to jeden mały ból barku nie robi na mnie większego wrażenia, jak z resztą widać. Bo to było takie malutkie auć, przy większym byłoby AUĆ a przy jeszcze większym ała Ała lub AŁA albo też "AŁAAAA!!!" przy naprawdę wielkim bólu. Czyli to było w sumie takie malusieńkie auć bez większego znaczenia.
- Tylko pójdź potem z tym małym auć do medyka, zanim zmieni się w ała odpada mi łapa.
- Dobra dobra, pójdę.
Odsunęli się od siebie. Wiedział, że jak będą się za długo żegnać, to się rozkleją i będą się tak ślimaczyć, że natknie się na nich patrol i będzie taki jakby mały większy problem.
- Do zobaczenia Pochmurny...
- Do zobaczenia Lewku
Lew odwrócił się i pognał polem w stronę miasta. Nie może płakać. Musi być twardy, płaczą tylko słabi i mazgaje. Tata mówił, że tylko mięczaki płaczą i jego tata nigdy nie płakał. Lew był jego synem. Lew też nie płacze. Biegł dalej przez łąki, potem przez miasto aż dotarł do domu. Przez całą tę drogę nic nie powiedział, nie rozglądał się i nie przerywał biegu. Nie myślał o niczym i nie czuł nic. Nie smucił się, ani nie płakał. Nie jest mięczakiem, nie był nim, a nawet jeśli był, to nie jest to już teraz ważne. Nie był nim, nie jest i nie będzie. Nigdy, ani teraz, ani w przyszłości. Jego ojciec przeżył w tej, jak to się nazywa? Pseudohodowli! Pseudohodowli, a on uwolnił się od złego właściciela i przeżyje w mieście.
[1013 słowa]
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz