BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 3 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

25 maja 2024

Od Kawczego Serca

 Srocza Gwiazda zwołała zebranie, podczas którego miała zostać przeprowadzona ceremonia mianowania Cytrusa na ucznia. Jako jego bliska krewna, czuła przeogromną dumę, że kolejny członek z ich rodziny był od krok do zostania wojownikiem.
Nie raz miała okazję odwiedzić go, jak i jego matkę, a swoją ciotkę – Mgliste Spojrzenie w kociarni przy okazji odwiedzin Wirującej Lotki. To właśnie tutaj, w żłobku znalazła miejsce, w którym na dłużej była w stanie się uśmiechać. Mimo bycia wojowniczką, niczym uczniowie czy nawet piastunka,  w przerwach od patroli, jak również innych obowiązków doglądała królowych i ich potomstwa, które za kilka księżyców miało zawitać na świat, bądź już pełzało po żłobku.
Kotewkowy Powiew nie wyglądała na zadowoloną z jej wizyt, a Kawcze Serce miała wrażenie, że jej druga kuzynka wręcz niemo krzyczała podczas jej odwiedzin: “Skoro ona tak ochoczo spędza czas w kociarni, to może niech ona zostanie piastunką!”. 
Właściwie, z wielką przyjemnością by się z vanką zamieniła na rangi. Dziwiła się, czy też właściwie nie rozumiała decyzji Sroczej Gwiazdy – wytypowała na to stanowisko kotkę, która zdaniem czarnej nie miała za grosz łapy do kociąt; chociażby przez fakt, że sama jak na razie ich nie posiadała oraz przez jej styl bycia.
Jeszcze kilka księżyców temu Kawka dałaby sobie łapę uciąć, że Kotewka zostanie mianowana na wojownika, i co? Łapy by teraz nie miała!
A tak… nie miała tylko kawałka lewego ucha.
Zajęła miejsce obok swojej ukochanej, posyłając jej pokrzepiający uśmiech, by już chwilę później skupić się na przebiegu ceremonii kuzyna.
— [...] Od dzisiaj, aż po kres twojej nauki będziesz znany jako... — Głos liderki zawiesił się na kilka uderzeń serca — … Nawałnicowa Łapa. Będziesz szkolił się pod okiem Biedronkowego Pola.
Zmiana imienia kuzyna nie była dla niej aż tak wielkim zaskoczeniem, jak to kto został jego mentorem. Była pewna, że się przesłyszała. 
Nie odrywała wzroku od pyska ciotki, mając nadzieję, że czarno-biała poprawi się i na mentora niebieskiego wytypuje innego kota.
Nie zrobiła tego.
Gdyby nie Księżycowy Blask, która w porę przylgnęła do boku czarnej, siostrzenica liderki najpewniej jeszcze bardziej zakłóciła by przebieg ceremonii. Wyraz jej pyska, nastroszone futro, jak i napięte mięśnie jasno dawały do zrozumienia kotom znajdującym się obok niej co myśli o Biedronkowym Polu jako mentorce Nawałnicowej Łapy, jak i komentarzu Bratkowego Futra względem Mglistego Spojrzenia.

***

Niemal natychmiast po przekroczeniu wejścia do obozu, swoje kroki skierowała do kociarni. Już na samym wejściu do jej uszu dotarło ciche popiskiwanie nowonarodzonych kociąt. Żałowała, że nie mogła towarzyszyć kuzynce przy porodzie; w końcu obiecała jej, że w tej ważnej chwili będzie przy niej, nawet jeśli przeszkadzałaby swoją obecnością medykom. W końcu każdej przyszłej matce powinna w trakcie tak ważnej chwili towarzyszyć kotka, która już miała za sobą poród, aby dodatkowo dodać otuchy rodzącej!
Niestety z powodu patrolu, na który została wytypowana razem z córkami i ich mentorami oraz zbyt pośpiesznej chęci przyjścia na świat kociąt Wirującej Lotki, nie była w stanie dotrzymać obietnicy.
Światło księżyca delikatnie oświetliło wnętrze żłobka, kiedy przecisnęła się między sumakami. Przy wejściu dostrzegła pogrążoną we śnie piastunkę, a w oddali Wirującą Lotkę – kotka zajmowała się pielęgnowaniem futerek swoich pociech, kotłujących się przy jej boku i cicho nuciła uspokajającą melodię. Królowa zdając sobie sprawę z obecności mentorki, nie zaprzestała wcześniejszych czynności, mimo to lekko skinęła głową w geście powitania starszej, a na jej zmęczonym pysku zagościł uśmiech. 
Pomimo panującego mroku w głębi kociarni, Kawka z łatwością doliczyła się czwórki kociąt u boku córki liderki. Ostrożnie ułożyła się koło karmicielki, czule przyglądając się kociakom, starając się pozbyć uścisku w sercu, na wspomnienie tego, że jeszcze nie tak dawno i ona z trójką kociąt u swego boku przebywała w żłobku.
— Spieszno im było na świat… — podjęła cicho arlekinka spoglądając na znajdującą się pomiędzy jej przednimi łapami liliową ślepą kulkę. Kociątko cicho mruczało, kiedy matka pielęgnowała jego sierść, będącą na razie niczym innym jak delikatnym puchem chroniącym różowiutką skórę. — Byłam pewna, że poród nastąpi dopiero za co najmniej dwa wschody słońca.
Wirująca Lotka przedstawiła kolejno swoje kocięta. U jej łap leżała Zimorodek, rozkoszna liliowa koteczka przez cały czas cicho popiskiwała domagając się uwagi matki. Czarno-biała koteczka o lekko kręconej sierści znajdująca się u boku królowej została nazwana Alga. Obok niej, wręcz wtulona w ogon poprzedniczki znajdowała się skulona Płotka.
Dostrzegając kolor futra kociaka na jego małych uszach i ogonie, Kawcze Serce nieznacznie posmutniała, zdając sobie sprawę, że maluch nie będzie miał łatwego życia w Klanie Nocy, będąc narażonym na przytyki ze strony niektórych kotów już od pierwszych chwil swego życia. Być może już tego doświadczyła. Niepewnie uniosła spojrzenie na Wir, mając nadzieję, że jej wyraz pyska zdradzi czy coś takiego miało miejsce. Mimika kotki nie zmieniła się, poza wymalowanym zmęczeniem po porodzie, którego nie była w stanie ukryć, na jej pysku gościł uśmiech, a w jej głosie mimo chrypki brzmiała zaraźliwa radość, kiedy kolejno przedstawiała kociaki.
— [...] a to Mandarynka.
Na dłuższe uderzenia serca zawiesiła spojrzenie na srebrzystym kociaki, a jej ciało przeszedł chłód i trudny do wytłumaczenia niepokój. Srebrzyste umaszczenie do końca życia miało jej się kojarzyć negatywnie za sprawą jednego z kotów.
Mimo, że Kawcze Serce była dorosłą wojowniczką, przez jej myśl przebiegła głupia myśl sugerująca, że Makowe Pole nie mogąc zaznać spokoju po śmierci, wróciła do świata żywych, jako kocię Wirującej Lotki. Po to, aby się zemścić na samej Kawce.
Czarna nerwowo przełknęła ślinę, starając się nie zwariować. W końcu Klan Gwiazdy czuwał nad Klanem Nocy, prawda? Nie pozwoliliby, aby zły kot powrócił do żywych. Tak samo jak nie powinien pozwolić na śmierć niewinnego kota, jednak pozostał na to bierny, będąc jedynie obserwatorem. Im dłużej się w to starała zagłębić, tym bardziej uświadamiała się sama, że nie rozumie działań i przyzwoleń gwiezdnego klanu, który powinien chronić swoich wiernych.
— Wszystko w porządku? — Arlekinka przerwała niezręczną ciszę 
— T-tak… Przepraszam, zamyśliłam się. — odchrząknęła starając się odgonić natrętne myśli. To, że kocię było łudząco podobne do Makowego Pola było czystym przypadkiem. Dzięki wychowaniu Wir, Mandarynka na pewno wyrośnie na dobre kocię, które będzie kierować się dobrem bliźnich i nie będzie w samcach widzieć zagrożenia. — Spisałaś się Wir. — mówiąc to, nachyliła się do kuzynki i zetknęła z nią czołem — Urodziłaś czworo kociąt, które w przyszłości zostaną wspaniałymi wojownikami. Klan Nocy na pewno będzie z nich dumny. Poprawka, już jest. — Uśmiechnęła się.
Chcąc dać odpocząć kotce, w końcu zebrała się do wyjścia. Nim jednak opuściła kociarnie, zatrzymała się tuż przed Kotewkowym Powiewem, która nadal była pogrążona we śnie i nic nie wskazywał, że miałaby za chwilę się obudzić. 
— Kotewko. Obudź się. — zwróciła się do drugiej kuzynki, która niezbyt chętnie wybudziła się ze snu, po tym jak została szturchnięta łapą. — Nie powinnaś spać, powinnaś czuwać i w każdej chwili być gotowa pomóc Wirującej Lotce zajmować się kociętami. Wciąż jest osłabiona po porodzie.
Vanka ziewnęła, a na jej pysku wkradł się grymas. Przeniosła spojrzenie na Wir, a po chwili ponownie na Kawcze Serce.
— Na razie sobie przecież sama radzi bardzo dobrze. Jesteś przewrażliwiona Kawcze Serce. Przecież nigdzie nie wyszłam, a jak będę potrzebna to mnie obudzi… — rzuciła leniwie kotka, ponownie starając się wygodnie umościć na legowisku — Poza tym pomogłam już jej w myciu kociąt… dostała zioła na wzmocnienie od Strzyżykowego Promyka…
— Jesteś piastunką, a nie śpiącą księżniczką, Kotewkowy Powiewie. — prychnęła mierząc spojrzeniem “nianie”. — Zamiast ciebie, to właśnie Wirująca Lotka powinna spać, musi odzyskać siły, aby móc odpowiednio zająć się kociętami i nie mieć problemów z laktacją. Ty za nią kociąt nie wykarmisz.
Z pyska młodszej kotki padło niezadowolone krótkie syknięcie, jednak podniosła się powolnym krokiem zbliżyła się do swojej siostry.
Czarna wojowniczka przyglądała im się przez chwilę, wahając się przed opuszczeniem kociarni. Miała nadzieję, że jej uwaga dotycząca zachowania niedoszłej wojowniczki zmieni jej nastawienie i podejście do pełnienia tak ważnej funkcji, na którą została wybrana. Miała w końcu pomagać królowym w opiece nad kociętami będącymi przyszłością ich klanu, a nie lenić się.

***

Czarny ogon wojowniczki nerwowo uderzał raz za razem o podłoże, podczas ceremonii kociąt Wirującej Lotki. Co było tego powodem? Brak jednego z czwórki kociąt oraz ich matki. Zdawała sobie sprawę z tego, że Wir mogła czuć się słaba po porodzie; w końcu wydanie o jednego kociaka więcej niż czarna wojowniczka było nie lada wyzwaniem, jak i przede wszystkim obciążeniem dla ciała królowej. Jednak czy, aby na pewno kotka odpuściłaby tak ważne wydarzenie i to w dodatku dotyczące jej potomstwa? Musiało się coś stać. Płotka chyba nie…
Odszukała w tłumie Sumika, u którego boku niemalże natychmiast się znalazła, aby się dokładnie dowiedzieć co się dzieje. Ten pokrótce jej wytłumaczył, że tak jak przypuszczała, czarno-biała wciąż dochodziła do siebie po porodzie, dlatego też została w legowisku królowych. Razem z Płotką. Nic więcej poza tym nie udało jej się dowiedzieć.
Z ulgą wypuściła powietrze, słysząc, że zarówno matce i kociakowi nic nie jest. Mimo to, nie wróciła na swoje miejsce, aby dalej brać udział w ceremonii. 
Udała się do kociarni.
Karmicielka leżała tuż przy wejściu, być może to właśnie w taki sposób chciała brać udział w ceremonii, chcąc częściowo coś widzieć i słyszeć. W jej przednich łapach znajdował się kociak, spał, nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje, co go omija.
Na pysku królowej widniał grymas, a jej oczy były zaszklone i zaczerwienione.
— Wir… przyszłam sprawdzić czy wszystko w porządku. Zmartwiłam się, że ty i Płotka nie uczestniczycie w ceremonii. Co się dzieje, wszystko dobrze? — spytała z troską w głosie ostrożnie zajmując miejsce obok ukochanej kuzynki, która była dla niej niczym rodzona siostra. Dostrzegła, że arlekinka stara się ukryć fakt, że przed chwilą płakała. Wiedziała, że skoro Wirująca Lotka wylała łzy i wyglądała na złą, coś musiało być nie tak. Jednak wolała osobiście dowiedzieć się tego od niej, niż snuć domysły. Być może to właśnie wygadanie się ulży kotce, a Kawcze Serce będzie miała jaśniejsze spojrzenie na sytuację i uda jej się jakoś pomóc.
— Nie. Matka wykluczyła Płotkę z ceremonii — miauknęła arlekinka ochrypłym głosem, patrząc na dawną mentorkę zmęczonym, acz poważnym wzrokiem. W jej oczach widać było niezadowolenie, zawód, złość, smutek, żal. Wirująca Lotka zakaszlała, przysłaniając sobie pysk łapą i uspokajając powoli rzężący oddech.
Gdzieś z tyłu głowy wcześniej zrodziła jej się myśl, że być może to, co powiedziała właśnie teraz Wir, stoi za brakiem obecności czekoladowej vanki w obrzędzie, jednak sądziła, że Srocza Gwiazda nie posunie się do czegoś takiego, aby zabronić jednej ze swoich wnuczek udziału w ceremonii, sprawiając tym samym przykrość ich matce.
— Chodzi o jej barwę futerka, tak? — spytała ze smutkiem w głosie. To musiał być jedyny powód, przez który kociak został wykluczony. 
Wir zaśmiała się, ale nie był to radosny śmiech. Zdawał się przepełniony goryczą, która aż kuła w uszy.
— Oczywiście, że o to. Myślałam, że się opamięta albo chociaż uszanuje moje zdanie, że zrobi to dla mnie. Ale nie... jest zbyt uparta, by to zmienić. Uciszyła mnie, gdy tylko się z nią nie zgodziłam i chciała…  kazała dać mi zioła na uspokojenie — prychnęła. — gdybym tylko... mogła... tam być... — Jej głos był coraz słabszy, jakby walczyła z własnym gardłem. Nie dokończyła, znów kaszląc i charcząc.
Na dźwięk słów odnośnie kazania podania ziół karmicielce, ucho czarnej nerwowo drgnęło, a w jej wnętrzu wręcz się zagotowało. Wir nie zasłużyła na takie traktowanie. 
Zawiodła się na Sroczej Gwieździe, po raz kolejny.
— Postaraj się oddychać powoli, głębokie wdechy. — poleciła łagodnie, gdy arlekinka zakasłała. Starała się odpowiednio dobierać słowa, tak aby uspokoić karmicielkę, jak i samą siebie. — Myślę, że i teraz zostałabyś uciszona, skoro coś takiego miało miejsce wcześniej. — rzuciła nieco ostrzej niż chciała, zerkając na zewnątrz kociarni, poza którą wszyscy spędzali ten czas w obłudnej radości.
Była zła, że Wir została z tym wszystkim sama i nie miała wsparcia, chociażby w swoim partnerze, który powinien być przy niej, w szczególności teraz. To on powinien być u jej boku, a nie Kawcze Serce. Nie powinna być tutaj sama, pełna żalu i goryczy. 
Być może, gdyby matka kociąt znalazła siły, aby opuścić żłobek i zakłócić ceremonię, skończyłaby z łatką “wariatki”, a tego lepiej było uniknąć. W razie, gdyby Wir starała się spróbować opuścić legowisko, córka Nastroszonego Futra miała zamiar jej to uniemożliwić. 
Dla jej własnego dobra, jej i jej kociąt.
— Ale klan wiedziałby... i może... może ktoś by mnie poparł... nas poparł... — wycharczała — ona na to nie zasłużyła — spojrzała na Płotkę — będą ją tępić. Będą nią pogardzać. Ale boję się, że może być gorzej... — miauknęła. 
— To prawda. — westchnęła, być może udałoby się znaleźć poparcie wśród reszty członków, jednak obawiała się konsekwencji, jakie mogły z tego wyniknąć. Poza tym fakt, że liderka otwarcie wykluczyła kociaka z ceremonii, dała tym samym innym pozwolenie na gorsze traktowanie jednego z kociąt. A córka Błotnistej Plamy nie miała zamiaru dopuścić, aby w klanie, który kochała robiła się jeszcze większa przepaść między kotami, czy to ze względu na płeć czy kolor futra, coś czego nie mogli przecież wybrać — Póki żyję, nie pozwolę, aby ktoś ją skrzywdził, gardził, bądź chociażby krzywo na nią spojrzał. Masz moje słowo. — Obiecała kocicy. — Księżycowy Blask i Poranny Ferwor na pewno nie będą nią gardzić. Kazarkowa Łapa i Cyrankowa Łapa również, w końcu to moje córki… i częściowo ich futerka również zdobi brąz. — Uśmiechnęła się. Kochała ich brązowe kępki futra, na złotym i rudym futrze. Wiedziała, że udało jej się zaszczepić od początku w ich umysłach najważniejsze rzeczy - to że nie kolor futra, jak i płeć decyduje o tym czy kot zasługuje na szacunek, a jego czyny i sposób w jaki traktuje innych. — Mój brat Krzycząca Makrela, jego partnerka Ryjówkowy Urok oraz ich dzieci: Krabowa Łapa, Karasiowa Łapa, Skrzelikowa Łapa też. Mgliste Spojrzenie, Nawałnicowa Łapa, jak i Piórolotkowy Trzepot na pewno nigdy nie sprawią jej przykrości, w końcu to moja… to nasza rodzina. Jeszcze ktoś się na pewno znajdzie, kto będzie ją chronił i nie pozwoli na odmienne traktowanie…
Mówiąc to, sięgnęła do futra na piersi, które jak zwykle miała przystrojone piórkami różnorakiego ptactwa; kolorowe, duże i małe piórka wczepione były w czarną sierść. Ostrożnie udało jej się wysunąć małe piórko, należące do młodego i małego ptaka, które ostrożnie umiejscowiła na łebku śpiącego kociaka, kształtem poprzez ułożenie na białym futrze przypominał sierp księżyca.
Ona nie miała zamiaru rezygnować z członka rodziny, tylko dlatego, że był inny, a tym miała być jej własna ceremonia, którą zapoczątkowała już jako uczennica. Każdy kot, nie zważając na pokrewieństwo krwi, którego kochała i chciała dla niego jak najlepiej został obdarowany przez nią piórkiem, mającym zapewnić swego rodzaju ochronę i będącym znakiem rozpoznawczym, że należy do jej rodziny. I jeśli z nim zadrze, zadrze z samym Kawczym Sercem.
Wir uśmiechnęła się, zmęczona, ale szczęśliwa, że miała kogoś kto będzie tak zaciekle bronić Płotki.
— Dzi-dziękuję — wychrypiała. Na chwilę nastała cisza, a kotka jakby zastanawiała się nad czymś, by potem powiedzieć — może i... nie mogę być na ceremonii... ale zrobię wszystko, by Płotka była jak najmniej poszkodowana — zaniosła się kaszlem, by następnie unieś lekko głowę i miauknąć cicho, próbując oszczędzić trochę swój głos — możesz przynieść mi największą rybę ze stosu? Może i nie dostanie znaku od Sroczej Gwiazdy, ale... — przysłoniła pysk, pokasłując.
Nie spodziewała się, że ten "głupi" znak, który z dnia na dzień został wprowadzony ich w klanie będzie tak ważny dla Wirującej Lotki, aż tak bardzo, że sama zdecyduje się naznaczyć nim małego kociaka. To był tylko znak, który można było przecież zmyć i żaden ślad po nim by nie został. Dla Kawczego Serca nie miał on większego znaczenia, jednak widząc ile to znaczy dla królowej, miała zamiar spełnić jej prośbę.
— Sroczej Gwieździe raczej się to nie spodoba… — mruknęła cicho, jednak już po chwili odparła bardziej przyjaźnie: — Przyniosę ci największą rybę ze stosu. Największa jaka pomieszkuje w rzece — obiecała. 
I tak też uczyniła.
Wróciła z udanego połowu, bo na stosie były same małe rybki, przynosząc królowej spory okaz szlachetnej ryby, której krew miała posłużyć do naznaczenia głowy małego kociaka. W międzyczasie podczas jej nieobecności do kociarni zostały odprowadzona pozostała trójka kociąt, których głowy zdobił czerwony lotos. Tak jak i już po chwili miał zdobyć głowę biało-brązową koteczkę. 
Znak co prawda różnił się od reszty, był krzywy i nieco rozmazany, jednak najważniejsze było to, że arlekinka szczerze się uśmiechała, tuląc ślepego kociaka.
— Dziękuję…
Widok uśmiechu na pyskach jej bliskich było czymś co dawało jej siłę.

***

Gdy tylko udało jej się znaleźć wolną chwilę pomiędzy obowiązkami wojownika, odwiedzała Wirującą Lotkę i jej córki w kociarni, zachęcając do odwiedzin królowej również swoje córki – Cyranke i Kazarke. Chciała żeby te miały ze sobą dobry kontakt, tak samo jak Kawcze Serce miała z Wirującą Lotką. Poza nimi starała się również zachęcić potomstwo swojego brata, do odwiedzin nowych członków ich rodziny. Widziała w końcu, jak relację z bliskimi są ważne i to od pierwszych chwil życia, a jej zależało na tym, aby były one pielęgnowane. Kiedyś zrozumieją, że wszelaka uraza i małostkowość tracą na znaczeniu, gdy nie można spędzić więcej czasu z kotami, na których nam najbardziej w świecie zależy.
Kula mchu potoczyła się pod same łapy wojowniczki, wyrywając ją z melancholii.
— Wybacz ciociu! — pisnęła niezbyt wyraźnie mała, srebrna kotka, by już po chwili pochwycić w swój mały pyszczek mech i udać się z nim do nawołujących ją sióstr
Tak jak i małej Płotce, również trzem pozostałym córkom kocicy podarowała małe piórka, którymi kociaki w trakcie jej odwiedzin bawiły się - wszystkie cztery koteczki razem rozmawiały, śmiały się i wymyślały nowe to sposoby użycia mchu, patyku i piórek w swych kocięcych zabawach.
Razem z nimi cieszyła się tymi beztroskimi chwilami, pełnymi rodzinnego ciepła.

***

Wieść o śmierci kuzynki spadła na nią niczym grom z jasnego nieba Porą Zielonych Liści. Była to niczym zły sen, koszmar. Dopiero co udało jej się pogodzić z utratą dziecka, a teraz kolejny raz z jej życia zniknął jej bliski sercu kot. Znała Wir od maleńkości, kiedy wraz z ciotką, Pchlim Nosem i Pylistą Burzą udało jej się uratować z rzeki porzucone kocięta. Gdyby nie oni, najpewniej byłyby martwe. Wszystkie cztery koteczki, które zostały przygarnięte przez Srokę traktowała jak swoje młodsze siostry, jednak to właśnie z arlekinką udało jej się stworzyć tak silną więź. 
Była jej siostrą. Kuzynką. Uczennicą.
Gorzkie łzy spływały z jej oczu, kiedy przyglądała się nieruchomemu ciału kocicy przyozdobionym kwiatami. Pośród nich dostrzegła wczepione w czarno-białe futro piórko, które podarowała kocicy podczas jej i jej siostrom podczas ich pierwszego zgromadzenia. Tylko Wirująca Lotka z całej czwórki jako jedyna przez cały czas miała ten mały, acz ważny dla starszej wojowniczki podarek przy sobie. Nawet teraz.
Wir na pewno trafiła do Klanu Gwiazdy, tak samo jak Krakwie Skrzydło. Tego była pewna. 
Jednak mimo tej wiedzy, nie miała już zamiaru oddawać czci przodkom na Srebrzystej Skórze, bytom, które pozostawały bierne na wydarzenia w świecie żywych. 
Zawiodła się na nich, tak samo jak na ciotce.
Nieznacznie uniosła głowę, przenosząc spojrzenie na liderkę, która tak jak i reszta zebranych kotów pogrążona była w żałobie. Jeszcze nie tak dawno oczy Kawczego Serca, już za czasów bycia Kawczą Łapą, spoglądały na ciotkę z podziwem, teraz trudno było tej iskry odszukać w jej zielonych oczach. Zamiast tego można było w nich dostrzec żal i smutek, który towarzyszył również zmarłej członkini Klanu Nocy przed jej śmiercią. Możliwe, że i on dołożył swoją cegiełkę do stanu zdrowia królowej, który pomimo dobrej opieki medycznej nie ulegał poprawie. 
Być może, gdyby i córkę Błotnistej Plamy zdobiło brązowe futro jak bezbronne kocię martwej kuzynki, nie miałaby tylu przywilejów co teraz, jako czarno-biała kotka i siostrzenica liderki. Nie stałaby tu wśród nich. 
Czy Sroka inaczej by ją traktowała, ogólnie, jak i podczas treningu? Czy celowo zaniedbała by jej wykształcenie, aby udowodnić, że koty o brązowym umaszczeniu są gorsze od reszty? Mogła tylko snuć domysły, jednak skoro zielonooka odtrąciła brązowo-białe ślepe kocię, będącym przecież jej wnuczką, u której dominowała biel, a nie niepożądany przez liderkę kolor, wszystko było możliwe. Czarna nawet nie chciała rozważać stosunku ciotki do niej, gdyby zamiast czarnego futra w większości zdobił ją brunatny kolor. Najpewniej nie zniosłaby presji otoczenia, która by była jeszcze większa od tej, która miała przyjemność doświadczyć za młodu, chociażby przez fakt tego czyją córką była – dwójki pogardzanych kotów w ich małej, zamkniętej społeczności.
Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej udała się samotnie do legowiska wojowników, w którym przez jeszcze długi czas miała wylewać łzy, tak aby już później nie płakać. Nie mogła sobie na to pozwolić, musiała być silna. W końcu obiecała coś Wir, a tej obietnicy tym razem miała zamiar dotrzymać. Musiała. 
Musiała również zadbać o to, aby młoda kotka miała oparcie w swoich siostrach, nawet pomimo upływających księżyców miała nadzieję, że ich relacja pozostanie niezmienna, nawet pomimo “karmienia” kociąt nieprawdziwymi wartościami.

Kawka buntownik, jak Wir, ugryzie każdego w nos, kto krzywo spojrzy na Płotkę. Nawet rodzinę królewską. Ale spokojnie, na wściekliznę szczepiona była. 
A i będzie pilnowała, aby córki Wir nie były karmione opowieściami, że czekolady gorsze, doda swoje pięć groszy na temat równości (i równouprawnienia) i tego, że rodzina powinna się trzymać razem, a nie tworzyć dziwne podziały. 
Może założy też jakiś ruch oporu czy coś 💃  podzieli los starego Stroszka 

1 komentarz: