Napuszył się na te słowa. Był dorosły! Nie był żadnym kociakiem! No dobra... Popełnił błąd. Mógł wyjść z Paskudą i dzieciakiem Dalii z obozu, by nikt ich nie zauważył, ale nie pomyślał. Za bardzo czuł się pewnie, zapominając o tym, że na ogonie siedziała mu wredna jędza. Nie mógł jednak już cofnąć czasu i naprawić swoich win. Zresztą... Może udałoby się uwolnić od matki, gdyby z nią porozmawiać o tym, że był już za dorosły na te jej głupie zasady?
- Bo co? Bo spędzałem czas z kociakiem, to od razu, że jestem jak on? Jestem dorosły, a mój umysł jest jak najbardziej dojrzały. Uczyłem go tylko życia. - rzucił na swoją obronę.
Tak było! Akurat Turkuć był mądrym dzieckiem. Widział w nim wielki potencjał. To, że jeszcze ssał mleko, to nie był przecież problem! Niedługo zostanie uczniem i będą na prawie równym poziomie. Jakoś ich matka mogła zadawać się z Popielatym Świtem, która była od niej starsza, a on nie mógł z kimś młodszym? To brzmiało bezsensownie.
- Pokazując jak się znęcasz nad własną partnerką? To chyba nie jest dojrzałe podejście, a jeśli tak twierdzisz jesteś strasznie toksyczny braciszku. - powiedziała siostra, na co przewrócił oczami. On? Toksyczny? Niby pod jakim względem? Nauczył Paskudną Łapę posłuszeństwa i pokory! To dzięki niemu nie bała się tak bardzo dotyku i innych kotów. Lgnęła do niego jak ćma do światła, a ta mu mówi, że był jakiś nienormalny?
- Przesadzasz. Paskudzie się to podobało, zgodziła się zresztą. Ale skoro taka mądra jesteś i znasz się lepiej na związkach i uczuciach, to proszę. Powiedz mi jak powinno się postępować - rzucił, oczekując na jej zabłyśnięcie. Wiedział, że to był dla niej na pewno dość trudny temat. Siostra nie miała w końcu partnera. To było w zasadzie śmieszne, że został wojownikiem jak i znalazł sobie kotkę, wcześniej od Mgiełki. Widać było, że radził sobie w życiu lepiej niż ona!
- Na pewno inaczej niż ty - prychnęła ozięble, spoglądając na niego. - Jeśli darzysz kogoś uczuciem, chcesz chronić tą osobę za wszelką cenę, być dla niej jak najlepszym. Zaś twoje zachowanie jest kompletną przeciwnością. - wyjaśniła.
Ugh... Brzmiało... Tak strasznie słodko i uroczo. Aż mu się zbierało na wymioty. Nie rozumiał jednak o jakie uczucie jej chodziło. Że ta miłość, tak? Tak naprawdę nic nie czuł do czekoladowej. Dawała mu radość, tak jak mech kocięciu. Nic więcej prócz tego, że mógł się nią zabawić, krzywdząc i czerpiąc z tego ogromną satysfakcję, nie trzymało go przy niej.
- Uczuciem? No lubię ją. Fajna jest, ale nie czuję chęci, by ją chronić. Czasami irytuje mnie i mam jej dosyć, bo nie potrafi zrozumieć prostych poleceń. A skoro jest moja, to powinna robić to co każe, a nie mnie denerwować swoim mysim móżdżkiem - prychnął.
Dalej nie potrafił tego zachowania z niej wyplenić. Było okropne i dość niechętnie przez to zwracał na nią wzrok. Ale chwila relaksu i jej krwi... mogła być tego warta. Wierzył, że kiedyś się nauczy i być może zmądrzeje.
- Nie jestem w związku, a nawet ja wiem, że to co mówisz jest okropne, Nastroszony! Gdybyś ją kochał spędzał byś z nią czas na no nie wiem, podziwianiu gwiazd, wzajemnym myciu, a ty jeszcze mówisz, że ona cię denerwuje? Poza tym ona nie jest twoja, nie masz prawa przywłaszczać sobie innego kota, kto cię nauczył takich zachowań? - zdziwiła się, krzywiąc się z odrazą.
No i się nastroszył. Jego sierść powędrowała do góry, stercząc dość mocno. Nie cierpiał, gdy ktoś mu coś wytykał! Wbił pazury w ziemię, starając się pohamować gniew. Teraz siostra zacznie mu gęgać nad uchem, że był wadliwy? Jeszcze zakaże mu w ogóle myślenia, tak jak to zrobiła ich matka. Czasami widział, że były podobne, ale sądził, że Mgiełka była mądrzejsza od niebieskiej!
- Gadasz jak matka! Nie rozumiecie mnie! Ciągle tylko wytykacie moje błędy i marudzicie. No dobra... Przyznaję. Nie jestem dobrym partnerem, ale gdyby jej się to nie podobało, to by mi powiedziała! A klei się do mnie jak rzep do ogona. Nie wiem czego ode mnie chcecie... - prychnął oburzony. - Ja nie umiem być takim "wymarzonym" przez was bratem czy synem. Nie wiem, nie potrafię. To po prostu ja. Tak działam, tak myślę i nie potrafię nic z tym zrobić - wyrzucił z siebie, bo naprawdę to wszystko go bardzo irytowało i czasami nie dawał rady po nocy spać. Chciały innego syna, innego brata. Wciąż wytykały mu błędy i to, że zachowuje się nieodpowiednio. Najlepiej jak gdyby im przytakiwał, modlił się do Klanu Gwiazdy i był słodkim, niewinnym bachorem, który liże im tyłki! Nie zamierzał tak nisko upaść! Miał swój honor!
Siostra westchnęła, opuszczając łeb.
- Nie musisz być nikim "wymarzonym" jak to powiedziałeś, mam wrażenie, że masz problem z funkcjonowaniem w społeczeństwie. M-mogę ci wyjaśnić co nieco, ale nie jestem w tym jakaś dobra! - zaproponowała.
Miał problem? Położył po sobie uszy, bo to brzmiało... Źle. Nie był żadnym wariatem! Dlaczego mu to sugerowała? To, że odbiegał od normy, było złe? To, że miał inne poglądy, już go dyskwalifikowało z rodziny? Nie zdziwiłby się, gdyby matka go wydziedziczyła. Zostałaby wtedy Mgiełka, która na pewno nie zawiodłaby jej oczekiwań. Gdzieś jednak w tyle głowy usłyszał głosik, że może jednak warto było posłuchać siostry? Ona jakoś nie miała tylu problemów co on. Wszyscy ją lubili i świeciła jasno niczym gwiazda. Czy czuł się zazdrosny z tego powodu? Możliwe.
- Dobra. Możemy tak zrobić, ale... Ale nie mów o tym nikomu! - burknął pod nosem, nie wierząc, że się na to zgodził.
<Mgiełko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz